Witam!
U mojego teścia 57l zdiagnozowano nowotwór wątroby.
Zaczęło się od krwawienia z przewodu pokarmowego, które było zahamowane farmakologicznie. Później usg brzucha, tomografia, biopsja węzła przynerkowego - diagnoza - HCV, marskość wątroby, zakrzepica żyły wrotnej, HCC.
Dziś odebrał wynik rezonansu miednicy.
Może ktoś mi pomóc w jego zrozumieniu?
Nie mam pozostałych wyników, pamiętam jedynie, że ALAT ok. 55, GGTP ok. 200, AFP 80.
Nie wiem, czy opisujący przez liczbę + rozumie stopnie wodobrzusza, jeśli tak, to 3 stopień (+++ ?) jest najwyższym.
Agnieszka2211 napisał/a:
Czy te zmiany w rezonansie to mogą być guzy, przerzuty?
Które? W gruczole krokowym raczej nie podejrzewa się zmiany nowotworowej, w obszarze przynerkowym, okołoaortalnym - konieczne jest wykonanie TK, ponieważ MR nie daje jednoznacznego obrazu.
Nie wiem jak pomóc teściowi, jak z nim rozmawiać. Z chorobą nowotworową, z chorym mam styczność pierwszy raz. Opiekowałam się wiele miesięcy babcią w ciężkim stanie, zmieniałam opatrunki, kroplówki itp. Ale to była inna sytuacja. Moja babcia dopóki miała świadomość to mówiła, że taka kolej, że ona się opiekowała rodzicami, zmieniała im "pieluchy", a teraz ona potrzebuje pomocy.
Z teściem jest tak, że nie rozmawiamy o chorobie. Pokazuje wyniki i to wszystko. Zawsze mówi, że czuje się dobrze, choć widać czasami grymas bólu, nieustanne zmiany pozycji ciała. Jedynie wspomina, że boli go kręgosłup. Teściowa się stara z nim rozmawiać, ale on albo milczy, albo robi wyrzuty np. że w gabinecie wypytywała lekarza.
Ja się nie chcę narzucać, ale nie mogę siedzieć obojętnie w takiej sytuacji. Chciałabym pomóc. Może zapytać wprost czy nie chcą skorzystać z pomocy psychologa?
Onkolog nic nie wytłumaczył, dał skierowanie na chemię na konkretny dzień i nie wspomniał nic więcej - jakie mogą być reakcje organizmu, jak sobie z czym radzić itd.
ogólnie nie mam z kim o tym porozmawiać, a dusi mnie w środku wiele wątpliwości. Nie wiem jak wytłumaczyć dzieciom (5 i 7 lat) dlaczego dziadek choruje, robi tyle badan, bo oni coraz więcej dopytują, nie wystarczają krótkie odpowiedzi. Widzę jak mąż to przeżywa.
Choroby są różne, każdy inaczej reaguje. Ja po sobie mogę powiedzieć, że potrzebowałam 3 miesięcy, aby przyswoić myśl o mojej chorobie (toczeń), nie lubiłam jak się rozmawiało o mnie. Teraz sama mówię o wszystkim otwarcie. Ale to ja, nie wiem jak pomóc komuś innemu.
Ty najlepiej znasz swoją rodzinę (teścia, męża) i powinnaś wiedzieć czy wolą rozmawiać na temat choroby czy raczej unikać tematu. Mój mąż nie chciał rozmawiać za dużo o chorobie swojej mamy (ja opiekowałam się teściową) był tylko moim "pomocnikiem" w działaniu. Teściom możesz zaproponować, że zawsze jesteś do dyspozycji, jak będziesz potrzebna mają prosić o Twoją pomoc, rozmowę a Ty zawsze będziesz. Nie można robić nic na siłę.
Dzieci, jeśli dziadkom sprawia przyjemność, radość jak są z nimi to nie ograniczaj kontaktów. Wytłumacz dzieciom, że dziadek jest chory i żeby dziadka nie męczyły za bardzo.
Każdy jest inny, jeden potrzebuje kontaktów, rozmów, nieustającej pomocy albo chociażby bytności razem. Inni natomiast wolą wiedzieć jak najmniej, nie rozmawiać co im dolega i być w swoim cierpieniu, Ty najlepiej powinnaś wyczuć co od Ciebie oczekują a zapytać i zaoferować swoją pomoc też nie zaszkodzi. Będą wiedzieli, że jesteś chętna i że mogą na Ciebie liczyć.
dziękuję za poradę.
Kontakt jak najbardziej wnuków z dziadkiem.
Teść chyba nie chce rozmawiać na temat choroby, teściowa w drugą stronę i tu największy konflikt. Ona się boi, że on się załamie i nie podejmie walki właśnie przez to, że otwarcie nie mówi co myśli.
Miałem już po ripoście jednej osoby na tym forum, że nie wiem o czym piszę nie zabierać głosu w polemicznych dyskusjach o chorych.
Czy ktoś tutaj zadał sobie pytanie, dlaczego na forum brak samych chorych. Są ich żony, córki, synowie, zięciowie a nie oni. Takich jak ja, tu nie ma ,tak jak ich nie ma w samym leczeniu. Nie ma ich mentalnie jest tylko ich ciało, które przerzucane jest od jednej diagnozy do innego następnej chemii, operacji, wyniku, czy badania.
Prawie wszyscy już nie żyją z chwilą diagnozy i sakramentalnego " zostało panu pół roku życia". Mówią nam tak na samym początku, bo lekarz zgodnie z prawem ma taki obowiązek mówić prawdę o stanie pacjenta.
Ten moment jest decydujący dla przeżycia pacjenta. Co wtedy dzieje się z chorym. Jest sam, bo nikt wokoło niego, tak naprawdę nie wie jak go uratować. Jakieś sztampy medyczne, jakieś co chwila będzie dobrze, a w oczach pożegnania, litość czy poniżająca wyższość - do czasy bo za jakiś czas ta ciemna strona mocy was też otuli.
Ja miałem to szczęście, że ktoś kogo szanuję do końca świata i dzień dłużej
powiedział "każdy człowiek jest inny, wielu umiera na HCC, ale nieliczni żyją". To była jego odpowiedź na pierwszą diagnozę, "pół roku życia".
Czepiłem się tych słów jak jakiejś wyroczni, jakiejś nadzieii na przeżycie i tak zostało do dziś.
Wydzierałem losowi moje życie po godzinie, dniu, miesiącu i ani się zoorientowałem były lata, a
dziś jest już 9 lat i 5 mcy.
A powiem, że miałem pierwszego guza w max. wymiarze 18,7 mm , po koleii było razem chyba że 12 a może 14 nie pamiętam już.
Przykładem mojego guru każdemu spotkanemu rakowcowi podaję mój przypadek i parę już żyć conajmniej przedłużyłem, bo w raku nie można mówić że ktoś został wyleczony...
Wspominając mój początek powiem brutalnie nie wierzyłem, żadnemu słowu, które do mnie mówiono. Powstaje bariera, zdrowa osoba próbuje udzielać mi porad czy instróje jak można przeżyć a w oczach widać, że sama w to nie wierzy, ale tak wypada.
Najwięcej pomogli mi tacy skazańcy na śmierć jak ja w kolejkach do leczenia. Tu kłania się casus leczenia alkoholika przez jeszcze większego wyleczonego alkoholika.
Dlatego też módlcie się, bo to tylko wam pozostało aby wasi chorzy rakowcy, dostali jakiś nieprzewidziany impuls wtedy może przeżyją...
[ Komentarz dodany przez Moderatora: Madzia70: 2014-10-29, 08:40 ] Na Forum mamy sporo wątków chorych. Niektórzy są z nami nadal, niektórzy odeszli. Jest więcej wątków rodzin chorych - dlatego, że choroba dotyczy przeważnie starszych osób, którzy nie posługują się sprawnie internetem.
Agnieszko można znaleźć jakiego psychologa/psychoonkologa może teściowa, Wy (mąż i Ty) porozmawiacie z nim jak rozmawiać z teściem. Może sam teść będzie chciał skorzystać z takiej porady, ale nic na siłę.
Nie ma ochoty na tą chwilę teść na rozmowy to nie, róbcie wszystko żeby zapełnić mu czas, żeby miał go jak najmniej na rozmyślania i zagłębiania się w swój stan.
dzięki!
Karol, masz rację, chora osoba najczęściej słowa tej zdrowej odbiera inaczej - bo wypada coś powiedzieć, "a co on może wiedzieć".
Mój teść bardzo nie lubi opowieści z poczekalni, jak ktoś mówi o sobie to on wychodzi, nie chce słuchać, porównywać się. Wg mnie poddał się, a idzie na leczenie, bo lekarz kazał. Tak ja to widzę, w jego oczach, zachowaniu.
W moim m mniemaniu nie poddał się. Po prostu założył maskę. Różnie są reakcje na raka. Podjął próbę leczenia z nadzieją, i ma do tego konkretnego lekarza zaufanie. W przeciwnym wypadku całkowicie by się wycofał. Znam takie przypadki.
nie wiem jak jest dzisiaj, ale jeszcze niedawno studenci medycyna mieli mało zajęć z tzw.psychologii komunikacji z pacjentem onkologicznym.
Bardzo ważny jest sposób w jaki chory dowiaduje się o swojej chorobie. Niezależnie od zaawansowania jej. Wbrew pozorom przekazywanie niepomyślnych informacji jest trudniejsze dla lekarza niż przyjęcie ich przez pacjenta. Nie chcą na starcie zgasić światełka nadziei ale też nie wiedzą w jaki sposób to powiedzieć, ile mogę powiedzieć, jak na to zareaguje chory?...
A z drugiej strony chorego nie można pozbawić wiedzy i prawdy. Chory musi jakby to powiedzieć... - przyzwyczaić do nowej sytuacji. Taka sytuacja spada jak grom z jasnego nieba na chorego i jego bliskich. Dać czas czasowi czyli zaakceptować ją. Jeśli lekarz będzie zbyt dużo obiecywał - to chory bardzo źle psychicznie będzie reagował na rozwój choroby niż ten co o jej realiach wie więcej. To są bardzo trudne zagadnienia natury medycznej i psychologicznej.
Jestem zdania, że nadzieja umiera ostatnia. Nie można jej odbierać nikomu. To jest ten potencjał który ma dużą siłę sprawczą.
Pozdrawiam
Polecam artykuł Jak przekazać choremu prawdę
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum