Tak Marzenko, coś w tym jest.
Nasze cierpienie, nasz ból rozłozył się w czasie chyba, bo obie wiedziałysmy co oznaczaja przerzuty. Ja właśnie dzisiaj sobie dopiero uświadomiłam w jakim byłam stanie przez ostatni rok. Wcześniej tez były stresy związane z operacja płuca, czy chemią, ale wtedy jeszcze była NADZIEJA i ona mnie napedzała pozytywnie. W sierpniu rok temu pojawiły sie pierwsze objawy przerzutów do mózgu - teraz to wiem, wtedy zwalałam na karb wczesniejszej cięzkiej operacji wymiany biodra. Natomiast od października zyłam juz z wyrokiem - meta do OUN. To był permanentny, ciągły stres. Taki stres przez 24 h na dobę, bez światełka w tunelu, bo nadziei już nie było, chociaz jej sikierka zawsze się tliła.
Dopiero sobie uświadomiłam jak zyłam od tego października. Codzienne szloch w poduszję, ciągla obserwacja Taty, ciągłe czytanie w necie. najważniejszy był Tato. Przemieniłam się we wrak człowieka, taki zywy trupek, bylam non stop smutna, zaryczana (ale nigdy przez Tatą), zestresowana, poddenerwowana, nawet zła na moich współpracowników kiedy np. zbyt radośnie zachowywali się w pracy. Beształam ich, byłam niemiła, zła, że są szczęśliwi. Bo ja znając rokowania i "ów wyrok" juz wtedy pogrązyłam się w żałobie. Przestalam o siebie dbać, chodzić do fryzjera, zajmowac się sobą...
Nie, absolutnie nie żałuję, że bylam skupiona tylko na Tacie, bo inaczej sobie tego nie wyobrażam, ale te rozmyślania przyniosły mi myśl, ze ja od października bylam po prostu w żałobie. Mimo, zew tata żył. Byc może, będąc teraz na skraku wyczerpania nerwowego i fizycznego, po prostu organizm osiagnął już dno i więcej nie mogę sie denerwować. Nie mam juz po prostu siły... stąd być może właczył sie mechanizm obronny mojego organizmu, ktory powiedział STOP - przekroczylaś granice, wylałaś juz morze łęz, siły na kolejna rozpacz teraz juz nie ma...
Tak sobie tlumacze marzenko troche ten mój spokój i swoistą rodzaju ulgę, że tatuś nie cierpi, że ja nie muszę patrzec na Jego ułomności, wyjąc z bezsilności....:(
No, albo tatuś mój kochany, przedsięwziął jakieś kroki i dał mi SPOKÓJ I WYCISZENIE...
Zobaczymy co czas pokaże, czy się odblokujemy?
PS. u nas Marzenko dzisiaj minął tydzień...:(