Od miesiąca czytam regularnie to forum, ponieważ i mnie dotknęła choroba nowotworowa.
Stało się to niedawno, raptem miesiąc temu...... Nie ukrywam, że jeszcze nie do końca radzę sobie z tą wiadomością. Gdy po wycięciu guza uda przez chirurga onkologa otrzymałam wynik histopatologii - byłam w ogromnym szoku !
Histopatologia: malignant melanoma, wariant guzkowy, pT4b, Clark III, Breslow 4,5 mm, guz owrzodziały, naciek typu "non - brisk", mitozy 18/1mm2.
Po tygodniu trafiłam na oddział onkologiczny, gdzie docięto mi bliznę po wycięciu guza z ogniskiem pierwotnym oraz wykonano biopsję węzła wartowniczego. Póki co czekam na wyniki histopatologii.....
Wszystko stało się szybko. Tak szybko, że dopiero teraz staram się ogarnąć, co w ogóle się ze mną zadziało. Jeszcze miesiąc temu nic mi nie było - a nagle mam zaawansowaną chorobę nowotworową?
Postanowiłam dokładnie dowiedzieć się z czym muszę walczyć. Internet jest bogatym źródłem wiedzy, o ile wie się, gdzie szukać. Zapoznałam się w wieloma opracowaniami medycznymi, publikacjami lekarzy, w tym z tymi najnowszymi, publikowanymi chociażby przez prof. Rutkowskiego po majowej konferencji z 2017. Wiem już, że leczenie czerniaka ewoluuje nieomal z miesiąca na miesiąc, i nie ma co zwracać uwagi na dane sprzed kilku lat. Oczywiście uważnie słucham tego, co mówi prowadzący mnie chirurg onkolog, ale on akurat mówi niewiele.... ale bardzo treściwie. Myślę, że jest jeszcze za wcześnie, by stawiać zdecydowane diagnozy oraz rokowania. Minął dopiero miesiąc od wykrycia choroby.
Ale........ mnie właśnie o rokowania chodzi.
Wszystkie informacje, jakie zbieram przerażają mnie.
Mój czerniak to T4b, w dodatku mitozy 18/1 mm, typ guzkowy - co oznacza, że naciek jest duży, a nowotwór jest agresywny.
Póki co czuję się dobrze i nic mi nie jest, poza bliznami po operacji i zbieraniem się limfy w udzie.
Pracuję normalnie, żyję normalnie.
Tyle jak długo to potrwa?
Moi bliscy mnie wspierają, ale jak słyszę "nie martw się, nic ci nie będzie", to zaczynam bardzo się martwić. Czuję się niezrozumiana. Trochę tak, jakbym miała katarek, który zaraz mi przejdzie. A ja mam przecież ten typ czerniaka, który nieomal na pewno się przerzuci, co jest tylko kwestią czasu.
Nie wiem, czy sobie z tym poradzę... czytam wpisy innych na tym forum, i widzę, że czerniaki w stadium klinicznym I są wyleczalne, i ludzie z tego wychodzą, ale te w II, III i oczywiście IV stadium klasyfikacji klinicznej to już nie bardzo mogą liczyć na ozdrowienie. Wznowy, przerzuty in transit, odległe, rozsiew ogólny..... Czy tak będzie wyglądać i moja przyszłość?
Nie zdawałam sobie sprawy z tego jak groźna jest to choroba. Aż do teraz :(
Na razie poczekaj spokojnie na wynik biopsji wartownika. To będzie determinować kolejne etapy leczenia. Możesz rozważyć też konsultacje z wspomnianym prof. Rutkowskim.
TP53, dziękuje za poradę:) I tak, czekam na ten wynik. Wiele od niego zależy. Obawiam się jednak, ze tylko doraźnie ....
Ale na razie nie planuje zawracać głowy profesorowi. Myśle, ze jestem w dobrych rękach doświadczonego lekarza, w dobrym ośrodku onkologicznym. Nie sadze, by warszawskie centrum onkologii posiadało inne lepsze metody leczenia. W kompetencje swojego onkologa ufam
Nie ufam tylko swojemu czerniakowi. Jest nieprzewidywalny....:(
Nie wiem, czy sobie z tym poradzę... czytam wpisy innych na tym forum, i widzę, że czerniaki w stadium klinicznym I są wyleczalne, i ludzie z tego wychodzą, ale te w II, III i oczywiście IV stadium klasyfikacji klinicznej to już nie bardzo mogą liczyć na ozdrowienie. Wznowy, przerzuty in transit, odległe, rozsiew ogólny..... Czy tak będzie wyglądać i moja przyszłość?
Nie zdawałam sobie sprawy z tego jak groźna jest to choroba. Aż do teraz :(
E tam, nie panikuj. Najważniejsze pozytywne myślenie.
Ja mam Clark V Breslov 36mm i jeszcze żyję
mf54, czytałam cały Twój wątek wczoraj w nocy. Masz fantastyczne podejście i ogromny dystans do siebie i swojej choroby. Zdecydowanie Ci tego zazdroszczę .... jesteś świetnym przykładem dla takich, jak ja....
Złagodzę trochę moją wypowiedź. Każdy pewnie przez to przeszedł, najpierw jest załamanie, później pogodzenie. Szkoda,że tutaj nie można zaklnąć, bo jestem synem szewca, a jak wiadomo z przysłowia "klnie jak szewc"
Ja tak sobię myślę, że u mnie przekształcił się z małego pieprzyka na plecach 5 lat temu z powodu częstego myślenia o nim. Powód (do myślenia)dała mi lekarka, która go dotknęła i powiedziała, że dobrze by było wyciąć, i jeszcze inny lekarz też dotknął. I od tego czasu o nim myślałem i zaczął rosnąć. Ale gdybym go wyciął 5 lat wcześniej, to ta doga by się wtedy zaczęła. A tak, jak pisałem w moim wątku, mam 5 lat do przodu.
mf54, spowodowałes, ze się uśmiechnęłam.... dziękuje
Ostatnio mam z tym problem.
Mój czerniak pojawił się znikąd, po prostu zmiana na nodze, która szybko zaczęła rosnąć. Ty ze swoją znałeś się długo, moja była gościem przelotnym. Nieproszonym. I jak się okazało - złośliwym.
Wiesz.... myśle, ze i Ty tez w głębi duszy martwisz się swoim stanem. Ale jesteś optymista, to martwisz się konstruktywnie
mf54, spowodowałes, ze się uśmiechnęłam.... dziękuje
...
I tak trzymaj. Mówi się, że sama nic na to nie poradzisz, po prostu masz tego czerniaka i tylko lekarze mogą poradzić. Jest to nieprawda. To właśnie pozytywne myślenie i uśmiech dają siłę organizmowi na walkę.
Zdrowy człowiek, jak sobie wmówi chorobę to jest chory, takie trudne słowo hipochondria (coś od konia? -hipo?).
Chory jak nie widzi nadziei to będzie chorszy. Nie będę odmieniać , chory, chorszy ....
Serdecznie pozdrawiam i więcej uśmiechu.
Czerniak grudkowy, III, wycięty w marcu 2015, wyciete węzły pachowe (świeciło), dotyczy mojej siostry, która nie ma za dużej wiedzy o czerniaku, nie szuka informacji w internecie.
Denerwują ją badania i wizyty co 6 miesięcy u prof. Rutkowskiego, wszystko jest czysto.
Tak jak widzisz minęło 2 lata, o czerniaku nie myśli, jednak wzięła do serca poradę unikania słońca, stosuje kremy ochronne i cały czas siedzi na działce, oczywiście od wiosny.
Może takie "nie myślenie" pomaga ?
Serdecznie pozdrawiam
_________________ Teresa
Mąż odszedł 19.09.2011 DRP
Jeśli chodzi o leczenie to podobno jednak warszawski ośrodek i zespół Prof. Rutkowskiego jest najlepszy.
Ale to dopiero jak będzie potrzebne ewentualne leczenie.
Narazie nic się jeszcze nie dzieje. Musisz poczekać na wyniki wartownika.
Jeśli chodzi o emocje i Twoje nastawienie, to jesteś tak wcześnie od diagnozy, że trudno wymagać od siebie zdrowego podejścia i racjonalnego sojrzenia.
Daj sobie chwile czasu, na oswojenie się z tymi wszystkimi informacjami.
Normalne jest to, że psychika przechodzi teraz przez etapy złości, załamania, niedowierzania, strachu.....
Za "moment" będziesz już wiedziała na czym stoisz i wtedy napewno będzie lepiej.
Oczywiscie negatywne emocje w niczym nie pomagają.....wręcz przeciwnie.
Stres tylko osłabia nasz organizm.
Jeżeli wiec okaże się, że nie radzisz sobie z cała tą sytuacją to gorąco polecam wizyty i psychiatry i psychologa.
Dobra psychoterapia wsparta sensownym leczeniem farmakologicznym potrafi zdziałac cuda i znacznie poprawić komfort życia.
mf54
Tak, masz rację. Tyle, że mnie daleko do hipochondrii, a bliżej do wspomnianego konia, jako, że lubię zwierzęta
Gdybym była hipochondryczką, to w chwili, gdy na moim udzie pojawiła się jakaś mała czerwona wypukła kropka - natychmiast byłabym z nią u dermatologa. Ale ja rzadko, albo wręcz bardzo rzadko się badam. Nie mam czasu, czuję się dobrze - to czego mam się doszukiwać we własnym organizmie?
Teraz jednak żałuję, że nie zgłosiłam się do lekarza od razu. Mój czerniak byłby mniejszy, i wystarczyłoby go tylko wyciąć doszczętnie, i po sprawie......
Terlewa
Trzymam zatem kciuki za Twoją siostrę. Daje mi nadzieję, że są też tacy, którym się udaje wygrać Dziękuję
Ale myślę, że wiedza jest potrzebna. Przynajmniej mnie jest potrzebna. Nie mogę udawać sama przed sobą, że nic się nie stało. Bo stało się, niestety....
Martyś
Diagnoza spadła na mnie niedawno, w sumie, to chyba nawet nie minął nawet miesiąc od wyniku histopatologii guza pierwotnego. Ten wynik.... tak od razu z "grubej rury"?....
Masz rację - moje emocje są skrajne.
Są dni, że nie wierzę, że to w ogóle mój wynik. Są dni, że myślę o szybkiej śmierci. Są dni, że zupełnie zapominam, że cokolwiek się stało. W dodatku natychmiast wróciłam do pracy, chociaż zmagam się z osłabieniem organizmu (po drodze miałam bardzo silną infekcję, którą trzeba było wyleczyć współzależnie z infekcję blizny, fatalnie zniosłam pobyt w szpitalu, pomimo rewelacyjnych warunków w klasie wręcz SPA, a mój przewód pokarmowy zwariował od ilości przyjmowanych leków przez ostatni miesiąc, bo chyba w całym swoim życiu nie przyjęłam ich aż tyle, co teraz...)
Być może, jeśli nie dam sobie sama rady...... być może zwrócę się do psychologa.
Póki co, pomyślałam, że może tutaj uspokoję emocje. Może właśnie poprzez wymianę myśli i doświadczeń w zmaganiu się z tą chorobą z innymi, którzy przechodzili dokładnie to samo, co ja teraz.......
Witaj Bajkaa, bardzo mi przykro, poznajemy się w takich okolicznościach. Mój czerniak również pojawił się niespodziewanie w październiku, wyglądał ...hm skromnie. Niestety pasażer szybko zaczął rosnąć, w lutym poszłam do onkologa, który dał mi skierowanie na cito na wycięcie jego. Niestety chirurg onkolog miał swój plan i pomysł. Nie chciał usunąć mi tej zmiany, bo obok była groźniejsza-pieprzyk od urodzenia, uparłam się i poszłam drugi raz. Doktor usunął z komentarzem, że przesadzam i, że ludzie przychodzą z poważnymi zmianami a mi jedynie grozi naderwanie naczyniaka - wówczas mam przykleić plasterek , bo to co wicina, to na 99 procent naczyniak, dodatkowo obejrzał go dermatoktoskopem. Spokojna poszłam do domu... mój spokój legł w gruzach 28 marca...i się nie odbudował
Pozdrawiam i życzę kosze optymizmu
bajkaa, niestety na większość nas ta diagnoza spadła jak grom z jasnego nieba. Doskonale pamiętam jak było jak ja odebrałam wynik. Siedziałam u lekarza jakbym była w innym świecie a jak wyszłam na zewnątrz, to w ogóle nie wiedziałam co z sobą począć. Na początku jest szok, później bunt "dlaczego akurat ja" i straszne poczucie niesprawiedliwości. Z czasem człowiek sie z tym dziadostwem mniej lub bardziej oswaja, choć strach na pewno do końca życia zostaje. Bardzo dobrze, że wróciłaś do pracy, siedzenie w domu i zadręczanie się nie dość, że nic nie wnosi, to jeszcze może powodować większego doła. Nie bardzo mi się podoba, to co napisałaś, że ludzie nie wychodzą z II, III i stadium klasyfikacji klinicznej, bo nie dość, że mogą wyjść, to jeszcze mogą np. (kobiety oczywiście ) mieć dzieci - są takie przypadki na forum. U Ciebie dopóki nie ma wyników wartownika, mamy stadium II i życzę Ci, żeby tak już zostało. Pozdrawiam
glasia
Rozumiem Twoje zaskoczenie. Moja historia była prostsza, bo od razu trafiłam na bardzo dobrego lekarza, który dobrze mną pokierował. Wycinając zmianę chyba podejrzewał co to jest. Oczywiście nic mi nie mówił, ale w delikatny sposób sugerował konieczność dalszego leczenia. Tyle, ze ja sądziłam, ze to będzie co najwyżej nowotwór skory miejscowy. No cóż.... wynik histopatologii otworzył mi oczy....
Dziękuje za wsparcie, i za to, ze dzielisz się ze mną swoimi przeżyciami. Ja czuje się z tym trochę osamotniona, nie wiem jeszcze, jak reagować.........jeszcze się z tym nie oswoiłam :(
arawis
Czytalam Twój wątek. Z całego serca życzę Ci wszystkiego dobrego
Przepraszam, ze straszę swoimi czarnymi myślami. Nie mam złych intencji. Po prostu mam analityczny umysł, zatem po przyswojeniu określonych danych po prostu wyciągam wnioski w oparciu o nie, wyłączając domysły i emocje. Ale może właśnie powinnam zaufać intuicji? ... tyle, ze ta nie podpowiada mi za dużo dobrego póki co.....
[ Dodano: 2017-06-25, 13:12 ]
Otrzymałam wynik histopatologii węzłów wartowniczych. Niestety jest przerzut, na szczęście tylko mikro. Teraz czeka mnie spotkanie z onkologiem i decyzja, co dalej. Po cichu liczę, ze może skończy się tylko na obserwacji
Zapomniałam dodać, ze leczę się w Łodzi, w ROO. Myśle, ze to dobry ośrodek. Są tu specjaliści od czerniakow, którym można i trzeba zaufać
Chciałam umieścić wynik histopatologii węzłów, ale jeszcze nie wiem jak. Muszę jeszcze przyjrzeć się pisaniu postów, bo nie widzę funkcji umieszczania zdjęć. Nie ma jej tutaj ?
Niestety jest przerzut, na szczęście tylko mikro. Teraz czeka mnie spotkanie z onkologiem i decyzja, co dalej. Po cichu liczę, ze może skończy się tylko na obserwacji
myslę że teraz będziesz miała usunięte wszystkie węzły pachwinowe (i ewent. biodrowe)
[ Dodano: 2017-06-25, 20:26 ]
a miałaś już jakieś badania obrazowe? rtg płuc, tk jamy brzusznej itd?
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum