RAK WRÓCIŁ !!!!!!!!!!!!! - to już koniec 06-05-2010 r.
Witam,
10 lat temu u mojego TATUSIA przeprowadzono operację górnej lewej części płuca. Do tej pory mieliśmy spokój, jednak RAK wrócił i nie daje o sobie zapomnieć! proszę o interpretacje wyników a przede wszystkim chciałabym się dowiedzieć jakie mamy szanse i czy dużo nam zostaje czasu?:
" ... w płucu prawym przywnękowo pojawiła się zamykająca oskrzele do płata górnego masa guzowata o wym.63x56x45 otoczona obszarem niedodmy. Powiększone węzły chłonne przytchawicze dolne prawe - 20x14, przytchawicze górne do 14, podostrogowe do 16. (...) W bronchoskopii stwierdzono kikut oskrzela górnego lewego zagojony bez cech wznowy i zaniku świecenia w AF; egzofityczny naciek zamyhkający ujście oskrzela górnopłatowego prawego i podstawą przechodzący na tylną ścianę oskrzela głównego. Pobrano wycinki i na podstawie badania his-pat ustalono rozpoznanie raka niedrobnokomórkowego. Wobec złej spirometrii, podwyższenia kreatyniny pacjent został zakwaifikowany do radioterapii jako jedynego leczenia..." TATA ma 70 lat.
Proszę o interpretację i bardzo dziękuję,
Beata
Witaj Beata
Wynik pewnie jak sama wiesz nie wróży niczego dobrego. Wznowa w dotychczas zdrowym płucu, powiększone węzły chłonne wykluczają operację, więc o wyleczeniu nie może być mowy. DSS opisze Ci to lepiej niż wielu onkologów.
Pozdrawiam, Trzymaj się
bardzo dziękuję. Jestem tutaj bo potrzebuję rozmowy, wsparcia osób które przeszły, przechodzą to samo - mam nadzieję, że będzie mi łatwiej.
Wiem czym jest rak, wiem jak szybko potrafi nam kogoś zabrać - szczególnie ten rak!
Wiem, również że moje pytanie o czas, może wydawać się naiwne ale w związku z tym, że wiem iż rozmiar guza a także leczenie nie jest aż tak dobrze rokujące - to pytam - o czas ... chce go wykorzystać jak najlepiej, chce go uchwycić ... choć na chwilę
TATA trafił do szpitala tylko dlatego, że był uparty i domagał się zdiagnozowania. Od stycznia 2009 często chorował a do tego przy uporczywym kaszlu(podczas przeziębień) dochodziło do krwiopluć. Mając już doświadczenie w walce z tą chorobą TATA szukał pomocy i co? Trzy razy wizyty na Płockiej u lekarza, który opiekuje się TATĄ 10lat, pięciu lekarzy okolicznych (interniści, pulmonolodzy, onkolodzy). Trzy prześwietlenia, dużo badań krwi - I NIKT, I NIC NIE ZAUWAŻYŁ ?!?!?!?!
Dopiero stanowczość OJCA spowodowała, że na Płockiej zrobiono TK i wtedy ruszyła lawina. Szkoda tylko, że zabrano nam pół roku ... szkoda gadać!
W czwartek 19-11-2009 zaczynamy radioterapię.
Wiesz w tej chorobie nie dosyć, że zmagać się trzeba z rakiem to jeszcze ze służbą zdrowia. Właściwie nie ma osoby na tym forum, która w swojej walce z nowotworem spotkała się z życzliwością lekarzy. A już o kompetencji to szkoda gadać. Moja mama miała kaszel, traciła na wadze właściwie miała wszystkie flagowe objawy raka płuc a dostawała .... antybiotyki. Załamka kompletna. O czasie trudno powiedzieć, wszystko zależy od odpowiedzi na leczenie onkologiczne ale zegar już tyka.
Pozdrawiam Cię serdecznie
Przecież tak nie można! Każdy godnie chce dożyć ostatnich chwil. Jan Paweł II dal nam tego przykład. Czy wszyscy musimy znów dostać po głowie, żeby wyszło z nas człowieczeństwo? Lekarz jest człowiekiem, ma rodzine - czy trzeba śmierci wśród jego bliskich, żeby zrozumiał jak czują się jego pacjenci? No cóż przemawia przeze mnie bezsilność!!!
A jak TY sobie poradziłeś??
Blatka,bardzo mi przykro,że znowu musicie przez to wszystko przechodzić..
Stwierdzono u Twojego taty raka niedrobnokomórkowego,a wiadomo dokładnie jakiego?
Mój tata także ma guza płuca prawego-gruczolakoraka.
Jest ciężko,ale ciągle walczymy.
Nie mówiąc już o forum,bo to tu uzyskałam najwięcej informacji i wsparcia,Ty także możesz na to liczyć z całą pewnością...
Pozdrawiam!
Jusia dziękuję),
na razie nic więcej nie wiadomo. TATA jest na przepustce do środy a potem będziemy się zmagać z chorobą od nowa. Lekarze w wypisie ze szpitala umieścili bardzo zdawkowe informacje, chć ta najważniejsza jest - RAK!
10 lat temu przechodziliśmy to wszyscy bardzo boleśnie, dostaliśmy nadzieję i wiarę w to, ze może się udać. Przyznam szczerze, że nie wierzyłam że ta chorba po takim czasie może wrócić. Nie dość, że wróciła to jeszcze galopuje. No cóż trzeba nam sił, dużo sił aby stawić znów czoło tej chorobie. Pozdrawiam wszystkich walczących, NIE WOLNO SIĘ PODDAWAĆ! - każdy czas jest dobry ...
Beata, zycze Ci duzo sily i wiary...Twoj post wytracil mnie z kruchej rownowagi...10 lat i nagle...czy mozna wygrac z rakiem pluc???? Moja Mama byla operowana poltora miesiaca temu, udalo nam sie wczesnie zlapac gnoja, grupa IA i 70% szans, bez chemioterapii, radioterapii... myslalam, ze czeka mnie 5 lat strachu, z mieczem Damoklesa nad glowa...a tu okazuje sie, ze nie ma nic pewnego...trudne to i bolesne...udalo Wam sie zyskac 10 pieknych lat, mam nadzieje, ze duzo wiecej uda sie wywalczyc...dac odpor chorobie...
mocno trzymam kciuki, przytulam...
agnieszka katarzyna
_________________ Niemożliwość jest opinią. Możliwość jest stanem ducha.
Twoja Mama jest na dobrej drodze do 10lat mój TATA dokładnie takie miał leczenie jak Twoja Mama, operacja bez chemii, grupa IA. W tej chwili najważniesze dla WAS jest wzajemne wsparcie i dużo sił psychicznych dla MAMY. Na pewno Wam się uda, musicie w to wierzyć.
10lat, dodatkowych lat, które otrzymała w prezencie od losu, moja rodzina, są bezcenne. Każdy kiedyś musi odejść ... to prawda ale bez względu na wiek, zawsze jest za wcześnie.
Trzymam Agnieszko kciuki i Twój przypadek daje siłę, nie tylko mnie.
Pozdrawiam ciepło,
Beata
Blatka, dziekuje...
Nie ma mnie blisko Mamy, rodzicow, rodziny...mieszkam daleko...bylam w Polsce przez 2 tyg, zaraz po operacji...ciezkie to wszystko, do tej pory nie moge sie pozbierac, zorganizowac...jesli to ma byc 10 lat - to niech bedzie, byleby bylo...ale tu nie ma zadnej gwarancji...Postanowilismy z mezem wrocic do Polski, za jakies poltora roku, alkurat tyle czasu nam potrzeba, zeby pokonczyc tutaj rozne michalki...choc bylam gotowa wracac natychmiast...na szczescie nie musialam...uplywajacy czas jest bezlitosny...starch pomieszany z nadzija...Wyobrazam sobie jaki to cios dla Ciebie, dla Was - po 10 latach....Beatko - skad Ty klikasz?
_________________ Niemożliwość jest opinią. Możliwość jest stanem ducha.
Jestem z okolic Warszawy Tak to prawda jest to cios ... prosto w serce. Od początku walki z tą ciężką chorobą nawet przez chwilę nie zwątpiłam w to, że wszyscy sobie poradzimy. Myślę, że to wsparcie udzieliło się Tacie. Poza tym cały czas powtarzałam, że to jeszcze nie pora i jeszcze tyle jest do zrobienia. Wiara i na pewno to, że w odpowiednim momencie Tata dostał się do lekarza i przeszedł operacje, uratowało Go a nam dało 10 lat. Teraz tylko pragnę jednego aby ten czas nie był zbyt krótki, żebym mogła jeszcze troszkę nacieszyć się jego obecnością, bo świadomość że już nigdy Go nie zobaczę, poprostu ...
Agakata, nie możecie nawet na moment zwątpić! Twoja Mama w tej chwili jest wyjątkowo wrażliwa na to co się wokół niej dzieje, co się z nią dzieje. Ona musi widzieć w Was siłę, musi mieć pewność że będziecie z nią, a z czasem przy niej. To jej da siłę do dalszego życia.
Blatko, przed Mama trzymam sie super...Mama przede mna tez...Generalnie nie jest tragicznie, nie jest nawet zle: Mama stanela szybko na nogi po operacji, z kazdym dniem czuje sie lepiej i powoli wraca do normalnych zajec. O ile taki powrot "do normalnosci sprzed" jest mozliwy...Nie wiem czy Mama chcialaby zapomniec o operacji, raku, strachu...ale nawet gdyby chciala - co chwila jakies badania, a to onkolog, a to torakochirurg...nie pozwalaja odciac sie od choroby, zapomniec choc na chwile...
Blatka, nie wybiegaj myslami zbyt do przodu...ciesz sie kazdym dniem...nie mysl ani nie licz ile ich zostalo...nawet tysiac tysiecy jest za malo...teraz mysl o leczeniu, o tym zeby radioterapia zahamowala rozwoj choroby na czas jak najdluzszy...mam nadzieje, ze macie jakiegos dobrego specjaliste, dobra opieke...jestem z Toba!
a
_________________ Niemożliwość jest opinią. Możliwość jest stanem ducha.
Tata jest leczony na Płockiej, we czwartek zaczyna radioterapię na Wawelskiej, ośrodek współpracujący z Ursynowską Onkologią. Na razie nie szukam innych specjalistów, ponieważ Tata ma zaufanie do lekarzy z Płockiej, oni leczyli Go 10lat temu. Nie dyskutuje z Tatką , tam się czuje dobrze i na razie niech tak będzie.
W sobotę był z Mamą na randce, co by to miało nieznaczyć - tak powiedział, aż strach myśleć
Twoja Mama też musi uwierzyć, że się uda.
Mój Tata jeżdził na kontrole co 3msc., na początku, potem co 6msc. a ostatnio co rok. Każda wizyta okupiona była stresem nas wszystkich a szczególnie Taty, najgorszy był ten ostatni raz w pażdzierniku. Kiedy lekarz prowadzący(w przychodni przyszpitalnej) jak zwykle obejrzał badania i wezwał lekarza z oddziału na konsultacje. Po naradzie stwerdzili, że nie jest dobrze itrzeba natychmiast rozpocząć leczenie. I ten moment kiedy zobaczyłam Tatę na korytarzu, ten strach w jego oczach okropne uczucie. Poszłam do samochodu, tam się wypłakałam i stwierdziłam nigdy więce płaczu przy Tacie. Nie jest łatwo ale nie znaczy, że jest beznadziejnie. Teraz najważniesze, żeby leczenie pomogło a Tata uwierzył, że można jeszcze parę lat przeżyć.
I tak też musi być u Was!!!!!
Zwieramy szeregi i do boju
Tata jest leczony na Płockiej, we czwartek zaczyna radioterapię na Wawelskiej, ośrodek współpracujący z Ursynowską Onkologią. Na razie nie szukam innych specjalistów, ponieważ Tata ma zaufanie do lekarzy z Płockiej, oni leczyli Go 10lat temu. Nie dyskutuje z Tatką , tam się czuje dobrze i na razie niech tak będzie.
W sobotę był z Mamą na randce, co by to miało nieznaczyć - tak powiedział, aż strach myśleć
Twoja Mama też musi uwierzyć, że się uda.
Mój Tata jeżdził na kontrole co 3msc., na początku, potem co 6msc. a ostatnio co rok. Każda wizyta okupiona była stresem nas wszystkich a szczególnie Taty, najgorszy był ten ostatni raz w pażdzierniku. Kiedy lekarz prowadzący(w przychodni przyszpitalnej) jak zwykle obejrzał badania i wezwał lekarza z oddziału na konsultacje. Po naradzie stwerdzili, że nie jest dobrze itrzeba natychmiast rozpocząć leczenie. I ten moment kiedy zobaczyłam Tatę na korytarzu, ten strach w jego oczach okropne uczucie. Poszłam do samochodu, tam się wypłakałam i stwierdziłam nigdy więce płaczu przy Tacie. Nie jest łatwo ale nie znaczy, że jest beznadziejnie. Teraz najważniesze, żeby leczenie pomogło a Tata uwierzył, że można jeszcze parę lat przeżyć.
I tak też musi być u Was!!!!!
Zwieramy szeregi i do boju
a jaki lekarz leczy Twojego tatę jeśli można spytac? Moja mama jutro kładzie się na Płocką i zbieram informacje nt lekarzy.
Trzymam kciuki za Was!
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum