Witajcie.
Od jakiegoś czasu podczytuje To Forum i dziś trafiłam na ten właśnie Temat-
Moje nowe życie
Moja "przygoda z rakiem" rozpoczęła się w połowie października 2011 podczas corocznej wizyty kontrolnej u ginekologa-szok i załamanie, to pierwsze uczucia jakie miałam.
32 lata , 11 letni syn, mąż. Dwa tygodnie wcześniej pochowałam swojego ukochanego tatkę- po prostu koniec świata.
Latałam od lekarza do lekarza , robiłam szereg badań, aż w końcu trafiłam z całym kompletem na Wawelską-tam usłyszałam-"diagnoza- RSM IIB- niestety,na operacje za późno( tak wynikało z TK), teraz w grę wchodzi radiochemioterapia"-świat stanął w miejscu.
Odesłano mnie na Ursynów, gdzie wizytę ustalono mi na za tydzień.
To właśnie TEN DZIEŃ stawienia się na Ursynowie gdzie zrobiono szeregu badań i konsultacji był dniem , który dał mi nowa szansę.Z gabinetu wyszłam zapłakana, ale to były łzy szczęścia-zdecydowano się na operacje,która odbyła się 9 grudnia-dzień mojego nowego życia.
Obecnie jestem po brachyterapi i we wrześniu mam kolejną kontrolę.
Humor wrócił -może nie jest tak jak kiedyś ale jest i chęć życia ogromna.
Z samopoczuciem bywa różnie-czasami czuje się świetnie ,a czasami po japoński ;-) czyli Jako Tako.
Co do komentarzy ludzi z mojego otoczenia, opracowałam już parę odpowiedzi i czasami ogarnia mnie głupkowaty śmiech
,kiedy widzę spojrzenia ludzi, którzy przyglądają mi się bacznie jakby mi urosła dodatkowa para nóg albo ogon-a przecież jestem ta sama Kaśką, tylko z jednym doświadczeniem więcej w swoim bagażu doświadczeń.