Witam Forumowiczów,
czuję się bezradna, brak mi pomysłów na to co jeszcze mogę zrobic. Pokrótce...
U mojego Męża lat 42 w kwietniu br zdiagnozowano inwazyjnego raka pęcherza moczowego
.
Tyle ile sie dowiedziałam w toku diagnostyki-G 3; TxNxM1 .... buuuuuu.
Wykonano zabieg usunięcia sporego guza 5 na 7 cm (TURT).
Z uwagi na masywne przerzuty w płucach (zmiany bardzo liczne, największe sięgające 2 cm), nie dokonano cystektomii radykalnej.
Zaproponowano nam jedynie chemioterapię paliatywną, którą Mąż przyjmował do sierpnia (gemtacybina plus cisplatyna).
Zmiany w plucach wyraźnie zmniejszyły się.
Po okresie wzglednej normalizacji, ktory trwał około miesiąca, od października nastąpiła progresja choroby, zmiany w plucach istotnie zwiekszyly sie.
W badaniu kontrolnym Usg z sierpnia guz miał około centymetra.
W chwili obecnej mąż ma niewydolnosc oddechowa miernego stopnia, niewydolnosc nerek III st.
Zaczal przyjmowac sterydy, Dexamethason 2 mg na dobe, jest nieco lepiej.
Onkolog prowadzacy wystapil z wnioskiem o refundacje chemioter. niestandardowej (javlor), z tego co usłyszałam mamy czekac na decyzje o jego przyznaniu okolo 8 tygodni........bo koniec limitow, roku, etc...wiec realnie w przyszlym roku.
.
Tego juz wogole ogarnąc nie moge.
Borykam się z tym sama, mam poczucie, że może coś przegapiam, może coś mogę jeszcze zrobic .....Umowilam sie na jeszcze jedną konsultację onkologiczną w tym tygodniu, to jedyne co mi wpadlo do glowy.
Bede Wam wdzieczna za jakąkolwiek sugestię. O ile Ktos ma podobne doswiadczenia to chętnie nawiązę z taką osobą kontakt.
Czuję się taka samotna.....