Widocznie taki zabieg jest tu konieczny. Jest to bardzo skomplikowana operacja usuwa się głowę trzustki wraz z dwunastnicą, pęcherzykiem żółciowym, a w niektórych przypadkach również części odźwiernikowej żołądka. Ale jedynie ona daje szansę choremu na raka trzustki. Tatę będzie czekała też długa rekonwalescencja.
Trzymam kciuki i pozdrawiam serdecznie.
_________________ Niech nasza nadzieja będzie większa od wszystkiego, co się tej nadziei może sprzeciwiać.
Właśnie szukam informacji (na forum i poza nim), jak to dokładnie będzie wyglądać. Ustaliłyśmy już z mamą, że w pierwszych 2-3 tygodniach po wyjściu ze szpitala ja biorę urlop i się nim zajmuję.
Tata jest z jednej strony w nastroju walecznym (chce jak najszybciej wrócić do zdrowia, to nie jest człowiek, który na emeryturze umie odpoczywać), a z drugiej wiem, że szykuje się, mówiąc wprost, na śmierć: pozałatwiał wszelkie sprawy, aby mamie i dzieciom (oprócz mnie jest jeszcze trójka) zapewnić bezpieczeństwo.
Ciężko nam. Mi się nie mieści w głowie, że miałby nie wyjść ze szpitala lub wyjść z diagnozą raka trzustki (nie dociera to jeszcze do mnie). Bardzo trzymamy kciuki za to, żeby rak na brodawce Vatera okazał się pierwotnym. Oby tak było.
MR jamy brzusznej (badanie dynamiczne) z dnia 08.11.2021
Badanie MRCP z podaniem środa kontrastowego, protokół brzuszny niepełny - ocena znacznie utrudniona.
Dane: NPL - gruczolakorak trzustkowo-żółciowy. Ocena zmian.
Przewód żółciowy wspólny poszerzony do 0,8 cm o wzmacniającej się ścianie, gładkościenny, zwęża się gwałtowanie w okolicy brodawki Vatera, w tym zakresie największe ognisko wzmocnienia kontrastowego do 0,9 cm.
Przewód wątrobowy wspólny szer. do 0,65 cm, z cechami nadmiernego wzmocnienia kontrastowego, gładkościenny.
Drogi żółciowe wewnątrzwątrobowe zaznaczone w zakresie wnęki wątroby. Pęcherzyk żółciowy gładkościenny, obkurczony z drobnymi ubytkami sygnału możliwe drobne złogi.
Stan po protezowaniu dróg żółciowych - koniec bliższy drenu zlokalizowany w przewodzie żółciowym prawego płata wątroby, koniec dalszy w części poprzecznej dwunastnicy.
W dolnej części wnęki nerki lewej zmiana płynowa z osadem o wymiarach ok. 26x24x22mm, nie ulegająca wzmocnieniu kontrastowemu - możliwa torbiel, badanie niepełne.
Wskazana okresowa kontrola w USG. Dwie splenule o wielkościach 13mm i 8mm.
R: Możliwe ognisko nacieku npl w okolicy brodawki Vatera śr. do 0,9 cm. Zaznaczone ściany PŻW i PWW - odczynowo? Ew. komponent naciekowy.
-----------------
Brzmi mi to dobrze, ale sporej części nie rozumiem. W każdym razie tata w niedzielę trafia do szpitala, w poniedziałek operacja. Bardzo jest niezadowolony z tego, że chcą mu robić pełnego Whipple'a, mi też to wydaje się dziwne, jeśli rak faktycznie po otwarciu okaże się być tylko na brodawce Vatera i ew. naciekający na drogi żółciowe. A może po prostu chcieli go przygotować na najgorszy scenariusz? Konsultujemy jeszcze te wyniki ze znajomym onkologiem, bo tata jest pełen obaw co do swojej sprawności po operacji.
On w ogóle zamierza w środę wziąć udział w szkoleniu online, w czwartek być na jakimś zdalnym spotkaniu, a po powrocie do domu od razu zabrać się do pracy... (wiem, że pewnie będzie musiał te plany zmienić i go to zaboli). Niby jest na emeryturze, ale nadal sporo pracuje i działa. Jego największym strachem jest to, że to się zmieni - wcześniej niż przypuszczał.
Być może tak jak piszesz przygotowali tatę na tzw. "najgorszy scenariusz" jednak w nowotworach dróg żółciowych (brodawki Vatera , trzustki, pęcherzyka) pełen obraz daje dopiero operacja i w jej trakcie podejmuje się decyzję o rozległości resekcji. Trzymaj się pozdrawiam
Zawieźli go na salę operacyjną około 7:30, a o 14 już się obudził, więc poszło całkiem szybko. Udało nam się (po godzinie prób) dodzwonić do pielęgniarki dyżurnej około 15, ale dostałyśmy tylko info, że tak, skończyli, tata śpi. Ale już około 16 udało się porozmawiać z tatą - niestety bardzo go wtedy wszystko bolało, ale dał znać, że był pełen Whipple, że operacja bez komplikacji i za chwilę ma przyjść prof. Kielan, a drugi chirurg już u niego był. Bo właśnie operowało go w sumie dwóch chirurgów, przynajmniej tak jest napisane na karcie operacji.
Swoją drogą, bardzo się cieszę, że prof. Kielan operował i opiekuje się tatą, bo inaczej tego nie da się nazwać - nie dość, że tata spotkał się z nim te kilka tygodni temu i profesor mu wszystko szczegółowo wyjaśnił, poświęcił sporo czasu, to przyszedł do niego też wczoraj przed operacją przywitać się, opowiedzieć o przygotowaniu, przebiegu i uspokoić. A teraz jeszcze dziś. Nie wiem, czy to jest standard, ale po tych 3 miesiącach wręcz uganiania się za wynikami i jakimikolwiek informacjami, bez żadnej okazywanej empatii ze strony szpitala, to jest naprawdę duża ulga - trafić na kogoś takiego.
Teraz tylko mam nadzieję, że będzie go jak najmniej bolało (miał poprosić o coś przeciwbólowego - dopiero schodziły z niego leki podawane przez anestezjologa, więc to może dlatego zaczął tak źle się czuć?), no i że szybko zacznie wracać do formy.
Widzę, że mało kto tu zagląda, ale może ta historia przebiegu się komuś przyda, więc piszę.
Tata od czasu operacji źle oddycha. Bywa, że dają mu tlen. Od samego początku też mówi, że bardzo go boli, ale trudno mu było mówić nam przez telefon mówić, gdzie - myślałyśmy więc, że to normalna konsekwencja operacji. Do tej pory był w stanie tylko wstać, ale już nie chodzić. Ból i problemy z oddychaniem są zbyt wielkie. Dziś było już bardzo źle, ledwo dał radę powiedzieć mamie, żeby coś zrobić, bo on nic nie wie i bardzo go boli. Pojechałyśmy do szpitala, udało nam się dorwać lekarkę dyżurną.
Rozmowa nic nowego nie wniosła. Usłyszałyśmy, że jest stan zapalny, przyczyna "nieoczywista", ale wdrożono już antybiotyki. I że zrobi mu zaraz test na covid, bo może to jest to. Tata ma problemy z oddychaniem od środy, a oni teraz wpadli na to, że może mieć covid? I nadal jest w pokoju z trzema innymi pacjentami? Wydawało nam się, że coś tu nie gra.
Gdy wracałyśmy do domu, przypomniałam sobie, że mam dostęp do jego e-diagnostyki, gdzie szpital wrzuca wszystkie wyniki jego badań (zrobiłam kiedyś na wszelki wypadek zdjęcia wszystkich jego badań i papierów - miał tam też zapisany login i hasło). Wchodzę, a tam na samej górze wyniki posiewu. Widzę więc czarno na białym, że od wczoraj wiedzą o zakażeniu taty pałeczką ropy błękitnej. No i pewnie stąd te antybiotyki, pomyślałam. A raczej antybiotyk - bakteria ta jest odporna na wiele antybiotyków, ale w jego przypadku jeden antybiotyk (Colistin) może zadziałać - widać było w wynikach, że stwierdzono wrażliwość bakterii.
Przy okazji zobaczyłam też wyniki jego badań krwi (najświeższe pobranie 17.12). Z dnia na dzień wszystko rosło. Bardzo dużo wskaźników na czerwono:
podwyższone - RDV-CV, PDW, MPV, obecne erytroblasty i erytroblasty#, CRP ultraczułe, mocznik we krwi
obniżone - erytrocyty, hemoglobina, hematokryt, PLT, PCT.
Więc teraz pełne napięcia czekanie - czy antybiotyk zadziała i czy organizm taty da radę. Rozmawiałam ze znajomą lekarką i wprost powiedziała, że tata może tego nie przeżyć.
Jestem przerażona, ale też wściekła. Tuż przed operacją tradycyjnie pobrano krew, aby ostatecznie sprawdzić markery i próby wątrobowe. I wszystko było pięknie. CA19-9 = ~6, bilirubina = 0,7. Operacja udana. Rak malutki (0,9cm). Wizualnie nie stwierdzono raka nigdzie indziej. I ta szansa na długie życie ma się teraz zmarnować przez to zakażenie?
róża_z_kolcami jest to naprawdę nieprawdopodobne że w przypadku tak trudnej do wyleczenie infekcji jak zakażenie pałeczką ropy błękitnej rodzina nie zostaje odpowiednio poinformowana.
róża_z_kolcami napisał/a:
Usłyszałyśmy, że jest stan zapalny, przyczyna "nieoczywista", ale wdrożono już antybiotyki.
Jeżeli "nieoczywista" to na jakiej podstawie wdrożono antybiotyki? Po co te kręcenie jak w dokumentacji wiadomo co jest?
róża_z_kolcami napisał/a:
I że zrobi mu zaraz test na covid, bo może to jest to.
Może to i sensowne bo w szitalu też można sie zaraziź ale w tym wypadku powinnien być odzolowany od innych chorych.
Czy rozmawiałaś z prof. Kielanem który opiekuje się tatą?
Pozdrawiam serdecznie
_________________ Niech nasza nadzieja będzie większa od wszystkiego, co się tej nadziei może sprzeciwiać.
róża_z_kolcami,
Bardzo mi przykro z powodu takiego powikłania.
Ta bakteria jest niestety typowo szpitalnym patogenem, dość często tam występującym.
Jeżeli jednak już w w sobotę był wynik posiewu ( czego - plwocina?) to znaczy, że próbki do badania pobierano zaraz po operacji? Przecież na wyhodowanie bakterii trochę się czeka. Czyli tak szybko było podejrzenie infekcji płuc?
Rozchwiania w morfologii ( erytrocyty, erytroblasty, płytki, Hg, hematokryt i inne) to zupełnie normalne zjawisko po operacji.
Przy okazji zobaczyłam też wyniki jego badań krwi (najświeższe pobranie 17.12). Z dnia na dzień wszystko rosło. Bardzo dużo wskaźników na czerwono:
podwyższone - RDV-CV, PDW, MPV, obecne erytroblasty i erytroblasty#, CRP ultraczułe, mocznik we krwi
obniżone - erytrocyty, hemoglobina, hematokryt, PLT, PCT.
Witaj po tak dużej i ciężkiej operacji jak Whipple zmiany w morfologii są całkiem normalne, nie pomaga też poważna infekcja. Tak jak napisała missy jest to typowe zakażenie szpitalne dość ciężkie do leczenia na szczęście u twojego taty dobrano odpowiedni antybiotyk i mam nadzieję że wszystko pójdzie w dobrym kierunku. Pozdrawiam
Cześć, dziękuję Wam za wszystkie odpowiedzi i za uspokojenie co do wyników krwi taty.
Cytat:
róża_z_kolcami jest to naprawdę nieprawdopodobne że w przypadku tak trudnej do wyleczenie infekcji jak zakażenie pałeczką ropy błękitnej rodzina nie zostaje odpowiednio poinformowana.
Ewidentnie lekarka dyżurująca w niedzielę po prostu nie chciała nam tego mówić. Ale wzbudziła w nas tylko niepokój, bo było po niej widać, że coś jest nie tak.
Cytat:
Czy rozmawiałaś z prof. Kielanem który opiekuje się tatą?
Cytat:
Jeżeli jednak już w w sobotę był wynik posiewu ( czego - plwocina?) to znaczy, że próbki do badania pobierano zaraz po operacji? Przecież na wyhodowanie bakterii trochę się czeka. Czyli tak szybko było podejrzenie infekcji płuc?
Właśnie wczoraj pojechałam znowu do szpitala i udało mi się złapać lekarza dyżurującego, prof. Kielana i dr Zawadzkiego (to oni we dwójkę operowali tatę). Od taty dostałyśmy info, że na porannym obchodzie nadal go nie nikt nie poinformował o zakażeniu, ale za to wyjęto mu rurkę z nosa i poczuł się przez to lepiej.
Dowiedziałam się więc, że:
- próbka do posiewu była z jego żółci i została pobrana podczas operacji, bo od sierpnia tata miał założoną protezę dróg żółciowych. I to tam było źródło zakażenia, a przez operację zostało siłą rzeczy przeniesione dalej,
- przeróżne zakażenia zdarzają się, gdy pacjent ma długo umieszczoną taką protezę albo np. cewnik i to jest rzeczywiście norma,
- nie mogą na razie powiedzieć, że idzie to w dobrym kierunku i trzeba po prostu czekać, jak sobie poradzi antybiotyk i organizm taty,
- problemy z oddychaniem to raczej efekt pooperacyjny i w dodatku tata jeszcze nie wstał i nie chodzi, więc to się pogłębiło i może przejść w zapalenie płuc.
Od znajomej lekarki usłyszałam jeszcze, że w przypadku takiego zakażenia najlepiej jest wtedy, gdy można zastosować 2 antybiotyki równocześnie, a tu wchodzi w grę tylko ten jeden. I to jest niezbyt dobra wiadomość, ale też nie jakaś tragiczna - bo jeden lepszy niż żaden.
A tata nie wstawał i nie chodził, bo po prostu nie dawał rady - bardzo go bolało i ciężko mu się oddychało. I mu wierzę, bo to nie jest człowiek, który nie potrafi znieść nawet dużego bólu, ale jednak ma swoje granice.
Za to w kwestiach żołądkowo-trawiennych tata wraca do siebie. Więc teraz problemem jest przede wszystkim zakażenie. 2 dni po operacji zaczął pić wodę i wymiotował nią tylko w pierwszy dzień. Teraz pije 1,5l wody dziennie. Wczoraj uaktywnił się też układ pokarmowy, więc teoretycznie mógłby już próbować jeść (ale na razie jeszcze mu nic nie dali). Wizualnie nie zauważyli raka nigdzie indziej podczas operacji, wszystko wskazuje na to, że to było pierwotne, choć - jak mówią - był to rak trochę już zaawansowany (operacja 3 miesiące od wykrycia, ekhm).
Powiem Wam, że mimo nie najlepszego stanu taty lekarze wczoraj mnie bardzo uspokoili. Może to być też po prostu dlatego, że od czasu operacji dostaliśmy dokładnie JEDNĄ wiadomość od szpitala: że operacja zakończona i tata śpi (i to oczywiście tylko dlatego, że jakimś cudem udało się tam dodzwonić). Więc każda kolejna i w dodatku tak wyczerpująca (rozmawiałam z lekarzami dobre 20 min) po prostu uspokaja. Nigdy potem nie udało nam się tam już dodzwonić. Bardzo współczuję pacjentom i ich bliskim, którzy mieszkają daleko od szpitala i nie mogą tak po prostu tam przyjechać, a pacjent nie zadzwoni/nie napisze, bo jest w kiepskim stanie.
Tacie wczesnym rankiem zatrzymało się serce, ale udało się przywrócić go do żywych. Obecnie ma:
- zakażenie pałeczką ropy błękitnej,
- zakażenie paciorkowcem kałowym,
- zakażenie pałeczką zapalenia płuc,
- przetokę żółciową, której nie mogą operować ze względu na ciężki stan.
Codziennie śledzę jego wyniki i próbuję się w nich odnaleźć. Aktualnie są takie:
APTT - 36.3
D-dimery - 5.8
PT (s.) - 21.4
PT - aktywność - 41.0
INR - 1.8
Leukocyty - 20.9 (tendencja wzrostowa)
Erytrocyty - 3.2 (podobny poziom od 22.12, wcześniej było lepiej)
Hemoglobina - 9.4
Hematokryt - 28.3
MCV - 87.3 (cały czas ok)
MCH - 29.0 (cały czas ok)
MCHC - 33.2 (cały czas ok)
RDW-SD - 52.1 (codziennie w górnej granicy normy, z wyjątkiem dzisiaj i kilka dni temu)
RDW-CV - 16.5 (stabilne od 27.12, wcześniej mniej)
PLT - 829.0 (stabilne od 27.12, wcześniej mniej)
PDW - 10.8 (cały czas ok)
MPV - 10.1 (cały czas ok)
P-LCR - 25.5 (ciągle, ale nieznacznie spada, wciąż w normie)
PCT - 0.8 (kiepsko, ale stabilnie od 27.12)
Erytroblasty - 0.0
Erytroblasty - 0.0
ALAT - 21.0
ASPAT - 64.0
Bilirubina całk. - 3.5
CRP ultraczułe - 184.4 (pierwszy spadek od 20.12)
Glukoza - 85.0 (strasznie chwiejna)
Kreatynina w surowicy - 2.3 (rośnie)
EGFR - 31.0 (gwałtowny spadek od 27.12, wcześniej w normie)
Magnez - 1.8
Mocznik - 110.0 (prawie dwukrotny wzrost od 24.12)
Potas - 4.3
Sód - 143.0
Zdaję sobie sprawę z jego poważnego stanu. Ale mam duże pokłady nadziei.
Przyszły też jego wyniki histopatologiczne. Są obecnie jedynym powodem do radości odnośnie jego stanu. Brak śladów raka we wszystkich wyciętych węzłach chłonnych, które pobrano (14). Brak nacieków i przerzutów. Klasyfikacja T2 N0 Mx. T2, bo rak zaczął naciekać na mięśniówkę dwunastnicy. Guz miał średnicę 1cm. Mx - podejrzewam, że to jest jasne po rezonansie magnetycznym i wynikach hist-pat, że raka nie ma nigdzie indziej.
[ Dodano: 2022-01-02, 23:56 ]
Chciałabym Wam jeszcze opisać, jak to się stało, że tacie zatrzymało się serce, bo wścieka mnie to niesamowicie.
Około 5 rano tata wysłał na naszą facebookową grupkę całej rodziny dość dziwną, niejednoznaczną wiadomość. Obudził mnie mój partner, bo według niego wiadomość brzmiała, jakby potrzebował pomocy. Zadzwoniłam od razu do mamy - okazało się, że rozmawiała z tatą przed chwilą (była ok. 10). Tata przekazał jej, że wszystko ok i trafił na inny oddział - chirurgii małoinwazyjnej - bo widział nad sobą wielu innych lekarzy. Ale że nad ranem (domyślamy się, że między 5 a 7, bo o 7 już mu robili morfologię) wstał z łóżka, upadł na podłogę, czołgał się i chyba zemdlał.
Mama pojechała do szpitala i szukała go na tym innym oddziale, ale wcale go tam nie było. W końcu poszła na oddział chirurgii onkologicznej i zapytała, co się stało. Lekarz zaprzeczył wszystkiemu, co powiedział tata. Że wcale nie był na podłodze, tylko na łóżku, że oczywiście nadal jest na tym oddziale. I że stanęło serce, ale pielęgniarka przeprowadziła udaną reanimację i faktycznie stało nad nim sporo lekarzy, więc mógł pomyśleć, że trafił na jakiś inny oddział. I że tak w ogóle to już jest dobrze. Mamę wprowadzono do taty w kombinezonie antycovidowym, aby zobaczyła tatę. Na początku był nieco zdezorientowany, zagubiony, ale potem przez chwilę był taki, jak zazwyczaj, nawet żartował.
Dziś już tata nie pamięta, że mama w ogóle u niego była i w ogóle nie pamięta, co się wydarzyło wczoraj.
Wracam myślami do 2-3 dnia po operacji, kiedy tata zaczął pić wodę. W nocy niestety wymiotował, w pozycji leżącej. Naciskał guzik alarmowy i nikt nie przyszedł do niego przez 2 godziny. Więc jeśli teraz nie wydawało mu się, że wstał i się czołgał i jeśli ta wiadomość na fejsie to było wołanie o pomoc, to podejrzewam, że znowu nikt nie reagował na jego wezwania. I trudno się dziwić - na 40 pacjentów i pacjentek onkologicznych, po ciężkich operacjach, są dwie pielęgniarki i jedna lekarka-rezydentka. Nie wiem, ile trwają dyżury, ale pewnie długo i pewnie muszą się w międzyczasie przespać. Przeraża mnie to.
Alternatywą jest, że to wszystko mu się wydawało.
Ale zdecydowanie faktem jest, że kontakt z tatą mamy utrudniony (ciężko mu się rozmawia i nie zawsze wie, co się z nim dzieje), że szpitalne telefony nie działają i że mamy niesamowite szczęście, bo do szpitala dojeżdżamy 10 min autem.
Jestem wkurzona na ochronę zdrowia, na jej beznadziejną jakość w porównaniu do wielu innych krajów, i jeszcze dodatkowo na covid i nieszczepionych ludzi, którzy tylko dorzucają się do niewydolności tego i tak ledwo działającego systemu.
róża_z_kolcami trzymaj się. Miejmy nadzieję że z każdym dniem będzie teraz lepiej.
róża_z_kolcami napisał/a:
Przyszły też jego wyniki histopatologiczne. Są obecnie jedynym powodem do radości odnośnie jego stanu. Brak śladów raka we wszystkich wyciętych węzłach chłonnych, które pobrano (14). Brak nacieków i przerzutów. Klasyfikacja T2 N0 Mx. T2, bo rak zaczął naciekać na mięśniówkę dwunastnicy. Guz miał średnicę 1cm. Mx - podejrzewam, że to jest jasne po rezonansie magnetycznym i wynikach hist-pat, że raka nie ma nigdzie indziej.
To naprawdę powód do radości i potwierdzenie że operacja była konieczna. Niestety za Whipple prawie zawsze ciągnie się długa skomplikowana rekonwalescencja. Trzymam kciuki.
Pozdrawiam serdecznie
_________________ Niech nasza nadzieja będzie większa od wszystkiego, co się tej nadziei może sprzeciwiać.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum