Dobry wieczór
Jeszcze jestem u Mamy. Jutro powrót do domu. W weekend brat odnowił mi mieszkanie (tzn. pomalował ściany), jutro przyjeżdżam do W-wy z Mamą, aby robić porządki. Koniec raportu
Dziekuję wszystkim za odwiedziny oraz Ewuni (niezłomnej) i Romkowi za wpisy.
Ostatnio piszę coraz rzadziej, ponieważ ...
Romku, dziekuję Ci za wpis, przede wszystkim dlatego, że przypomniałam sobie jedną z lekcji z czasu leczenia. Czyli 'tęskota' z czasów leczenia za tzw. szarym nudnym życiem. I Romku, po Twoim wpisie, uświadomiłam sobie, że cały czas lubię swoje życie. Moje życie nie nadaje się na scenariusz filmowy, jest zwyczajne, mniej lub bardziej zrutynizowane. Jest tzw. nudne i szare, bo ja jestem nudna
Przez ten długi weekend nie robiłam nic specjalnego. Jak (pewnie) większość polskiego społeczeństwa poszłam na groby. Po pierwsze jest to polska tradycja, niezależnie kto co mówi o polskim społeczeństwie itp., chcę uczestniczyć w polskiej tradycji, jest częścią mnie, w tym się wychowałam itp.
Ale przede wszystkim jako osoba, która kiedyś stała na granicy życia i śmierci oraz mocno uświadomiła sobie, że nie jest nieśmiertelna bardzo staram pielęgnować w sobie pamięć o bliskich mi osobach. I pójście na groby jest dla mnie tego wyrazem. Jest jednym z elementów tej pamięci.
Dbam o grób mojej koleżanki, o który mało kto dba. I bardzo mi zależy, aby Jej grób wyglądał na grób osoby, o której ktoś pamięta. Była dla mnie ważną osobą, i nie dam Jej umrzeć w świecie.
Wiem, wiem ... pamięć nosi się w sobie. Ale ja chcę jeszcze dać wyraz tej pamięci.
I prawdopodobnie pielęgnowanie pamięci o innych oprócz tego, że jest chęcią pokazania jak ktoś był dla nas ważny, jest również 'tęskotą', aby i o Nas pamiętano.
I wracając do tego co pisałam na początku tego przydługie postu, należy doceniać te 'małe rzeczy', bo gdy obejrzymy się w tył, może się okazać, że to wcale nie były małe rzeczy, ale wielkie rzeczy. To lekcja z czasu leczenia. W czasie leczenia (zwłaszcza leżąc w izolatkach) nie marzyłam o fajerwerkach, fanfarach, wielkich rzeczach, ale o 'szarej rzeczywistości'.
Koleżanka Ola ma się średnio. Leczenie Jej jest bardziej 'wydłużające życie' niż radykalne, o wyleczeniu można mówić raczej w kategorii cudu.
Dzięki Niej dystansuję się to swoich tzw. problemów, do błahostek, które zaprzątają moje myśli. Błahostki będą zaprzątać moje myśli, nie ma innej rady, ale nie może być tak, aby przysłoni mi całokształt, aby przysłaniały radośc z innych ważnych dla mnie rzeczy. I na pewno nie chciałabym wrócić do chemii, a przede wszystkim do izolatek, w których bardzo dotkliwie odczuwałam brak ludzi, powietrza, wiatru, słońca, możliwości wyjścia i jeszcze wielu innych rzeczy.
Z czasu chorowania jedno muszę sobie cały czas przypominać, tzn. uważność, docenianie bieżącej chwili.
Ostatnio czytałam artykuł, że z USA przywędrowała do Polski moda na tzw. treningi uważności.
Dobre sobie. Gdy to czytałam uśmiechałam się do siebie. I tak sobie pomyślałam, że gdyby ludzie bardziej pamiętali o tym, że nie są nieśmiertelni, to nie trzeba byłoby treningów uważności.
Co jeszcze robilam w długi weekend. Po wizycie na grobach, odwiedzałam rodzinę, znajomych, wieczorami siedziałam z Mamą i robiłam bombki na gwiazdkę. Tak, tak już bombki na gwiazdkę. Na prezenty dla bliskich.
Oczywiście można się podśmiać, że tu refleksje na temat pamięci, a tu bombki na gwiazdkę ... życie, przeplatane radościami, smutkami, refleksjami, zabawą, chwilami samotności, i życiem towarzyskim ... wszystko jest potrzebne, tak dla całokształtu ...
Swojego doświadczenia z chorobą na pewno nie chcę zapomnieć, zbyt ważne, żbyt dużo mi dało. Chcę jak najbardziej pamiętać. Zbyt ważne i znaczące doświadczenie.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie