Niestety, zmiana minimalnie, ale się jednak powiększa. Za miesiąc kolejne badania i może mama znowu wyjedzie do Krakowa.
Stan psychiczny mamy jest zły, może nie tak tragiczny, jak było, bo mama je itd., ale nie jest zbyt dobry. Szukałam pomocy u lekarza rodzinnego, ale nic to nie dało. W naszej miejscowości nie ma nawet psychologa, a lekarz rodzinny powiedział, żeby kupić najlepiej melisę, bo wszystkie inne leki uzależniają. Staram się być dla mamy podporą, ale jest mi coraz trudniej. Czuję się kompletnie wypalona. Mama strasznie się przejmuje jak płaczę etc., więc cały czas zaciskam zęby i powtarzam, że będzie dobrze. Nie obarczam jej żadnymi moimi problemami, zamknęłam się w sobie, bo to jedyna droga. Wstydzę się moich słabości...
Pozdrawiam wszystkich wspierających swoich bliskich, mam nadzieję, że znajdujecie w sobie tę siłę, której mi zaczyna brakować.
Stan psychiczny mamy jest zły, może nie tak tragiczny, jak było, bo mama je itd., ale nie jest zbyt dobry. Szukałam pomocy u lekarza rodzinnego, ale nic to nie dało. W naszej miejscowości nie ma nawet psychologa, a lekarz rodzinny powiedział, żeby kupić najlepiej melisę, bo wszystkie inne leki uzależniają.
Kilkakrotnie czytałam ten podlinkowany tekst. Dziękuję. Przeglądam forum na bieżąco, ale mało piszę, bo nie chcę zaśmiecać niepotrzebnie.
Mama mówi, że czuje się gorzej, że gorzej widzi. Niedługo ma powtórne USG oka. Nie wiem na ile jest faktycznie gorzej, na ile to psychika. Nie chcę dumać, badanie powie prawdę. Od mamy się wszyscy odwrócili prawie. Wiem, że niektórzy uciekają, bo jest choroba, nie wiedzą co powiedzieć... czytam Wasze wątki i widzę, że jest podobnie, ale... już nie usprawiedliwiam całego świata.
Mama ma wszystko ustalone, powiedziała mi mnóstwo rzeczy np. odnośnie rodziny, jej pochówku itd. Tutaj słusznie mi napisano, że przecież nie jest chora terminalnie. Niestety, ale ona tak to odczuwa, położyła się już prawie do trumny, nie mówi już, że da radę, że wszystko będzie dobrze... (tak mówiła w grudniu) a ja już z tym nie walczę, bo nie potrafię sprawić by się poczuła lepiej. Nie potrafię być supermanką, ale to chyba nic złego.
Dziękuję wszystkim, którzy udzielali mi tu wsparcia.
Tereniu, z tego co piszesz to mama ma nastrój bardzo depresyjny. Piszesz że u was nie ma specjalistów, ale będziecie za miesiąc w Krakowie. Może warto skonsultować się z psychiatrą. Owszem leki p/lękowe uzależniają ale antydepresanty w dzisiejszych czasach są o wiele lepsze niż kiedyś a stosowane zgodnie z zaleceniami lekarzy nie powodują uzależnienia.
Dziwi mnie postawa lekarza rodzinnego, melisa jest na uspokojenie, to zioło, natomiast mama chyba powinna otrzymać coć co podnosi poziom serotoniny w organiźmie, poprawia nastrój, dzięki czemu chce sie dalej zyć.
Jeśli już to zamiast melisy polecałabym ziołowe antydepresanty, czyli wyciągi z surowców roślin leczniczych, głównie z ziela dziurawca zwyczajnego oraz korzenia żeń-szenia. Oba zioła lecznicze wykazują szereg różnych działań, ale jedne z ich głównych właściwości to działania właśnie przeciwdepresyjne. Dostępne są w różnych postaciach farmaceutycznych: zioła do zaparzania, tzw. herbatki do zaparzania, nalewki lub oleje, tabletki ziołowe czy suchy wyciąg do żucia. Stany chorobowe, w których zalecane jest podawanie ziołowych antydepresantów, to umiarkowana i łagodna depresja, zaburzenia snu, nerwica, zaburzenia emocjonalne.
Pozdrawiam
Magda
Hej Magdo,
USG mama będzie miała najbliżej jak się da, czyli we Wrocławiu. Do Krakowa termin za prawie rok, chyba, że jednak to USG nie wypadnie pomyślnie - wówczas faktycznie będzie tak, jak napisałaś. Osobiście bym ją dała radę zapisać gdzieś do psychologa, ale na siłę jej nie zaciągnę.
Myślę, że lekarze rodzinni nie są przygotowani na taką sytuację. Kiedy w naszej niewielkie przychodni rozeszło się, że mama ma te problemy z okiem, to podchodzą do niej wręcz z litością. Wiem, że generalnie chcą dobrze, ale mama się mnie pyta ostatnio: "chyba nie jest dobrze, skoro wszyscy się tak litują?".
Dziękuję za pomoc, postaram się o ziołowe antydepresanty.
Dobry wieczór
Milczałam trochę. W sierpniu pochowaliśmy bliską mojemu mężowi osobę - ostatni miesiąc to był koszmar, pomogło podczytywanie forum, bo byliśmy trochę bardziej gotowi, ale i tak był to dla mnie i męża cios.
Nie zdążyłam tak naprawdę się otrząsnąć po tej tragedii, kiedy kontrolne USG mamy wyszło niestety źle. Zmiana powoli, ale się powiększała. Teraz osiągnęła już ten rozmiar, który wymusza zgłoszenie się do Krakowa. Tak polecił nam lekarz, który badał mamę.
Mama obecnie straciła w przykrych okolicznościach lekarza prowadzącego. Niestety, to jest sprawa, której nie poruszę publicznie dla dobra mamy - najogólniej nie był dalej zainteresowany współpracą. Na szczęście są wytyczne lekarza, który wykonuje kontrolne badania USG od samego początku.
Ja starałam się przez ostatnie pół roku maksymalnie poświęcić mamie. Nadal płaczę wieczorami, lekarz stwierdził u mnie depresję. Przepisał tabletki, po których bardzo się źle czułam i na tym w sumie się skończyło. Byłam na konsultacji kardiologicznej w kwietniu, bo zasłabłam i kardiolog powiedziała, że jeśli leki na depresję to tylko ziołowe z uwagi na moje nadciśnienie i słabe serce. Ziołowe jednak nic nie dają.
O ile udawało mi się żyć prawie normalnie, to teraz bardzo się boję. Boję się o mamę. Czy jest jakiś sposób, aby nie czytać statystyk? Nie szukać informacji? Chyba mogę tylko wyrzucić router, bo katuję się wieczór w wieczór, że to koniec... Dodatkowo śmierć bliskiej osoby, a raczej tempo choroby (3 miesiące od zdiagnozowania przerzutów po zeszłorocznej operacji) sprawiły, że codziennie zasypiam z myślami, kto będzie kolejny. Na kogo wypadnie. I co jeśli będzie przerzut. Ile to potrwa. Katuję się tym, aż zasypiam w końcu zmęczona płaczem i własnymi myślami.
Tereniu,
wydaje mi się, że jednak można dobrac w taki sposób leczenie depresji/przeciwlękowe, żeby nie kolidowało to z terapią i schorzeniami kardiologicznymi (u mnie jakoś się to swego czasu udało). Czasami pierwszy lek nie działa, jest to kwestia indywidualna, ale uwierz, warto podjąć jeszcze jedną próbę.
Czy myślałas o terapii, choćby kilku spotkaniach? Może tu znajdziesz coś dla siebie:
zobacz, Tereniu, potrzebujesz wsparcia... bo tak mysleć naprawdę nie powinnaś, dopóki są na świecie ludzie, dla których jesteś ważna. A na pewno są. Pozdrawiam Cię.
Tereniu jeśli mogłabym coś podpowiedzieć, to z lekami przeciwdepresyjnymi/przeciwlękowymi warto spróbować, pomagają. Ja również mam problemy z sercem do tego poważne arytmie, też podczas choroby męża ze stresów mdlałam. Nie zawsze trafi się w odpowiedni lek, poza tym leki tego typu wdrażają się ok. 3 tyg i wtedy jest gorzej ale później bardzo pomagają. Mnie właśnie tego typu leki przepisał kardiolog, może jego poproś o tego typu leki, bardziej dopasuje i pod kontem stresu, chorób serca i nadciśnienia. Mnie te leki pomogły przeżyć najgorsze chwile grozy.
Trzymaj się dzielnie, rozumiem co musisz przeżywać, wszystkiego dobrego.
Pozdrawiam
Terenia,ja biorę też antydepresant, i to już chyba 3 raz w moim życiu.Mój mąż ma raka,na razie jakoś się trzymam, choć nie wiem, czy po jakimś czasie znowu mi coś nie wróci-nawet przy lekach.
Wiesz, przez parę dni brania leku czułam się ok,później był koszmar,lek zaczął działać około 3 tygodnia.Na razie jest ok. Jeszcze biorę od czasu do czasu hydroksyzynę. Lek moża dobrać,a i serce taki lek też wycisza.Pozdrawiam
Dobry wieczór
Mama jest już ponad 2 miesiące po brachyterapii w Krakowie.
Potwierdzono czerniaka naczyniówki oka prawego.
Ja sobie nawet radzę, bo nie mam za bardzo innego wyjścia.
Natomiast na pewno będę musiała znaleźć lekarza dla mamy i tutaj jest pytanie - czy lepiej szukać psychiatry czy psychoonkologa? Dodam, że mama jest w bardzo złym stanie psychicznym, ma ogromne napady duszności, była u kilku lekarzy internistów i nie są w stanie jej sensownie pomóc. Dzisiaj zgodziła się na wizytę u psychiatry - tylko kogo wybrać (najbliżej mamy do Wrocławia)?
Tereniu psychoonkolog będzie dobry "do pogadania", psychiatra ulży mamie wypisując leki - antydepresanty, myślę że i jeden i drugi byłby pomocny. Nie jestem z Twoich okolic więc nie polecę żadnego lekarza ale może poszukaj w necie "Znany lekarz", tam znajdziesz w swojej okolicy na pewno jakiegoś godnego polecenia, poczytaj opinie o lekarzu.
Dzień dobry, chciałam wcześniej odpisać, ale był jakiś błąd.
Dziękuję za radę.
Umówiłam mamę na wizytę najpierw do psychoonkologa (z polecenia). Mama się zgodziła na szczęście i nie zmieniła zdania. Jeśli to będzie za mało, to myślę, że wtedy uda się po bardziej zaawansowane leczenie do psychiatry.
Tereniu i bardzo dobrze, że mama skorzysta z pomocy. Leków od psychiatry również nie należy się bać. Nie każdy jest na tyle silny, żeby radzić sobie z własną psychiką. Trzeba zadbać o to żeby nie tylko stan fizyczny mamy był dobry ale i psychiczny. Jeśli psychika jest słaba siada wszystko i wszystkiego się odechciewa i tym samym komfort życia przypomina wegetację. Jeśli zajdzie taka potrzeba nie brońcie się przed psychiatrą i antydepresantami/uspokajaczami.
Wnioski po wizycie u psychoonkologa mam takie, że jeśli bliscy nie są przekonani do tego typu wizyty, to trzeba przemyśleć, czy należy ich usilnie namawiać. Ja mamę namówiłam. Wróciła niby zadowolona, ale po paru dniach stwierdziła, że za tę wizytę to mogła iść ze mną na kawę i pogadać. I że na to samo by wyszło. Być może to moja wina, bo chociaż pani psycholog była uznana w środowisku, to najwyraźniej "czegoś" zabrakło. Z perspektywy czasu widzę, że mama "odbębniła" wizytę, abyśmy dali jej z ojcem święty spokój.
Teraz jest na etapie, że jakakolwiek wiedza onkologiczna nie jest jej potrzebna. Tylko absolutne minimum, żadnego zgłębiania siebie itp. Szanuję jej decyzję i być może jest to słuszna droga. Nie każde rozwiązanie, które "nam" - w sensie bliskim - wydaje się dobre i racjonalne, jest takie dla chorego. No, ale to już moje "wymądrzanie się" po fakcie. Moje pojmowanie wspierania, planowania i bycia obok również ewoluuje.
Pozdrawiam serdecznie wszystkich wspierających i podczytujących.
Zrobiłaś to bo chciałaś pomóc. Nie wyszło, zdarza się. Nie do każdego psycholog potrafi trafić, nie każdy potrafi otworzyć się, ne każdy ma zaufanie do psychologa i wizyt w takich miejscach. Teraz wiesz, że mama woli porozmawiać lub pomilczeć z Tobą i Ty możesz być mamy psychologiem.
Oczywiście, że chory wybiera co dla niego jest najlepsze a my mamy stać obok, czuwać i szanować ich decyzje, bardzo słusznie postępujesz, nic na siłę. My staramy się robić wszystko żeby tylko pomóc/ulżyć ale musimy uszanować wolę chorego.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum