Moderatorzy po raz kolejny
bardzo przepraszam za wpis.
(takie usprawiedliwienie, po pierwsze)
"Mój" wątek ciągnę , ponieważ jest to taki "mój" cichy kącik, w którym jest wiele moich emocji, które nadal we mnie siedzą, o których nikt nie wie, w otaczającym mnie świecie nie pyta, a które (kiedy już sytuacja mnie zmusza, ponieważ się nagromadziły) muszą gdzieś, jakoś wypłynąć ...
" bo cóż warte jest własne zdanie, kiedy nie ma się z kim słowa zamienić ? " -czyż nie ? A tutaj właśnie mogę kilka słów z kimś zamienić i nawet kiedy nikt nic nie napisze to każdy zrozumie a ja mam świadomość, że mogłam komuś o tym powiedzieć. Robi się
ciut lżej.
(po drugie i najważniejsze)
Wątek dalej prowadzę :
Ku pamięci mojego tatulka
Dziś byłam na wieczornej mszy św. (o 18-stej), dziś też (o 18-stej) minął 4 miesiąc kiedy mój tatuś zasnął na wieki. W kościele siedząc sama w jednej z ławeczek większość mszy cichutko przepłakałam, jakoś tak smutno mi ...
Nie tak dawno przeczytałam gdzieś słowa, które chyba do mnie pasują:
"Życie ludzkie jest jak bieg po okręgu, człowiek uciekając przed samotnością, chroni się w ramiona ludzi, po czym poznając ich obłudę i zło, ucieka spowrotem w samotność."-Agnieszka Lisak.
W moim przypadku jednak słowa "obłudę i zło" mogę zamienić na: brak zrozumienia, brak ciepła, brak rozmów. Nie do końca obwiniam ludzi o to jacy są, bo każdy ma prawo być takim jakim chce jednak przydało by się więcej zrozumienia i ciepła. (staram się ich też zrozumieć)
Bez przerwy zastanawiam się dlaczego musiał odejść mój tatko ? Tatko, który niczego nie oczekiwał od życia, który prócz tego, że za wszelką cenę starał się abyśmy miały zawsze co zjeść - który chciał tylko codzień widzieć uśmiech na Naszych twarzach musiał już odejść.
Czy to jest ta sprawiedliwość ?
Zbliża się dzień święta zmarłych, kolejny smutny dzień a dziś mijają 4 miesiące od śmierci taty - Osoby, która sprawiła, że ja jestem, która uczyła mnie stawiać pierwsze kroczki, która uczyła mnie żyć na tym pełnym niespodzianek świecie, która zawsze była blisko, na wyciągnięcie ręki... a teraz tej najważniejszej osoby nie ma. Jestem ja i ta pustka połączona z przeogromnym, bezgranicznym bólem.
Jeszcze rok temu razem z tatą jezdziłam na rodzinne groby. Zapalaliśmy znicze, modliliśmy się wspólnie, wspominaliśmy a teraz na groby pojadę sama, już bez taty. Właśnie smutna jest ta świadomość, że już nie z tatą a na grób taty pojadę.
Boże kochany jakie to życie jest pełne niespodzianek, jakie ciosy potrafi zadawać przed, którymi nie możemy się obronić. W jednej chwili mamy wszystko a po chwili "bum" i nie mamy nic. Jeszcze rok temu byłam z tatą na grobach a dziś ....
Szkoda, że życie to nie film, który możnaby przewinąć do odpwiedniego momentu, zatrzymać i przeżyć raz jeszcze to co było ...
Obecnie czuję się tak jakbym właśnie od nowa stawiała kroku, tyle tylko że tym razem jestem zdana sama na siebie.
Kiedy upadam muszę umieć sama stanąć spowrotem na nogi. Jestem już dość dorosła ale czuję się jak dziecko. Nie potrafię ciągle się odnaleść. Jestem, bo jestem ale już nie ta sama Aga, która była kilka miesięcy temu.... to nie ja.
Na zewnątrz wychodzę z takim "przyklejonym, sztucznym uśmiechem" jednak w środku jest ciągle zranione, płaczące serce , które niszczy mnie od środka, o którym ludzie dookoła mnie nie wiedzą.
Jakiś czas temu próbowałam się przełamać i wyjechać. Ból towarzyszył mi na każdym kroku wzmażając tęsknotę. Wyjechałam...lecz po tygodniu wróciłam. Wróciłam do szarej rzeczywistości, do codziennych odwiedzin taty grobu.
Po kilku dniach postanowiłam, że zrobię krok dalej, przełamię się i pojadę do Poznania. Pomyślałam, że może głupie zakupy przeniosą mnie na chwilkę gdzieś indziej (głupie co nie ?), a może chciałam się sprawdzić czy dam radę wrócić do tego miasta, w którym ostatnio byłam z tatą ?
Jednak nie był to dobry pomysł.
Przejeżdzałam najpierw około Lutyciej gdzie tatko znalazł się na początku choroby, nie spojrzałam w stronę szpitala, nie mogłam. To miejsce kojarzy mi się z wyrokiem jaki dostał mój tatuś. Ale pojawiły mi się też miłe wspomnienia, bo przecież wtedy jeszcze żył!
Następnie znalazłam się tuż obok szpitala na Szamarzewskiego, kącikiem oka zerknęłam w tamtą stronę, odwróciłam się i więcej nie spojrzałam. Oczy były pełne łez. Przypomniały mi się chwile ale te dobre, bo tatko tam zawsze był taki uśmiechnięty. Przypomniał mi się automat przy którym z tatą piliśmy nasz ulubiony napój : kawę, jak czekaliśmy w kolejkach, jak spacerowaliśmy, jak razem siedzieliśmy na łóżku a tatko pił kawe z ulubionego kubka, na którym było napisane: Agnieszka a kiedy już wsiadałam do auta aby odjechać tatko stał na górze w oknie oddziału i machał mi na pożegnanie .... niby takie małe wspomnienia a jednak wzruszają do tego stopnia, że nie mogę tam się znajdować, ponieważ jednocześnie nie mogę nad sobą zapanować.
Dojechałam do sklepu zapłakana. Weszłam i natychmiast wyszłam. Podróż przez te wszystkie miejsca tyle mnie kosztowała, że kiedy weszłam do sklepu czułam się jak obca osoba, taka smutna, zapłakana nie wiedząca do końca jaki był cel mojego przyjazdu w to miejsce...wróciłam do domu. Poszłam do tatusia na grób, zapaliłam znicz, pocałowałam jego zdjecie i wróciłam do domu...
Nie wiem dlaczego ale od kilku tygodni ciągle mam przed oczyma obraz tatusia leżącego na łóżku, kiedy w jednej chwili zrobił się sino-czerwony, wzrokiem prosząc mnie o pomoc. Ta okropna myśl nie odsępuje mnie na krok, ciągle mam to przed oczyma.
Ile to jeszcze potrwa ? I czy kiedykolwiek wogóle się skończy ? Jak z tym bólem żyć ?
Przeogromnie mocno tęsknię. Najgorsze, to nauczyć się teraz z tym żyć, żyć już do końca moich dni.
Tak bardzo mocno chciałabym tatę zobaczyć, poczuć Jego obecność, Jego głos, pożartować tak jak to często robiliśmy. Chciłabym móc uśmiechnąc się tak szczerze, prawdziwnie...
Mam nadzieję, że to cierpienie, to jak walczę sama ze sobą zrobi mnie kiedyś silniejszą osobą...bo tego bardzo potrzebuję. Być silną.
Tatko chyba mnie widzi i czuje moje pytania, ponieważ przyśnił mi się raz chcąc pokazać, że on ciągle wśród Nas jest
http://www.forum-onkologi...33,45.htm#77432
Często zadaję sobie dziwne pytania. Jak to było (tatusiu) ? Czy bardzo bolało (tatusiu)? Gdzie teraz jesteś i czy jesteś sam ?
Tyle chwil miało być przed Nami. Tyle słów. A teraz ? Pustka, cisza, ból, łzy. Teraz tylko mogę postawić płomień w szklanym naczyniu na taty nagrobku i dziękować za życie, że byłeś, kochałeś, że jesteś i czuwasz.
Chciałabym Cię mieć spowrotem blisko, bo wtedy czułam się bezpieczna. Ja zawsze byłam Twoją "córeczką tatusia".
Słowa nie mogą wyjaśnić ile dla mnie znaczysz. Jesteś moim tatą, moim i tylko moim...
Tatusiu chciałam Cię obronić, chciałam ustrzec od zła lecz w obliczu choroby stanęłam bezradna i medycyna ma też niestety Swoje granice ale pamiętaj
moja miłość takich granic nie ma !
Tak bardzo się modliłam lecz Ty umarłeś zanim zdążyłam uzdrowienie dla Ciebie wyprosić. Moja modlitwa jak pieśń została w połowie urwana ;-(
Codziennie stoję nad Twoim grobem myśląc o Tobie. Smutno mi, bo myślę o zimie, śniegu i świętach, myślę o wiosnie, kiedy ptaki zaśpiewają, pózniej lato - tak, tak pierwsze i nie ostatnie lato bez Ciebie tato. Kwiaty zakwitną bez Twojego wzroku.
Ty byłeś dla mnie całym światem: wiosną, zimą, jesienią i latem.
W wątku piszę o sobie ale piszę też dla Ciebie, "choć Twój nowy adres jest już w niebie. Podczas snu czekam odwiedzin Twoich by zatrzymać Twą postać w oczach moich. Gwiazdy na niebie utworzyły korytarze a ta jedna,najważniejsza drogę Ci wskaże. Twój nowy świat jest tak bardzo daleki.... niech Cię Pan Bóg swoją miłością otoczy -na wieki."
Do dziś nie mogę uwierzyć, że to już jest Twoje miejsce. Odwiedzam to miejsce lecz Twojej obecności tam nie czuję, Twoją obecność czuję ciągle w domu. Czuję Cię w domu ale nie mogę ujrzeć ;-(
Kochani, Ci którzy walczycie przepraszam za moje wpisy- cieszcie się każdą wspólnie spędzoną sekundą, cieszcie się tym co jest teraz a nie tym co będzie pózniej, bo to właśnie będzie pózniej, kiedyś tam (każdego z Nas to czeka) a to "teraz" jest teraz i jeszcze jest.
Mimo tej okropnej choroby spędzcie ze Swoimi bliskimi wspaniałe chwile przepłnione po brzegi miłością! Modlę się o siłę dla Was.
Kochani, Ci którzy mnie rozumieją i którzy przeżyli to co ja- nie muszę chyba nic napisać, bo wiem że mnie zrozumiecie i dziękuję Wam za to. Macie przeogromne serca. Życzę Wam abyście te dni bez bliskich czuli ich obecność i aby otaczali Was sami dobrzy ludzie. Codzień modlę się również za dusze Waszych bliskich, którzy tak jak i mój tatko musieli odejść. Lista tych dusz z forum zrobiła się długa ;-(
Kochani, administratorzy i moderatorzy przepraszam za moje wpisy i po raz kolejny dziękuję za forum, za Wasze zrozumienie, że serca przepełnione chęcią pomocy innym potrzebującym.
Życzę Wam z całego serca wszystkiego dobrego i aby pomocnych dłoni Wam przybyło, ponieważ w szybkim tempie przybywa na forum chorych .......
Dziękuję za forum. Dziękuję za Was.
Przepraszam za smutne wpisy, za to jak się rozpisałam.
Dziękuję za pomoc w leczeniu taty, po raz kolejny. Dziękuję ponieważ jestem pełna podziwu jak obcy mi ludzie pomagali Nam walczyć a rodzina Nam tak nie pomagała. W moim sercu jesteście i pozostaniecie w szczególnym miejscu.
Kocham Cię tatko, poznaliśmy tu wspaniałe dobre duszyczki, które Nam pomagały a które teraz mi pomagają !!!
[ Dodano: 2011-10-29, 21:32 ]
bardzo mi smutno !!!!!!!!!!!
Nie mogę uwierzyć.....
[ Dodano: 2011-10-29, 21:33 ]
Tatko bądz blisko mnie tak blisko jak ja jestem sercem i myślami przy Tobie.