Kolejny dzien. Rano znow nawodninie, potas a po sniadaniu navalbine 100 mg. Mdli mnie okropnie i nie moge patrzec na jedzenie, ale dostalam lek przeciwwymiotny. Mam nadzieje ze szybko zadziala. Czuje sie jak na jakims przeogromnym kacu. Wynikow pet nadal nie ma ale chyba tam zadzwonię. Milego dnia Wam życzę.
Mdli mnie okropnie i nie moge patrzec na jedzenie, ale dostalam lek przeciwwymiotny.
To jeden z najczęstszych objawów, niestety skutki uboczne jakieś podczas leczenia dopadają. Łykaj leki przeciwwymiotne. Nie zmuszaj się do jedzenia bo i tak możesz wszystko zwrócić. Próbuj jeść to co np. lubisz a przede wszystkim pij.
Cytat:
Nudności i wymioty związane z chemioterapią
W przypadku CTH NiW (nudności i wymioty) występują, w zależności od zastosowanego schematu, u około
70â80% chorych, którzy nie otrzymują profilaktycznego leczenia przeciwwymiotnego. Klasyfikacja,
która opiera się na czasie wystąpienia tych objawów w odniesieniu do zastosowania
CTH, wyróżnia NiW:
â ostre (występują w ciągu pierwszych 24 godzin, zwykle w ciągu kilku minut do kilku godzin,
po zastosowaniu CTH);
â późne (występują po upływie 24 godzin od zastosowania CTH i zwykle utrzymują się przez
3â6 dni);
â wyprzedzające (występują przed kolejnym zastosowaniem CTH)
Mojej mamie na mdłości pomagał trochę imbir - taki na słodko w tabliczkach (kupowany na kramach na odpustach parafialnych ). Może jakieś cukierki/pastylki imbirowe z apteki by pomogły?
Babozakółkiem, czytam ten wątek od początku i bardzo bardzo mocno zaciskam kciuki za Ciebie. Trzymaj się.
Witajcie, dziękuję za wszystkie słowa wsparcia.
Wracam powoli do świata żywych. Ostatnie dni koszmar, wyjęte z życiorysu. Dolegliwości po cysplatynie były niczym w porównaniu do tych po Navelbine, koszmar. Po tym jak wzięłam tabletki po sniadaniu w sobotę, mogłam wyjść do domu, zaopatrzona w tabletki p/wymiotne i sterydy. Ledwo dojechałam do domu po południu. W domu od razu do łózka, sen. Wieczorem wymioty, w dzień biegunka. Noc nie pamiętam. Rano krótka kąpiel i znów sen.
Kolejny dzień już wstałam, ale przeleżałam na kanapie, non stop mnie mdliło mimo tabletek.
Mdliło mnie nawet na myśl o piciu wody.
Wczoraj w południe wrócił mi apetyt, zjadłam krupniku, mama zrobiła taki lekki i pyszny. Wieczorem zjadłam kanapki. Dziś już jem w miarę normalnie, choć mdli mnie cały czas. Ale rano już wstałam i zaprowadziłam synka do przedszkola.
To co zauważalne - jest mi strasznie słabo. Problemem jest uczesanie włosów, ubranie się, spacer - zaraz musze odpoczywać. Dzień spędzam na kanapie. Na szczęście mam pomoc w domu.
W klatce mnie dusi. Ciągle chodzę zgięta. Co trochę posiedzę to znów się muszę położyć. W plecach mnie gniecie.
Czy to tak będzie za każdym razem? Na to się nastawić?
Przecież w poniedziałek mam wziąć kolejną porcję Nevalbiny, znów mnie osłabi? Jak mam przetrwać kolejne cykle za dwa tygodnie i potem znów za trzy tygodnie? Mam w głowie mnóstwo wątpliwości.
Wyników z PET nadal nie mam, a dziś mija ten 7 dzień. Jeśli dziś się nie odezwą będę ich ścigać.
Jak to przetrzymać kurczę, dziś jak podeszłam szybszym krokiem do tramwaju to już mnie osłabiło. Trochę mnie to przeraża.
Do fryzury się przyzwyczaiłam i nawet jest wygodnie, a idą upały to tym bardziej się przyda
Piję siemię lniane, ale średnio mi wchodzi. Woda słabo, ale wiem że muszę. Najlepiej mi smakują kanapki z pomidorem i ta zupa. I arbuz zimny.
Czy czegoś konkretnego mi nie wolno? W zaleceniach mam dietę lekkostrawną i przeciwcukrzycową.
Najlepiej mi smakują kanapki z pomidorem i ta zupa. I arbuz zimny.
Jeżeli to ci smakuje to jedz - najważniejsze że coś "wchodzi". Niestety takie właśnie są, między innymi działania uboczne chemii - mdłości, wymioty, brak apetytu.
babazakolkiem,
No niestety może tak być, że Twoje samopoczucie będzie takie paskudne, może być również tak, że przy kolejnych chemiach tych objawów ubocznych będzie trochę mniej. Niestety zazwyczaj 2-3 dni po podaniu chemii pacjenci nie najlepiej się czują, osłabienie też jest. Leż, odpoczywaj, podsypiaj, organizm musi się regenerować. Chemia niszczy raka ale i uszkadza zdrowe komórki więc nie ma się co dziwić, że jest takie paskudne samopoczucie. Niech inni robią jeśli są chętni do pomocy a Ty daj się rozpieszczać, czasami to wskazane.
Jedz to na co masz ochotę, nic nie wmuszaj w siebie na siłę. Na mdłości pomaga picie coli, ssanie kostek lodu.
nie wiem już co pisać. Nie jest dobrze. Co dzień coraz gorzej się czuję, w tym sensie że w klatce piersiowej chyba już nie mam miejsca na nic. Czuję kłucie, rozpieranie i co tylko. Mam wrażenie, że tam mi znów wszystko urosło.
Wrócił mi apetyt, i mogłabym w zasadzie wszystko jeść, gdyby nie to, że nie mogę. A nie mogę, bo każda mała rzecz, która wpadnie mi do żołądka powoduje (jakby to delikatnie opisać) zastój, odbijanie, bekanie, czkanie i tego typu dolegliwości. Jem malutkimi porcjami i często, i mam wrażenie, że posiłki z trzech dni zatrzymały mi się w brzuchu, w żołądku.
Dodatkowo, zauważyłam dziś na piszczelu prawej nogi wystającą, pobolewającą momentami gulę, guz czy coś. Tak podczas dnia nie boli, ale gdy po południu wyszłam na spacer ćmiło mi w tym miejscu.
Są już wyniki PET, jadę po nie jutro rano, ale zastanawiam się jak wstanę i jak dam radę, bo już dziś mi tak rozpiera kletkę piersiową. Czy to możliwe, że guz jeszcze urósł i rośnie? Ze węzły chłonne tak mnie rozpierają? Mam wrażenie, jakbym rosła w barkach.
Analizując to jak się czuję, jestem już prawie pewna, że dolegliwości związane z samą chemią jakoś takoś minęły, a to co mi dolega to klatka piersiowa i pobolewający guz na piszczelu.
Mam wrażenie jakby mi ktoś wsadził plastikowy kubik o wymiarach 8x8 cm do klatki piersiowej, ciśnie mnie z przodu, z tylu pod łopatką, w żołądek, wszędzie.
Wizyta u lekarza jest zaplanowana na poniedziałek, bo wtedy mam dostać znów te tabletki. Nie mogłam dziś w nocy spać, dziś chyba też nie zasnę. Jestem realistką i chyba wiem, czego się spodziewać po tak powiększonych węzłach chłonnych. Mam wrażenie, że ta chemia teraz NIC nie dała a tylko pogorszyła mój stan. A przynajmniej nie pomogła.
Przepraszam, że tak narzekam, ale powoli mam już dosyć tego tematu, tej niepewności, tych dolegliwości. Miełgo wieczoru.
[ Dodano: 2017-06-28, 19:59 ]
Na dodatek rozbolało mnie gardło... nic zimnego nie piłam, nie zjadłam, wszystko w temperaturze pokojowej... a tu przy przełykaniu śliny mnie boli :( wezmę strepsils, mogę? Już wariuję z tego wszystkiego.
babazakolkiem,
Bardzo współczuje tak paskudnego samopoczucia. Wszystko opowiedz lekarzowi, o bólach, o guzku na nodze.
Dużo osób odczuwa przy chemioterapii różne dolegliwości i są to również bóle/uciski w klatce, osłabienie, częste polegiwanie, przysypianie bo organizm jest osłabiony i dostał sporą dawkę toksycznego lekarstwa.
babazakolkiem napisał/a:
Mam wrażenie, że ta chemia teraz NIC nie dała a tylko pogorszyła mój stan. A przynajmniej nie pomogła.
Czy pomogła to okaże się przy kolejnych badaniach. Nie możesz myśleć, że skoro się tak źle czujesz to znaczy, że chemia nie zadziałała czy też pogorszyła Twój stan, tego bez badań nie stwierdzimy. To, że masz tyle dolegliwości nie świadczy absolutnie o tym czy chemia działa czy też nie. Owszem pogorszyła Twój stan bo daje mnóstwo skutków ubocznych.
Jak będziesz miała takie ściski, bóle w klatce dobrze by było zrobić ekg.
babazakolkiem napisał/a:
Na dodatek rozbolało mnie gardło..
Popłucz sobie gardło wodą utlenioną rozcieńczoną z wodą, tabletki do ssania też nie powinny zaszkodzić, zajrzyj do tego swojego gardła czy nie rozwija się jakaś grzybica.
Jeśli masz kłopoty żołądkowe można rozważyć leki zawierające inhibitory pompy protonowej. Gardło może również boleć od żołądka/wydzielającego się kwasu.
babazakolkiem napisał/a:
Już wariuję z tego wszystkiego.
Wiem, że czujesz się źle ale kochana masz dla kogo walczyć, dla synka, dla samej siebie, trzeba zacisnąć zębiska i walczyć z całych sił, jednego dnia upadniesz, drugiego się dźwigaj, dasz radę na pewno.
Dzień dobry,
dziekuje za Wasze słowa, faktycznie człowiek wieczorem jest już chyba troche podupadły, zmęczony, wstałam rano z nowymi siłami i pojechałam po ten PET.
Wczytałam się swoim laickim rozumkiem, i wynika mi z niego, że przerzutów odległych brak (M0) ale jednak ten guz jest mocno zaawansowany.
Może zabrzmi to dziwnie, ale dla mnie najważniejsze jest, ze nie mam nic w mózgu, bardzo sie tego bałam.
Wiem, że proces leczenia dopiero zaczęłam, że nie mogę się poddawać, synek jest taki dzielny, znosi babcie, ciocie itd, naprawdę jest kochany. Muszę walczyć dla niego ILE SIĘ DA.
Załączam skan wyniku PET, może jeszcze rzuci Wam się w oczy coś, na co zwrócić uwagę, o co dopytać, bo jak mówię - w zasadzie czekam teraz na wizytę u lekarza w poniedziałek.
babazakolkiem,
Trzeba u laryngologa sprawdzić migdałki, wysoki SUV, Radiolog sugeruje stan zapalny i musi to być wyjaśnione czy tak rzeczywiście jest, zwłaszcza że na ból gardła ostatnio narzekałaś to tym bardziej wynik + dolegliwości należy sprawdzić.
No cóż, płuca nieciekawie wyglądają, jest proces nowotworowy w płucu dolnym prawym z przerzutami w obrębie płata, przerzuty w węzłach chłonnych wnękowych i śródpiersia po stronie guza, podstrogonowych i szyjnych, dużo tego.
Rzeczywiście nie ma przerzutów odległych
T3N3M0 st.IIIB
Cytat:
T3 Guz o średnicy większej niż 7 cm lub każdej wielkości z obecnością naciekania jednej
z wymienionych okolic:
— ściana klatki piersiowej (w tym guz górnego otworu klatki piersiowej)
— przepona
— nerw przeponowy
— opłucna śródpiersiowa
— osierdzie
lub
Guz oskrzela głównego umiejscowiony w odległości mniejszej niż 2 cm od ostrogi głównej
bez jej zajęcia
lub
Guz z towarzyszącą niedodmą lub zapaleniem całego płuca lub współwystępowaniem
zmian satelitarnych w tym samym płacie płuca
N3 Przerzuty w węzłach chłonnych śródpiersia lub wnęki po stronie przeciwnej, pod mięś-
niem pochyłym i/lub nadobojczykowych po stronie guza pierwotnego lub po stronie
przeciwnej
Załamywać się nie ma co, póki piłka w grze Ty walczysz, jak sama napisałaś masz dla kogo.
Teraz najważniejsze będzie jak wyjdą pierwsze wyniki po chemioterapii, jak chemia zadziała na te zmiany.
Trzymaj się, myślami jestem cały czas z Tobą i ogromnych sił nieustająco życzę.
marzena66 dziękuję za wpis, poczytałam sobie to co w linku.
Czy to oznacza, że nie mam już szans na operację? To pytanie siedzi mi w głowie od dnia odebrania wyniku PET.
Dzisiejszy dzień obfitował w emocje.
Dodam tylko najpierw, że po kilku dniach fatalnego samopoczucia doszłam do siebie i nastały dni tak dużego apetytu, że sama siebie nie poznawałam i nie poznaję. Jem non stop, staram się jak najzdrowiej. Trochę to jest nawet zabawne, bo mam takie dziwne zachcianki, potworny apetyt na rzeczy wyraziste w smaku i przyprawione. I tak, zajadam się śledziami, samodzielnie przygotowanym guacamole, pomidorami z bazylią, w ogóle pomidory idą w ilościach hurtowych, zupy, krupnik, rosół, i kilka razy dziennie owoce, głównie arbuz, śliwki, nektarynki. Co i rusz jakieś kanapki, dużo keczupu i musztardy. Jak baba w ciąży
Dziś na ważeniu miałam dokładnie tę samą wagę co w dniu przed pierwszą chemią.
Pierwsze dni po chemii miałam wrażenie, że wszystko mi jeszcze rośnie, aż kłuje i rozpiera, miałam non stop czkanie i odbijanie z żołądka. Po kilku dniach to minęło z dnia na dzień, znów mnie nic nie cisnęło, żołądek znów bardziej pojemny, bez tego zablokowanego powietrza, tak jakby z tego guza i z wszystkich węzłów zeszło powietrze. Dziwne uczucie, ale naprawdę tak było.
Dziś wzięłam znów 100g nevalbiny i poza dolegliwościami jelitowymi czuję się OK, czyli jednak to cysplatyna powodowała mój odlot na 3 dni, a nie te tabletki.
Natomiast, jest jedna sprawa, która nie daje mi spokoju. Wyposażona w wynik PET, w sto pytań w głowie odnośnie tego, co dalej, poszłam dziś do lekarza. Nie było tej pani doktor, która mnie przyjmowała ostatnio, bo jest na urlopie, przyjęła mnie inna pani. I powiem krótko, z tak przedmiotowym traktowaniem pacjenta, z takim brakiem empatii się jeszcze nie spotkałam.
Na początek dostałam burę, że nie przyniosłam ksera wyniku. OK, może faktycznie mogłam pomyśleć, zrobić ksero, ale z drugiej strony - czy pani doktor nie może sobie skopiować MOICH wyników? Po drugie, czy musimy wizytę zaczynać od bury (poczułam się jak licealistka) i wyrażenia pretensji w takim tonie?
Potem było tylko gorzej.
Pani doktor bez słowa komentarza spisała sobie wynik na kartce, wypisała mi nevalbine i spytałą czy coś jeszcze chce? Jakby już chciała powiedzieć następny proszę. Zapytałam, czy może skomentować jakoś wynik PET bo ja nie jestem lekarzem, i odnieść się do mojego stanu, dalszego postępowania itd. Przede wszystkim czy widzi szansę na operację.
A pani na to z zerowymi emocjami, bez cienia uśmiechu, troski, czegokolwiek, że no cóż, operacja będzie albo nie. Albo operacja albo radioterapia. Czy cos jeszcze pani chce? Na to ja znów zatkana, pytam, czy może mi wystawić zwolnienie do pracy. Wystawiła bez słowa. Coś jeszcze? Jakieś leki? Powiedziałam, że dziękuję i tyle.
Potraktowała mnie jak kolejny numer, zero człowieczeństwa, jakiejkolwiek nadziei, której szukam i potrzebuję, jakichkolwiek słów otuchy czy "proszę się nie martwić, robimy co się da" itd., no nic. Poleciały mi tam łzy, pani bez słowa a miałam wrażenie że z odrazą patrząc w bok podała mi pudełko z chusteczkami.
Nie wiem, czy ja jestem naiwna i za wiele bym chciała, czy to nerwy i emocje, ale jak można tak kompletnie bez empatii człowieka przyjąć kiedy w ręku przynosi czarno na białym IIIB???
Przysięgłam sobie, że nigdy więcej nie pójdę do niej, jeśli pojadę i będzie ona, poproszę o dowolnego innego lekarza.
Mam takie pytanie, może mając Wasze doświadczenie, może wypowie się ktoś, kto się leczył we Wrocławiu lub kogo bliscy się leczyli. Czy to tak zawsze wygląda, że co wizyta to inny lekarz? Czy nie powinien być jakiś lekarz prowadzący? Czy to u mnie wynikło z tego urlopu?
Czy może znacie dobrych lekarzy, fachowców, jakiegoś specjalistę we Wrocławiu? Na onkologii spotkałam trzy panie doktor, które naprawdę wykazały fach ale i empatię, podejście, ale w tej chwili zastanawiam się, czy liczy się fach czy empatia?
Mam takie burze myśli, może ta pani doktor jest mało empatyczna, ale za to specjalistka??
Kurcze, przecież jestem młoda, chce żyć, mam małego synka, który mnie jeszcze będzie długo potrzebował! Potrzebuję dobrego leczenia, fachowego, teraz to jakoś do mnie dociera, że to nie przelewki.
babazakolkiem,
Każdy człowiek oczekujej przyjaznych osób wokół siebie, empatycznych zwłaszcza jak jesteśmy chorzy, tak poważnie chorzy szukamy wsparcia, pocieszenia i słów nadzieje. Niestety nie zawsze na swojej drodze spotkamy takiego lekarza, różni są ludzie w tym lekarze też różni. Można powiedzieć " może miała gorszy dzień", no może i mała ale czy powinien za ten gorszy dzień dostać Bogu winien pacjent?. Jak napisała andorka,
andorka napisał/a:
a lekarze muszą mieć takie podejście bo inaczej nie mogli by nas leczyć
ja bym to jednak inaczej ujęła, muszą mieć nerwy na wodzy, nie okazywać litości, być konkretni, mogą być i ostrzejsi bo nie muszą nam słodzić, nie o to w leczeniu chodzi ale nawet ten bardzo ostry lekarz musi mieć takt, zrozumienie dla pacjenta, musi widzieć strach pacjenta i chociaż odrobinę empatii żeby wiedzieć w jaki sposób/jak przekazywać pacjentowi te najgorsze informacje.
babazakolkiem, to już się stało, nie roztrząsaj tego, nie warto, szkoda Twoich łez i stresu. Ty walczysz o zdrowie i życie i masz prawo pytać, masz prawo nie wiedzieć, bać się i dopytywać lekarza o szczegóły. Jeśli lekarz unika odpowiedzi, jest niemiły to powiedz to lekarzowi otwarcie, nie bój się, nie płacz tylko powiedz, że wizyta nic nie wniosła, że jesteś zawiedziona, że nie uzyskałaś odpowiedzi i zapytaj wprost do kogo masz się udać, czy do Dyrektora szpitala, Ordynatora żeby uzyskać wyczerpujące informacje. Zazwyczaj to pomaga, nie bój się mówić otwarcie.
babazakolkiem napisał/a:
i nastały dni tak dużego apetytu, że sama siebie nie poznawałam i nie poznaję.
A jedz ile wlezie. A Ty przypadkiem sterydów nie łykasz?, bo wtedy apetyt jest większy.
babazakolkiem napisał/a:
czyli jednak to cysplatyna powodowała mój odlot na 3 dni,
Cisplatyna, jak najbardziej, większość osób po chemii te pierwsze 2-3 dni "dogorywa", później jest lepiej.
babazakolkiem napisał/a:
Czy to tak zawsze wygląda, że co wizyta to inny lekarz?
Nie wiem jak to jest konkretnie we Wrocławiu, może osoby z tych rejonów podpowiedzą ale wiele osób na forum pisało o różnych ośrodkach w kraju, że tak mają jak Ty, co wizyta to inny lekarz. Mówiąc szczerze nie jest to dobre rozwiązanie, uważam, że każdego pacjenta powinien prowadzić jeden lekarz. Mogę się wypowiedzieć co do WCO w Gdańsku i tu na szczęście pacjent podlega pod jednego lekarza prowadzącego.
babazakolkiem napisał/a:
Czy to oznacza, że nie mam już szans na operację? To pytanie siedzi mi w głowie od dnia odebrania wyniku PET.
Na tą chwilę zmiany w płucach są rozległe i nieoperacyjne, czy będą operacyjne wszystko zależy jak zareagujesz na chemię, czy wszystkie węzły wrócą do normy, bo teraz są powiększone z przerzutami, czy zmniejszy się rozległość zmian w płucach na tyle że będzie można część płuca z guzem usunąć. Teraz raczej nikt Ci nie powie czy operacja jest u Ciebie możliwa, musisz czekać na pierwsze wynik TK czy PET, zależne co Ci zlecą i te badanie dopiero odpowie na ile zmniejszyły się zmiany i czy w ogóle się zmniejszyły/powiększyły.
babazakolkiem napisał/a:
Potrzebuję dobrego leczenia, fachowego, teraz to jakoś do mnie dociera, że to nie przelewki.
Na pewno potrzebujesz jak zresztą każdy chory na tym forum. A to, że to nie przelewki to niestety prawda.
Trzymaj się i walcz dziewczyno o siebie, jak wywalają Cię drzwiami to właź oknem.
Tak się zastanawiam, czy myślicie że jest sens udać się do innej placówki, do innego lekarza, żeby skonsultować mój stan, wyniki, leczenie itd..?
Czy na obecnym etapie jest szansa, że wymyślą mi coś innego? Czy jest w ogóle dla mnie inna opcja niż te chemie co 3 tygodnie (CZAS!!!), czy praktykuje się operacje wcześniej niż po tej 3 chemii??
Cały czas się zastanawiam, nad tym upływającym czasem, czuję się w marę OK, i te 3 tygodniowe odstępy czasu wydają mi się jego stratą. Czy to naprawdę tyle musi trwac?
Kiedy można oceniać czy guz reaguje na chemię? I węzły? Po której chemii będzie to już wiadome?
A co jeśli nie zareaguje? Będę w nieskończoność brała chemię? Reszta życia upłynie mi na braniu chemii??
Czy w moim przypadku jest możliwe, że w obecnym szpitalu lekarze mnie nie zoperują, a w innym znajdzie się taki, który jednak się podejmie? Czy w obecnym moim stanie nie ma szans, że inny by się podjął?
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum