Żołądek się uspokoił. Przynajmniej do tej pory cisza. Za totrochę nas dziś niepokoi osłabienie Mamy. Na tyle duże, że wstała rano, zjadła pół kromki na śniadanie i znów poszła spać. Wstała na obiad. Znów śpi. W sumie pogadała z nami może z 10 minut. I to też tak na siłę. Męczą ją też zaparcia.
Jakie sposoby na to? I na osłabienie i na zaparcia? Mogę dać jej jakąś Xennę albo Activię? Może jakaś herbatka lekko przeczyszczająca? A na osłabienie i senność - są jakieś cudowne, wzmacniające środki?
Na zaparcia na początek możecie spróbować lactulosum -syrop i czopki glicerynowe, na senność i osłabienie chyba tylko sen, jeśli mama ma problem z jedzeniem to może nutridrinki
cadevra, moja mama na zaparcia bierze espumisam, pije siemię lniane 2 razy dziennie, jogurty naturalne. Mama w ciągu dnia podjada śliwki suszone, morele, dynię, słonecznik, pije też syrop laktulozę. Ale czasem - tak jak dziś - potrzebuje lewatywki ( choć bardzo rzadko). Lekarz zasugerował też parafinę, ale jeszcze nie próbowała.
Pozdrawiam.
Pierwszy tydzień minął w miarę spokojnie. Nie obyło się bez osłabienia, bez lekkich nudności i bólu żołądka. Ale generalnie nie najgorzej. Dziś byliśmy na kontrolnych badaniach krwi, wyniki jutro. Trzymam kciuki, żeby były dobre.
Dziś też, a właściwie wczoraj wieczorem zaczęły się trochę silniejsze nudności i lekkie wymioty. Pewnie dlatego, że mama odstawiła Setronon, bo jej nic wcześniej nie było. Dziś pokornie wróciła. Trochę wzmaga się kaszel i ból pod żebrami. I tu moje pytanie: jak to jest, skoro chemioterapia paliatywna (która została zasugerowana) ma poprawić jakość życia, uśmierzyć ból to dlaczego Mama poprawy. nie odczuwa? Kiedy będzie to "lepiej"? Po ilu wlewach? Po ilu dniach?
I jeszcze jedno, powraca temat wesela - przypomnę: 10 września planowana kolejna frakcja Alimta+Cisplatina, a 14 września wesele. Po tej pierwszej apogeum osłabienia przypadło własnie na weekend - sob, nd. Czy można zakładać, że przy kolejnej dawce schemat będzie podobny? Że znów weekend będzie "słaby"? Jeśli tak, to czy nie lepiej przesunąć podanie drugiej dawki? Czy w ogóle można? Czy powinno się? Oczywiście zadam te wszystkie pytania lekarzowi przy najbliższej okazji, ale widzę, że ten temat Mamę bardzo męczy, bo chce dać radę na moim weselu... A boi się, że zabraknie jej siły.
I tu moje pytanie: jak to jest, skoro chemioterapia paliatywna (która została zasugerowana) ma poprawić jakość życia, uśmierzyć ból to dlaczego Mama poprawy. nie odczuwa? Kiedy będzie to "lepiej"? Po ilu wlewach? Po ilu dniach?
Lepiej to będzie jak się chemia skończy, dojdzie do remisji i rak nie będzie postępował - po to podaje się chemię paliatywną. To jest zupełnie inna forma leczenia niż to, z czym spotkałaś się dotychczas. Niestety, chemioterapia nie działa wybiórczo na komórki nowotworu, więc 'przy okazji' niszczy się znacznie więcej niż powinno, stąd objawy. Natomiast leczenie podejmuje się w celu zatrzymania postępu choroby.
cadevra napisał/a:
I jeszcze jedno, powraca temat wesela - przypomnę: 10 września planowana kolejna frakcja Alimta+Cisplatina, a 14 września wesele. Po tej pierwszej apogeum osłabienia przypadło własnie na weekend - sob, nd. Czy można zakładać, że przy kolejnej dawce schemat będzie podobny? Że znów weekend będzie "słaby"? Jeśli tak, to czy nie lepiej przesunąć podanie drugiej dawki? Czy w ogóle można? Czy powinno się?
To rzeczywiście są pytania do lekarza, bo On bierze odpowiedzialność za leczenie. Natomiast mając tak samo małą próbkę jak Ty, nie mam innego wyjścia jak powiedzieć, że rzeczywiście może się tak zdarzyć, iż 'dołek' przyjdzie w weekend. Często zdarza się, że pacjenci czują się najgorzej dopiero po dwóch-trzech dniach. Teoretycznie chemię można 'przesunąć' o kilka dni. Dawkowanie ustawione jest tak, aby zwiększyć skuteczność i na pytanie o to, czy przesunięcie o kilka dni może coś zmienić, powinien odpowiedzieć onkolog na podstawie swojego doświadczenia. No sama poczytaj i zobacz http://www.cancer.org/tre...s-and-schedules
Mamę ten temat męczy na tyle, że chyba już dziś Siostra podjedzie do lekarza z wynikami badania krwi.
Poza tym zaczyna nam też coraz bardziej wymiotować, nie wiem czy to normalne, że na początku był spokój, a dopiero po tygodniu coś się zaczyna dziać? Chyba też lepiej zapytać lekarza prowadzącego. Uzna nas za natrętne, ale cóż... [/quote]
cadevra, przesunięcie chemioterapii, to nie jest najlepszy pomysł. Dawki i terminy są tak dobierane, alby przyniosły oczekiwany efekt.
Tak jak napisał majkelek, może być lepiej, a może też być jeszcze gorzej po chemioterapii.
pozdrawiam
_________________ "Odnajdź w sobie zalążek radości, a wtedy radość pokona ból"- R. Campell
Już po rozmowie z lekarzem i po odebraniu wyników krwi. Krew OK. A co do przesunięcia - lekarz powiedział, że nie powinno być problemu, to kwestia kilku dni.
Witajcie.
Mijają kolejne dni, tygodnie. Mama jest po drugiej serii chemioterapii - podaną ją miała nie 10 września, jak pierwotnie miało być, ale 16 września (w poniedziałek). Nasza czujność została uśpiona dobrą forma Mamy po pierwszej frakcji. Tym razem jest zupełnie inaczej. Już pierwszego dnia po wlewie zaczęły się wymioty, mocne osłabienie - Mama śpi cały dzień. Dodatkowo, od piątku wymioty stały się jeszcze silniejsze i Mama całkowicie straciła apetyt. Śniadanie jeszcze jako tako zje, chociaż i tak po godzinie wymiotuje, więc pewnie niewiele z niego zostaje. A potem zaczyna się męczenie Gerbera (tak, podaję Mamie słoiczki dla niemowląt!). Jeden słoik na cały dzień, dwie łyżeczki co godzinę. I tak do wieczora, aż idzie spać. Próbowałam do śniadania (płatki owsiane na mleku lub kaszka manna) przemycić Nutridrinka, próbowałam też Nutridrinkiem neutralnym "doprawić" Gerbera - niestety, Mama wyczuwa Nutridrinka na kilometr. Wyczuje nawet jedną łyżeczkę na cały słoik zupy czy dania. Nie wiem co jej dawać... Czy są jakieś inne "specyfiki" typu Nutridrinka??
Mam wrażenie, że wymioty i nudności są wywołane mocnym kaszlem. Mama bierze DHC 60mg 2x1tb. Onkolog powiedział, że przy kolejnej wizycie zwiększy dawkę. na wymioty ciagle dostaje Setronon 8mg - 4 tb dziennie - ale jakoś niewiele to daje...
Jakby zmartwień było mało, Mamę męczy okropnie ból żołądka. Onkolog mówi, że to może być od meta na wątrobie. Ja się zastanawiam czy to przypadkiem nie promieniuje od kręgosłupa?? Na ból mamy plastry Fenatyl Atavis (czy jakoś tak) - zmieniamy co 3 dni, boli mniej. Ale czy przypadkiem wymioty, nudności i brak apetytu nie są jakoś spotęgowane przez te plastry? Na żołądek też, osłonowo Pantoprazol 40 mg 2 razy dziennie.
Próbowałam do śniadania (płatki owsiane na mleku lub kaszka manna)
Ale po co to mleko
cadevra napisał/a:
Czy są jakieś inne "specyfiki" typu Nutridrinka??
Z tego co wiem są różne smaki - jednak jeśli coś w tym Twoją mamę odrzuca, to może spróbujcie jakiejś odżywki węglowodanowo-białkowej?
cadevra napisał/a:
Onkolog mówi, że to może być od meta na wątrobie.
To zapytaj onkologa kiedy planuje rediagnostykę.
Pamiętaj aby przy chemioterapii i wymiotach pilnować odpowiedniej ilości przyjmowanych płynów (a nie tylko jedzenia).
W aptece kupisz proszek ENSURE- wysokokaloryczny, wychodzi taniej niz nutridrinki. Mozna nim zageszczac rowniez zupy.
W smaku podobne do nutridrinkow, przygotowuje sie dodajac wode- jak mleko modyfikowane dla niemowlat.
_________________ Don't underestimate the things that I will do..
Pojechaliśmy w piątek z Mamą na badania. Miała robione USG jamy brzusznej i TK. Nie mamy jeszcze pełnych wyników, bo lekarz zdecydował się zostawić Mamę na oddziale ze względu na zły stan ogólny i złe wyniki morfologii - miała anemię i bardzo wysoki poziom kreatyniny. Niestety, po krótkiej rozmowie z onkologiem, jest już dla nas jasne skąd ból żołądka, ciągłe odbijanie się, brak apetytu (oprócz skutków chemioterapii). No i niestety okazało się, że chemia nie skuteczna... Mamie guzy na wątrobie powiększyły się dwukrotnie (trochę ponad miesiąc temu największy miał 25 mm, a teraz ma 55 mm), na płucach pojawił się nowy guz, przerzuty przeszły na żołądek - stąd ból. I pojawił się płyn w płucach. Lekarz powiedział, że może będzie trzeba go ściągać. Mówił też, że oczywiście kolejny cykl chemii nie wchodzi w grę, bo Mama bardzo źle zareagowała na II, a poza tym guz nie reaguje na leczenie, więc nawet mu nie wolno podać kolejnego cyklu. Zostaje nam jedynie oddział paliatywny. Lekarz powiedział, że w poniedziałek będzie dzwonił do ordynatora ww. oddziału w naszym mieście... Tyle wiemy póki co... Czekamy na pełne wyniki badań, chociaż ja już chyba wolę nie wiedzieć...
W sobotę jej stan bardzo się poprawił. Normalnie jadła, spacerowała. Była chętna do rozmowy. Wydawało się, że już jest OK i że w poniedziałek zabierzemy ją do domu. Że potrzebne było tylko "naładowanie akumulatora" kroplówką...
W nocy z soboty na niedzielę Mama zaczęła bardzo ciężko oddychać. Miała problem z wypróżnieniem i mówi, że to ją zmęczyło. Później już nie mogła złapać tchu. Pielęgniarki podłączyły jej tlen. Trochę jej lepiej, ale w dalszym ciągu każdy ruch powoduje, że brakuje jej oddechu. Bardzo szybko się męczy.
Przerażające jest to, jak dosłownie z dnia na dzień jest coraz gorzej. Próbuję szukać informacji, co dalej, czego możemy się spodziewać, jak się przygotować?
Wiem, że jeśli w ogóle pozwolą nam Mamę zabrać do domu, to na pewno potrzebna nam będzie butla z tlenem, opieka pielęgniarki, opieka hospicjum domowego... Czy coś jeszcze? Czego w ogóle możemy się spodziewać i...kiedy? To wszystko dzieję się tak szybko... Jeszcze tydzień temu było wszystko w miarę OK, a teraz... leży biedna pod tlenem łapiąc każdy oddech. A ja zdaję sobie sprawę, że to dopiero początek, że to jeszcze "nic". Nie tak dawno patrzyliśmy jak odchodzi nasza babcia. Zmarła dwa lata temu na zapalenie płuc. Bardzo się męczyła już na końcu, nie mogła oddychać. Teraz, gdy patrzę na Mamę wraca do mnie tamten obraz i po prostu się boję...
Do tego wszystkiego dochodzi kwestia tego, że Mama o swojej chorobie wie trochę. Tyle, że jest i że trzeba się leczyć. A teraz powiedzieć co? "Mamo, miałaś jednego guza, teraz jest ich pełno"? Jak wyjaśnić, dlaczego lekarze już nie chcą leczyć? Chyba w tym momencie to jest dla nas najważniejszy problem... Jak rozmawiać z Mamą o chorobie. Widzę w jej oczach strach, bo wielu rzeczy się domyśla...
ela1 - myślę, że nie do końca o to mi chodziło. Właściwie w ogóle nie o to mi chodziło. Jeszcze nie pora, nie ten czas. My dopiero zaczynamy walkę. Zaczynamy zmaganie się z chorobą. To przecież dopiero drugi miesiąc od diagnozy. To nie może dziać się aż tak szybko...
Chodziło mi bardziej o wskazówki na co musimy zwrócić szczególną uwagę w czasie opieki domowej nad chorą Mamą? Koncentrator załatwimy przy wypisie z oddziału, podobno tak się da. Moja teściowa jest pielęgniarką, więc coś się zorganizuje, jakby trzeba było w domu zrobić zastrzyk czy podłączyć kroplówkę. Toaleta-krzesło zamówiona na Allegro. Co jeszcze powinniśmy przygotować? Bo nie chcę obudzić się z ręką w nocniku, że Mamę wypiszą ze szpitala, a w domu czegoś zabraknie...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum