nasz lekarz rodzinny on do nas przychodzi ale działa w porozumieniu z onkologiem. Tata niestety nie został zakwalifikowany do leczenia u onkologa. Więc narazie jesteśmy pod opieką lekarza rodzinnego ale ten właśnie nasz lekarz ma kontakt z onkologiem, więc wszelkie wątpliwości jemu zgłasza. Dzisiaj tata ma taki dzień że ja zaczynam się zastanawiać czy to już aby nie jest coraz bliżej to czego się wszyscy boimy... Mało je tzn obiadu prawie wcale nie chciał zjeść, mówi że wszystko jest gorzkie i niedobre. Pójdę jutro jeszcze skonsultować to z lekarzem naszym.
Tata niestety nie został zakwalifikowany do leczenia u onkologa
Co to znaczy "nie został zakwalifikowany"?
Każdy pacjent cierpiący na nowotwór, obojętne - leczony paliatywnie czy radykalnie - powinien być pod opieką onkologa. Raka leczy onkolog! Ewentualnie lekarz z hospicjum, który zna się na leczeniu paliatywnym pacjenta onkologicznego.
A u pacjenta z bólami nowotworowymi leki p/bólowe należy podawać w sposób ciągły - tak, by stężenie substancji było stałe w organizmie. Podawanie leku tylko w momencie bólu powoduje, że pacjent mimo wszystko odczuwa ból - przed podaniem leku, może się też zdarzyć tak, że ból będzie większy niż zwykle i nie złagodzi go standardowo podawana dawka leku. Pacjent będzie wówczas cierpiał, a nie to jest ideą leczenia paliatywnego i prawidłowo prowadzonego leczenia bólu.
Procedurę jego leczenia obecnie długo by trzeba omawiać. Ale mówiąc w skrócie i dosłownie po otrzymaniu diagnozy rozmawialiśmy z onkologiem w naszym rejonowym szpitalu, który to stwierdził, że tata nie kwalifikuje się do leczenia chemioterapią ani radioterapią. Natomiast lekarze z neurologii na której leżał tata powiedzieli po wynikach, że dalsze leczenie ma prowadzić (i także decydować gdzie go mają kierować dalej) nasz lekarz rodzinny. Sprawa się komplikuje ponieważ jest on pacjentem stale leżącym z bezwładem kończyn i z poważną odleżyną.
Lekarz rodzinny jest w kontakcie z onkologiem i oni wspólnie dobierają mu leki przeciwbólowe. Onkolog proponował tylko poradnię leczenia bólu.
Niestety mamy świadomość tego, że tata umiera i z medycznego pkt widzenia można mu jedynie łagodzić ból.
No właśnie tak chcemy mu podawać leki żeby działały stale. Teraz jest tylko ten problem halucynacji i tata nie chce tych leków połykać. Ale udało mi się go namówić żeby wziął na noc tabletkę. Niestety halucynacje nie ustapiły ale przynajmniej nie boli go. Mam wrażenie, że on tak jakby ciągle zasypiał i mówi to co mu się śni. Natomiast po chwili wraca do świadomości i wie że to mu się tylko wydawało. Straszne to wszystko jest... Te choroby są okropne :(
Witajcie po długiej przerwie... dziś nastąpił ten dzień którego tak bardzo się bałam. Tata zmarł... byłam z nim do ostatniego oddechu... Od wtorku leżał w szpitalu na zapalenie płuc. W środę mieliśmy nadzieję bo mu się poprawiło ale niestety była to poprawa przed śmiercią. Od wczoraj był jakby w agonii. Zasnął spokojnie. Uchodziło z niego to życie powoli... Mam nadzieję że kiedyś się z nim w tym lepszym świecie spotkamy i mam nadzieję że teraz już nie cierpi. Przez ten cały rok bardzo cierpiał... Praktycznie nie było dnia żeby nie wył z bólu... Jest ulga że już nie czuje bólu ale jest jeszcze większy smutek że już z nim nigdy nie porozmawiam, nie zobaczę i nie usłyszę jego głosu. Mam nadzieję że czas faktycznie leczy rany...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum