Rozpłakałaś się z bezradności, mnie też właśnie z tej przyczyny najczęściej łzy stają w oczach, absolutnie nie masz się czego wstydzić.
Wydaje mi się że to nie Twoje łzy były przyczyną wyrzucenia Ciebie z gabinetu, lekarze bardzo źle to znoszą jeżeli pacjent nie poddaje się ich presji, a Twoje łzy uświadomiły mu że nici z oczekiwanego skutku, a on nie wygląda w tej sytuacji najlepiej - no więc lepiej się zdenerwować i wyrzucić takiego pacjenta niż coś tłumaczyć.
Kiedyś płakałam przez 2 dni bez przerwy leżąc w szpitalu, dziś z perspektywy wielu lat myślę że musiało to być kłopotliwe dla otoczenia, najpierw wszyscy (lekarze, pielęgniarki, chorzy, odwiedzający) próbowali mnie pocieszyć, ale ja każdemu (sobie też) uświadamiałam dlaczego płaczę i ryczałam ze zdwojoną siłą. Później wszyscy unikali tematu i starali się sprawy ze mną załatwiać jak najszybciej. Wyszłam i wykupując w aptece leki (ze łzami w oczach) zapytałam o ten jeden mi nie znany - psychotropowy. Powiedziałam że nie chcę i od tej chwili przestałam płakać. Na emocje nie ma rady, nigdy nie wiadomo co nas ruszy i co zastopuje.
Mnie nie zdarzyło się rozpłakać w gabinecie, natomiast odwaliłam lepszą szopkę w CO w Gliwicach . Dostałam ataku padaczki ( choruję na nią ) w gabinecie i przy tym wyrżnęłam orła prosto na panią doktor onkolożkę wywalając krzesło i zwalając rzeczy z jej biurka ( nasikałam również na podłogę, bo niestety nie kontroluję odruchów podczas ataku ) . Oni nie wiedząc co się dzieje władowali mi 10 mg relanium domięśniowo i wywieżli na noszach z gabinetu na oddział chemii, bo nie mieli mnie gdzie położyć . Biedna, chora mama o mało nie dostała zawału przeze mnie . A mój mózg się poprostu przegrzał i nie wytrzymał . To się stało po informacji o progresji w wątrobie . Od tamtej pory przestałam jeżdzić z mamą na kontrolę, bo się bała, że znowu fiknę kozła .
_________________ Mamuś ur. 01.08.1955 - zm. 28.11.2011 godz.22.27 (*) .
Witaj zoi. Myślałem, że jesteś z powrotem w ciepłej Grecji. Zaglądałem na Twój stary temat...Co do łez to nawet jako facet powiem Tobie szczerze, że nieraz nadal łamie mi się glos w czasie wizyt u lekarzy. Z zewnątrz niby twardziel a wewnątrz jak galareta. Kto z nas onkologicznych jest inny , wyzbyty lęku o każdą kolejna diagnozę. Ale widzę, że oprócz zmęczenia walką o leczenie skutków ubocznych po leczeniu onkologicznym masz problem natury finansowej. Zadaje sobie pytanie, czy musisz korzystać z prywatnego leczenia w kraju. Moim zdaniem powinnaś skupić się na jednej klinice aby tam regularnie zgłaszać się na kontrole. Nie odpowiem za innych. Ja byłem na konsultacji w Gliwicach ( powiem nieskromnie, dzięki Naszej Fundacji). Usłyszałem, że bardzo dobrze i regularnie prowadzone są u mnie kontrole i badania (MR, PET i co 2 tygodnie a obecnie co miesiąc badania morfologiczne itp.).
Kiedy po raz pierwszy, przed rozpoznaniem nowotworu domagałem się przyjęcia do szpitala celem usunięcia migdałów (kazano mi czekać ponad rok) pokłóciłem się z ordynatorem otolaryngologii, który powiedział mi, że nie zmieni tego czasu oczekiwania, ma nawet pacjentów z rakiem w kolejce. Ale z chwila gdy ten sam lekarz oznajmiał mi, że mam nowotwór jego stosunek do mnie zmienił się radykalnie. Miałem często do czynienia z służbą zdrowia. Lekarze są różni i różne miałem doświadczenie. Ale od tamtej pory do dziś na całej mojej drodze leczenia spotykam się z ogromna życzliwością tak ze strony lekarzy jak i całego personelu medycznego. Owszem kosztowne są dojazdy do kliniki i niektóre leki na te przeklęte powikłania ale poza tym wszystko załatwiam przez NFZ. Moja pierwsza rada jest właśnie taka abyś skupiła się na jednej klinice, która ma zresztą obowiązek prowadzenia Ciebie.
"ale nie jestem, niestety w stanie przezwyciężyć skutków ubocznych tego leczenia. Nie mam już siły zmagać się dalej z nimi..." - przychodzą chwile zmęczenia, zwątpienia ale na wszystko jest jakaś rada. Musisz być silna choćby dla siebie. Jak powiedział Pan prof. w Gliwicach: "skutki uboczne powinny być leczone u lekarzy w rejonie", ale prawda jest taka, że w rejonie lekarze boją się nas onkologicznych.
Dużo sił i wytrwałości no i rozwiązania problemu finansowego Tobie życzę.
_________________ Przeszłość została napisana, lecz możemy się z niej uczyć i zmieniać przyszłość
Cześć Kmis
Ja się trzymam jednej kliniki - w Gliwicach. I jestem tam pacjentką prof. Składowskiego. Właśnie w ten czwartek zrobiłam tam pierwsze badanie diagnostyczne - rezonans magnetyczny. Wyniki mają być około 25 stycznia. Wizyta kontrolna pewnie w lutym. U profesora. Pewnie tak jak za pierwszym razem przebada mnie osobiście. Może zleci też morfologię.
Niestety, u mnie skutki uboczne dotyczą jamy ustnej, na skutek radio i chemioterapii najbardziej ucierpiały moje ślinianki (jedna jest kompletnie spalona), błony śluzowe, dziąsła i zęby, które starły się zupełnie, sczerniały na skutek utraty szkliwa i jeszcze doszło u mnie do martwicy popromiennej. Poza tym w wieku miejscach powstała zgorzel i potworzyły się torbiele. We wrześniu profesor kazał mi usunąć wszystkie stany zapalne, żeby planowane na styczeń MRI było miarodajne. Niestety, nie mogłam tego zrobić w Gliwicach, musiałam poradzić sobie we własnym zakresie. Po długich poszukiwaniach lekarza, który zechce mi pomóc (niestety, każdy kto usłyszał, że ma do czynienia ze stanem po radioterapii, nie chciał mnie nawet zarejestrować, mówiąc, ze nie zajmuje się takimi przypadkami). Znalazłam w końcu chirurga szczękowo-twarzowego, który usunął mi wszystkie górne zęby i trzy na dole. Oczywiście prywatnie. Nie chcę nawet pisać ile mnie to wszystko kosztowało, ale raczej nie miałam wyboru. Nie chce też już wracać do tamtego incydentu ani do tego lekarza. Musiałam wcześniej zrobić kilka zdjęć panoramicznych obu szczęk i tomografię 3D oraz badania diagnostyczne. Nawet morfologię ostatecznie zrobiłam prywatnie, ponieważ w punkcie pobrań w przychodni przetrzymali za długo krew i wynik wyszedł zły z powodu błędu laboratoryjnego. Zrobiłam nawet prywatnie USG szyi, tarczycy i całej jamy brzusznej (z powodu tego fałszywego wyniku), ale także z ciekawości, bo od zakończenia terapii nie robiono mi żadnego USG i nie badano jamy brzusznej. A prywatnie, żeby nie czekać miesiącami. Przynajmniej wiem, że wszystko jest w porządku. Ja nawet nie mam swojego lekarza pierwszego kontaktu.
Teraz połatałam dolne zęby, jakie mi jeszcze pozostały, a jutro idę zrobić sześć licówek. mam nadzieję, że będą się trzymać. Nie mogę chodzić z czarnymi pniakami w gębie, bo to wygląda odrażająco. Kto chodzi do dentysty, ten wie ile to kosztuje. A w przychodni tego zrobić się nie da. Ani na onkologii w Gliwicach.
Jak widzisz, Kmis, to wszystko nie jest takie proste... A do ojczyzny wróciłam na stałe. W pięknej i słonecznej Grecji nie dało się dłużej żyć z powodu pogłębiającego się wciąż kryzysu, bezrobocia i galopującej drożyzny.
Trzymaj się dzielnie. Zdrowia i jeszcze raz zdrowia życzę.
Pozdrawiam. zoi
Łzy w gabinecie lekarskim pojawiły się podczas załatwiania dla Mamy orzeczenia. To był kolejny lekarz, który odsyłał mnie na "inny" - bliżej nieokreślony dzień. Stanęłam w otwartych drzwiach, słuchałam doktora i z bezsilności rozryczałam się...
Bo gdyby to ( i wiele innych spraw) miała załatwiać osoba chora, bez rodziny, samochodu...po prostu nie dałaby rady.
Gdybym mogła być na jakimkolwiek sympozjum dla lekarzy i personelu średniego (w szczególności dla onkologów) i mieć możliwość przemawiania, to chciałbym im jedno powiedzieć...aby nauczyli się empatii, życzliwości, zwykłego ludzkiego współczucia. Niestety, większość z nich, jest z tymi cechami na bakier.
Pozdrawiam,
Benia
_________________ --
Bernadeta
...nadzieja ma skrzydła, przysiada w duszy i śpiewa pieśń bez słów, która nigdy nie ustaje, a jej najsłodsze dźwięki słychać nawet podczas wichury...
Mama 08.01.2012r [*]
Tato 13.08.2013r [*]
Niestety, ale masz rację. Być może jest to forma samoobrony, bo lekarze, którzy na co dzień zmagają się z chorymi i z potężnym stresem, też muszą sobie jakoś z tym radzić, czasem niestety zapominają, co, do kogo i w jaki sposób mówią Niektórym (to moja obserwacja tak z Grecji jak i z Polski), mam na myśli tych, którzy ukończyli wojskowe akademie medyczne, wydaje się chyba, że mogą musztrować swoich pacjentów tak samo jak podwładnych w wojsku. Informacje przekazują w sposób brutalny i bezwzględny, próbują wywierać presję, a każda"niesubordynacja" wywołuje w nich agresję.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum