Badanie PET jest nie osiągalne dla mnie jak i wcześniejsze badanie TK ponieważ lekarz stwierdził że nie ma wskazań aby badanie robić wcześniej.
Idź koniecznie do innego lekarza! Z płucami nie należy zwlekać aż guzki dorosną do kompetencji jednego lekarza!
U mnie podany przez Ciebie link nie działa :(
Pozdrawiam,
Mrakad
Witam serdecznie
Konsultowałam się z pulmologiem oraz uzyskałam opinie od dwóch lekarzy torakochirurgów
podaję teraz link prawidłowy, myślę że po wprowadzeniu w temat będzie wiadomo o co chodzi
http://www.forum-onkologi...c.php?p=1201&si
pozdrawiam Grażyna
przepraszam ten link też nie działa nie wiem co się dzieje postaram się przesłać odpowiedni
dziś była u taty lekarka pierwszego kontaktu i po naradzie z mamą ale w obecności taty i z jego udziałem skontaktowały się z hospicjum domowym. Tata nie jest leczony onkologicznie gdyż jego stan na to nie pozwala, na wypisie ze szpitala ma skierowanie do poradni opieki paliatywnej. Coraz gorzej kaszle, w zasadzie nie je, co gorsza odwadnia się i pojawiają się problemy z nerką. Uznałyśmy, że bardziej fachową pomoc i opiekę dostanie/(my) od lekarzy i pielęgniarek które znają problemy onkologiczne na wskroś. Będzie też pewnie potrzeba dobrego ustawienia przeciwbólowych. A tata stwierdził - zapisałyście mnie do tej umieralni
Nie wiem jak sobie radzić, z jego buntem i wściekłością. NIe odzywa się do nas. My już też powoli przestajemy mówić bo widać że tylko go wkurzamy. Schodzimy mu z drogi jak można zatem leży sam i tylko zaglądamy co i raz czy nie podać pić, czy nie dzieje się nic ze stomiami, czy nie ma gorączki.
Nie umiem znalezc drogi do niego. Wiem jak bardzo mu zle i nie widze sposobu aby przyniesc ulge.
_________________ *Jedno tylko jest w tym dobre - rzuciłam palenie*
SZARAIWKA... może Twój tata to typ taki jak moja mama - trzeba twardo i boleśnie żeby wzbudzić jakieś "ludzkie" uczucia. Pisałam już o mojej mamie w tym dziale- w temacie o przerzutach... Nie chcę się powtarzać. Mama nie raz dała mi w kość aż usłyszała kilka twardych slów , dla niektórych cieżkich do przetrawienia i obrała zupełnie inną postawę.
MARKAD- spojżałeś kiedys na swoje stanowisko z prespektywy rodziny? Nie sądze. Jak do tej pory przeczytałam kilka Twoich postów i az sie w emnie gotuje...
Powiem Ci tak- o mojej mamie napewno czytałes- jej starsza siostra tez ma amputowaną pirś i narzady kobiece, moi dzadkowie zmarli równiez na raka (nie wiem dokładnie co rak zaatakował...) Mam przyjaciółkę która w wieku 28 lat dowiedziała sie będąc w ciąży ze prawdopodobnie zostało jej pół roku życia (na całe szczęście czerniak zaczoł się cofać ale pokazało sie jakies dziadostwo w piersi- w tej chwili nie wiem jakie sa rokowania- a już było dobrze...) Na około mnie jest mnustwo ludzi walczących z chorobą, było mnustwo ludzi którzy tę walkę przegrali... Jak myślisz jak ja sie czuję mając guzka na piersi- chodząc z nim co rku na biopsję, po każdym badaniu np cytologia? Niby patrze tylko z boku- nie wiem czy moja mama przeżyje kolejny cykl chemioterapii, jej nikt nie powiedział jakie są rokowania...Dziś się smiała, jutro moge jej już nie miec
Twoja rodzina zapewne tak jak i ja czy też SZARAIWKA- chce być z Tobą, cieszyć się każdą spędzoną chwilą "na zapas". Nie każ nikomu stawiać sie w swojej sytuacji, to nie jest sprawiedliwe... Czasami ludzie nie bedący w Twojej sytuacji mają dużo gorszą tą właśnie sytuację- Ty wieszs co robić, czego teraz chcesz- rodzina najczęściej musi się domyślac- a niejednokrotnie dostaje po głowie za dobre ntencje...
No i znów brakuje mi słów do wyrazenia tego co we mnie siedzi
MARKAD- spojżałeś kiedys na swoje stanowisko z prespektywy rodziny? Nie sądze. Jak do tej pory przeczytałam kilka Twoich postów i az sie w emnie gotuje...
A niby czemu się w Tobie gotuje? Jak zajrzysz do statystyk tego forum i niektórych innych to się okaże, że jestem jednym z aktywniejszych uczestników. Dlatego też ostatnio wziąłem nieco na wstrzymanie i mniej piszę. Nie wiem które posty , moje tezy tak Cie zbulwersowały.
Pytasz, czy kiedydykolwiek patrzyłem na swoje stanowisko z perspektywy rodziny. Tak, całe życie tak
patrzyłem. Wszelkie moje działania były podporządkowane interesom rodziny, nie rzadko moim kosztem. Teraz w chorobie moja perspektywa uległa zmianie. Po prostu znacznie się skróciła. Pochodzisz z rodziny w której rak zebrał swoje straszliwe żniwo. Ja też, choć u mnie dotyczy to tylko lini męskiej.
Cytat:
Na około mnie jest mnustwo ludzi walczących z chorobą, było mnustwo ludzi którzy tę walkę przegrali... Jak myślisz jak ja sie czuję mając guzka na piersi- chodząc z nim co rku na biopsję, po każdym badaniu np cytologia?
Myślę, że jesteś przerażona, masz przed oczami wizję raka i sądzisz, że każde kolejne badanie to odroczenie wyroku. Ja ten etap mam już za sobą. Mam zdiagnozowanego raka, i niewesołe rokowania (ale jeszcze nie beznadziejne). Ty boisz się o siebie i o swoją mamę. Ja tylko o siebie. Ty możesz stracić osobę najbliższą, ja wszystkich i wszystko. Nie sądzę by choroba była karą. Jest to stan naturalny. Dlaczego oczekujesz ode mnie niesymetrycznej pozycji. Mam się stawiać w pozycji rodziny a oni nie muszą się stawiać w mojej. To nie fair.
Cytat:
Twoja rodzina zapewne tak jak i ja czy też SZARAIWKA- chce być z Tobą, cieszyć się każdą spędzoną chwilą "na zapas". Nie każ nikomu stawiać sie w swojej sytuacji, to nie jest sprawiedliwe...
To już mi pachnie filozofią Kalego. Sprawiedliwe by było gdybyśmy się traktowali nawzajem normalnie i uwzględniali istniejące uwarunkowania. Ty oczekujesz by chory zapomniał o swoim stanie i perspektywach. Ma udawać, że nic się nie stało i nic złego nie nastąpi.
Cytat:
Czasami ludzie nie bedący w Twojej sytuacji mają dużo gorszą tą właśnie sytuację- Ty wieszs co robić, czego teraz chcesz- rodzina najczęściej musi się domyślac- a niejednokrotnie dostaje po głowie za dobre ntencje...
Chyba tylko wtedy, gdy dochodzi do przekonania, że wie lepiej co dla mnie będzie dobre. Ja niestety nie wiem co mam robić, nie wiem czego pragnę (z rzeczy, sytuacji realnych). I co najtrudniejsze, nie wiem czy jeszcze jestem chory, czy już nie.
_________________ Tylko dwie rzeczy są nieskończone: wszechświat oraz ludzka głupota, choć nie jestem pewien co do tej pierwszej.
Albert Einstein
Witam
Szaraiwka podjęłyście bardzo dobrą decyzje,zgłaszając ojca do hospicjum domowego.
W tym momencie macie opiekę lekarza z opieki paliatywnej.
To że ojciec się buntuje,większość na początku tak robi i tak traktuje taką wiadomość a mam nadzieję ,że zmieni zdanie,że znajdzie kogoś obcego żeby z nim pogadać,żeby się otworzyć,
żeby zrzucić z siebie ten ciężar ,który na pewno go przytłacza.
Pozdrawiam
Witam wszystkich serdecznie
Bardzo proszę o pomoc nie bardzo rozumiem opisu badania , pierwsze badanie znacznie się różni od drugiego. Opis jest następujący:
W płatach górnych obszary rozedmy śródzrazikowej, w seg 6 drobne podopłucnowe zwłóknienia. W seg 9 na skanie 5/45podopłucnowy okrągły wzmacniający się guzek śr 8 mm
łączy się z gałęziami naczyniowymi, drugi śr 5mm na skanie 5/47,położony nieco niżej. Poza
tym w miąższu nie stwierdza się zmian ogniskowych litych.
Węzły chłonne wnęk i śródpiersia niepowiększone. Opłucna niepogrubiała.
To cały opis TK.
Lekarz unikał dyskretnie konkretnej odpowiedzi, ale powiedział że są dwie możliwości pierwsza to obserwacja i za 3 miesiące kolejne badanie TK a druga to operacja, wybrałam drugą myślę że to rozsądna decyzja, no i właśnie nie wiem dlaczego ,ale lekarz powiedział gdybym się nie zdecydowała na operację to on sam namawiał by mnie w kierunku operacji. Nie wiem też co znaczą dwa guzki . Termin do szpitala mam na 4 maja, strasznie się boję ciągle coś przemyślam dużo czytam w internecie , niestety same złe wieści już sobie nie radzę a do szpitala mam jechać z nastawieniem optymistycznym, niestety na chwilę obecną jestem wrakiem człowieka.
Pozdrawiam cieplutko Grażyna
Witaj Grażyna 484
Wiem ,że na tym forum to nie jesteś bez przyczyny.Czyli nowotwór albo podejrzenie o
tą chorobę.
Ale z drugiej strony, co by to nie było, to jest to bardzo wcześnie zdiagnozowana choroba.
Wczesna diagnoza to 90% sukcesu i tym się należy cieszyć,o ile w tym przypadku można się cieszyć.
Pozdrawiam
MARKAD- spojżałeś kiedys na swoje stanowisko z prespektywy rodziny? Nie sądze. Jak do tej pory przeczytałam kilka Twoich postów i az sie w emnie gotuje...
A niby czemu się w Tobie gotuje? Jak zajrzysz do statystyk tego forum i niektórych innych to się okaże, że jestem jednym z aktywniejszych uczestników. Dlatego też ostatnio wziąłem nieco na wstrzymanie i mniej piszę. Nie wiem które posty , moje tezy tak Cie zbulwersowały.
Pytasz, czy kiedydykolwiek patrzyłem na swoje stanowisko z perspektywy rodziny. Tak, całe życie tak
patrzyłem. Wszelkie moje działania były podporządkowane interesom rodziny, nie rzadko moim kosztem. Teraz w chorobie moja perspektywa uległa zmianie. Po prostu znacznie się skróciła. Pochodzisz z rodziny w której rak zebrał swoje straszliwe żniwo. Ja też, choć u mnie dotyczy to tylko lini męskiej.
Cytat:
Na około mnie jest mnustwo ludzi walczących z chorobą, było mnustwo ludzi którzy tę walkę przegrali... Jak myślisz jak ja sie czuję mając guzka na piersi- chodząc z nim co rku na biopsję, po każdym badaniu np cytologia?
Myślę, że jesteś przerażona, masz przed oczami wizję raka i sądzisz, że każde kolejne badanie to odroczenie wyroku. Ja ten etap mam już za sobą. Mam zdiagnozowanego raka, i niewesołe rokowania (ale jeszcze nie beznadziejne). Ty boisz się o siebie i o swoją mamę. Ja tylko o siebie. Ty możesz stracić osobę najbliższą, ja wszystkich i wszystko. Nie sądzę by choroba była karą. Jest to stan naturalny. Dlaczego oczekujesz ode mnie niesymetrycznej pozycji. Mam się stawiać w pozycji rodziny a oni nie muszą się stawiać w mojej. To nie fair.
Cytat:
Twoja rodzina zapewne tak jak i ja czy też SZARAIWKA- chce być z Tobą, cieszyć się każdą spędzoną chwilą "na zapas". Nie każ nikomu stawiać sie w swojej sytuacji, to nie jest sprawiedliwe...
To już mi pachnie . Sprawiedliwe by było gdybyśmy się traktowali nawzajem normalnie i uwzgfilozofią Kalegolędniali istniejące uwarunkowania. Ty oczekujesz by chory zapomniał o swoim stanie i perspektywach. Ma udawać, że nic się nie stało i nic złego nie nastąpi.
Cytat:
Czasami ludzie nie bedący w Twojej sytuacji mają dużo gorszą tą właśnie sytuację- Ty wieszs co robić, czego teraz chcesz- rodzina najczęściej musi się domyślac- a niejednokrotnie dostaje po głowie za dobre ntencje...
Chyba tylko wtedy, gdy dochodzi do przekonania, że wie lepiej co dla mnie będzie dobre. Ja niestety nie wiem co mam robić, nie wiem czego pragnę (z rzeczy, sytuacji realnych). I co najtrudniejsze, nie wiem czy jeszcze jestem chory, czy już nie.
KOleżanko jak już a do filozofii mi baaaardzo daleko
W dopowiedzi na Twojego posta. Wybacz- nie jestem chora, i nie chce być.Nie mam pojęcia jak bym czuła, jak bym się zachowywała bedac w Twoje sytuacji. Jestem tą drugą stroną. Zdrową na ciele (bo na umyśle to pewnie już nie za długo )ale mająca w swoim otoczeniu dwie bliskie osoby z których jednaj najbliższa, zatwardziała, cudowna , to mama a druga to przyjaciółka...
nie pisz prosze ze wiem co robić- nie wiem co robić, to własnie jest mój problem ... :( Zalapuję coraz poważniejszego "doła". nie wiem jak Ci wytłumaczyc ze dla bliskich to naprawdę ogromna tragedia. Dla chorego zapewne większa, ale chodziło mi w moim poście właśnie o to żebyś wzioł te uczucia pod uwagę.Mimo wszystko.
Przepraszam ze bez ładu i składu ten mój post...
Jestem w totalnej rozsypce. Mama ma teraz przerzut na otrzewną i miedniczkę małą- wszystko jest w odpowiednim wątku i temacie (rak piersi... bo od tego się zaczęło).Z informacji wyszukanych w necie doczytałam jedynie ze moja Mama w tej chwili umiera. Z podpowiedzi znajomych słysze zeby modlić sie aby przynajmniej pół roku zaszczyciła ten świat swoim byciem...
A ja jako córka mam zal do swiata ze tak młodą mamę mi zabira, i tak bardzo potrzebną... nie mam nikogo takiego jak na- przyjaciółki nie są w stanie mi zastąpić własnej cudownej Mamy.
Witaj AndrzejuS
Dzięki za słowa otuchy, staram się nastawiać pozytywnie do choroby chociaż nie ukrywam że to trudne. Na dzień dzisiejszy jedna wielka niewiadoma, ale właśnie też buduje mnie to że wykryto w takim stadium kiedy można leczyć operacyjnie.
Pozdrawiam Grażyna
, staram się nastawiać pozytywnie do choroby chociaż nie ukrywam że to trudne. Na dzień dzisiejszy jedna wielka niewiadoma, ale właśnie też buduje mnie to że wykryto w takim stadium kiedy można leczyć operacyjnie.
Pozdrawiam Grażyna
Wierzę ze to trudne...I trzymam mocno kciuki za to żeby wszystko było dobrze.nie ma innej opcji
Strach to jest niestety problem i to chyba każdej osoby chorej na raka i to niezależnie na ile procent szacuje się prawdopodobieństwo przeżycia. Każdy z nas boi się wznowy i przerzutów, o ile już ich nie ma . Ja osobiście nie tylko tego , bo również się boję raka innych narządów, ale tylko dlatego że lekarze uświadamiają mi, że z różnych powodów muszę sobie to wkalkulować.
Ale wydaje mi się, że póki co panuję nad negatywnymi emocjami. Myślę , że pomaga mi w tym moje przekonanie o słuszności podjętych decyzji, choć ryzykownych to jednak słusznych bo w moim przeświadczeniu optymalnych. Od niedawna mam onkologa, któremu zaczynam ufać, chyba m/innymi dlatego że jesteśmy zgodni co do optymalności dotychczas wdrożonego leczenia. Dzięki tej zgodności czuję b. duży spokój.
No ale jak to w życiu- jest kolejne zakłócenie albo zakłócenia. Nie potrafię jeszcze ocenić wagi problemu, dlatego zachowuję spokój. Prawdą natomiast jest , że są chwile kiedy zaczynam czuć beznadziejność sytuacji ale zarazem wydaje mi się, że jestem w stanie się z tym oswoić.
_________________ Miejsce człowieka jest tam, gdzie jego wolność nabiera pełnego sensu.
Strach jest ale u mnie przede wszystkim wątpliwości czy dotychczasowe działania były własciwe czy to tylko oddalało czas właściwego leczenia. Ten ostatni ( mam nadzieje wyciety) guz był duży , za duży na radioterapię. byc może jeszcze w marcu był mniejszy ale było minęło nie ma co teraz gdybać. Teraz będę się spieszyć. Chyba mam w końcu dobrego lekarza. A obawa przed nawrotem będzie do końca zycia, jak u wszystkich chyba.
_________________ Antoine de Saint-Exupéry
Przyjaciele są jak ciche anioły, które podnoszą nas, kiedy nasze skrzydła zapominają, jak latać
Czekam na diagnoze mamy (rak pluc). Boje sie. Miotam. Becze. Albo jestem nakrecona. Ten podstepnie lizacy podswiadomosc strach jest czasem taki obezwladniajaco - przytepiajacy. Zajmuje rece, czytam, przygotowuje sie do walki i do trudnych zyciowych decyzji...Nie moge spac, skupic sie...
[ Dodano: 2009-09-11, 17:11 ]
Mrakad, Wy onkologiczni - my - rodzina, wszyscy jednak mimo wszystko chorzy. Na raka. Wy - mozecie odejsc - predzej, pozniej, w cierpieniu, ktore nam odbiera oddech. Trzeba umiec zaniechac leczenia za wszelka cene i pozwolic odejsc w godnosci. Pomoc przejsc na druga strone. Walczyc o godnosc - wspolna w obliczu nieuniknionego...
Piszesz - Wy w takiej chwili tracicie wszystko, my - tylko kogos waznego, reszta nam zostaje. Ale czasem zostac po drugiej stronie - jest trudniej.
My musimy umiec przeprowadzic Was na druga strone, a Wy? Czy musicie umiec pomoc nam zostac?????
_________________ Niemożliwość jest opinią. Możliwość jest stanem ducha.
Do wymienionych w temacie "stres, strach, przerażenie" dodalalbym jeszcze bezsilnosc.
Jak MY zdrowi mozemy WAM chorym pomoc? Jak reagowac na oskarzenia, ze chcemy Was otruc? Na zadania by zostawic Was w spokoju i dac umrzec? Patrzec na Wasz bol cierpienie, a kiedy chcemy podac cos przeciwbolowego zostajemy odeslani do wszystkich diablow. Czy My naprawde jestesmy po dwoch roznych stronach barykady? Czy pozostaje nam tylko bezsilnie patrzec jak odchodzicie?
agakata napisał/a:
Trzeba umiec zaniechac leczenia za wszelka cene i pozwolic odejsc w godnosci. Pomoc przejsc na druga strone.
A co gdy ktos nawet nie chce podjac proby leczenia? Zmuszac do wizyt u lekarzy, wozic na naswietlania, chemioterapie czy zapewnic jak najlepsza opieke na ten czas co pozostal?
Jak potem zyc ze swiadomoscia, ze tyle mozna bylo zrobic, sprobowac, a nie zrobilo sie nic?
Moja Mama powiedziala mi dzis, ze chce umrzec, ze nie ma sil, ze ona nie bedzie sie leczyc. Ze jak teraz pojedziemy do szpitala (ma termin za 2 tygodnie) to powie lekarzom, ze ona nie chce i by tylko dali jej srodki przeciwbolowe. Nie zgadza sie na wizyty lekarza w domu, na zmiany lekow z tabletek na zatrzyki (po tabletkach wymiotuje). Odmawia spotkania z psychologiem, bo przeciez ona nie ma depresji.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum