ja nawet nie wiem czy dobrze zrobiłem wklejając ten link.
Materiał do którego odsyłasz działa przygnębiająco i nie sądzę, żeby rozmowy o śmierci miały nam pomóc. Osobiście, wolę się skupić na rozmowach o życiu.
Natomiast myślę, że nie ma powodu żebyś czynił sobie wyrzuty z powodu zamieszczenia tego linku - jest to jest.
Witam
Niedziela Wielkanocna godzina 1 po północy normalni ludzie powinni spać .Jakoś spać nie moge.Poczytałem ten temat i postanowiłem coś napisać.
Czy chory powinien wszystko wiedzieć, czy wszystko mówić?
To jest pytanie na które nie ma jednoznacznej odpowiedzi.Wszystko zależy od człowieka od jego psychiki.Jeżeli już mówić wszystko to nie powinien tego robić lekarz a powinien to zrobić psycholog.W moim przypadku zrobił to lekarz i to bardzo krótko.
JEST PAN BARDZO POWAŻNIE CHORY MA PAN RAKA JELITA GRUBEGO a po USG dodał
Z PRZERZUTAMI, ZOSTAŁO PANU OKOŁO 6 MIESIĘCY ŻYCIA.
Taka diagnoza i taki wyrok każdego by załamał.
Tak nie powinno to być przekazywane.
Natomiast drugi temat Co zrobić gdy pojawią się przerzuty.
Najprawdopodobniej nic a to dlatego ,że w takim wypadku w 90% przypadków zejście następuje bardzo szybko i nic nie zdąży się zrobić.
Coraz więcej ludzi wychodzi z raka pierwotnego natomiast z wznowy (przerzutów)
to jest tylko kwestia czasu.
Ale nie ma jednego scenariusz na życie.Działam w hospicjum i wiem to z doświadczenia.
Często na umówione spotkanie nie muszę jechać ponieważ pacjent przeszedł na "drugą stronę".
Posta o śmierci nie wkleiłem przypadkowo.Tak jak tutaj było już pisane chorzy chcą o tym rozmawiać tylko nie z każdym mogą i nie każdy chce o tym rozmawiać.
Pozdrawiam i życzę zdrowych i pogodnych świąt Wielkanocnych.
Matko... ANdrzejuS- Twój post raczej nie podniósł mnie na duchu...
Pisałam już w jednym wątku ale się powtórzę, nie jestem chora, ale moja mama jest. Ma niespełna 52 lata.od 3 lat walczymy z chorobą. Rak piersi złośliwy wielkości pięści, przerzut na narządy kobiece, macica, jajniki, wszystko zostało usunięte- teraz zaatakowało otrzewną i miedniczkę małą... Mama jest po 3 chyba jak dobrze pamiętam chemiach i radioterapii, teraz 16 ma kolejna chemię i lekarz stwirdzia ze "jeżeli organizm przyjmie chemie to operacja..." A jeżeli nie przyjmie? co to może oznaczać?
Jestem bliską osobą udającą silna przy mojej mamie. Na początku choroby "cackaliśmy"sie z nią, ale jak widziałam ze wtedy mama bardziej sie uzala nad sobą i traci cheć do walki z chorobą powiedziałam jej twardo:
"tak masz rację, zrezygnuj z leczenia, widać nie chcesz dożyć swoich ukochanych wnuków od córki (ode mnie wtedy nie miałam dzieci), pierwszej komunii pierwszego wnuka... (i inne takie twarde argumenty) Poddaj sie, po co walczyć, przeciez my jesteśmy tylko rodzina, a widze ze Ciebie w ogóle nie obchodfzi to ze Ce kocham nad życie, ze potrzebuję ciebie żebyś opieprzała mnie za moja głupotę, żebyś mnie przytuliła w trudnych chwilach..."
Mama nic nie powiedziała, zacisneła zęby, miała łzy w oczach i ...zaczeła walczyć. W tej chwili mimo przerzutów i tego ze wiemy czym to może grozić- ja jako córka napewno, potrafię z mamą rozmawiać o śmierci o tym co czuje, czasami tylko mi powie jak czuje się naprawde bez udawania silnej...Wiem już że napewno ja przyjzie koniec trzeba będzie postarać się o urne a nie trumnę, i wiem ze na samą myśl o tym skręca mnie i boli... Ale przeciez nie powiem o tym mamie- ona o tym wie, dogadujemy się wzrokiem, nie potrzeba słów.
Każdy człowiek jest inny i nie ma sensu na siłę wyciągać co kto czuje, jak sie czuje...
Ja wiem jak ja sie czuje, ale ciągle mam nadzieję mimo ze w oczach mamy tej nadziei już brakuje :(
Kurcze... To nie ja choruję tylko najbliższa mi osoba, najważniejsza, najcudowniejsza, najwspanialsza... Ja odczówam potworny lęk nie do opisania...
I wiem z moja mama też, ale nie wyciagam tego od niej.
echhh nie mam daru do przekazania tego co bym chciała
PIXI- dzięki, ale ja chciała bym tak wiele wyrazić i powiedziec ale nie potrafię :(
potrafię powiedzieć ze kocham nad życie i boli mnie ból mojej mamy, boli mnie sama myśl o tym że być może koniec jest blisko, ale cały czas mam nadzieję ze jednak zwalczymy tego ... skorupiaka...
Ogólnie to uczucia mną miotają, złość na los, żal ze nie jestem w stanie pomóc, siła zeby przekazywac ją mamie, i potworny paniczny o nią strach... Szczególnie ze wiele z mamą przeżyłyśmy równiez innych cierpień- np prawie straciłam dziecko... dwa razy (dwa tygodnie temu był drugi raz przy silnym wstrząsie na antybiotyk, pierwszy raz jeszcze w moim łonie noc przed narodzinami małego cudu- pierwsze dziecko i jak narazie jedyne ale bardzo przez moją mamę oczekiwane- pierwszy wnuk od córki...)Jesteśmy przyjaciółkami, a zarazem wrogami- ciężko to wytłumaczyć. Ale zawsze byłyśmy dla siebie wsparciem- mimo ze czesto mamy odmienne zdanie. nie wyobrażam sobie tego dnia... kiedy jej zabraknie. Dla mnie to utrata ogromnej cześci siebie...
Mama jest "twardą" osobą, ma baaaardzo silny harakter, ale widze juz ze oczka jej zgasły ta iskierka- ten diablik ( ) w jej oczach. To mnie przeraża.
echhh potrzebny mi chyba taki wątek gdzie moge wylewać swój zal na bezsilność- ból strachu przed utratą niepowtarzalnej osoby na świecie- wyrażenia swoich prawdziwych targających mną uczuć...
Nadziejo, nigdy nie trac nadziei To uczucie pozwoli Ci codziennie od nowa walczyć o Twoją mamę. Bez nadziei nawet wstanie rano z łóżka wydaje się być zbyt trudnym. [
Cytat:
Mama jest "twardą" osobą, ma baaaardzo silny harakter
TY też go masz, nawet jeśli tego jeszcze nie odkryłaś
Cytat:
Jesteśmy przyjaciółkami, a zarazem wrogami- ciężko to wytłumaczyć. Ale zawsze byłyśmy dla siebie wsparciem- mimo ze czesto mamy odmienne zdanie.
Tak naprawdę, to jesteście przyjaciółkami, nie wrogami, więzy między Wami sa bardzo silne i jeśli czasem nie możecie się dogadać , to wynika to z faktu , że jesteście takie same , mimo róznicy zdań,
Cytat:
zawsze byłyśmy dla siebie wsparciem
no wlaśnie, w sprawach ważnych stanowicie jedność
Bądź przy niej blisko, cokolwiek ma być, I powiem Ci z doświadczenia- strasznie fajnie jest mieć taką córkę ,jak TY. I jeszcze wiem , że gdy Twoja mama patrzy na Ciebie, to mimo trosk- ma w sercu uśmiech.
Cytat:
ebny mi chyba taki wątek gdzie moge wylewać swój zal
myślę, że taka jest, miedzy innymi , rola tego forum, wygadanie tez troche pomaga
pozdrawiam ciepło
pixi
Witam
Niedziela Wielkanocna godzina 1 po północy normalni ludzie powinni spać .Jakoś spać nie moge.Poczytałem ten temat i postanowiłem coś napisać.
Czy chory powinien wszystko wiedzieć, czy wszystko mówić?
To jest pytanie na które nie ma jednoznacznej odpowiedzi.Wszystko zależy od człowieka od jego psychiki.Jeżeli już mówić wszystko to nie powinien tego robić lekarz a powinien to zrobić psycholog.W moim przypadku zrobił to lekarz i to bardzo krótko.
JEST PAN BARDZO POWAŻNIE CHORY MA PAN RAKA JELITA GRUBEGO a po USG dodał
Z PRZERZUTAMI, ZOSTAŁO PANU OKOŁO 6 MIESIĘCY ŻYCIA.
Taka diagnoza i taki wyrok każdego by załamał.
Tak nie powinno to być przekazywane.
Natomiast drugi temat Co zrobić gdy pojawią się przerzuty.
Najprawdopodobniej nic a to dlatego ,że w takim wypadku w 90% przypadków zejście następuje bardzo szybko i nic nie zdąży się zrobić.
Coraz więcej ludzi wychodzi z raka pierwotnego natomiast z wznowy (przerzutów)
to jest tylko kwestia czasu.
Ale nie ma jednego scenariusz na życie.Działam w hospicjum i wiem to z doświadczenia.
Często na umówione spotkanie nie muszę jechać ponieważ pacjent przeszedł na "drugą stronę".
Posta o śmierci nie wkleiłem przypadkowo.Tak jak tutaj było już pisane chorzy chcą o tym rozmawiać tylko nie z każdym mogą i nie każdy chce o tym rozmawiać.
Pozdrawiam i życzę zdrowych i pogodnych świąt Wielkanocnych.
Tak leżę sobie na metalowym, obdrapanym z farby, szpitalnym łożu i czytam. Czytam raz i drugi i idę na Twój blog i też go czytam. Wracam na Forum i jeszcze raz czytam Twój wpis. Gdybym nie wiedziała, że jesteś autorem obu tych tekstów powiedziałabym, że napisane zostały przez dwie różne osoby. Dlaczego ? W moim odczuciu autor blogu zdecydowanie chce innym dodać otuchy, zdopingować ich do walki, wesprzeć, itp.. O wpisie zamieszczonym na Forum nie mogę tego powiedzieć.
Odnosząc się do problematyki, którą poruszyłeś:
1.Mam bardzo dużą wątpliwość czy dane pochodzące z jednego miejsca i to takiego jak hospicjum można uznać za wystarczające do sformułowania zawartych w Twoim wpisie wniosków ?
2.Mówić, czy nie mówić i ile mówić? . Myślę, że dzisiaj odpowiedź na to pytanie nie może być inna - TAK MÓWIĆ, MÓWIĆ WSZYSTKO
Swój pogląd na ten temat przedstawiałam w kilku miejscach Forum, tutaj pozwolę sobie wkleić fragment książki ”Zbigniew Religa. Człowiek z sercem w dłoni”:
„(…) Pamiętam, że kiedy byłem jeszcze młodym lekarzem, choremu na nowotwór nie mówiło się, na co cierpi. Najpierw informowano rodzinę i pytano ją, czy chce, aby pacjent wiedział. Zwykle rodzina nie wyrażała zgody. Rak wtedy rzeczywiście był wyrokiem śmierci. Ale to było skandaliczne zachowanie. Choć przyznam, że sam kiedyś uważałem je za dobre. Dopiero w Stanach zobaczyłem zupełnie inne podejście do chorych. Tam każdy pacjent musiał być informowany o tym, co mu jest, co go czeka i jak będzie leczony.
-A może niewiedza jest w takim wypadku błogosławieństwem ?
-Nie ! Zobaczyłem, jak ludzie przyjmują informację o swojej chorobie. Nie było paniki. Takie zachowanie lekarzy miało jeszcze jeden aspekt poza szczerością. Po prostu trzeba dać choremu możliwość uregulowana wszystkich spraw, zwłaszcza majątkowych, przed ewentualną śmiercią. Kiedy wróciłem do Polski, zacząłem stosować takie podejście do chorego. Jestem głęboko przekonany, że nie wolno oszukiwać. On ma pełne prawo znać prawdę o swoim stanie zdrowia. Nieudzielenie mu takiej informacji jest po prostu zbrodnią(…)”
3. Na wszystko jest miejsce i czas, również na rozmowy o śmierci. Moim zdaniem Forum to nie to miejsce - swoje zdanie na temat przedstawiłam wcześniej odpowiadając na Twój post (kilka wpisów wyżej).
_________________ Miejsce człowieka jest tam, gdzie jego wolność nabiera pełnego sensu.
Tak leżę sobie na metalowym, obdrapanym z farby, szpitalnym łożu i czytam.
Mral to ja Cie bardzo pozdrawiam i trzymam kciuki za leczenie i w ogole za wszystko.
Co do informowania chorego - jestem za tym. I uwazam ze jednak powinien to zrobic lekarz. U nas zaden lekarz nie przedstawil uczciwie sytacji, ani ojcu ani nam. Ja poczytalam ile wlezie to wiedzialam ze M1 w wypisie oznacza przerzut. Nikt nam nie powiedzial ani gdzie ani co dalej. Dopiero od wczoraj gdy poprosilismy o wynik RTG (ktorego wczesniej nam nie wydali) wiem ze to w plucach. I teraz jeszcze jedno - mój tata zachowuje się tak jakby nie chciał wiedziec. Jego stan jest zly i coraz gorszy a mimo to nie padło z jego ust nic co wskazywałoby na to ze on sie przygotowuje. Nie spytal tez nikogo z nas (ani lekarza) jak sie sprawy maja. I teraz ja nie mam pojecia - mam mu kawa na lawe powiedziec co i jak i co to znaczy wg statystyk? Ja, nie lekarz, bazujaca na wiedzy z internetu? Wreszcie jemu który sam nie pyta. I chyba nie pyta bo nie chce tego uslyszec.
Trudno, bardzo trudno przejac te role na siebie. I mimo ze doglebnie zgadzam sie z tym ze pacjent powinien wiedziec to w swojej konkretnej sytuacji mam problem z powiedzeniem wszystkiego. Zwlaszcza ze moja wiedza jest jednak zadna w porownaniu z wiedza lekarza.
_________________ *Jedno tylko jest w tym dobre - rzuciłam palenie*
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum