Wczoraj wizyta u pani prowadzącej. Sprawdziła czy opuchlizna to przypadkiem nie zbierający się płyn. Muszę Wam powiedzieć, że było to dość bolesne doświadczenie. Ale po męczarniach, okazało się, że to TYLKO opuchlizna!!! I że trzeba cierpliwie czekać aż sama zejdzie. Bardzo, bardzo, bardzo się ucieszyłam, że nic się tam nie zbiera. Co chyba oznacza, że wszystko dobrze się goi.
Ponadto, dostałam zlecenie na zastrzyki, które mają poruszyć te moje oporne nerwy. Jestem już po dwóch. Coś tam się zaczyna dziać. Czuję takie śmieszne mrowienie. Pani kazała też ćwiczyć "dziobki"
Jutro zdjęcie szwów. Zobaczymy jak będzie. Trochę boję się bólu ale w porównaniu do wszystkich doświadczeń, pewnie jakoś to zniosę.
Dziękuję Wam wszystkim! Zapytam na pewno o tą maść na blizny. I niestety czeka mnie przeprawa o zwolnienie bo lekarze są dość oporni. Ale jakem Killerka i Twardzielka, będę walczyć. Nie wyobrażam sobie jeszcze powrotu do pracy.
Wczoraj miałam jakieś straszne załamanie. Płakałam pół wieczoru bez większego powodu. W zasadzie, bez powodu. Chyba po prostu puściły wszystkie nerwy. Z całego okresu. Do tej pory nie płakałam ani razu - po prostu trzeba było walczyć! A wczoraj... sama nie wiem...
Ale dziś już jest dobrze. Zaryzykowałam nawet wizytę w księgarni ale szybko wyszłam - jeszcze za mało sił.
Ciągle problemy z jedzeniem, ale radzę sobie. Wszystko jest miękkie, płynne i w małych porcjach. Moja Mama jest po prostu niezastąpiona w wymyślaniu jedzonka.
Dam znać jutro - po szwach.
Buziaki wszystkim!