Witam niedzielnie
Najwspanialszą zaletą niedzieli jest fakt, że na ten dzień odkładamy wszystkie zawalone sprawy, wszystkie nasze niedoróbki i dodatkowo zakładamy, że jeszcze będziemy mieli czas odpocząć, bez względu na to jak ten odpoczynek ma wyglądać uffffff
Z naszych planów najczęściej wychodzą wielkie nici, żona po obiedzie chce odpocząć, i ma do tego święte prawo, nasza kawa z upieczonym przez Nią ciastem raczej nie podnosi temperatury uczuć, raczej skłania do uprzejmego dziękuję zamiast tego co samo ciśnie się na usta:- spieprzaj dziadu, chcę się zdrzemnąć
I tym sposobem nasze plany...zmieniają się.
Jest okazja, aby odrobić tygodniową korespondencję napisać coś mądrego, poczytać jeszcze mądrzejszego i siadamy do klawiatury...Zamiast tematów które tłukły nam się po głowie przez cały tydzień znajdujemy jedynie sieczkę, z której naprawdę nic nie wynika, w dodatku jeszcze nie wolno nam tknąć piwa, które może rozjaśniłoby naszą łepetynę i powstałby inspirujący tekst....
Niestety, chwila geniuszu minęła i zostały same nudne i codzienne tematy...
Takie są właśnie niedziele, faceta, który nawet mały spacer uważa za ciężką pracę
Siedząc często w poczekalniach przychodni, obserwuję innych oczekujących w kolejce, współczuję im jako jeden z mających nadmiar czasu i brak cierpliwości...
Z zasady nie biorę udziału w dyskusjach, a właściwie w wygłaszaniu opinii na temat kolejek, marnowaniu czasu pacjenta i innych pomysłach biednych nerwowych i chyba zabieganych pacjentach onkologicznych, wiem że mamy prawo do stresu, do chorowania w komfortowych warunkach, że jesteśmy jedyni w swoim rodzaju, w końcu mamy raka...
Ostatnio jednak nie wytrzymałem i szczególnie głośnemu i elokwentnemu panu, który szczególnie głośno i niezbyt sympatycznie narzekał na swoją ciężką dolę i w ogóle naszą dolę chorych zadałem jedno tylko pytanie: Czy jako chory chciałby mieć precyzyjnie wyznaczoną godzinę i czas przyjęcia, czyli moment rozpoczęcia i zakończenia wizyty? czy chciałby z tej wizyty wynieść maksimum informacji niezbędnych dla niego jako pacjenta?...
Po chwilowej konsternacji gość nie stracił rezonu i zaczął swoją śpiewkę od samego początku, że nikt nas chorych nie szanuje, że wszyscy nas olewają itd
Poprosiłem go o zamknięcie repertuaru, a w każdym bądź razie o cichsze wypowiadanie swoich rewolucyjnych opinii i najlepiej w ustronnym miejscu, tam gdzie nie będzie nikogo szokował swoimi opiniami, zwłaszcza tak głębokimi i świetnie umotywowanymi, gościa trochę przytkało, gdy myślał, że przekrzyczy mój wątły głosik, ale doznał kolejnego szoku, gdy poparł mnie inny oczekiwacz, z głosem Stenora i figurą Pudziana.
Mogliśmy czekać w spokoju, zagryzając tylko niekiedy wargi urażonej dumy
Kiepską mamy obsługę, serwis oferowany przez naszą służbę zdrowia jest gorzej niż żałosny, ale warczenie na siebie i wysuwanie żądań tylko dlatego że jesteśmy chorzy... trochę mi nie pasuje, odrobina pokory nikomu nie zaszkodziła.
Żądajmy swoich realizacji swoich praw, ale róbmy to w sposób godny i w uzasadnionych przypadkach, a nie tylko dlatego, że tak nam pasuje, lub traktujemy siebie jak śmierdzące jajo, z którym nie wiadomo co zrobić.
Niekiedy naprawdę nie dziwię się osobom zdrowym, że nie wiedzą jak z nami postępować, rozmawiać...
Jak na niedzielny post wyszła mi całkiem niezła zagwozdka... dylematy faceta z guzami mózgu
Pozdrawiam Wszystkich niedzielnie, życząc owocnego tygodnia pracy