Jak to dobrze, że będzie pomoc !
Smutne i straszne realia, znam je dobrze. Pamiętam jeszcze własną bezsilność i rozpacz.
Moja ponad 90-letnia Mama zmarła rok temu, bez postawionego rozpoznania nowotworowego, (co jeszcze uniemożliwiło mi opiekę hospicyjną), ale wśród narastających objawów niedrożności układu pokarmowego. Ostatnie miesiące były koszmarem (bóle, wymioty, do tego narastające objawy splątania).
Jednak, gdzie w takich stanach nagłych się zwrócić, zwłaszcza w weekendy i święta?
Nawet lekarz wzywani prywatnie nie zawsze mogą przyjść.
Więc zostawało pogotowie...
I najwięcej pomocy uzyskiwałam wbrew pozorom właśnie od ratowników...
Oni często wykazują się nie najgorszą wiedzą i intuicją, a jeśli chodzi o kulturę, to przynajmniej w naszym przypadku bili na głowę lekarzy.
Pomocne było też to, że gdy nie mogli nic zrobić na miejscu, to poza kolejką wieźli Mamę na izbę przyjęć, gdzie wobec konieczności konfrontacji z pacjentem jakakolwiek pomoc była udzielana, choćby doraźna.