Mój mąż ma to gdzieś,on wychodzi do pracy wcześniej i to ja przekazuję dzieci teściowej i je odbieram i ja wysłuchuje pretensji.Mam to gdzieś,nie będę się nikogo prosić,
Ale ja nie mówię abyś rozmawiała w momencie wychodzenia do pracy/przekazywania dzieci.
Niedziela, wolne popołudnie. Zapraszasz teściową na kawę, bierzesz męża, siadacie i rozmawiacie.
mówisz: jest tak i tak, potrzebuje pomocy. Kwestia opieki nad dziećmi. Ty kochanie nie zgadzasz się na opiekunkę, Twoja mama nie wyraża chęci opieki nad wnukami, ma do mnie pretensje - jak zatem rozwiązemy NASZĄ sytuację, bo dzieci SĄ WSPÓLNIE I SĄ CZĘŚCIĄ RODZINY, a my jesteśmy małżeństwem, zatem jako żona oczekuję od ciebie wsparcia.
I czekaj, co powiedzą.
Nie tak nie można myśleć. Ty nie prosisz się, ty walczysz o siebie i o swoje prawa - do odpoczynku, do odreagowania, do zastanowienia się, po prostu do bycia sobą. Macie wszyscy ciężką sytuację ale jak widzę wszystko jest zwalane tylko na ciebie. Trochę altruizmu dziewczyno. Trzymam za ciebie kciuki.
Pozdrawiam serdecznie
_________________ Niech nasza nadzieja będzie większa od wszystkiego, co się tej nadziei może sprzeciwiać.
Kwestia opieki nad dziećmi rozwiązana,wzięłam wolne w pracy na około 2 miesiące.Tata już tylko leży,nie je,nie wstaje.Ja nie wiem jak Wy to przeżyliście bo moje serce rozpadło się na 1000 kawałków. Nie mogę na to patrzeć czuję straszny rozdzierajacy ból.
Ja nie wiem jak Wy to przeżyliście bo moje serce rozpadło się na 1000 kawałków.
Tak samo jak Ty, rozpacz, ból, łzy, złość, wszystkie uczucia nami rządziły ale co można zrobić?, nic, wstawać mimo, że padamy fizycznie i psychicznie i robić wszystko żeby ta nasza najbliższa osoba nie cierpiała, nie czuła się samotna, nie bała się i masę innych rzeczy.
Każdy z nas tak samo cierpiał/cierpi jak Ty, chyba że ma się serce z kamienia albo bardzo silną psychikę i potrafi się podchodzić to takich spraw zadaniowo wyłączając uczucia.
etm35,
Nie wiem czy naszej historii nie użyłam tego samego zwrotu. Sercd się kraje. Tata dawniej jak stal, nie do zdarcia nagle stał zależny od nas. Od tego czy ktoś mu coś poda, wytrze nosek. Ajj poryczałam sie.
Najgorsze przed Tobą, ale dasz rade. Siły przyjda.
_________________ Co Cie nie zabije to Cie wk....zdenerwuje...
Moja sytuacja jest niestety dużo gorsza z uwagi na to, że tak jak już pisałam wielokrotnie tato miał szansę a przeze mnie ją stracił.I błagam nie piszcie,że to nie moja wina, bo to jest moja wina.Teraz tylko kwestia czy będę potrafiła się z tym uporać. Nie ma minuty żebym o tym nie myślała.
To nie ma sensu żebyśmy Ci to ciągle powtarzali bo to siedzi w Twojej głowie i sama musisz sobie to wytłumaczyć, że co byś nie zrobiła, jak i każdy z nas na tym forum, jakąkolwiek decyzję by nie podjął to każda jest zła, każda bo w większości przypadków jak postawi ktoś diagnozę Rak i jest ona zaawansowana (u Twojego taty tak było) to czy będzie operacja czy nie będzie, czy podadzą chemię, radio, czy nie to pacjent niestety skazany jest w większości przypadków na niepowodzenie.
Póki tego sobie nie uświadomisz to będziesz ciągle się winić a robisz to niesłusznie ale Twój wybór, my tego nie zmienimy.
Cytat:
Moja sytuacja jest niestety dużo gorsza
Nie licytuj się z nami kto ma gorzej, kto lepiej, każdy bez wyjątku jak ma chorą osobę pod opieką, chorą śmiertelnie to tak samo cierpi, tak samo ma problemy, wszystko jest tak samo, tylko jeden jest silniejszy i daje radę, drugi słabszy i wszystko go przytłacza ale każdy etm35,
cierpi bo opiekuje się, walczy i nierzadko traci kogoś kto był dla tej osoby kimś ważnym.
Nie porównuj kto ma lepiej a kto gorzej bo nie znasz wszystkich naszych sytuacji i dla niektórych osób na forum Twoje słowa mogą być mocno krzywdzące i napisałam to bo wiem po sobie co przeszłam podczas choroby w mojej rodzinie i każdy tutaj przeżył nie mniejszą traumę.
Nikt nie ma lepiej/gorzej każdy walczy i każdy cierpi.
Przepraszam,chodziło mi tylko o to,że ja muszę walczyć jeszcze z własnymi wyrzutami sumienia, nie chciałam porównywać absolutnie skali naszych cierpień.
Wyrzuty sumienia... Z tego trzeba sie wyleczyc/ nie dac im zdominowac swojej psychiki. Myslisz, ze nikt z nas nie ma sobie choc jednej decyzji za zle? Nie jestes jedyna. Uwazasz, ze zle pokierowalas Taty leczeniem, masz prawo do wlasnego osadu. Czy w glebi serca uwazasz, ze Tato gdyby byl zdrowy to mialby do Ciebie pretensje ? Wokol Twojego Taty byli lekarze, ktorzy podejmowali decyzje. Bez urazy, ale nie jestes w stanie zmusic lekarza, zeby zrobil cos z czym absolutnie sie nie zgadza. Jesli wolisz samobiczowanie to Twoja wola.
Marzusienko u nas była kwestia doboru lekarzy, tata chciał inaczej a ja narzuciłam mu swoje,jak czas pokazał,dramatyczne w skutkach decyzje.Teraz już wiem,że mogliśmy trzymać się od początku lekarza,który chciał przeprowadzić operację. Czy to samobiczowanie pewnie tak,ale ja teraz gdy jest już za późno usłyszałam od kilku lekarzy,że dało się wykonać operację z dużą szansą powodzenia.
Moze tak, a moze nie. Teraz to nic nie zmieni. Jest takie powiedzenie, ze jakby czlowiek wiedzial, ze sie przewroci to by sie polozyl. Nie zrobilas nic ze zlej woli. Jaka jest nasza sluzba zdrowia kazdy wie. A moze chwile przed operacja by sie wyniki pogorszyly i by ja odwolali, a moze by sie powiodla, albo nie, a moze juz by nie bylo z nami Twojego Taty. Nie mozesz tego wiedziec. Skad przekonanie, ze to byly zle decyzje? No i ostatecznie nie tylko Twoje, bo przeciez mogl sie z Toba nie zgodzic. Gdzie byli Ci lekarze, ktorzy chcieli przeprowadzac te operacje jakbyla mozliwa? Po fakcie moga powiedziec wszystko...
Do pierwszego nie wróciliśmy po chemii ponieważ uznałam, że lekarz współpracujący z ośrodkiem,w którym tata brał chemię będzie lepszy, do dwóch innych trafiłam już w momencie jak było za późno. Tata ma strasznie dziwne oczy takie obłąkane,podkreślam,że nie przyjmuje żadnych leków.Chyba powoli to ja zaczynam wartość.Czuję się jakby to wszystko mi się śniło,jakbym grała w jakimś thrillerze.Nie mogę spać,mam koszmary jak tylko zamknęła oczy i od razu się zrywam. Cały czas widzę "te oczy",które nie są oczami mojego taty.
[ Dodano: 2017-05-22, 00:53 ]
Przepraszam nie "wartość" a "wariować"
Wydaje mi się, ale mogę się mylić i bardziej doświadczeni forumowicze mnie poprawią, że gdy lekarze mówią, że najpierw chemia potem operacja, to guz nie jest do końca resekcyjny. Tzn. lekarze liczą na to, że dzięki chemii guz się zmniejszy i dopiero wtedy będzie się nadawał do operacji. Nie widzę innego powodu, aby osłabiać organizm przed ciężką operacją chemią, która de facto jest toksyczna dla organizmu, skoro można od razu przystąpić do operacji. Więc to jest takie gdybanie, co by było gdyby. Lekarze często lubią mówić, że gdyby się do nich przyszło wcześniej, to może byłaby jakaś szansa na wyleczenie. To zawsze boli rodzinę, która nie może sobie potem wybaczyć. Lekarz zawsze Ci powie, że przecież ,,rak to nie wyrok", jak np. w wypadku raka trzustki, a jednak trudno spotkać chorego, który ,,wyszedł" z raka trzustki, szczególnie w Polsce. Myślę zatem, że temu pierwszemu lekarzowi do którego trafiliście chodziło o to, żeby Tata poddał się najpierw chemii, a ewentualnie jeżeli chemia zadziała, będą w przyszłości jakieś szanse na operację. Nie znaczy to, że by ją ostatecznie przeprowadził. Do tego jest na tym forum grono osób, które zakwalifikowały się na operację, a po ,,otwarciu" lekarze stwierdzili, że zmiany są już byt zaawansowane. Więc kompletnie nie rozumiem, gdzie tu jest Twoja wina? Nie jesteś ani Bogiem, ani nawet lekarzem, tylko przerażoną córką, która musi sobie radzić sama z wieloma trudnymi rzeczami, mając do tego małe dzieci, które wymagają ciągłej opieki.
_________________ Mamuś- rak przewodów żółciowych, trzy tygodnie walki od diagnozy
Mamuś- kocham Cię
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum