Muszę to w końcu napisać.
On umiera. Po prawie 2 latach walki, batalii wręcz, przegraliśmy z rakiem.
Wyczerpaliśmy już wszystkie możliwości.
Były 3 schematy chemioterapii, były 2 operacje, niezliczona ilość TK, PET, usg i innych atrakcji.
Teraz została nam walka z bólem, który jest ogromny (raptem przez tydzień działały plastry 100 + do tego zestaw tabsów).
Cały czas wierzyłam, że się uda, że wydarzy się cud.
To ja siedziałam pod blokiem operacyjnym przez 6,5 h, potem czekałam kolejne 2h pod salą intensywnej terapii, aż tatę tam przewiozą.
To ja 'zaliczyłam' wizyty u 4 wybitnych profesorów, towarzyszyłam podczas pierwszej wizyty u onkologa, kontaktowałam się z lekarzem prowadzącym, z dietetykiem, szukałam kolejnych możliwości, badań klinicznych.
Dlatego to chyba mnie najbardziej boli, że to wszystko na nic, że nic się da się już zrobić.
Że przegraliśmy.
Tak bardzo mnie to boli... Osiągnęłam poziom mistrzowski w bezsilności, coraz ciężej mi się pracuje, coraz ciężej normalnie funkcjonuje mając perspektywę utraty ukochanego taty.
Nie wiem jak mam sobie z tym poradzić. Nic nie działa. Jestem pod opieką cudownej pani psycholog, równie cudownej pani psychiatry, ale co z tego.
Za każdym razem kiedy dzwonię do taty wiem, że to już niedługo. Że niedługo nie będę mogła zadzwonić, bo go nie będzie... Serce mi pęka kiedy o tym myślę
Witaj. Już jakiś czas temu wyłączyłam się z forum - ale Twój post bardzo mnie poruszył... Te same uczucia towarzyszyły mi przez większość czasu leczenia mojego Taty. Uczucie bezsilności, porażki, wewnętrznego niezrozumienia, obawy i lęki, że "jeszcze ktoś może zna receptę na zwycięską walkę", złość, że wszystkie ścieżki leczenia się zakończyły... Każdy z nas bardzo to przeżywa... Bardzo się cieszę, że jesteś pod opieką specjalistów ponieważ w jakiś sposób przygotowują Cię na to co nieuchronne.
Wiem jedno -Twój Tata na pewno cieszy się, że ma taką wspaniałą córkę, która wiele dla niego poświęciła. Nie myśl o końcu - żyjcie teraźniejszością. Dzwoń do Taty, odwiedzaj Go, spełniaj jego zachcianki, bądź Jego Córeczką. Nie zadręczaj się, nie analizuj wszystkiego, nie szukaj "cudownych uzdrowicieli" - nie rań się, nie wpędzaj w poczucie winy. Zrobiłaś wszystko! Robisz wszystko dla dobra Taty.
_________________ "Smutek to najdziwniejsze z uczuć; czyni nas bezradnymi. Jest jak okno otwarte wbrew naszej woli – przy nim można wyłącznie dygotać z zimna. Z czasem jednak otwiera się coraz rzadziej i rzadziej, aż wreszcie całkowicie stapia się z murem"
aleksandra_ bardzo mi przykro. Sama wiesz czytając to forum, że niestety na dzień dzisiejszy wielu ludzi nadal przegrywa tę nierówną walkę. Każdy z ich bliskich szarpie się z takimi samymi uczuciami jak ty, złości, gniewu, bezsilności. Nasi chorzy bliscy przegrywają z rakiem a my z nimi.
Ciężko tu znaleźć słowa pocieszenia bo rzeczywistość jest bezlitosna i okrutna.
Powiem to samo co mamrot - bądź ile możesz z tatą, wykorzystaj ten czas który wam został. Zyj dniem dzisiejszym. Na smutek i żal przyjdzie czas - narazie ciesz się każdym dniem który jest wam dany. Przesyłam uściski i życzę wiele siły....
Pozdrawiam serdecznie
_________________ Niech nasza nadzieja będzie większa od wszystkiego, co się tej nadziei może sprzeciwiać.
Aleksandra,
Większość z nas tę drogę przechodzi, to forum to miejsce gdzie spotykają się ludzie waleczni, szukają, myślą nocami, są gotowi wydać wszystkie pieniądze i pójść na koniec świata.
Wszystko po to by jak najdłużej być z tymi których kochamy.
Już wiesz że nie zawsze się udaje, i twojemu Tacie, i mojej mamie też się nie udało.
Choroba zwyciężyła nad ciałem które zgnębione chorobą odeszło.
Jednak jestem głęboko przekonana że dusze naszych bliskich są ciągle z nami, a szczególnie z tymi którzy tak dzielnie o nich walczyli.
Ja czuję smutek, moja mama umarła 18 sierpnia, więc niedawno...
Ale czuję też ogromny spokój że już nie cierpi i czuję jej obecność.
Pozdrawiam w tych trudnych chwilach
Małgosiu, bardzo mi przykro ze Twoja Mama odeszła choć rzeczywiście pocieszeniem jest ze już nie cierpi...
Ściskam Was wszystkich mocno.
_________________ "Smutek to najdziwniejsze z uczuć; czyni nas bezradnymi. Jest jak okno otwarte wbrew naszej woli – przy nim można wyłącznie dygotać z zimna. Z czasem jednak otwiera się coraz rzadziej i rzadziej, aż wreszcie całkowicie stapia się z murem"
Pół roku temu doświadczyłam bólu rozstania z moim mężem. Podobno odchodzącym jest lżej gdy nie widzą rozpaczy w oczach i zachowaniu ich bliskich. Trudno jest włączyć program "zachowam spokój" zwłaszcza że emocje górują nad rozumem. Jednak gdy przypomni się, że to pomaga naszej ukochanej cierpiącej osobie , to wydobędziesz z siebie cichy łagodny głos i spokojne ruchy.
Kochana Gosiu, jestem w stanie wyobrazić sobie ogrom Twojego bólu. Bardzo Ci współczuje.
Przy tacie to ja jestem twardziel, szczebiocze ze Go walkowerem nie oddam
Staram się bardzo nie pokazywać bólu i bezsilności. Dla Niego cały czas walczymy.
To tu mogę sobie pomiauczec jak bardzo mo źle i ciężko bo wiem ze mogę. Wiem ze Wy rozumiecie...
_________________ "Smutek to najdziwniejsze z uczuć; czyni nas bezradnymi. Jest jak okno otwarte wbrew naszej woli – przy nim można wyłącznie dygotać z zimna. Z czasem jednak otwiera się coraz rzadziej i rzadziej, aż wreszcie całkowicie stapia się z murem"
Zrobiłaś i robisz wszystko co mogłaś, więcej się nie da. Ta choroba jest okrutna i niestety zabiera nam wszystkich których kochamy a my jesteśmy wciąż wobec tej choroby bezsilni. Jesteś z tatą, walczysz o Niego a tato to wszystko wie i zapewniam, że jest Ci za to ogromnie wdzięczny, bez Ciebie byłoby gorzej. Spełniasz najwazniejszą rolę córki, jesteś z tatą do końca, wspierasz, pomagasz.
Nie ma kochana recepty jak masz to przetrwać, leki na uspokojenie, antydepresanty i po mału musisz się oswajać z tym, że taty lada moment zabraknie. Wiem, że to gorzkie słowa ale wiesz doskonale czym to się skończy i nie masz ani Ty ani tato, ani lekarze już na to wpływu. Choroba nowotworowa wciąż jest silniejsza, wciąż nie potrafimy z nią zwyciężyć, wtedy kiedy jest już zaawansowana.
Ty zrobiłaś wszystko co mogłaś, co medycyna proponowała, teraz zostało Ci trwać przy tacie, pomagać, pilnować żeby jak najmniej cierpiał i chłonąć każdą wspólną chwilę.
Życzę Ci dużo sił i tych fizycznych a przede wszystkim psychicznych w tym trudnym dla Was czasie.
Staram się jak mogę, raz jest lepiej a raz gorzej, wiadomo.
Jak jest 'dzień złych wiadomości' to dramat. Oczywiście dla taty jest teatrzyk, bo tak trzeba.
Mimo, że jest pacjentem bardzo bardzo świadomym swojej choroby, wyników i postępu.
_________________ "Smutek to najdziwniejsze z uczuć; czyni nas bezradnymi. Jest jak okno otwarte wbrew naszej woli – przy nim można wyłącznie dygotać z zimna. Z czasem jednak otwiera się coraz rzadziej i rzadziej, aż wreszcie całkowicie stapia się z murem"
Aleksandro, nasi Rodzice są świadomi tych "teatrzyków" i tak naprawdę pozwalają nam odgrywać swoje role. W głębi duszy oni są najbardziej świadomi tego co się z nimi dzieje. Nie potrzebne tk, mr, usg.... Oni z dnia na dzień widzą jak się czują, czy jest lepiej czy gorzej. Czasami nie chcą nam nic powiedzieć, że coś boli, dokucza tylko zaciskają zęby. Są twardzi dla nas, najbliższych. I my musimy być twardzi dla nich. To bardzo trudny życiowy egzamin, który zdajemy tylko raz. Jesteś z tatą, wspierasz go w najtrudniejszym momencie życia.
Czasem słowa otuchy od obcych ludzi, którzy przeżywają podobne dramaty pozwalają nam wyciszyć się, przygotować się do roli opiekuna, lepiej odczytywać sygnały najbliższych.
Czasami ktoś obcy rozumie nas lepiej niż rodzina i znajomi...
Trzymaj się dzielnie.
_________________ "Smutek to najdziwniejsze z uczuć; czyni nas bezradnymi. Jest jak okno otwarte wbrew naszej woli – przy nim można wyłącznie dygotać z zimna. Z czasem jednak otwiera się coraz rzadziej i rzadziej, aż wreszcie całkowicie stapia się z murem"
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum