2009-08-15 00:55
Alkohol powoduje raka jamy ustnej
Alkohol jest jedną z głównych przyczyn alarmującego wzrostu liczby zachorowań na raka jamy ustnej osób po czterdziestce - informuje serwis "BBC News/Health".
Według danych brytyjskiego Cancer Research, liczba przypadków raka wargi, jamy ustnej języka i gardła w grupie osób miedzy 40. a 50. rokiem życia wzrosła w ciągu ubiegłej dekady o 26 procent (o 28 procent w przypadku mężczyzn, o 24 procent u kobiet). Co roku w Wielkiej Brytanii zapada na tego rodzaju nowotwory około 5000 osób, a umiera z ich powodu około 1800.
W porównaniu z latami 50. XX. wieku spożycie alkoholu zwiększyło się dwukrotnie. Najprawdopodobniej alkohol jest - obok palenia - główną przyczyna nowotworów jamy ustnej. Ocenia się, że razem odpowiadają za trzy czwarte zachorowań. Inne czynniki zwiększające ryzyko to dieta uboga w owoce i warzywa, a także przekazywany drogą płciową (poprzez seks oralny) wirus brodawczaka ludzkiego (HPV), wywołujący również raka szyjki macicy.
Wcześnie wykryty rak jamy ustnej może być z powodzeniem leczony. Najczęstsze objawy - to owrzodzenia, ranki oraz białe lub czerwone plamki w jamie ustnej, utrzymujące się dłużej niż przez trzy tygodnie, czemu może towarzyszyć ból jamy ustnej lub ucha.PMW
Zachodnia zgnilizna. A u nas w Polsce proszę, ludzie zakąszają ogórcem, śledziem, kaszanką, salcesonem, kawiorem, a ostatnio owocami morza i czym tam jeszcze i proszę. Taki Anglik tylko ze szklanicą cały wieczór łazi, co rusz dolewa ichniego bimbru i ma przechlapane. A ta ich rozwiązłość seksualna? Tfu! No i mają za swoje.
A poważnie, czytając wyniki badań, statystyki można się załamać. Wszystko szkodzi. Niedługo ktoś obliczy, że robiąc jeden krok dziennie więcej, o x% przyśpieszasz raka krocza. Panie, jak żyć?!
Rakar inaczej po co żyć.
Czy po to żeby sobie cały czas czegoś odmawiać a z drugiej strony czy to jest życie i co ono jest warte.
Mój jedyny nałóg to papierosy i to jest ten najgorszy z możliwych.
Ale nie wyobrażam sobie porannej kawy bez papierosa a to jest jeszcze związane ze stomią.
Po kawie i papierosie zrobię sobie porządek właśnie z tym workiem i mam cały dzień spokój.
Takie to już jest życie ludzi po przejściach.
Pozdrawiam.
Gdy moj tata w latach 60 studiowal chemie on i wielu innych kolegow i kolezanek ze studiow bylo zachwyconych postepem jaka dokonywala sie w dziedzinie farmakologii i medycyny. Naprawde wtedy wierzono, ze pod koniec XX w. wszystkie choroby beda uleczalne, a te nieuleczolne stana sie chorobami przewleklymi.
W przypadku wielu schorzen tak sie stalo: Dzis chorzy na cukrzyce moga przez cale zycie normalnie funkcjonowac o ile sa pod dobra opieka. Chorzy na serce moga zyc z bypassami. Nawet AIDS (choroba , ktorej tak strasznie balam sie bedac nastolatka) nie jest juz wyrokiem.
Niestety w przypadku raka ludzkosc przegrywa z nim walke. Mimo ogromnych nakladow, profilaktyki niektore odmiany raka sa nadal nieuleczalne i lekarze tylko rozkladaja rece. Nie sadze, ze w najblizszej przyszlosci cos sie zmieni.
Bylam w szoku jak malo wspolczesna medycyna miala do zaoferowania mojej mamie,gdy wykryto u niej raka pluc. Praktycznie od razu dostala wyrok smierci w zawieszeniu, a leczenia mialo tylko i wylacznie na celu przedluzenie jej zycia. Bylam wsciekla i zarazem bezradna, ze cos takiego ma miesjce w XXI w.
Panie Andrzeju moja mama rzucila palenie w 1992 r. a i tak zmarla na raka pluc i to po niespelna 5 miesiacach walki. Tylko ze mama nie miala absolutnie zadnego problemu pozegnania sie z nalogiem. Po prostu pewnego dnia przeslata palic i nigdy ja juz do tego nie ciagnelo. Raczej sama dziwila sie, ze mogla kopcic przez 25 lat swojego zycia. Niestety zaplacila za to cene przedwczesnej smierci.
Rakar inaczej po co żyć.
Czy po to żeby sobie cały czas czegoś odmawiać a z drugiej strony czy to jest życie i co ono jest warte.
Mój jedyny nałóg to papierosy i to jest ten najgorszy z możliwych.
Ale nie wyobrażam sobie porannej kawy bez papierosa a to jest jeszcze związane ze stomią.
Po kawie i papierosie zrobię sobie porządek właśnie z tym workiem i mam cały dzień spokój.
Takie to już jest życie ludzi po przejściach.
Pozdrawiam.
Po co żyć? Oto jest pytanie. Od zarania ludzkości filozofowie zadawali podobne pytania. O sens życia, bezsens egzystencji. Nie znaleźli odpowiedzi. Natworzyli mnóstwo myśli, definicji i odeszli.
Po co żyć? Można by odpowiedzieć, żeby jeść. Walczyć o wspomnianą egzystencję, zabiegać, a potem umrzeć. Dobrze jeśli odejście nastąpiło w zdrowiu, a jeśli zdrowie zaczęło szwankować?
Dlatego moje pytanie, jak żyć? Jak żyć w naszym zasyfiałym XXI wieku? Jak żyć w natłoku informacji, że wszystko szkodzi, bo statystycznie spożywający trawę pospolitą umierają szybciej niż spożywający trawę ogólnodostępną. A z reklam dowiesz się, że jeśli tylko będziesz zatruwał się ich lekami, to będziesz uzdrowiony. Jak żyć? Żyć zdroworozsądkowo. Nie dać się zwariować. Nie rezygnować ze wszystkiego tylko dlatego, że coś statystycznie może szkodzić.
Paliłem 34 lata, od 10ciu nie palę, ograniczyłem picie, ale z piwa nie rezygnuję.
Jak żyć? Przyzwoicie i jak najwygodniej dla siebie, pomagając innym jak najmniej im przeszkadzając.
Mój jedyny nałóg to papierosy i to jest ten najgorszy z możliwych.
Niektórzy już tak mają i w paleniu nawet śmierć im nie przeszkodzi.
Ale wiele tkwi w naszych genach. Moja Mama (85 lat) pali całe życie i nadal ma się dobrze.
Ja kaszlę, ale nie to jest moim największym problemem.
_________________ Tylko dwie rzeczy są nieskończone: wszechświat oraz ludzka głupota, choć nie jestem pewien co do tej pierwszej.
Albert Einstein
Już 10 lat nie palę papierosów. Przed ostatecznym, jak mi się wydaje, zaprzestaniem palenia, kopciłem dwie paczki, a przy piwie więcej. Był 1999 rok , m.in. rok wprowadzenia reformy zdrowia. I stało się, zaczęło mnie dusić, nagle. Zgłosiłem się do swojej przychodni, a tam rozgardiasz. Nikt nie chce mi pomóc. W***em się i wrzasnąłem, żeby ściągnęli karetkę pogotowia. W końcu zajęli się mną, dali zastrzyk, zrobili EKG. Potem przeszedłem wiele badań. Okazało się, że mam astmę oskrzelową na tle alergicznym. W ogóle jestem uczulony, prawie na wszystko.
Na ulotkach informacyjnych zażywanych przeze mnie leków, było napisane, że palacze zażywają leki odpowiednio, chyba większe dawki. Na początku było ciężko, dobierano mi leki, w końcu zostały dobrane i z małymi modyfikacjami łykam je do dziś.
Jakiś czas potem znalazłem przedruk z amerykańskiego czasopisma, że palenie na alergię astmatyczną (w skrócie) nie szkodzi. Z tym artykułem poszedłem do mojej rodzinnej. Zdębiała, przeczytawszy przedruk. W końcu powiedziała, " wie pan, mnie na studiach uczono, że płuca palaczy wyglądają tak, a tak". Tylko, że ja o tym wiedziałem. Ale sama powaga lekarki, z jaką wypowiadała słowa mocno na mnie podziałały. Wyszedłem i całą paczkę cisnąłem do kosza. Paręnaście metrów dalej, gdy przechodziłem przez park, poczułem dym papierosowy, od palących tam niewolników nałogu, i tak mocno zachciało mi się palić, że wróciłem do kosza po wyrzuconą paczkę. Ale papierosów już nie było. Pomyślałem, oho - to znak, żebym nie palił, i że trzeba moją decyzję o zaprzestaniu palenia zahartować. Poszedłem do pubu, kupiłem piwo i wśród zatwardziałych palących hartowałem swoje postanowienie. Wytrzymałem do dziś.W pubie dym mi nie przeszkadza, w domu, na przystanku - tak.
Bo charakter, proszę ja kogo, mam silny. Jeśli ktoś postawi przede mną 0,5 l wódki i zapyta, wypijemy? To ja mam mocny charakter, choć rozsądek mówi nie pij, to mój silny, stalowy charakter zwycięża i przeważnie wypiję, ale nie palę, bo na paczce napisane jest, że palenie szkodzi i coś powoduje....
A tak poważnie, lepiej się czuję nie paląc, już dawno nie chrząkam, nie odkasłuję. W ogóle przyjmuję 1/3 dawki przypisanych mi leków. Tydzień temu byłem u swojej przemiłej pulmonolog. Po przebadaniu mnie była zadowolona.
szukałam skad te obrazki forum ilustrowane
Sorki za offa
moja mama paliła hmmm 10 chyba lat, rzuciła z dnia na dzień i nie rak płuc ja wykańcza, bo płuca są czyściutkie, a otrzewna... Tata pali już ze 40 lat i kompletnie nic się go nie ima prócz ślepoty...
wg MOJEJ osobistej teorii, farmakologia przeżywa trwały kryzys, który wywołany został katastrofą spowodowaną skutkami ubocznymi Conterganu, czyli narodzeniem się w Niemczech i innych krajach tysięcy zniekształconych noworodków wskutek zażywania tego leku przez kobiety w ciąży. Szok wywołany tą tragedią spowodował tak gigantyczne zmiany procedur homologacyjnych leków, że dzisiaj żadnej małej firmy nie stać na wprowadzenie nowego leku na rynek. Gdyby aplikację nowych leków w przeszłości obłożono takim obostrzeniami, nigdy nie odkryto by szczepionki na ospę, prawdopodobnie nigdy nie wprowadzono by antybiotyków. Obłędnie restrykcyjne procedury powodują, że kreacja prawdziwie nowego leku jest obciążona olbrzymim ryzykiem biznesowym, bo koszty dopuszczenia leku są gigantyczne, a ryzyko odszkodowań nie mniejsze. Dlatego małe firmy nie mają tu najmniejszych szans, w najlepszym wypadku sprzedają nieskończone projekty farmaceutycznym mamutom. Niektóre, których projekty uchodzą za niemal pewne, ważą się na emisję akcji. Ryzyko i koszty emisji jednego leku rzędu setek milionów dolarów powodują, że ten proces łatwo znajduje odzwierciedlenie w wahaniach kursów akcji nawet największych firm farmaceutycznych. Dzisiaj, jeżeli Ciba, Merck albo Pfizer są w końcowej fazie implementacji nowego, leku, ich akcje podlegają gorączkowej spekulacji. Od lat obserwuje się regres. O losie leków decydują urzędnicy z państwowych lub parapaństwowych instytucji kontrolnych. A urzędnicy eliminują (jak to urzędnicy) wszelkie ryzyko z agendy, poza tym zainwestowane pieniądze nie należą do nich. Całe dziedziny farmakologii zostały właściwie zarzucone: niewiele kontrolujących rynek gigantów nie widzi celu w wyrzucaniu w błoto gór pieniędzy na szukanie nowych leków na choroby endemicznie występujące np. w Afryce. Wiadomo, że jej mieszkańcy nie mają pieniędzy, więc oczekiwany zysk stoi w skrajnym kontraście z ryzykiem ekonomicznym. Mniejsze firmy utrzymują się z produkcji generyków, czyli leków, na których produkcję wygasły opłaty patentowe, czyli takich, które swoją premierę świętowały dwadzieścia lat temu.
W ten sposób podmyte zostały praktycznie fundamenty wolnego rynku, zniszczona kreatywność, a na czarnym rynku (z silną pomocą internetu) kłusują hochsztaplerzy bez żadnych kwalifikacji.
O kierunkach badań przestali decydować fachowcy, bo finansowanie projektów jest w rękach banków, księgowych lub funduszy inwestycyjnych.
Wielu lekarzy widzi problem, ale nikt nie wie, jak mu zarazić. Strach paraliżuje postęp. Konsekwencje ponosimy wszyscy.
Pieniadze rzadza swiatem- to nie ciekawostka, to fakt. Dokad nas to zaprowadzi? Znalalam cos takiego, jesli macie dzieci- koniecznie przeczytajcie:
http://aaaszczepionki.blogspot.com/
chciałem napisać, że problemem są procedury wprowadzania nowych leków, a nie pieniądze. Trudno się dziwić, że "big business" wykorzystuje tą sytuację. Ale winny jest chory system, a nie ludzie którzy w nim działają.
Lekarze powiedzieli mu, że umrze w ciągu dwóch lat, jeśli nie otrzyma nowych płuc. Matthew Millington miał, jak mu się wówczas wydawało, wielkie szczęście. Znalazł się dawca. Przeprowadzono przeszczep. Pół roku później okazało się, że popełniono błąd. Tragiczny. Brytyjczykowi przeszczepiono płuca zarażone rakiem. Po roku od operacji zmarł.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum