Odpoczywam, ile się da.
Nie koniecznie jest to mój wybór, bo wolałabym wrócić do pracy i moich maluszków, ale inaczej nie da rady.
Moja mobilność jest dość ograniczona poprzez cięcie, ból no i ten dren.
Zaplanowałam na jutro jego usuniecie, ale okazało się, że leciało mniej, bo się przytkał. Odetkałam i leje się dalej, przekraczając magiczne 100ml. Niewiele bo nie wiele, ale przekracza.
Także weekend spędzimy we dwójkę - ja i mój dren (Mąż jako ten trzeci) .
Gdyby nie to, że dren jest dość gruby ( ma ok 1cm średnicy) wyciągnęłabym go sama, ale mając na uwadze dziursko jakie po nim pozostanie i moją bujną pielęgniarską wyobraźnię, która mówi mi, że na pewno dojdzie do zakażenia albo zrobi jakiś ropień, postanowiłam porzucić ten pomysł i jednak skorzystać z pomocy chirurga
Może trzeba będzie jakimś szwem złapać na środku, a szwów to ja akurat w domu nie mam.
Chyba powinnam się zaopatrzyć, nie?
Dodatkowo, odczyn popromienny się "rozkręca" co nie ukrywam nie pomaga mi ani w chodzeniu, ani w relaksowaniu się, ani tak na prawdę w niczym.
ściskam Was mocno i dziękuję, że jesteście
zuza