W zasadzie powyżej napisano wszystko co myślę, że jeszcze dopiszę. Rozumiem Cie etm, ja tez mam takie zajawki, że jak to, ja jestem taka biedna obciążona, w depresji, w lęku, samotna itd a inni się nie przejmują.....ale to nie tak do konca. Każdy z nas dostał życie i ma prawo przeżyc je jak uważa i chce. To nasze prawo. Nawet Twoje i moje- dzieci chorych rodziców.
Ja sama wychowuję małe dziecko, moja siostra mieszka daleko i ma jeszcze mniejsze dziecko. Był czas, że czułam żal, że ona była u mamy dwa razy w przeciągu 8 miesięcy a są dni, że w ogóle nie dzwoni do mamy - a mama spragniona kontaktu bo tam drugi mały wnuczek. Ale machnęłam ręką - jej sprawa, jej życie.
Moja mama jest w hospicjum, kiedys sama mi powiedziała, że muszę dbac o siebie i o swój związek (który świeżo się wykluwa
). Wiele myslałam na ten temat. w praktyce wygląda to tak, że priorytetem są: praca, dziecko, mama (kolejność przypadkowa). Ja nie mam na razie życia w sensie własnych zajęć, przyjemności, itd. W pracy moja sytuacja jest znana, doistaję wpsółczucie, czasem przyzmykają oko na moje zwalnianie się, czy szereg wykonywanych telefonów, ale praca to praca, obowiązuje jakaś umowa, no a problemy ma każdy takie czy inne. Staram się pracy nie zawalać, to moje jedyne źródło utrzymania, a od czasów rozwódu i traumy z tym związanej, chcę być samodzielna i nie uzależniać się od nikogo.
Co do opieki nad dzieckiem, kombinuję jak mogę, w tym zakresie mam ogromne wsparcie partnera.
Też dostawałam sygnały, że w tej sytuacji moje dziecko powinno zrezygnowac z takich czy innych zajęć, ale uznałam, że to nie ok, nie fair, a moja głowa w tym jako rodzica, aby wszystko ogarnąć. To jego życie i ma pełne prawo z tego korzystać, i nie jest rola dziecka poświęcać się.
U mamy jestem codziennie, ale mam pewnie w tej sytaucjoi o tyle więcej szczęścia, że mama świadomie i zdecydowanie podjęła sama decyzzje o hospicjume stacjonarnym, a argumenty jakimi się kierowała były bardzo logiczne - że w sensie opieki "technicznej" nikt się nią tak dobrze nie zajmie, a w domu i tak byłaby większośc czasu sama - nasza szkoła, praca, itd.
Trudne to są tematy niestety, na ile możemy sobie pozwolić na normalne życie, na ile pozwala nam na to psychika. Mnie siadła ona bardzo, co osbija się na relacjach związkowych, z dzieckiem, itd - nie mam na nic siły, chęci, niewiele mnie cieszy.
Ale życie toczy się dalej, jak tu zostało powiedziane i serio uwierz - to nie tylko Twoja obserwacja - w takiej sytuacji najbardziej zaangazowane są dzieci, a dlasza rodzina czy znajomi już tego tak nie czują. Poza tym ludzie przyzwyczajają się do wielu rzeczy.
Twój tato dla Twojej teściowej jest obcy w gruncie rzeczy, a dzieci, cóż, może ale nie musi pomóc w opiece.
Nie ma innej opcji - przedszkole? Czy masz malutkie dzieci? Może opiekunka? Aczkolwiek raczej starałabym się tutaj dzieci na bok nie odsuwać, one się rozwijają, kontakt z rodzicem jest b.ważny.
Czy teraz jest naprawdę konieczność, abyś cały czas była w domu z tatą? Czy obecność mamy nie wystarcza? a może do spółki z mężem, rodzeństwo?
Co do zachowań taty, no cóż, nie jest dzieckiem. Może jest konieczna bardzo rzeczowa rozmowa z nim, że dzieje się z nim to i to i jest niezbędna opieka hospicjum, ponieważ może wydarzyć się to i to, a zwrócenie się do specjalistów jest wyrazem troski i mądrości a nie znieczulicy.
A może zaprosić dobrego psychologa aby z nim pogadał? wiesz na zasadzie - przychodzi do Ciebie znajomy na kawę, zapraszasz też tatę? może tacie trzeba przedstawić Wasz punkt widzenia, to co dzieje się z Wami? tato, mam obawy, że..........czuję się tak i tak, gdy Ty.......itd?
etm wiem jedno, o siebie musisz dbać, to mniej więcej to samo, co w katastrofie lotniczej, najpierw maskę tlenową zakłada się sobie.
Łączę się z Tobą w tych wszystkich uczuciach, bądź silna!