Dzień dobry!
Czytam forum odkąd moja Mama choruje, teraz pomyślałam, że tylko tu znajdę kogoś, kto mnie wysłucha.
Mama od 2 lat choruje na nieoperacyjnego raka jelita grubego. Jest już słaba, właśnie wyszła ze szpitala po przetoczeniu krwi. Jest jednak bardzo samodzielna, mimo wyraźnego spowolnienia sama prowadzi gospodarstwo domowe.
Tata nie żyje od 8 lat, brat mieszka z żoną niedaleko Mamy i jest u niej codziennie, ja mieszkam 200 km od rodzinnego miasta - mam dwoje dzieci w podstawówce i męża, pracuję.
Nie radzę sobie z emocjami i nie wiem co robić.
Mama nie może sama mieszkać a ja nie mogę się do niej przeprowadzić. Jestem rozdarta, bo właśnie się okazało, że mój mąż jest uzależniony od hazardu i musi pilnie podjąć terapię. Jesteśmy finansowo zrujnowani przez jego nałóg.
Ja natomiast nie wiem, co mam robić. Mój brat oczekuje, że to ja zajmę się mamą. Ostatnio powiedział, że nie mam sumienia, ponieważ nie przyjechałam w dniu, kiedy mama miała transfuzję krwi. Prosiłam wielokrotnie Mamę, żeby ze mną zamieszkała, ale ona kategorycznie odmawia, co zresztą rozumiem, chce być u siebie. Nie wiem, co mam robić, wspierać męża w terapii, opiekować się mamą, zupełnie nie wiem. Dodam tylko, że nie mogę zostawiać dzieci samych z mężem - nie kupuje im jedzenia i ich nie zauważa, kiedy jest w ciągu. Nie mam z kim o tym wszystkim porozmawiać, nie wiem, co robić....
Bardzo przykre, że rodzina nie potrafi pomóc w trudnej sytuacji życiowej, ale nie mnie to oceniać. Może porozmawiaj z bratem na spokojnie albo z bratową, może Ona zrozumie Waszą sytuację. Jesteś rozdarta pomiędzy mężem a mamą, obie sytuacje wymagające pomocy. Męża trzeba jak najszybciej zapisać na terapię ale jeśli sam nie zrozumie, że ma ogromny problem wymagający leczenia, nic nie poradzisz , nie upilnujesz jak i nie zmusisz do leczenia. Może jest ktoś inny kto męża do tego przekona, jest w stanie z mężem pójść na terapię, pomóc mu wyjść z nałogu?
Nie obwiniaj się za wszelkie zło, które Was dopadło, mąż jest dorosły i musi chcieć dać sobie pomóc, wtedy będziesz mogła to zrobić. Mama, bardzo ważna osoba w naszym życiu, nie zawsze można być razem choć może powinno się być ale sytuacje życiowe różne piszą scenariusze, bądź z mamą ile możesz, może uda się jakoś rozwiązać z czasem Wsze problemy, ciężko coś napisać.
Jeśli nie dajesz rady psychicznie wspomóż się jakimiś lekami przeciwdepresyjnymi bądź ziołowymi na uspokojenie dla własnego dobra.
Bardzo mi przykro, myślę że na pewno wiele osób z forum wesprze Twoją psychikę, może da jakiś drogowskaz.
maga12,
Spróbuj zapisać Mamę do Hospicjum Domowego. Takie hospicjum powinno mieć psychologa do dyspozycji pacjentów i ich rodzin. Radzę - zaproście psychologa na wizytę lub umówcie się z nim na neutralnym gruncie i w jego obecności przedyskutujcie z bratem wszystkie opcje form opieki nad Mamą.
Nie daj się wpędzić w poczucie winy, ale też nie zostawiaj brata samego. Opieka nad osobą w stanie terminalnym jest niezmiernie wyczerpująca psychicznie. Brat jest pewnie bardzo zmęczony opieką nad Mamą, jeśli jest u niej codziennie, a ma swoją rodzinę i pracę. Prawdopodobnie potrzebuje podzielić z kimś nie tylko obowiązki ale i odpowiedzialność. To bardzo ważne, zwłaszcza, że to facet i pewne sprawy pozostają poza jego zasięgiem - może np. martwi się, co zrobi, kiedy trzeba będzie Mamie pomóc w intymnej pielęgnacji, zmianie pampersów?
Zaczynają się wakacje, więc problem szkoły dzieci odpada - może będziesz mogła przeprowadzić się do Mamy na te dwa miesiące razem z dziećmi, odciążyć brata?
Nie wiem, na ile absorbować Cię będzie "wspieranie męża w terapii", dużo w tej sprawie niewiadomych. Najlepiej pogadajcie spokojnie z tym psychologiem, może będzie umiał pomóc znaleźć jakąś drogę.
Powodzenia
_________________ "Zobaczyć świat w ziarenku piasku, Niebiosa w jednym kwiecie z lasu. W ściśniętej dłoni zamknąć bezmiar, W godzinie - nieskończoność czasu." - William Blake -
Opieka paliatywna » nie mam z kim porozmawiać
Terapia męża jest sprawą raczej długofalową i potrzebna tu jest jego chęć i wola do działania i leczenia; za rączke go tam nie zaciągniesz jeżeli sam nie pójdzie. Poza tym jest zdrowym i samodzielnym człowiekiem i musi nauczyć sie odpowiedzialnośći za swoje czyny.
Ty musisz koniecznie ochronić prawnie swój dom i rodzine przed konsekwencjami jego nawyków!
Matka jest jedna i na pewno włożyła duży trud w wychowanie ciebie a teraz pod koniec życia potrzebuje bardzo twojej pomocy i ona jest w tej sytuacji bezradna i cierpiąca.
To pomoc jej jest priorytetem! Za jakiś czas już jej nie będzie a ty zostaniesz z ogromnymi wyrzutami sumienia jeżeli jej nie pomożesz.
Tak myślę, żebyś zrobiła hierarchie co jest na ten czas najważniejsze i tym się zajęła.
Jeśli mąż podejmie leczenie to będzie w dobrych rękach i sobie poradzi.
Nie wiem jakie są rokowania w chorobie Twojej mamy, ale ja bym z Mamą chciał spędzić jak najwiecej czasu. I nie chodzi tylko o obowiązki , ale również o to by pobyć razem, porozmawiać itp.
Jeśli chodzi o uzaleznienie Twojego męża to polecam Ci forum zdrowiejacych hazardzistów.
Tam jest dział dla żon uzależnionych. Możesz zadać podobne pytanie.
Domyślam się jakie będą odpowiedzi, ale sprawdź sama.
Dodatkowo uzyskasz podpowiedzi jak wspierać uzależnionego a nie mu szkodzić.
Kochające żony chcąc dobrze często robią "złą" robotę. Zupełnie nieświadomie, bo nie znają mechanizmów tej choroby.
Opiszę z punktu widzenia córki i siostry.
Choroba mamy, mieszkam jeszcze z rodzicami, właśnie dostałam wypowiedzenie z pracy - i dobrze się złożyło, następnej nie szukam. Prawie rok opiekuję się mamą.
Brat jeden owszem przychodzi, razem z małżonką przynoszą bombonierę, której mama i tak nie zje, rozsiadają się wygodnie i oczekują pierwszorzędnej obsługi.
Brat drugi nie ma czasu, właśnie szykuje się do wyjazdu za granicę.
Zaciskam zęby i robię swoje, nie dlatego że muszę, dlatego że czuję, że tak trzeba. Przechodzę wszystkie etapy choroby mamy, rezygnację, złość, agresję. Zaciskam zęby, robię swoje. Mama przeżyła, choć lekarze twierdzili że nie powinna.
Choroba taty, mieszkam już 350km od domu rodzinnego, studiuję, mam męża.
Tata - trzy różne nowotwory, od początku wiem, że jest to początek końca.
Jeżdżę do taty 2-3 razy w tygodniu, w tym samym czasie piszę pracę.
Brat jeden, mieszkający 5km od domu, widzi go rzadziej niż ja. Jak stwierdził jest zbyt wrażliwy.
Ja wrażliwa być nie mogę, z przemęczenia zaczynam opadać z sił, serce mi szwankuje.
Zaciskam zęby robie swoje.
Brat drugi już w tym czasie jest za granicą od kilku lat. W ciągu czterech miesięcy, zadzwonił do taty tylko raz. Nie zdążył nawet na pogrzeb.
Czy mam do nich żal?
Szczerze, wisi mi to.
Wiem, że ja zrobiłam zrobiłam wszystko co mogłam. Mimo, że przypłaciłam to własnym zdrowiem.
maga piszę Ci to po to, bo choroba pokazuje kto ile jest wart, niestety najczęsciej się okazuje, że rodzina jest nic nie warta, więcej pomogą obcy ludzie.
Idą wakacje, weź dzieci, jedź do mamy. Nie patrz na innych. Rób swoje.
Pozdrawiam Cię.
To co mogę ci doradzić to zabezpiecz wartościowe rzeczy jakie jeszcze zostały, urególuj sytuację prawną (abyś nie odpowiadała za długi męża) zabierz dzieci i wyjedź do mamy .Korzyści będą dla obu stron (mamy i ciebie) szanowny małżonek kiedy nie będzie miał co do ust włożyć oprzytomnieje bardzo szybko. W tym momencie to ty, twoje dzieci i umierająca mama są najważniejsi, pamiętaj o tym ,pozdrawiam
_________________ Zbyt szybko się to potoczyło 08.12.14 -18.02.15
Piszę jako opiekująca się od prawie dwóch lat ciężko chorymi rodzicami, ojciec ciężka postać POCHP, mama , choroba nowotworowa, złamany kręgosłup, oraz biodro. Nie dziwię się Twojemu bratu, że żąda pomocy, wierz mi to jest droga przez mękę, to są nieprzespane noce, patrzenie na ból i cierpienie, znoszenie humorów, nieuzasadnionych pretensji ze strony chorych, to jest rozłożone na łopatki swoje życie rodzinne i zwyczajne ludzkie, a właściwie nieludzkie fizyczne i psychiczne zmęczenie. On podobnie jak i Ty ma swoje problemy, wszyscy je mamy, a jakże często bywa tak, że rodzeństwo umywa ręce zasłaniając się swoimi sprawami. Twoim obowiązkiem jest włączyć się i pomóc bratu. Mój jedyny brat nie interesuje się kompletnie niczym, pozostawił mnie samą z tym stanem rzeczy i wiesz do czego to doprowadziło? że stał mi się kimś bardziej niż obcy, nie wiem czy zechciałabym napić się z nim kiedykolwiek kawy. Fairy napisała prawdę, choroba pokazuje ile kto jest wart!
Maga przede wszystkim pamietaj ,że nikt Cię tu nie ocenia.Wiem ,że to wszystko trudne.Myślę, że brat chciałby ,żebys też była przy mamie.Może czuje ,że został ze wszystkim sam?Uważam ,że 200 km to nie koniec świata. Może w piatek po pracy bierz dzieci i jedz i pobądz do niedzieli .Zrób to dla mamy i pomóż bratu...
My dzieci chorych onkologicznie rodziców prawie wszyscy mamy swoje rodziny, dzieci i pracę.Jak poczytasz wątki pełno w nich rozterek i ludzkiej niemocy że doba za krótka i zmeczenie doskwiera.Kilka miesiecy temu jak mama przebywała w Otwocku na radioterapi 3 tyg jezdziłam prawie codziennie po pracy przed pracą na zmaianę z siostrą żeby pobyc razem ,porozmawiać.Przed radioterapią miała chemie pzez 3 dni co trzy tyg. Brałam wolne i siedzialam u mamy a pielęniarki nazwały mnie aniołkiem stróżem Też mam córki w wieku szkolnym .Mąż i dziewczynki bardzo mi wtedy pomagali.A ze czasem nie bylo obiadku i nie było posprzatane to swiat sie nie zawalił
Wiesz dlaczego wtedy dałam radę? Bo nie byłam z tym wszystkim sama.....
To forum jest pełne podobnych historii o trudnych i bardzo trudnych wyborach. Z własnego doświadczenia wiem, że nigdy nie jesteśmy gotowi na podobne sytuacje. Ja też nie powiedziałam: "Cześć Życie, jestem Małgośka i mogę podjąć wyzwanie". Nie powiedziałam tak, bo nie byłam gotowa. To ja jestem chora onkologicznie . Mam nieoperacyjną sarkomę w IV stopniu. Opiekowałam się w trakcie choroby Mamą sparaliżowaną po udarze. Najtrudniejsze było zmienianie Mamie pieluch, kiedy ja byłam tuż po chemii. Sama byłam słaba i sama potrzebowałam pomocy. Mój mąż opiekował się mną i Nią. Stracił pracę. Brakowało pieniędzy.Wyprzedawałam szafę. Niczego nie żałuję.
I zrozum mnie dobrze. Nie licytuję się na nieszczęścia. Próbuję pokazać, że nie jesteś sama. Nie tylko Tobie świat spadł na głowę. Na tym forum wielu podtrzymuje go własnymi ramionami. Możemy z Tobą porozmawiać na forum, możemy pocieszyć, pogłaskać albo i nie. Ale decyzje i tak podejmiesz sama.
Ściskam
[ Dodano: 2015-06-22, 13:46 ]
Jednak muszę jeszcze coś dodać. Mam brata. Przyrodniego. Kiedy zachorowałam, wydawał się być przejęty. Kiedy okazało się , że mam poważne problemy finansowe, zerwał ze mną kontakt. Uważa, ze przyniosłam wstyd rodzinie. Kiedy nie miałam co jeść, pomogły mi dziewczyny z forum. Brat nie. W pażdzierniku zmarła Mama. Codziennie uczę się żyć bez Niej. Codziennie uczę się też , że nie mam brata.
Bardzo Wam dziękuję, Wasze trudne doświadczenia wyprowadziły mnie trochę ze stanu szoku i pozwoliły włączyć tryb "nie panikuj, weź się do roboty".
Najbliższe dwa miesiące mam dopięte, najpierw urlop, potem praca zdalna przez część miesiąca. Natomiast od września, kiedy nie będę mogła wywozić dzieci na dłużej niż weekend coś MUSI się poukładać zdrowiej w mojej rodzinie, mąż ma świadomość, że jest nam bardzo potrzebny i podczas mojej nieobecności MUSI być trzeźwy i odpowiedzialny za dzieciaki. Innego wyjścia nie widzę. Bo jeśli to się nie uda i nie będzie trzeźwy, w scenariuszu dla mnie chyba najtrudniejszym będę musiała wyprowadzić się z dziećmi do Mamy i tam zapisać ich do szkoły - córka od września będzie w 1 gimnazjum, syn w 4 klasie. O ile w pracy tryb zdalnej dyspozycyjności jakoś przejdzie, to wyrwanie dzieci z domu i środowiska w tak ważnym dla nich okresie jest nieprzewidywalne i na razie dla mnie niewyobrażalne.
Natomiast relacje z bratem na razie zostawiam, poczekam na dobry moment, kiedy obydwoje będziemy spokojniejsi i raz jeszcze porozmawiamy o podziale opieki nad Mamą.
Jak już pisałam Mama jest teraz nadal całkowicie samodzielna, choć uważam, że tak słaba, że ktoś powinien z nią mieszkać na wszelki wypadek (zasłabnięcie, nagłe załamanie formy). Ktoś musi pilnować jej diety, systematyczności brania leków - mimo, że ona upiera się, że dobrze radzi sobie sama. Żałuję bardzo, że nie zmienia zdania i nie chce zamieszkać ze mną.
Jeszcze raz Wam dziękuję za posty, otrzeźwiły mnie i dały jaśniejszy obraz. Dziękuję.
Drodzy, którzy wsparliście mnie dobrym słowem.
Nie chcę zakładać osobnego watku, niech ten będzie moją i Mamy historią.
Jestem z nią, wzięłam urlop 3tygodniowy. Wygląda na to, że opatrzność nad nami czuwa, bo kiedy przyjechałam forma mamy zaczęła załamywać się z dnia na dzień. Jeszcze w środę pojechałyśmy na usg, natomiast od wczoraj tylko leży i śpi. Od tygodnia jest bardzo słaba, teraz jesli wstaje to tylko z pomocą. Czuję, że już nie będzie lepiej, że nie pojedziemy na działkę, nie pojedzie ze mną do ulubionej lekarki.
Brat mocno to przeżywa, ale jesteśmy w tym razem i się wspieramy. Jego żona też jest dla mnie ogromnym wsparciem, dzisiaj zabrała na cały dzień mojego synka, zorganizowała gokarty i basen. Córka jest jeszcze przez tydzień na pierwszym swoim obozie harcerskim.
Dziś brat mojego męża się żeni. Nie pojechałam na wesele, jeszcze rano byłam spakowana, przyszła do opieki nad Mamą bratowa, ale nie mogłam Mamy dobudzić, więc uznałam, że zostaję. Mąż powiedział, że po uroczystości w kościele wsiądzie w pociąg i do mnie przyjedzie. Szarpie się jeszcze ze swoim uzależnieniem, ale kilka dni temu, kiedy znowu zniknęło z konta kilkaset złotych powiedziałam mu, że to dla nas próba. Wyraźnie i wprost powiedziałam, że to jeden, jedyny taki czas w całym moim życiu i musi podjąć decyzję, czy jest ze mną czy ze swoim nałogiem. Zamknął swoje hazardowe konto i powiedział, że z tym kończy, że wybiera nasz związek. Wierzę mu.
Zadzwoniłam do przyjaciól i rodziny z prośbą, żeby odwiedzili Mamę, myślę, że jeśli się wybudzi i będzie świadoma ich obecność sprawi Jej radość.
W tej całej słabości Mama jest bardzo wdzięczna i czuła. Wyraźnie daje mi do zrozumienia, że jestem jedyną osobą, przy której nie wstydzi się swojej choroby i słabości. To dla nas niezwykły czas, jestem wdzięczna losowi, że z Nią jestem.
Nasłuchuję teraz jak oddycha, mam nadzieję, że jak się obudzi będę mogła pomasować jej plecy i opatrzyć odleżynę, która zrobiła się w nocy.
Obserwuję jej nogi, wyglądają żle. Chciałabym, żeby jeszcze ze mną mogła porozmawiać, zapalimy papierosa (znowu palę od kilku dni :() i powspominamy. Muszę koniecznie
Jej powiedzieć, że jest cudowną Matką. Że kiedy spała przypomniałam sobie niesamowicie wyraźnie wszystki ważne momenty, w których była ze mną.
Jak czuwała pod salą porodową, gdy rodziłam pierwsze dziecko. Jak zrobiła cudowny deser, gdy się obroniłam. Jak powtarzała mi kilkuletniej, że jestem wyjątkowa, że świat o mnie usłyszy. Chciałaby z Nią powspominać to, jak czule do mnie mówiła w dzieciństwie, bardzo dobrze pamiętam te wszystkie zdrobnienia pełne miłości, chciałabym Jej to przypomnieć
Wczoraj trochę rozmawiałyśmy, mam wrażenie, że nie jest gotowa na tą postępującą słabość, nie mówi o tym, koncentruje się na małych rzeczach, jakby zamknęła się w swoim domu i nie chciała wpuścic przeznaczenia.
Jesteśmy więc teraz my dwie i mój pies, który ciągle lezy pod łóżkiem Mamy.
Czekam niecierpliwie, aż się obudzi. Chyba nigdy dotąd nie czekałam tak niecierpliwie na rozmową z Nią:)
maga12, Witaj,ale się poryczałam..pięknie to opisałaś widac że prosto z serducha,tym samym we mnie powróciły wspomnienia z przed dwóch lat,byłam w bardzo podobnej sytuacji..wiem ile trzeba mieć siły,aby to wszystko przetrwać i tego Ci z całego serca życzę:dużo siły i wytrwałości,pozdrawiam
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum