Mówisz miły Gazdo,że jesteś sam z córką i masz sporo zajęcia.Żeby potrzymać Cię na duchu,napiszę jak ongiś było w mojej rodzinie.Dla niezorientowanych napisze,że w PRL były urlopy wychowawcze.Płatne.Dla osób samotnie wychowujących dziecko podwójnie płatne.Nie miało znaczenia,które z rodziców z nich korzystało.Trwały bodajże 2 lata,ale nie dłużej jak do 4 roku życia dziecka.Można je było wziąć w ratach,ale po urlopie macierzyńskim.Po urodzeniu w 1975 starszej córki ja byłam na takim urlopie.Potem wróciłam do pracy na 6 godzin tzn.3/4 etatu,godziny były ruchome w opcji od 6 rano do 8 rano plus 6 godzin pracy.To było dość popularne rozwiązanie dla matek małych dzieci.
Teraz część druga.W 1983 roku urodziłam drugą córkę i po urlopie macierzyńskim wróciłam na pełny etat do pracy.Na wychowawczym został mój mąż,a ojciec naszych córek.Wykorzystał cały przysługujący mu urlop.Zajmował się staniem w kartkowych kolejkach,praniem pieluch -nie było pampersów,prasowaniem
i tym wszystkim czym zajmować się należało.Gotowaniem również.Chodzeniem do lekarzy też.I pewnego ranka stwierdził,że każdy ojciec powinien obowiązkowo być na takim urlopie,tak przez kwartał i w rodzinach byłoby super.Dodam,że na działce po moich dziadkach w tym samym czasie zbudował dom jednorodzinny.Od momentu załatwienia w urzędach-jeżdził tam z dziećmi,po ostateczne odbiory w roku 1985.Kasa była za sprzedane działki budowlane,a żeby już budowę zakończyć (tzn.podłogi itp.)to w roku 1987 pojechał jako marynarz na 9 miesięcy w morze.I pracę zakończył po 20 latach pływania jako I mechanik.Bardzo Go za to kochamy i szanujemy,tym bardziej,że teraz jest już bardzo schorowany.
Acha,z zasiłku ,który dostawał każdy będący na takim urlopie opłacało się wszystkie rachunki, pensja drugiego rodzica starczała na życie i zakupy,typu środki czystości.Dodam,ze skromne,ale nam to wystarczało.
Pozdrawiam Cię Gazdo serdecznie