Renata, mama taka coraz słabsza, własciwie z dnia na dzień widzimy u niej zmiany na gorsze. Ale mimo tego jakoś funkcjonuje, choć czasem depresja ją dopada. A my cieszymy się jeszcze tymi chwilami, bo sami domyślamy się że niewiele ich zostało.
Pozdrawiam serdecznie, noworocznie. Oby ten rok przyniósł wiecej radości i to wszystkim...
Pa. magda
dzięki Romka,to ważne...
A dziś byłam u kolejnego dentysty i nikt nie chce podjąć się leczenia u mamy. I tłumaczą to dość sensownie. Niestety, mama myśli że ja nie chcę jej do tego dentysty zawieźć. Poprosiła swą koleżankę by to zrobiła. Ta ją zapisała, nie mówiąc w jakim stanie jest mama i o jej chrobie. Na szczęście ta koleżanka zadzwoniła do mnie.
A mama dziś pytała retorycznie: czemu ja tak nie mogę chodzić?Kiedy jedziemy do lekarza?
I patrzy tak jakby chciała powiedzieć do mnie: nie starasz się bym była zdrowsza, czemu ja nie zdrowieję? Zrób coś...
Madziu,nie mozesz tak myslec ,dobrze wiesz ,ze robisz wszystko co w twojej mocy,mama na pewno to wie i jest z Ciebie bardzo dumna.
Scikam i pozdraziam.
_________________ Romka.
To nie był czas,to nie była pora.21.o3.2014.
Magdal, jak czytam o Twojej mamie, to na prawdę Ci zazdroszczę, ze ona tak chce żyć, tak walczy.
bo moja to i owszem, ale tak by chciała bez wysiłku, zeby sobie lezała i uzdrowienie nastąpiło.
picie wody - masakra, trzeba wręcz błagać o każdy łyk. poruszanie kończynami to samo. no za nic do niej dotrzeć nie może, że samo sie nie zadzieje, ze trzeba nie tylko chcieć, ale i coś robić - jesć, pić, próbować się podnieśc z tego 4 miesiecznego leżenia. ja rozumiem, ze ona nie ma siły, ale kurcze, nawet nie próbuje. i to mnie bardzo dołuje, stresuje, wpędza w psychozę jakąś takie poczucie winy, że ja nie umiem do niej trafić, ze ni prośbą, błaganiem, ni groźbą, no niczym. ale siotrze mówiła wczoraj, z eona chce żey bo ma dla kogo. a za chwilę jak ją próbujemy usamodzielnić, zeby chociaż spróbowała sama potrzymać coś w dłoni, to ona zaraz po jednej nieudanej próbie rezygnuje, poddaje się i opada na łóżko
Magdal, Ty bardzo dużo roisz dla swojej mamy, jesteś taka dzielna i wytrwała! serio!
Wiem dziewczyny, wiem...kochane jesteście i ważne jest to też że ktoś o tym czasem przypomni ...
:thnx::
Ultra, masz rację, moja mama ma w sobie taką chęć życia i taką systematyczność w działaniu że nas zadziwia. Z zegarkiem w ręku robi inhalacje bierze leki i wykonuje wszystkie polecenia lekarza czy pielęgniarki.
Ale też ma w sobie pretensje, co prawda niwypowiadane ale dające się odczuć, że nie robię wszystkiego co trzeba, np. czasem gdy wchodzę po cichu do mieszkania słyszę że ją nie dusi tak za bardzo, ale potem moja mama przy mnie ma takie duszności, ze musi brać dodatkową porcje sevredolu. I nie mówię broń Panie Boże że moja mama udaje, nie (!), tylko przy mnie więcej to pokazuje i dodaje dodatkowe gesty, bym "zobaczyła" wyraźnie jak się męczy. Gdy rozmawia z kimś przez telefon jakoś nagle się zapomina, po czym wszystko wraca do normy. Zadaje pytania typu czemu nie może chodzić tak jak kiedyś, kiedy będzie zdrowa ? Pamiętam też jej słowa: Ja swoją mamą tak się opiekowałam że dożyła ponad 90 lat!
Dlatego czasem załuję że chorego się oszczędza w mówieniu prawdy....
I nie rozumiem jednego, mama jest pielęgniarką, a czyta swoje wyniki i wypisy ze szpitala. I czyta i wychodzi jej zupełnie coś innego. Czyta że wyniki są dobre i że jest zdrowa, nagle nie wie co znaczy słowo : paliatywna czy że wątroba ma zmiany meta
Aj, trudne to wszystko...
I niby jest wdzięczna i to mówi, a czuję w tym spojrzeniu pretensję i nic na to nie poradzę.
Pozdrawiam was, też się trzymajcie.
Magda
[ Dodano: 2014-01-11, 15:36 ]
Miały być dla was kwiatki ale jakoś wcześniej nie wyszły...
magdal, my w tych rozważaniach zachowań wchodzimy na teren psychologii. Przecież psychologia to nauka "domysłów" tak jak filozofia.
Przekonałam się sama na moim M. wszyscy dookoła postrzegali Go jako człowieka słabego psychicznie ( nawet lekarze). A tu proszę....jest silniejszy dużo odemnie i radzi sobie..... potrafi w sobie wybudować mur poza którego nawet nie wpuszcza myśli o raku.
To jest bardzo męczące dla otoczenia ale..... widać to skutecznie broni Go przed śmiercią.
Przeskoczył wszystkie możliwe terminy rokowań lekarskich. Czasami mam wrażenie, że choroba się cofnęła i rakolec zniknął? Nie wiem bo żadnych badań obrazowych mu nie robią......ale może???
To samo Madziu jest może z Twoją mamą?
_________________ Lidia
Nauczmy się kochać ludzi....bo tak szybko odchodzą.
Czyta że wyniki są dobre i że jest zdrowa, nagle nie wie co znaczy słowo : paliatywna czy że wątroba ma zmiany meta
Madziu,a może mama myśli,że skoro Ty kochana nie rozmawiasz z nią o jej rokowaniach to Ty byc może nie wiesz prawdy a Ona nie chce Cie martwic i udaje,ze nie wie.
Pamietam doskonale jak moja siostra chorowała,też była wykształcona i bardzo inteligentna do samego konca swiadoma a nidgy nie chciała rozmawiac ze mną o rokowaniach.Raz tylko zapytała mi sie ze gdyby cos jej sie stało czy zaopiekuje sie jej dziecmi bo one miały by tylko mnie bo na ojca nie moga liczyc.A może miała taką nadzieje że wyjdzie z tego ?nie dopuszczała takich mysli .wiem to doskonale ponieważ nie uporządkowała spraw majątkowych,byli w miare zamożni,wiedziała jakiego h...a ma męza i nie zrobiła nic aby zabezpieczyc dzieci,przez okres 5 lat po jej smierci tam już nie było nic. Do dnia dzisiejszego zadaje sobie pytanie co on zrobił z ta kasa,ponieważ ja wtedy gdy siostra zmarła nie mogłam zrobic już nic ,patrzyłam i serce mi pekało z żalu,a szwagierek kazał odczepic mi sie od Jego pieniędzy i smiał mi sie w twarz.Teraz żałuję ze z nią nie rozmawiałam na te tematy,ale wtedy nie byłam w stanie jej powiedziec ze ona umiera
_________________ Romka.
To nie był czas,to nie była pora.21.o3.2014.
Lidziu, u mamy choroba postępuje i to bardzo, guz się powiększa, w wątrobie nowotwór zajmuje coraz większą przestrzeń, ale mama czytając swe wyniki jakby "tego" nie widziała albo oszukuje się ... Jest coraz słabsza, już źle chodzi po mieszkaniu, trzeba jej pomagać w codziennych czynnościach. Ale też w tym wszystkim jest chyba zdziwiona tym co się dzieje, bo uważa że jeśli badania ma dobre (tzn morfologia)to powinna czuć się ok i pyta wciąż czemu tak się dzieje? Mówi przez telefon do innych że jest dobrze że wszystko w porządku. Lekarze oszczędzają ją, pielęgniarki też, każdy mówi o nadziei i ona ją ma, ale sił jej brakuje i dlatego czasem "podkreśla dobitniej" swe objawy, jakby chciała powiedzieć: nie widzicie tego? Nie widzicie ze mi duszno, że jestem taka słaba, ze ze mną gorzej? pomóżcie... zróbcie coś...
I ja to widzę i jestem czasem bezradna i zła, bo wydaje mi się że może jednak trzeba coś powiedzieć choremu więcej niż mówią lekarze...ale ja tego nie zrobię, nie powiem mamie że nie ma na to leku, ze słabnie bo nowotwór ją wyniszcza i dlatego jest tak ciężko i boję się że jak bedzie gorzej to ja będę patrzeć na jej zdziwione oczy, odchodzace oczy...
Romka, może masz rację...
Moja mama ma siostry ale "uciekły" od niej zwłaszcza w sensie takim emocjonalnym. Nie rozmawiają na te tematy, boją się... moja mama na początku choroby chciała z jedną z nich rozmawiać o swej chorobie, wypłakiwać się, ale ONA uciekła , przestała przychodzić i mama zrezygnowała. Przy mnie nie płacze, nigdy tego nie robiła, w jakimś sensie mnie chroni jako dziecko...
Załatwiłam mamie psycholożkę, była u niej, ale to była jedna wizyta, mama nie chce...
To wszystko takie trudne...
ale damy radę! musimy !
Przytulam was mocno
Magda
magdal, rozumiem Cię, nawet nie wiesz jak dobrze Cię rozumiem. Mój tata jest we w miarę dobrej formie. Ale słabszy niż latem i gorzej wygląda. Wkurza się, że nogi ma słabsze i że nie może już dwa razy dziennie na spacer wychodzić. Ja się staram oględnie, ale jednak mówić mu prawdę, że to jest jednak rak, że trzeba się cieszyć z tego, że kolejną szóstą chemię mógł miec podaną. Nie rozmawiamy o rzeczach ostatecznych, bo na to kiedyś przyjdzie czas. Ale wiem, że będę musiała kiedyś to zrobić. Właśnie ja. Na tyle na ile tata będzie chciał o tym rozmawiać. Myślę, że Twoja mama doskonale wie o wszystkim. Być może czuje się w tym samotna, przepraszam nie zrozum mnie źle, bo wiem jak się starasz opiekując nią. Ale próbuję się wczuć w położenie Twojej mamy, w położenie osoby, która czuje. Napewno bardzo bym się wtedy bała i chyba chciałabym aby ktoś ze mną uczciwie pogadał o moich lękach. Bez straszenia, bez odbierania nadziei, ale jednak uczciwie. Przeczytałam kiedyś wspaniały artykuł w Twoim Stylu o pielęgniarkach z hospcjum na śląsku, o tym jak one potrafią w takich sytuacjach pomóc. Pomyślałam, że może mogłabyś pójść do hospicjum i zapytać jak rozmawiać z mamą i co jej powiedzieć. Na raka jak wiesz choruje cała rodzina. Może Ty powinnaś porozmawiac z psychologiem? Po to, aby wiedzieć, jak gdy przyjdzie czas - oby jak najpóźniej - przeprowadzić mamę na drugą stronę i co mówić teraz. Radzę Tobie, tak jak poradziłabym sobie. Mam nadzieję, że Cię nie uraziłam.Bo nie taką mam intencję. Pozdrawiam Cię ciepło, myślę o Tobie i trzymam kciuki za to, abyś znalazła w sobie siły.
_________________ Tata NDRP - walczył dzielnie od lutego 2013 do 23 września 2014.
U nas niestety nie ma hospicjum stacjonarnego z takimi doswiadczonymi osobami. Do domu przychodzi czasem pielęgniarka i lekarz. Ale oni chyba do takich rozmów nie są przygotowani. To hospicjum jest bardzo "młode".
Myślę też że moja mama również, ona się boi śmierci, widzę że "obraziła " się nawet na pana Boga, nie modli tak jak kiedyś. Nie widzę w niej zadnego pogodzenia się z sytuacją. Nawet bywają takie dni kiedy jest taka wściekła na wszysko, na los też za to co się dzieje. Ma takie pretensje że jest chora i czemu ją to spotkało. Nigdy nie usłyszałam chociażby takiego tekstu: dziecko, mój czas przyszedł, ile mi bedzie dane to trudno, uszanuję każdy dzień ...
Ale może za dużo wymagam, może mnie byłoby łatwiej takie słowa usłyszeć?
Nieraz jest mi przykro, bo sama mam kłopoty ze zdrowiem i to poważne. Mam skierowanie na operację bo za moment być może z bólu nie bedę mogła funkcjonować, robię teraz badania pod katem wykluczenia różnych b poważnych rzeczy, w ubiegłym roku leżałam w szpitalu z jeszcze innymi sprawami. Jestem po groźnym wypadku i konsekwencje czuję do dziś.
I czasem myslę i nawet mówię, ze chciałabym dożyć wnuków, jeszcze choć trochę lat nacieszyć się światem, dziękuje Bogu za każdy dzień, widząc wiszące nekrologi. Ostatnio w mym wieku zmarł nasz znajomy, nagle...
A tu? tzn z moją mamą takie trudne to odchodzenie, dla mnie czyli dla dziecka mimo że dorosłego...
Czasem mam wrażenie że role się odwróciły ze to ja jestem mamą a moja mama dzieckiem.
Pozdrawiam was serdecznie,
Magda
Magda, o ile wiem to tu na forum działa psychoonkolog. Zapewne o tym wiesz. Zapytaj tej kobiety jak masz sobie poradzić. Moze uda ci się z nią porozmawiać przez telefon? Rozumiem strach Twojej mamy przed śmiercią. Każdy by się bał. To jest jednak nieznane, nieopisane, nie ujęte w ramy doświadczenie. I na pewno jej żal. Rozumiem też jej wściekłość. Na swoj sposób - osoby, która nie doznała tego, ale rozumiem. Trzeba mamie jakoś pomóc. Ale myślę, że najpierw trzeba wiedzieć jak to zrobić. Przykro mi słyszeć, że masz takie problemy zdrowotne. Ale musimy się trzymać, wspierać i robić wszystko, aby ulżyć jakoś naszym rodzicom. Dasz radę. Wierzę, że z Twoją wrażliwością, której ułamek poznałam tu na forum, poradzisz sobie w tej sytuacji. Tylko poproś o pomoc tych, którzy wiedzą. Trzymam kciuki. Jak mi przyjdzie coś mądrego do głowy dam znać:)
_________________ Tata NDRP - walczył dzielnie od lutego 2013 do 23 września 2014.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum