Pomóżcie!
Moja mama dzisiaj bardzo śpiąca, ciągle przysypia, zdarzyło się nawet że zasnęła na toalecie??? zastanawiamy się co się dzieje i czy trzeba szybko interweniować??? Mama ostatnio tak 2 razy zwymiotowała, teraz ta senność.... Dzisiaj rano czuła się źle, trudno jej się oddychało, cały dzień utrzymuje się senność... :(, co robić ??? jechać czym prędzej na ostry dyżur??? a może to normalne przy zaawansowanym nowotworze??? we wtorek mamy się zgłosić na oddział w celu ustaleniu programu leczenia :( mamy zapisaną radio i chemioterapię :(
I co z mamą? W takich stanach, jak są mocno dla Ciebie niepokojące to jak jest się pod opieką HD to w pierwszej kolejności dzwoni się do lekarza lub pielęgniarki a jak nie mamy opieki HD to nie ciągaj mamy na SOR tylko wzywaj pogotowie.
Dziękuję Wam bardzo za rady, tata zawiózł mamę na pogotowie, tam lekarz osłuchał ją, zmierzył ciśnienie, nie stwierdził nieprawidłowości ale na wszelki wypadek wypisał skierowanie do wrocławskiego szpitala w którym leżała i do którego ma się zgłosić we wtorek na rozpoczęcie leczenia, ma tam zaleconą radio i chemioterapię... nie dotarliśmy tam jednak, mama pakując się do wrocławskiego szpitala zwymiotowała i poczuła się znacznie lepiej... odczekali z tatą dłuższą chwilę, mama stwierdziła żę senność i złe samopoczucie ustąpiły i że nigdzie nie jedzie, że zostanie w domu a jak się znów coś zacznie dziać bardzo niepokojącego to wtedy tata ją zawiezie, nie wiedzieliśmy czy ją zmusić, ale ulegliśmy jej, przekonywała nas że w weekend to w szpitalu i tak nic jej nie zrobią i że przecież do wtorku, kiedy ma się zgłosić na oddział już bardzo blisko, no i że przecież czuje się już dobrze, że chce jej się trochę spać, ale może to pogoda, może po prostu jest trochę zmęczona, przecież jest w końcu chora.... patrzyła na nas błagalnym wzrokiem i ustąpiliśmy... nie wiemy czy dobrze zrobiliśmy, ale miałam w pamięci rozmowę z ordynatorem, który jak mama poczuła się bardzo źle na przepustce świątecznej a ja pobiegłam się go pytać czy ją przywieść szybko na oddział powiedział mi że to zawsze są trudne decyzje, i że czasem to rodzina musi sama zdecydować co robić,, chyba że zagrożenie jest ewidentne... tylko co jest dla mnie ewidentnym zagrożeniem życia? już sama choroba jest dla mnie zagrożeniem, zaufaliśmy tym razem intuicji bacznie obserwując co dzieje się z mamą.....
Wiem że dużą pomocą byłoby dla nas Hospicjum Domowe, ale jak dzwoniłam do okolicznego hospicjum to mi powiedzieli że jeszcze za wcześnie na ich opiekę, że oni zajmują się pacjentem jak już lekarze nie widzą szans na leczenie... także nie wiemy zupełnie co robić w takich trudnych sytuacjach, bo pogotowie, jak widać nie bardzo pomoże, na hospicjum jeszcze za wcześnie, a do wrocławia 90 km i kolejka na izbie przyjęć, nawet prywatnie trudno się z dnia na dzień umówić do jakiegoś onkologa :( bo albo weekend albo lekarz akurat w dany dzień nie przyjmuje... poradźcie gdzie Wy znajdujecie pomoc w takim wypadku gdy trudno Wam samym ocenić czy to typowy objaw postępu choroby czy coś co powinno niepokoić i skutkować wezwaniem pomocy medycznej... to tak trudno ocenić :(, a niestety dodatkowo moja mama zrobi wszystko żeby do szpitala nie pojechać, zawsze mówi że czuje się dobrze, teraz trochę narzeka na żołądek, wczoraj wieczorem też zwymiotowała.... te wymioty jej nie męczą, wydaje się że dają jej ulgę....
zastanawiałam się nawet czy mama sama ich nie prowokuje bo wymiotuje przeważnie po zażyciu morfiny, a bardzo ją męczy fakt że ją bierze, ma po niej zatwardzenia, męczy się i czasem mówi że to na pewno źle się po niej czuje, nie chce jej brać, pilnujemy żeby wzięła, to ją złości
[ Dodano: 2017-05-07, 22:19 ]
Chciałam Was jeszcze zapytać o dwie terapie: o hiperterapię ogólnoustrojową i o terapię ukierunkowaną molekulanie??? To terapie polecane przez lekarzy onkologów??? Bo szukamy wszystkich możliwości, nawet płatnych :( Wiecie gdzie można poddać się takiej terapii??? Czy można korzystać i z radio i chemioterapii i tych dwóch nowoczesnych terapii razem, czy się wykluczają???
Kingus, hipertermia jest stosowana łącznie z innymi typami leczenia, jako samodzielna terapia może nie mieć sensu. Aby stosować leczenie ukierunkowene molekularnie trzeba mieć cel molekularny (mutację w okreslonymi genie, białko fuzyjne, itp.).
Kingus, najpierw porozmawiajcie z lekarzem prowadzącym. Myślę, że do oceny czy warto robić testy molekularne trzeba by najpierw wyjaśnić czy jest to rak gruczołowy, czy inny - a to jest pytanie do patomorfologa.
Kingus,
Hospicjum obejmuje opieką osoby u których jest leczenie paliatywne lub leczenie zostało całkowicie zakończone.
Jeżeli widzisz, że jakieś objawy są mocno niepokojące to albo wzywasz lekarza rodzinnego pod którego mama podlega albo wzywasz pogotowie. Musisz się również nastawić, że w tej chorobie stan pacjenta jest bardzo zmienny i różne dolegliwości mogą występować, nauczysz się z czasem kiedy potrzebna jest pilna reakcja lekarza a kiedy można poczekać.
Jeżeli mama będzie często wymiotować to poproście lekarza o leki hamujące odruch wymiotny.
Witajcie, mama dzis pierwszy dzien na oddziale klinicznym, w czasie pierwszej wizyty lekarza prowadzącego moja.siostre zdziwilo zainteresowanie lekarki dawka morfony którą bierze moja mama, powiedziala ze zmieni.dawke na.znacznie mniejsza, mojej siostrze nie dawalo to spokoju, zaczela przegladac wypisy i lekarstwa, okazalo sie ze lekarka wypisujac moja mame poprzednio ze szpitala w wypisie zapisala doltar 10, a na recepcię napisala doltar 100 (dzwoniłam.do.apteki wyjasniac czy oni popelnili błąd czy lekarka, w aptece twierdza ze recepte maja na 100) mama brala taka dawke.przez 2 tygodnie,masakra 😞 pewnie dlatego tak.nam.zasypiala ostatnio na stojaco , wymiotowala czasem 😢 powiedzcie co teraz? Czy taka dawka mogla pogorszyc jej stan? Mogą wystapic jakies powiklania po takiej dawce ? Ratujcie, bo boimy sie ze lekarze beda udawac ze nic sie nie stalo bo to ta sama placowka w ktorej popelniono błąd 😞
wypisie zapisala doltar 10, a na recepcię napisala doltar 100 (
Mama miała zalecenie
Cytat:
Doltrad 10mg 2x 1 tabletka
Straszna pomyłka, nie powinno to się wydarzyć.
Kingus napisał/a:
Czy taka dawka mogla pogorszyc jej stan?
Stan mamy pogorszył się w ten sposób, że mama miała "odloty", była na pół przytomna, czy wymioty też mogły być tym spowodowane.
Leczenie tego typu lekami zaczyna się od mniejszych dawek a z czasem można zwiększać, mama dostała od razu dawkę uderzeniową.
Najważniejsze, że zostało to zauważone i pewnie teraz będzie już lepiej.
Moja mama już dzisiaj nieco lepiej wygląda i nieco lepiej się czuje... chciałam Was zapytać czy można stwierdzić jak długo w organizmie utrzymuje się taka duża dawka morfiny jaką mama dostawała przez te dwa tygodnie??? :( Strasznie nas to martwi że musiała się męczyć przez ten błąd lekarza :(, że te dwa tygodnie w domu zamiast spędzić spokojnie, w pełni sił, to czuła się źle, jesteśmy wściekli na tego lekarza .... Nie chcemy tracić energii na zgłaszanie skarg itp., ale oczekiwalibyśmy chociaż rozmowy w tej sprawie, przeprosin i wyjaśnień jak to wpłynęło na kondycję mamy :(
U mamy w porządku. 10 maja zaczęła pierwszy cykl chemioterapii (cisplatyna, navirel), miała po niej lekkie mdłości i zaczerwienienie na twarzy, ale nie wymiotowała, apetyt miała umiarkowany... oczyściła się już z tej omyłkowo zapisanej dawki morfiny i czuje się już znaczniej lepiej, ma dużo energii i siły , w środę dostała dolewkę chemii i od wczoraj jest już w domu, mówi że czuje się dobrze.... wygląda dobrze...
Trochę nam schudła, waży 47 kg i to nas teraz martwi... czy oprócz nutridrinków są jeszcze jakieś środki żeby nam już nie leciała z wagi??? Bo je dużo jak nigdy wcześniej, przestała palić papierosy a niestety chudnie , nie ma zapasów więc niepokoi nas to
Mam też prośbę o radę, co zrobilibyście na naszym miejscu, bo same nie wiemy :(
Chodzi o lekarza mamy, lekarka, którą teraz moja mama dostała jako lekarza prowadzącego na oddziale klinicznym to lekarka z którą nie możemy się dogadać, a raczej lekarka z którą nie mamy szansy pogadać, do mamy przychodzi, rozmawia z nią, wprawdzie krótko ale konkretnie, jak my próbujemy z nią porozmawiać, zapytać o szczegóły, o leczenie, to albo mówi że nie ma czasu albo jakby nas nie słyszała wychodzi.... za pierwszym razem jak nas tak potraktowała to ze zdziwienia z siostrą zamarłyśmy... (obie jesteśmy upoważnione do pozyskiwania informacji) nie mamy zastrzeżeń do jej kompetencji, nie znamy się na tym, ale chyba mamy prawo zapytać ją jako lekarza prowadzącego o to co podają mamie, co planują itp. a może takich informacji udziela tylko ordynator szpitala a lekarz prowadzący nie musi, nie ma czasu lub nie jest upoważniony, no same nie wiemy.... zastanawiamy się nawet czy nie prosić o zmianę lekarza prowadzącego...
Nie mamy jakoś szczęścia do lekarzy, na poprzednim oddziale mama miała przesympatyczną lekarkę, która zawsze miała czas na rozmowę, wszystko wyjaśniała, rozumiała, ale tak się pomyliła wypisując receptę na morfinę że mama przez 2 tygodnie była półprzytomna, teraz trafiła nam się lekarka z którą rozmawiać się nie da, i albo jest niewychowana, albo sama nie wiem co, ale traktuje rodzinę chorego jak intruzów... :( liczymy że zna się na tym co robi i że walczy o pacjenta :( ale zastanawiamy się czy prosić o zmianę lekarza, bo choroba nowotworowa wymaga leczenia ciała ale ogromne znaczenie ma też to jak pacjent jest traktowany i czy czuje wsparcie lekarza :( tak łatwo sprawić żeby pacjent stracił nadzieję....
Jedyne czego mi się udało dowiedzieć od tej lekarki, to to że rak płuc to choroba nieuleczalna!!! Że nadziei na wyleczenie z raka płuc nie ma .... a pacjentowi o tym się nie mówi bo by nie walczył....
:(
Wiem że choroba mamy jest zaawansowana, że dobrze nie jest... ale nawet ja ze świadomością fazy tej choroby, ze świadomością rokowań, statystyk, nie pozwalam zgasnąć nadziei że jednak się uda... i nie chce żeby ktoś zgasił nadzieję w mamie..... ona nie zna statystyk, nie wie że choroba jest aż tak bardzo zaawansowana.... wierzy że wyzdrowieje....
A jedno zdanie naszej nieobliczalnej Pani dr ... i sytuacja może się zmienić....
Kingus ciężko tu coś poradzić bo w sumie zawsze życzymy sobie żeby lekarz miał choć trochę empatii i wczuł się w sytuacją pacjenta i rodziny z drugiej strony najważniejsza jest jednak jego kompetencja.
Kingus napisał/a:
rozmawia z nią, wprawdzie krótko ale konkretnie,
Z tego co piszesz ta lekarka jest kompetentna czy macie tu wątpliwości? Jeżeli tak to oczywiście można o tym z ordynatorem porozmawiać trudno mi jednak ocenić czy będzie to miało jakiś wpływ na zmianę lekarza ale może wpłynie na tą panią?
Kingus napisał/a:
jak my próbujemy z nią porozmawiać, zapytać o szczegóły, o leczenie, to albo mówi że nie ma czasu albo jakby nas nie słyszała wychodzi.
Macie prawo do wiadomości o stanie zdrowia mamy i już. Może warto iść do tej lekarki na jakiś umówiony Termin i wyjaśnić sprawę? Poza tym możecie też określić zasady co mówicie przy mamie a co nie. Jeżeli to nie poskutkuje zostaje tylko droga do przełożonego tej pani doktór.
Kingus napisał/a:
Jedyne czego mi się udało dowiedzieć od tej lekarki, to to że rak płuc to choroba nieuleczalna!!! Że nadziei na wyleczenie z raka płuc nie ma .... a pacjentowi o tym się nie mówi bo by nie walczył....
To prawda połowiczna. Rak płuc odkryty w wczesnym stadium, bez przerzutów i odpowiednio leczony (resekcja całkowita) może być całkowicie wyleczalny. Natomiast późniejsze stopnie zaawansowania mają złe rokowania.
Z tym walczeniem to też jest prawda połowiczna - chory może, czy nawet powinien walczyć gdy są szanse - nawet na remisję, natomiast gdy leczenie radykalne zostało zakończone trzeba pomyśleć nie o walce lecz o polepszeniu komfortu życia.
Ale to ta pani doktór musi przecież wiedzieć...
Pozdrawiam serdecznie
_________________ Niech nasza nadzieja będzie większa od wszystkiego, co się tej nadziei może sprzeciwiać.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum