Witam Wszystkich na forum.
Czytam forum kilka lat ale dopiero teraz mam odwagę napisać...
Moja smutna historia zaczęła się dokładnie 26-07-2012 był to jak wtedy myślałam najgorszy dzień a raczej wieczór w moim życiu.Od kilku dni wtedy przebywali u mnie rodzice,którzy mieszkali ode mnie 120 km,mamę od kilku dni zaczęła bolec głowa,myslelismy że to migrena ale po tygodniu głowa nadal bolała zaczęły się zaniki pamięci,zawroty,wymioty,wzięłam mamę do lekarza(o potraktowaniu nas przez lekarzy nie bedę pisała bo to temat na inne forum) w końcu poprosiłam o konsultację neurologiczną i trafiłyśmy na konkretną lekarkę która od razu zleciła rtg płuc oraz tk głowy...i dowiedziałam się i nogi mi się ugieły :rak płuca lewego z przerzutem do móżdżku
świat mi się zawalił jestem jedynaczką i mama to moja najlepsza przyjaciółka...
dalej skierowanie na neurochirurgię lekarz mówi jest dramatycznie,jest obrzęk i wodogłowie,pomyślałam Boże zabierz mnie a nie moją najukochanszą osobę...
jednak udało się zoperować przerzut w 4 dni póżniej,mama była jak nowonarodzona tyle że z ogoloną glową co Ją bardzo denerwowało ale zakładała kapelusik.
W trakcie pobytu mamy w szpitalu zadzonil do mnie lekarz i powiedział że jest jeszcze jedna zmiana w płacie czolowym prawym lecz narazie nieoperacyjna...
Mama wyszła ze szpitala oczywiście została u mnie bo tata raczej by się Nią tak nie zajął .Znalazłam w moim mieście Panią Doktór Onkolog,która pracowała kiedyś Gliwickim Centrum Onkologicznym i się zaczęło,w między czasie odebrałyśmy histpat diagnoza :Niedrobnokomórkowy,płaskonabłonkowy rak płuc :( mama została zakwalifikowana do chemii paliatywnej(pamietam jak przeczytałam to słowo paliatywna,pomyslałam Boże to tylko walka o parę miesięcy,tak czy inaczej ilekolwiek nam nie zostało muszę ten czas poświęcić mamie i jeszcze tyle rzeczy mi musi powiedzieć i tyle ciepłych słów ja Jej muszę powiedzieć..
Chemia okazała się niestety nieskuteczna ,guz w płucach się powiększał a co najgorsze zmiana w płacie czołowy urosła do potężnych rozmiarów.
W lutym 2013 mama trafiła znowu na stół w celu usuniecia przerzutu z płata czołowego,podjął się tego ten sam wspaniały lekarz ,który usuwał guza z móżdzku.
Po wyjściu ze szpitala było juz tylko gorzej sterydy po których mama puchła,mało chodziła,apetyt jeszcze dopisywal...i tak kwiecień,maj...
Czerwieć to już był dramat guzy w mózgu poprostu przebiły czaszkę,ten w płucach także pozostawił coś rodzaju kuli na zewnątrz klatki piersiowej,to była makabra patrzeć jak najbliża osoba cierpi a tu zero wsparcia bo przeciez nie mam rodzenstwa,ojciec wogóle nie dopuszczal myśli że mama umiera..
Mama przestała chodzić ,nie chciała jeść ,pic ,nie poznawała nikogo i ten straszny ból na który juz nawet morfina nie działala.
8 Lipca wezwałam lekarza ,który dał skierowanie do szpitala,tam siedzieliśmy z ojcem dzień i noc,próbowalismy karmić itd...
W ten dzień 12 lipca 2013 przyszłam rano do szpitala i juz wtedy wiedziałam że bedą to ostatnie chwile spedzone z moją Mamusią,nastąpił obrzęk płuc,mama zmarła o 15.50 na moich rękach....
zbliża sie druga rocznica śmierci a dla mnie to bylo jak wczoraj,
życze wszystkim,przeżywających takie chwile dużo siły
pozdrawiam Ewelina