Dziękuję billyb,
Tak jak myślałam nie masz dla mnie pocieszających wieści
. Wiedziałam o tym ale przecież każdy z nas wierzy że może stanie się cud..
To co napisałeś każe mi chyba słusznie podejrzewać że rzeczywiście mogło tak być że rak płuc mógł być ogniskiem pierwotnym a nie przerzutem ( mama miała już początki duszności jakieś 5-6 lat temu ). I choć teraz nie ma to juz znaczenia mam ogromny zal do poradni na Wawelskiej za taką "opiekę ". Mama nie mogła sie doprosić o zwykłe skierowanie na rtg płuc a co dopiero CT ! Tym bardziej że rak po raz pierwszy zaatakował 20 lat temu kiedy usunieto mamie macicę..
Chemii , mama nie brała bo już rok temu była na nią za słaba. Teraz więc na 99% również jej nie dostanie.
Co w takim razie pozostało ? Bezczynne przyglądanie sie cierpieniu i czekanie na rychły koniec ?? To straszne o co pytam ale czy mama po prostu się udusi ?