Kasia1991 - niesamowicie poruszający wpis... Myślałem, że jestem twardy, z reguły ciężko się wzruszam, ale czytając Twój post pękłem... Tak ciepło o Nim piszesz, tak pełna dumy jesteś. I taka świadoma... Niesamowite jest to, co płynie z Twojego postu... Niesamowicie silną osobą musisz być... Twój Tata pewnie tam gdzieś na górze pęka z dumy mówiąc każdemu "To moja Córeczka, to najważniejszy cud, jaki po sobie pozostawiłem"...
Podziwiam, pozdrawiam i niech ta siła ani na chwilę Cię nie opuszcza
_________________ "Pomyśl Choć Przez Chwilę, Podaruj Uśmiech Swój
Tym, Których Napotkałeś Na Jawie I Wśród Snów..."
Witam,
długo się zastanawiałam czy taki rodzaj wrażania swoich emocji to coś czego potrzebuję ale im dłużej czytam Was tym bardziej stajecie mi się bliżsi . . .
Jest to dla mnie tak trudne że nawet nie wiem jak zacząć.
Osoba którą kocham najmocniej na świecie , która całe moja życie jest gdzieś zawsze za mną żeby mnie złapać jak się potknę , osoba która która zawsze była tą najsilniejszą . . .
Moja babcia ma 78 lat ,nie lubię tego określenia ,,babcia" , ale nie moge jaj tez nazwać mamą bo bym bardzo skrzywdziła swoją mamę , jest to mój anioł . . . każdy ma swojego anioła na ziemi a mój właśnie przygotowuję się by odlecieć .
Wynik z TK jest jednoznaczne przerzuty do płuc, opłucnej, węzłów chłonnych do tego ciągle zbierająca się woda w płucach . . .
Lekarz nie pozostawił mi złudzeń , przyrzuty są agresywne . . . nie jest dobrze . . .
Wszytko się zatrzymało , zobojętniało . . .
Wiem że spora grupa ludzi może mówić , 78 lat to i tak bardzo ładny wiek , to już starsza Pani . . . tylko że anioły nie maja lat ja nigdy na nią tak nie patrzyłam przez pryzmat lat . . . do tego ona tak radosna i ciepła , każdego potrafiąca zrozumieć i rozgrzeszyć to osba która kocha tak po prostu za to że są . . .
Uśmiecham się przed nią nie chcąc pokazać jak bardzo cierpię i ile juz łez wylałam .
I niż już nie można zrobić radioterapia została wykluczona , chemioterapia zresztą zostało nam leczenie hormonalne ale jak widać nie bardzo skuteczne i ta bezsilność . . . co dalej kiedy klepsydra zaczęła odmierzać czas . . .
_________________ ,,Kochać to także umieć się rozstać. Umieć pozwolić komuś odejść, nawet jeśli darzy się go wielkim uczuciem. Miłość jest zaprzeczeniem egoizmu, zaborczości, jest skierowaniem się ku drugiej osobie, jest pragnieniem przede wszystkim jej szczęścia, czasem wbrew własnemu"
Ufff łzy spływają jak to się czyta... Nie na darmo lekarze przywiązują tyle uwagi do wsparcia ze strony najbliższej rodziny bliskiego. Jestem pod wrażeniem!!!
Piszę pierwszy raz... 14 lutego br u ojca zdiagnozowano raka płuc z przerzutami do nadnerczy, śródpiersia węzłów...
Dzis byłam u niego (z racji tego ze mieszkam daleko i mam małe dzieciątko) po prawie półtora tyg przerwy. Już nie moze mówić.. robi pod siebie... Przy mnie mama prowadziła go żeby się załatwił. To taki widok straszny widzieć go sama skóra i kości. Dosłownie! Widać każdą kość w jego ciele. :(((
Przeczytałam tu post o tym że jednemu z chorych odebrało mowę 3 dni przed końcem... Nie wiem czy dziś nie widziałam go po raz ostatni... Całą drogę powrotną płakałam... Nigdy nie byliśmy "blisko", nie rozmawialiśmy o tym co ważne i mniej ważne... zawsze był gdzies z boku a teraz odchodzi i nie wiem co mam mu mówić, jak się zachowywać... Dobrze że choć raz się uśmiechnąl jak zobaczył swojego wnuka... to straszne...
Droga Emi 79. Aż się popłakałam czytając Twój post. Przypomniał mi się mój mąż, który odszedł 25.02.br. Tak samo jak Twój tata był już bardzo chudziutki, również nie mogłam patrzeć na jego cierpienie. Czasami chciałam uciec"gdzie pieprz rośnie" żeby już nie patrzeć na jego cierpienie..ale nigdy nie zapomnę jego uśmiechu na 2 godziny przed śmiercią jak na mnie popatrzył /a od 3 -m-cy wogóle się nie uśmiechał/. Ten uśmiech nie zapomnę do końca życia. Ten uśmiech dodaje mi siły na dalsze życie.
Emi musisz być teraz silna..masz przecież małe dziecko, a dziadek na pewno ucieszył się z wizyty wnuka. Bądż z tatą w tych ciężkich chwilach. Mój syn też nie miał z ojcem wspólnych tematów, też był gdzieś z boku, ale przyjechał 1200 km żeby ostatnie chwile spędzić z ojcem. Mąż ciągle o niego pytał i dopiero jak syn przyjechał to za 4 dni zmarł, ale jeszcze mogli sobie wiele powiedzieć.
Zachowuj się normalnie przy ojcu...tak jak by był zdrowy. Myśmy tak robili...do końca.
Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę dużo siły i wytrwałości, bo ciężko czas przed Tobą
Droga Joasiu61. bardzo Ci dziękuję za słowa wsparcia!
Z tatą jest już tak bardzo źle... Od dzisiaj już nic nie je, nie może łykać - wszystkim się dusi. Piciem przede wszytskim. Lekarka powiedziała że "zalewa mu płuca" :((( i że są dwa wyjścia - albo pozwolić mu spać albo dzwonić po karetkę która weźmie go do szpitala, da kroplówkę i przedłuży jego cierpienie... To kwestia paru dni... Więc nie zadzwoniliśmy... Jestem z mamą na telefonie co dzień ale co tam telefon. Będę tam w piątek aby się pożegnać... Boże Najdroższy mam nadzieję że zdążę... Poczekaj na mnie!
Nigdy nie mozna być gotowym na odejście bliskich - bez względu na to ile mają lat...
Dziękuję Joasiu!
Pojechałam do taty… nie chciałam czekać do piątku… leżał tylko i tak ciężko oddychał. Ręce i nogi spuchnięte tak bardzo… Spał cały czas nie budził się już. Kiedy podeszłam do niego powiedziałam żeby się nie bał bo TAM będzie mu lepiej i już nie będzie bolało…
Z jednego oka spłynęła mu łza :( wiem, ze mnie słyszał… Zadzwoniłam po księdza – kiedy jeszcze mówił tydzień temu i mu to proponowaliśmy to nie chciał… Tak jakby oddalał od siebie ten moment. O siedemnastej przyjechał ksiądz… po jego wizycie oddech jakby się uspokoił choć nadal był charczący. Siedzieliśmy przy nim i czekaliśmy na mojego brata – powiedziałam mu – tatuś przyjedzie Janusz poczekaj na niego… I czekał… O dwudziestej pożegnał się z synem… Musiałam jechać. Przebrałam go jeszcze z siostrą w czyste rzeczy...W drodze powrotnej około dziewiątej zadzwoniła mama – TATA już nie oddycha… Nie mogłam się pozbierać, zatrzymałam się i płakałam tak jak jeszcze nigdy nie płakałam… i załowałam tylko ze nie zostałam jeszcze te 15minut :(
ale zanim odjechałam to szepnęłam mu do ucha „tatuś kocham Cię, nie bój się..” Nigdy mu tego nie mówiłam…
Teraz jest mu lżej, teraz nic nie boli… Jutro ostatnie pozegnanie… Śpieszmy się kochać ludzi… :( :(
Emi79,
Tak bardzo mi przykro....
Prosze nie wyrzucaj sobie, ze nie zostalas do konca. Powiedzialas mu wszystko, czego potrzebowal. Orzede wszystkim, ze go kochasz i ze pozwalasz mu odejsc. To najwazniejsze, czego osoba odvhodzaca chcialaby uslyszec...
Mi niestety nie bylo dane pozegnac sie z tatkiem, powiedziec, ze go kocham, zlapac za reke...
Masz wiec naprawde wielkie szczescie. Twoj tatko na pewno odszedl spokojnie, wiedzac, ze sie z wszystkimi pozegnal....
Trzymaj sie cieplo...
_________________ Tatko 01.12.1952r - 06.02.2013 r. (*)
Na zawsze w moim sercu...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum