Taka rada osoby doświadczonej na Ursynowie: zrób ten tomograf prywatnie bo czasu mało (ok tygodnia trzeba czekać na opis). Nic nie poradzisz i niewiele poza pilnowaniem terminów i standardów możesz zrobić. Tam już tak jest, wszyscy o tym wiedzą i tylko kiwają głowami. Może w Medicover też pokiwają głowami i dadzą skierowanie, ale też nie wiadomo czy znajdą taki krótki termin.
Dzięki za rady. Już byłam gotowa iść prywatnie na to TK, ale się udało w Medicoverze!!!! Pani doktor brz problemu przepisała skierowanie, dopisała że pilne. Dzwoniłam już i się umówiłam na przyszły tydzień. Musimy tylko zrobić badanie kreatyniny przed badaniem, ale to już bez problemu.
vioom napisał/a:
A nie można zrobić tego TK w szpitalu, który ma krótkie terminy?
Nie ma takiego szpitala, bo dzwoniłam. Najkrótsze terminy na NFZ to druga połowa października lub listopad. Ale dzięki Bogu za ten Medicover.....jeżeli chodzi o diagnozowanie, to naprawdę super.
Jak pisałam wcześniej mamy wyznaczony już termin operacji. Denerwuje się coraz bardziej i mam mnóstwo wątpliwości. Rozczula mnie widok męża nad pełnym talerzem jedzenia. Jak je ze smakiem.......Wiem że po operacji już tak nie będzie.
Nabieram wątpliwości co do instytutu. Pisałam Wam o tych przeoczeniach? Braku w dokumentacji wzmianki o WZW B i ta klasyfikacja. Wcześniej T2/3N+ m0, później T2/T3 N+. Nie wiem czy to ma znaczenie? Co o tym sądzicie? Napiszcie proszę. Ja wiem, że to kombinat, i dla nich to codzienność i rutyna......a dla mnie całe życie. Moje życie. Przypominam sobie też rozmowę z lekarzem na 2 wizycie, kiedy to lekarz rozrysował nam układ pokarmowy, żołądek i te węzły i powiedział co zamierzają zrobić na operacji......i wiecie co? Nie wspominał nic o wycięciu zaatakowanych węzłów chłonnych. Mówił tylko o żołądku. I to podejście innego lekarza, że tomografia przed operacja nie jest konieczna, że każdy mówi co innego. Czytałam, że wycina się również zajęte wartownicze węzły, a tu ani słowa o tym. Wyjaśni się to wszystko na wizycie 17.10 i wierzcie mi.....mam całą listę pytań i muszę sprostować wiele rzeczy. I mam do was kolejne pytanie. Może wybiegam w przód. Ale czy operacja resekcji żołądka i pozostawienie zajętych węzłów chłonnych ma sens? Powiem Wam szczerze, że jeżeli usłyszę coś takiego 17.10 to będzie chciało mi się uciekać gdzie indziej...........Napiszcie bardzo proszę co o tym sądzicie.
Nie ma sensu i nie przypuszczam żeby lekarz to planował, trzeba mieć refleks i pytać o wszystko od razu. W tym wypadku lekarz prawdopodobnie chciał wyjaśnić jak dalece będzie okaleczony układ pokarmowy i o tym opowiadał, wycięcie węzłów na układ pokarmowy nie wpływa więc nic nie mówił - podobnie jak i o innych szczegółach operacji.
Z tym TK to jest tak że optymalnie to chirurg powinien wiedzieć jak najwięcej o operowanej okolicy, ale 20 lat temu nie było TK a te operacje były robione.
Właściwie nie ma jeszcze klasyfikacji, będzie pełna dopiero po ocenie patologa. To co masz w dokumentacji to jest wstępna klasyfikacja prawdopodobnie głównie na podstawie TK. Wg mnie (zaznaczam nie jestem specjalistą a jedynie usiłuję zgadnąć co lekarze mieli na myśli) to jest: T2/T3 N+ M0. T w tym wypadku oznacza głębokość na jaką nacieka nowotwór ścianę żołądka; na podstawie badania obrazowego nie można tego dokładnie określić więc napisano T2/3 lub T2/T3, po operacji okaże się czy T2 czy T3. N+ oznacza że są zajęte węzły chłonne ale nie można określić dokładnie ich ilości więc po N jest + zamiast cyfry. M0 oznacza brak przerzutów odległych. Reasumując wg mnie oba zapisy oznaczają to samo i oba są tylko wstępnym szacunkiem. Dokładnie będzie wiadomo po zbadaniu usuniętych tkanek.
Dostarczaj mężowi dużo białka w diecie - będzie miał zapas na trudne dni.
Miałam cierpliwie czekać na omówienie operacji z chirurgiem i sama operacje. Ale, no właśnie. Mąż rzadko kiedy mi się żali i w ogóle zgrywa twardziela. Dzisiaj mi się zwierzył, że nie mógł spać w nocy z powodu silnego bólu brzucha po lewej stronie. Ten ból go obudził w nocy i później nie mógł zasnąć. Mówi, że pierwszy raz miał taki ból. Musiało go naprawdę mocno boleć że mi o tym powiedział i oczywiście mąż złapał doła i mówi że się rozsiewa. Tłumaczyłam mu, że to może niestrawność albo przez chemie, bo to przecież nie jest obojętne dla organizmu. Mam nadzieję że miałam rację......Tak się martwię. Oby do operacji.....
A może Wy wiecie co to?
Nie wiem co to jest, ale powiedz mężowi że rozsiew nie boli!!! Guz musi urosnąć i naciskać jakiś nerw żeby zaczęło boleć. TK było robione nie tak dawno, nic tam nie było i w tak krótkim czasie nie mogło urosnąć. A poza tym nowotwory jak zaczną boleć to już bolą, a z Twojego postu że samo z siebie przeszło. Jest taka ładna nazwa na tego typu bóle: "zaburzenia czynnościowe przewodu pokarmowego". Ale jednocześnie musisz być cierpliwa i "wykazywać zrozumienie" bo inaczej się zamknie w sobie.
Hej Kochani,
Nie odzywałam się wcześniej bo było sporo zamieszania, badań, wizyt i sama operacja.
Udało się nam zrobić TK. Zmiana się zmniejszyła, tak że była prawie niewidoczna. Węzły chłonne również się zmniejszyły. 2 tylko były trochę powiększone. Byłam z mężem na rozmowie przedoperacyjnej z chirurgiem onkologiem. I tak jak wcześniej już mówiono: do wycięcia było część przełyku i część żołądka. Czyli niecałkowita resekcja.
Jak w piątek męża przyjmowali do szpitala robili mu również gastroskopie. Lekarz jeszcze mówił do męża "Panie Robercie, mamy dobrą wiadomość, nie będziemy ciąć przez mostek tylko z boku i szybciej pan do zdrowia wróci".
Operacja planowana była na 8 rano w poniedziałek i tak się zaczęła. Dzwoniłam kilka razy na odział do pielęgniarek, żeby się dowiedzieć że choć się wybudził. Wiem, że przez tel. nic nie mogą mi powiedzieć, ale chociaż tyle było by dobre. Nie wytrzymałam "ciśnienia" i po pracy pojechałam do instytutu. Znalazłam męża na intensywnej terapii. Przywieźli go przed 16:00. Operacja trwała 7 godz. Praktycznie go wybudziłam. Widoku męża nie zapomnę nigdy. Tych rurek i innych "gadżetów" było mnóstwo. Mąż był jeszcze oszołomiony, ale był w stanie mi przekazać, że bardzo go boli. Pielęgniarki miłe, mówią mi że dopiero co podłączyły przeciwbólowe i niedługo zacznie działać. Byłam chwile. Pogłaskałam po głowie, ucałowałam i poszłam.
Na drugi dzień męża już przywieźli na oddział. Idąc do niego w odwiedziny pierw zatrzymałam się przy pielęgniarkach z pytaniem z kim i kiedy mogę porozmawiać o operacji. Pielęgniarka podała tel. ale zaznaczyła, że przez tel. niczego się nie dowiem, że mam pierw dzwonić i się umówić. Poszłam do męża. Obolały jak "kupka nieszczęścia". I mówię mężowi, ciężko się dokopać do tych lekarzy, żeby z nimi porozmawiać. A on mi na to, że już był u niego chirurg prowadzący i już wie. I tu zacytował "Panie Robercie, źle się obliczyliśmy. Zmiana była wyżej i musieliśmy wyciąć wszystko". I tak jak tłumaczył mi mąż, że od żeber zabrali się do żołądka i później pracowali w kierunku przełyku.
Okazało się że musieli więcej wyciąć z tego przełyku i nie byli w stanie podciągnąć tak wysoko żołądka. Na taką chwile szczerości zdobył się lekarz prowadzący męża. Mąż czuje się zawiedziony i okaleczony. A mi się nawet nie chce już gadać z chirurgami.
I tak się zastanawiam, że tyle badań: tomografy, gastroskopie itp. Dla niech to kolejny przypadek, a dla mojego męża to życie. Czujemy się zawiedzeni. Ja staram się wytłumaczyć mężowi że taka była konieczność i że może to lepiej, bo nie ma niebezpieczeństwa, że zostanie coś z tego raka. Muszę mu tak mówić, ale sama też czyje się zawiedziona. I tak jak pisałam, nie chce mi się nawet rozmawiać z lekarzami, bo boje się wybuchu ze swojej strony. I tak na wypisie będzie, że tak było trzeba i ze musieli. Wole się skupić na tym żeby mężowi pomóc wrócić do sił i wspierać go...
I tak się zastanawiam, że tyle badań: tomografy, gastroskopie itp. Dla niech to kolejny przypadek, a dla mojego męża to życie. Czujemy się zawiedzeni. Ja staram się wytłumaczyć mężowi że taka była konieczność
Wasza reakcja jest zrozumiała, byliście nastawieni na inny scenariusz. Weź pod uwagę to, że obraz TK czy inne badania to jedno, a co zobaczą chirurdzy po otwarciu to drugie. Nieraz tak jest, że podczas operacji okazuje się, że trzeba to inaczej ‘rozegrać’, nie ma innego wyjścia. Także to była konieczność, nie inaczej.
I tak jak pisałam, nie chce mi się nawet rozmawiać z lekarzami, bo boje się wybuchu ze swojej strony.
I tu jest błąd. Niedomówienia i nasza wyobraźnia robią swoje. Trzeba porozmawiac i nie koniecznie w złości.
Tak jak powiedziała ileene, często na sali operacyjnej jest inny ,,scenariusz,,.
Nie. Na tą chwile nie mogę się na to zdobyć. Dla mnie to pokpili sprawę. Nie tak się do tego zabrali. Na samym żołądku nie było zmian. Świadczą o tym i wyniki 2 tomografii i gastroskopia. Mógł go zachować. A tak nie jest. I wiem, że chcecie mi to racjonalnie wytłumaczyć, ale mimo to. Gdyby do operacji "zabrali" się jak do operacji przełyku, czyli przez mostek, może by do tego nie doszło. Przycięli by wszystkiego ile trzeba i mąż przynajmniej miał by część żołądka. Nie potrafię z nimi teraz rozmawiać, bo mam żal......
Wiesz gdy czytam twoje dwa ostatnie posty to w pewnym sensie rozumiem twoje rozgoryczenie. Badania takie czy takie dokładne i te najdokładniejsze i tak nie dadzą pełni obrazu tego co siedzi w środku. Tylko chirurg gdy otworzy pacjenta widzi tak naprawdę jak to dziadostwo jest zaawansowane. Też mnie to szokowalo gdy z badań wynikało że mały guz raptem 15mm i że operacyjny, a niestety po otwarciu mojego taty okazało się że niestety nieoperacyjny... I teraz z drugiej strony na to patrząc to według mnie powinnaś się cieszyć, że tak czy inaczej ale pozbyliscie się tego gada. I jedyne co to modlić się o szybki powrót do w miarę sprawnego funkcjonowania, pozdrawiam serdecznie i życzę szybkiego powrotu do zdrowia twojemu mężowi.
_________________ Asia
„Miarą miłości jest miłość bez miary”
Na razie nie rozmawiaj, przeczekaj do pełnego wypisu (będą podane marginesy), potem możesz skonsultować to z innym chirurgiem. Ale pamiętaj o podstawach:
- Przy stole stoi jeden chirurg i on po otwarciu decyduje co może zrobić dla pacjenta. Inny może po fakcie wskazywać 5 innych rozwiązań, ale łatwo coś mówić po fakcie.
- Przy raku dosyć często jeżeli zasięg nowotworu jest większy od spodziewanego lub nacieka inne organy chirurg decyduje się zaszyć nie ruszając nowotworu.
- Klatkę piersiową od jamy brzusznej oddziela przepona, ma otwór przez który przechodzi przełyk, ale żołądek to już niekoniecznie. Spróbuj to sobie wyobrazić, czy można żoładek wepchnąć do klatki piersiowej (rozpychając płuca)?
Wszystkie takie trudne sprawy należy zawsze omawiać z chłodną głową.
Dziękuje Wam. Potraficie na to spojrzeć obiektywnie. Po uspokojeniu się i przetrawieniu informacji o całkowitej resekcji myślę sobie, że może tak było trzeba. I że przynajmniej jak wycięli tak dużo to nie ma tego gada teraz. Udzielił mi się nastrój męża, bo zrozumiała rzecz, że jak jest mowa o częściowym wycięciu przed operacją a człowiek się budzi bez żołądka to jest to rozgoryczenie. Muszę mu powtarzać, że ok, nie masz żołądka ale też nie masz raka, bo wycieli wszystko, i że tak lepiej i że tak trzeba było zrobić. I tak jak pisze gaba. Poczekam do pełnego wypisu. Tam będzie wszystko napisane. Pojadę po męża jak go będą wypisywać, to na pewno będą lekarze i dowiem się wszystkiego. Dziękuje Wam jeszcze raz.
A mąż czuje się jeszcze słabo. Musze zdobyć jakieś informacje jak go podnieść na nogi, czego się spodziewać i jak żyć bez tego żołądka...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum