Witam wszystkich serdecznie.
Jak większość tutaj podczytuję Was od dawna, dzisiaj postanowiłam się odezwać.
Wielu szuka tutaj wsparcia, jakiegoś potwierdzenia możliwości pozytywnego leczenia, wyleczenia czy chociaż malutkiej iskierki nadziei.
Sprawa dotyczy nie mnie bezpośrednio, ale mojej mamy.
Najpierw ból gardła, leczenie antybiotykami, płukankami....
Po pół roku bezsensownego leczenia, kiedy węzeł chłonny powiększył się bardzo i gołym okiem był widoczny - diagnoza.
Mama miała to szczęście w nieszczęściu, że diagnozowana była za granicą, gdzie dostępność leczenia jest dużo łatwiejsza.
Bardzo szybko zostało wykonane TK ( wynik następnego dnia), biopsja i badanie histopatologiczne.
Nowotwór płaskonabłonkowy nasady języka, G3, zajęte węzły chłonne po stronie prawej.
Nowotwór był duży, wielkości orzecha włoskiego.
Wracamy do Polski i operacja usunięcia guza, węzłów chłonnych po obu stronach.
Ból znany tutaj wszystkim, więc nie ma sensu go przypominać.
Kolejne badanie histopatologiczne - guz usunięty w całości, wszystko wokół czyste.
Brniemy dalej.... Radioterapia radykalna + chemioterapia.
Wszystko przebiega tak jak w większości przypadków.
Jest ból, są problemy z połykaniem i z poparzoną skórą.... Standard można rzec.
Później TK i inne badania sprawdzające leczenie. Jest dobrze.
Za kolejne parę miesięcy kolejne TK i inne badania... Jest dobrze.
W międzyczasie przetoka i leczenie z pozytywnym skutkiem, dziś nie ma śladu.
Leczenie zębów po radioterapii. Ale jest dobrze
Ja wiem, że gwarancji nie mamy nigdy i zdaję sobie sprawę z powagi sytuacji,
ale piszę to po to, że może komuś choć trochę pomogę, tak zwyczajnie podniosę na duchu, że czasem się udaje.
Zaczęło się w styczniu 2012, dzisiaj mamy listopad 2013.
Niektórzy pomyślą, że to wcale nie długo, że to tylko niecałe dwa lata... po lekturze forum wiem, że często to szmat czasu i marzenie wielu.
Chętnie służę pomocą, jeśli ktoś byłby w podobnej sytuacji i miał jakieś problemy.
Pozdrawiam serdecznie.