Poza tym palenie to choroba, i często walka z tym w trakcie innej walki - z rakiem - przynosi organizmowi więcej szkód niż korzyści, przynajmniej ja się spotkałam z takimi poglądami. Rzucanie palenia to przecież zwykły odwyk, a co za tym idzie męczące skutki uboczne. Słyszałam, że czasem lekarze np. nie zalecają rzucania palenia na siłę jak dostaje się chemię czy radio, żeby dodatkowo nie obciążać organizmu, bo człowiek załamie się totalnie psychicznie i fizycznie.
Ja sama jestem przeciwniczką palenia - moja babcia paliła (rzuciła kilka lat temu) i teraz ma DRP, co gorsza moja mama też pali już hohoho i nijak nie wytłumaczy jej się, że trzeba rzucić. Możecie sobie tylko wyobrazić co czuję, kiedy patrzę na babcię i wyobrażam sobie co będzie, jak na jej miejscu za pare-naście lat może być moja mama... Ale gdyby palenie miało być ostatnią rzeczą, jaka uspokaja, to nie wiem, czy miałabym serce tak to komuś odebrać w chwili, kiedy może już nie ma ratunku.
Zresztą ta sprawa jest podobna do propozycji zasłyszanej wczoraj w tv - ponieważ są doniesienia, że opalanie na solarium może przyczynić się do powstawania raka skóry, to należy robić spis osób chodzących do solarium i w razie zachorowania na raka w przyszłości obciążyć je wszystkimi kosztami leczenia. Też dość kontrowersyjne :)
Sorry za takiego offtopa ;) blatka, fajnie że Tata czuje się w miarę dobrze, oby tak dalej!
Dziękuję za Wasze opinie ale z kolei ja pozwolę sobie na nie zgodzenie się z wypowiedzią Andrzeja z prostej przyczyny. Leczenie nowotworu jest bardzo trudne i w tak trudnym momencie potrzeba jak najwięcej zdrowyh reakcji organizmu (nie wiem czy rozumiecie o co mi chodzi). Palenie temu nie sprzyja. Prawdą jest również to, że choroba podstępnie rozwija się lata ale nie znaczy, że jak się o niej dowiemy to mamy przyjąć bierną postawę - bo się już nic nie da zrobić. Powtórzę jeszcze raz KAŻDA CHWILA ŻYCIA JEST WAŻNA! Inną rzeczą też jest fakt, iż odstawienie używki daje skutki uboczne. Jednak są lekarstwa, które pod kontrolą lekarza mogą przynieść doskonałe efekty. Więc dlaczego z jednej strony chcemy się leczyć a z drugiej niwelujemy to co już osiągnęliśmy. Dlaczego nie dajemy szansy ludzią, którzy chcą i wierzą w swoje wyzdrowiene. Uważam, że jest to nie ok w stosunku do tych, którzy chcą a nie mogą dostać się do szpitala.
Jednak nachodzi mnie jeszcze jedna refleksja a mianowiecie, jakbym wiedziała że nie ma już szansy na wyleczenie a bardzo chciałabym zapalić, pewnie zrobiłabym to ale tylko dlatego, żeby godnie i stosunkowo normalnie przeżyć ostatnie dni - tak jak śp. prof. Religa.
U tak poważnie chorych w mojej ocenie należy rozważyć za i przeciw. Sama wiadomość o chorobie jest dla chorego ogromnym wstrząsem. Jeśli ten papieros ma pozytywnie zadziałać na psychikę, to nie ma co na siłę zmuszać do drastycznego zerwania z nałogiem.
Natomiast fakt dostania się do szpitala nie jest zależny od palaczy tylko od naszej chorej służby zdrowia.
Problem dostepności do leczenia to nie wina palenia czy nie tylko ułomnego systemu lecznictwa a na to potrzebna jest bomba atomowa i budowa wszystkiego od zera i nic do tego nie ma palenie lub nie chorych na raka płuc. Aczkolwiek szanuje Twoje zdanie.
Pozdrawiam serdecznie
Ale moi drodzy taki palacz, przepraszam "blokuje" miejsce a to już nie jest winna, niestety chorej, służby zdrowia. Pieniądze wydane na "czynnego palacza" mogą zaspokoić potrzeby nie jednej osoby niepalącej. Jak powiedział Andrzej, ja również szanuje Wasze opinie, bo w efekcie nie wiem na ile bym była mądra jakby mój Tata
nadal palił, nie mniej jednak nie jest miło patrzeć na osoby chore, które nadal palą.
Pozdrawiam mocno,
B.
blatka podzielam w 100 % Twoje zdanie, bo mam wręcz obsesję na punkcie walki z paleniem papierosów.Czynnie walczę na tym polu z trudną młodzieżą z którą pracuję.U nas w Szczecinie na szczęście ostatnio wprowadzili zakaz palenia na wszelkich przystankach komunikacji miejskiej.
Z drugiej strony też dziękuję Bogu,że mój tata rzucił palenia przed chorobą, bo wiem,że w momencie wykrycia choroby byłoby to o wiele trudniejsze.
Moje Drogie,
nie popadajmy w paranoję, bo za moment alkoholikowi nie będzie wolno leczyć się na marskośc wątroby. Popadasz w nałóg z naprawdę różnych przyczyn, to umieraj? Rak to tak ciężka choroba, i tak bardzo zatruwa organizm, że palenie czy też nie palenie nie jest istotne. Na raka płuc umierają także ludzie nigdy nie palący.
Hehe w Łodzi też wprowadzili zakaz palenia na przystankach, i co? Straż Miejska jakoś nie kwapi się z egzekwowaniem tego przepisu, ludzie palili jak palą, a zwróć takim uwagę to poznasz cały słownik przekleństw i bluzg :) tu niestety musi się zmienić ludzka mentalność dot. biernego palenia, zmuszania innych do wdychania dymu, żadne przepisy ani namowy nie pomogą.
Powiem to inaczej. Nie chodzi mi o to czy ktoś pali czy nie, jest to wybór każdego z nas. Mam 40 lat, od 10 lat nie palę (jak na meetingu ) a byłam nałogowcem, jednak rzuciłam bo podjełam decyzję, że wesprę mojego Tatę w walce z tym nałogiem i oczywiście z nowotworem, oboje do tej pory nie palimy!
Poruszając wątek palenia przez osoby chore na raka, mam na myśli to że taka osoba na początku leczenia odbiera sobie szansę na wyzdrowienie. I jestem wręcz pewna, że palenie u takiej osoby, nie jest w żaden sposób pomocne. Niech ktoś wytłumaczy mi dobroczynny wpływ palenia na walkę z nowotworem płuc. Psychika(?) - jaki to ma wpływ? Przecież przez papierosy mam raka a więc w jaki sposób palenie może mi pomóc, rzucając papierosy - będę miał depresje i nie będę miał siły walczyć z tym co mnie zabija, na skutek palenia ... słuchajcie BŁĘDNE KOŁO!!!
Na palacza traci się większe pieniądze niż na osobę nie palącą - mówię o leczeniu.
Uważam, że osoba która jest chora na nowotwór płuc zanim podejmie leczenie powinna bezwzględnie zerwać z nałogiem.Poprostu leczenie bez obciążeń nałogu, może być skuteczne a co za tym idzie bardziej efektywne. Inaczej pieniądze (bardzo duże pieniądze) wydane na chemię, radioterapię czy operacje są wyrzucone w błoto a co gorsza wiele osób, które miałyby szansę się wyleczyć, w ogóle nie dotrze do szpitala - i to mnie przygnębia
Zgadzam się z Tobą w 100%. Nie palę od 8 lat.Zrobiłam to dla męża.Wykryto u niego chorobę serca i miał kategotycznie rzucić palenie.Powiedzieliśmy sobie że od poniedziałku nie palimy i tak już zostało. Wiele mnie to kosztowało ale rzuciłam bez plastrów czy czegokolwiek. Jak pjoechałam do szwagra i zobaczyłam tych ludzi z okaleczonymi płucami jak siedzą w kiblu z papieroskiem i nawet nie pomyślą (kibel pomiędzy dwoma pokojami)o tych którzy rzucili i jakie męki przy tym przechodzili to mnie szlag trafia! Nawet nie zapytaja czy innym chorym to nie przeszkadza. Co innego na zewnątrz budynku ale w tym małym kiblu.Szok!!
Zgadzam się z Blatką.
Chorzy na raka,zwłaszcza płuc,to coś okropnego.
I rozumiem,że niektórzy nie potrafią zerwać z nałogiem,ale mi by było wstyd palić w takim stanie.
Ja też paliłam-rzuciłam natychmiast jak zaczęłam źle się czuć i stwierdzili u mnie astmę.
Mój tata palił od można powiedzieć dziecka.Był nastolatkiem jak zaczynał.
Palił bardzo dużo i bardzo mocne papierosy.
Przestał w styczniu tego roku,przed diagnozą.
Nie potrzebował plastrów itp.
Szkoda,że zrobił to tak późno...
Ps.przepraszam Blatka,że tak rozpisałam się na ten temat w Twoim wątku. .
Jusia SUPER!!! nie przepraszaj - po to tutaj jesteśmy abyśmy mówili o swoich doświadczeniach i wymieniali się nimi. Dziękuję Wszystkim za Wasze uwagi i podkreślam, że szanuje każde zdanie, każdą opinię ... choć nie musze się z nimi zgadzać
Jeszcze pięć sesji .... pojawiło się pocenie i pieczenie skóry, ale myślę że to jest wpisane w tę terapię. Wczoraj Tata pokonywał schody w szpitalu. Wchodził na drugie piętro (60 schodków ) tylko z jednym odpoczynkiem... to taki jego mały Mount Everest.
Już po radioterapii jutro Tatę przywożę do domku, osiemnaśce lampek już za nami. Teraz 6 tygodni odpoczynku a potem wizyta kontrolna na Płockiej( w W-wie). Jutro napiszę jak przebiegło leczenie i jakie są rezultaty, mam nadzieję że w karcie informacyjnej będzie wszystko opisane.
Tata w domu dziś jak Go odbierałam ze szpitala, czegoś takiego jeszcze nie widziałam, Tata zbiegał po schodach - pewnie uciekał ale swoje 70latek ma a do tego postury słusznej a więc wyglądało to komicznie.
Tatko czuje się nieźle, choć lekko osłabiony i się poci ale to są jedyne póki co objawy uboczne radioterapii. Wiem tyle, że nowotwór jest z typu niedrobnokomórkowych IIIB, z przerzutami do węzłów chłonnych w obrębie klatki piersiowej po tej samej stronie, co naciek, bez przerzutów odległych. Szanse przeżycia do 5 lat wynoszą około 30% - zawsze to coś i tego się trzymam. Natomiast nie wiem czy Tata miał radioterapię radykalną czy paliatywną. Czy na podstawie tego opisu może mi ktoś powiedzieć jaka to radioterapia? :
" Napromienianie Fot.X 15MeV techniką 2D z 2 pól przeciwległych na okolicę płuca prawego z objęciem śródpiersia 2 xdziennie 200cGy/t do 3600cGy/t (18 frakcji)."
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum