Myślę, że my dzieci dodajemy sił naszym rodzicom.Widzę to, jak jestem u mamy i taty. Mają w nas wsparcie w tych trudnych chwilach. Pozdrawiam i życzę wytrwałości.
Tak Agnes, to jedyne co mają - wsparcie w swoich dzieciach 9ja akurat jestem jedynaczką i strasznie teraz nad tym ubolewam, bo jestem sama.... postaram się aby moja coreczka nie była jednak taka samotna jak dorośnie i jak nam coś się kiedyś stanie ... )
Anelia napisał/a:
Mimo wszystko naciskaj lekarza i proś aby coś z tym zrobili, nie może być tak , że coś "diagnozują" i nic dalej w tym kierunku nie będzie zrobione. Przecież mama cierpi przez tą nogę :(
Anelia, mi się wydaje że mama ma większy strach przed bólem niz sam ból - bo noga juz tak strasznie nie boli a jak tylko się do niej zbliżam to mama od razu krzyczy - jak nawet jeszcze nie dotknę .... ale oczywiście zapytam lekarza co można by jeszcze z tym zrobić, może jakoś usztywnić, albo coś .....
Sylwia, w nas siła! Czasami możemy czuć się bezsilni.....Twoja Mama Cię kocha i Ty swoją obecnością pomagasz Jej bardzo.Sylwia, moja ciocia miała przerzut do kości i z tego co pamiętam nawet jak dostawała leki p/bólowe nie dawała się specjalnie dotykać , nawet do pielęgnacji higienicznej. Myślę, że to strach przed bólem. Lekarz napewno coś poradzi....trzymaj się!
Witaj sylwia3 bardzo Ci współczuję, przeżywałam niedawno to samo - 30.10.2011 moja mama zmarła w wyniku rozsianego nowotworu płuc. To forum to niesamowita sprawa, pozwala ogarnąć ( na ile to możliwe ) swoje myśli. Co prawda przez cały czas choroby mamy zaglądałam tu kilka razy dziennie w poszukiwaniu odpowiedzi na nurtujące mnie pytania i jestem ogromnie wdzięczna za poświęcenie i pomoc, która oferują osoby tworzące to forum. Opiszę krótko przebieg choroby mojej mamy - krotko, bo to od diagnozy tylko 2 miesiące ( z perspektywy czasu jak wieczność. ) Od lipca mamę bolały strasznie plecy, niechętnie chodziła do lekarzy ( o ironio całe życie pracowała w służbie zdrowia), w sierpniu nie mogąc już wytrzymać bólu zgłosiła się do ortopedy, gdy nie pomogły blokady barku i zaczęły drętwieć palce, zrobiono zdjęcie RTG kręgosłupa szyjnego. Okazało się, że dwa trzony kręgów są patologicznie złamane - modliłam się wtedy, żeby to była osteoporoza... Chodziła w kołnierzu ortopedycznym, z bólu nie spała od tygodni. Dziwię się teraz jak można było tak długo wytrzymać taki ból :( Szybko zrobione RTG klatki piersiowej - guz 6x6 cm :( Całe życie paliła papierosy.... Później 5 tygodni w dwóch szpitalach i operacja korpektomia - stabilizacja kręgosłupa szyjnego. Po operacji bardzo słabo szła rehabilitacja, mama miała omamy- nie były to przerzuty do mózgu - ale reakcja depresyjna. Kiedy wróciła do domu samopoczucie trochę jej się poprawiło, bo wiadomo w domu zawsze najbezpieczniej. Bałam się, że nie dam rady się nią opiekować, tzn. bałam się bardziej reakcji organizmu szczególnie duszenia się. Przez cały czas byłam na zwolnieniu, żeby z nią być. Po diagnozie w sierpniu usłyszałam od lekarza, że to długo nie potrwa i że trzeba pomyśleć o hospicjum. W domu mama była dokładnie 3 tyg. przez pierwszy tydzień trochę wstawała, później juz nie. Samopoczucie okropne. 4 dni przed śmiercią zaczęły dokuczać jej duszności, ale wszystkiego się wypierała, chociaż widziałam ten wytrzeszcz oczu. 3 dnia poprosiła o wezwanie karetki, pojechaliśmy z nią do szpitala, dostała tlen, lekarz powiedział, że mama umiera ona sama chyba tez to czuła - sama mówiła, że chce wrócić do domu, żeby umrzeć. Siedzieliśmy przy niej cały czas, majaczyła, mówiła do zmarłego dziadka, nie poznawała mnie. Oddech stawał się coraz płytszy, mimo podłączenia do tlenu, oddychała jak ryba... ale spokojnie. Odeszła w nocy. Ciągle sobie zadaje pytanie jak to możliwe, że był człowiek i nagle nie ma człowieka. Wiem teraz, że daliśmy radę i dobrze, że byliśmy z nią, nie powinno się umierać w samotności. To forum dało mi nie tylko wiedzę, ale i silę, byłam przygotowana na to co się stało. Ten temat o objawach umierania tez jest bardzo istotny... :( niestety...
[ Dodano: 2011-11-21, 13:52 ]
Trzymaj się Dziewczyno...
azalka83, dziękuję ze opisałas mi jak było z Twoją mamusią... mojej teraz od dwóch dni zanika oddech jak śpi i oblewa ją w tym czasie zimny pot.... nie wiem co z tym dalej...
Poczytam oczywiście o temacie dot. objawów umierania ;( bo nie wiem zupełnie na co się nastawiać ;(
Sylwia, tak bardzo Cie rozumię... Ja też musiałam się pożegnać z moją mamą i wiem jak to bardzo boli. Ale wciąż sobie powtarzam, że tak jest ten świat stworzony. A wszystko jest chwilą i że kiedyś znów się spotkam z moimi bliskimi. Może to żadne dla Ciebie pocieszenie ale cóż mądrego można napisać w tak smutnej chwili... Bardzo serdecznie Cię pozdrawiam i życzę wiary. /aga
_________________ czas przemija nierówno - raz rwie przed siebie, to znów niemiłosiernie się dłuży - ale mimo to przemija, nawet mnie to dotyczy.
A jak mam żyć?? O czym myśleć teraz ??? Najgorsze że nic nie wiem..... mam pustkę w głowie i żal w sercu .... ;((( nie wiem co gorsze ......... Boję się teraz wszystkiego, jak będzie, jak bez mamci będzzie mi żyć ;((((
Kocham Cie Mój Mamulku - tak do niej ostatnio powtarzałam ;((( i tak jest.....
sylwia3, wiem jak Cię boli, ciężko jest odpowiedzieć na Twoje pytanie jedno co mi do głowy w tej chwili przychodzi to :
sylwia3 napisał/a:
A jak mam żyć??
Staraj się żyć tak jakby tego Twoja kochana mamulka chciała ale daj też sobie czas na żałobę, niczego w sobie nie duś.
Nie wiem czy to Ci coś pomoże, a;e może pomoże wylać ciut tego żalu, na forum jest wątek żałoba, nie wiem czy widziałaś ?
sylwia3, to wszystko jest takie świeże i bolesne ciężkie do pojęcia i niewytłumaczalne daj sobie czasu ...
_________________ Anelia
Jeśli wiara czyni cuda,trzeba wierzyć,że się uda !
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum