ja pamiętam, w dzień pogrzebu najpierw mieliśmy iść do kaplicy na różaniec, gdzie trumna z tatą była otwarta. Tak się bałam tego momentu zobaczenia taty w trumnie i potem zamknięcia jej, że chciałam żeby się coś wydarzyło i mnie oszczędziło żebym była na mszy jak już trumna będzie zamknięta i nie będę widziala taty w tej okropnej trumnie. A tu jak na zlość dziećmi mi się zajęli i nic nie wydarzyło się ....
Ból jest okropny wtedy...Ja zamiast podnosić mamę na duchu to ona mnie musiała "ratować"
Przy kondolencjach było najgorzej jak bliska moja koleżanka składała mi je i sama wyła, wtedy dopiero wpadłam w histerię....
Powiem Wam że nie lubię tych całych styp. Po pogrzebie gdzie chcesz być już sama ze sobą (przynajmniej ja tego pragnęłam) musisz siedzieć z rodzinką bliższą i dalszą i się uśmiechać, jeść chociaż nie ma się ochoty, witać z wszystkimi, rozmawiać o dupie marynie,gościć ich...
Dla mnie te kilka godz po pogrzebie na stypie to była wieczność. Chciałam uciec do domu odpocząc, poplakać, przytulić się do podusi a nie robić dobrą minę ...Taty nie pamiętam jak wyglądał w trumnie , czasem mnie nachodzi myśl żeby napisać do taty kuzynki , która robiła mu zdjecie żeby pokazać jego kuzynce, która nie mogła być bo też walczyła z rakiem, ale potem sobie myślę, po co mi to, po co go widzieć takiego nie swojego,zjedzonego przez raka, ...Wolę go pamiętać jak codziennie był na budowie mojego domu jak wkładał całe swoje serce żeby stworzyć Nam swoje gniazdko.
Nadziejo kochana trzymaj się, przytulam Cię mocno.Wiem jak bardzo Ci ciężko
Mój tata też zmarł mając tyle lat co Twoja mamusia. Na pewno się poznają tam na górze gdzie nie ma bólu i smutku....
Kochana to zależy od człowieka, od jego psychiki,osobowości...
Ja tak jak Ty miałam/mam małe dzieci, dom na głowie, w sumie ciągle byłam bez męża i do tego z mamą, która ciągle mówiła o tacie, o jego chorowaniu, o szpitalu, to mnie dobijało, drażniło. Nie ciągnęłam z nią tematu bo wiedziałam, że któraś z Nas musi się trzymać być silna. Zawsze gdy mama coś o tacie wspominała,mówiła to śnił mi się w nocy. Potem mi się śniło raczysko, że ja zachorowałam , że ja z tatą leżałam w szpitalu...RAK mnie prześladował
Dzisiaj już 2,5 roku i czasem jadąc w aucie przypomina mi się jego widok jak leżał w łóżku bezbronny, wychudzony i łzy same lecą....Często mam takie coś...
To zostaje, na długo....
Ja Ci teraz życzę żebyś odpoczęła.Musisz funkcjonować bo masz dzieci, dom na głowie.
W końcu będzie lepiej.Czas leczy rany...
HM....
może coś w tym jest
najpierw musi przeżyć każde święta bez mamusi
listopad, Boże Narodzenie itp...
Coś w tym jest, że jak już będziesz po tych ważnych świętach bez mamy będziesz to inaczej postrzegać
ale
kochani nie można jednoznacznie odpowiedzieć jak długo!!!
nie długo miną 3 miesiące jak mój tatuś odszedł i niestety boli bardziej. Czas niestety nie leczy ran, czas przyzwyczaja Nas żyć z tymi ranami - piszę tak z własnego doświadczenia.
Aniu jest bardzo ciężko pożegnać tak bliską osobę jaką jest mama czy tata ... rozumiem Twój ból. Najgorsze jest to, że na ten ból nie ma lekarstwa, musimy nauczyć się z tym żyć, jakoś funkcjonować. Ja do dziś nie potrafię się odnaleść, mam strasznie pomieszane emocje, które zżerają mnie od środka ale walczę z tym sama, za pomocą forum. Ty masz wspaniałe dzieci, i zapewne obowiązki (mi tego brakowało), które życzę Ci aby pomogły Ci troszkę odnaleść sens życia i żyć tak jakby tego mama chciała.
Aniu przytulam Cię do serduszka
Jeżeli znajdziesz siły napisz jak tata się trzyma, chylę ku niemu głowę ?
Jak dzieciaczki Twoje ? Pamiętam, że było chore
_________________ Anelia
Jeśli wiara czyni cuda,trzeba wierzyć,że się uda !
wstałam z łózka, w końcu. Popsrzątałam, gotuję... Czuję sie o niebo lepiej niż wczoraj. Wczoraj pół dnia przeleżałam w łózku, wstawałam tylko przebrać tyłek Karoli i nakarmić/ napoić dzieci. Nie miałm sil na nic. Myślę ze malutkimi kroczkami, a w końcu wyjdę na prostą
słyszałam kiedyś taką mądrą teorię, że rok- bo każdą porę roku musisz przeżyć bez bliskiej Ci osoby po raz pierwszy... potem ponoć jest łatwiej...
Dokładnie tyle trwała moja najgłębsza rozpacz po ukochanej, bliskiej osobie. Potem nauczyłam się żyć bez Niej. Mam ją głęboko w moim sercu i teraz nie idę już "za nią" a razem z nią.
Pierwszy rok jest trudny, bardzo. Żyje się, tylko boli. Im więcej czasu mija tym ból przychodzi rzadziej, przykrymi falami. W końcu odchodzi - zostaje tęsknota, ale delikatna i ciepła. Wracają dobre wspomnienia budzące uśmiech.
Trzeba czasu.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum