To chyba powolutku już koniec...
Tato zapadł w śpiączkę mózgową...
Zbijamy temperaturę (było już nawet 40 stopni)...
Odsączamy płyny z jamy ustnej...
Jesteśmy w domu, zrobiliśmy mini oddział szpitala, tato jest pod opieką hospicjum domowego, od dwóch miesięcy na kroplówkach (nie przyjmuje jedzenia i picia)... Odleżyn prawie nie ma (mamy materac antyodleżynowy, przewracamy tatę od czasu do czasu na bok...)
Niby już 8 miesięcy z tym walczymy, niby na
początku mówili nam, że to kwestia 2-3 miesięcy, więc i tak już wyrwaliśmy śmierci kilka miesięcy... Ale nie da się przygotować... Nadal na myśl o TYM dniu, kiedy już tato przestanie oddychać napawa przerażeniem...