Są możliwości przez opiekę społeczną na uzyskanie takich świadczeń. To mogłoby przejściowo pomóc ale docelowo, w momencie gdy leczenie się zakończy - hospicjum stacjonarne byłoby wyjściem z wyboru. Jeżeli jednak ciocia nie wyrazi na to zgody trzeba będzie postarać się o pomoc dochodzącą typu pielęgniarka środowiskowa albo ktoś prywatnie - ale to już są inne koszty.
Pozdrawiam serdecznie
_________________ Niech nasza nadzieja będzie większa od wszystkiego, co się tej nadziei może sprzeciwiać.
Stan cioci jest zly. Ciezko jej oddychac, pokazuje, ze dusi, jest pod tlenem. Kazdy najmniejszy ruch nawet reka powoduje, ze musi odpoczac i dyszy, sapie. Nie chodzi, nie wstaje, praktycznie nie siedzi, malo je. W weekend zjadla troche wiecej, przyjechala rodzina, moze dlatego, przy mnie tez zjadla zupe, ale mowila ze gdyby mogla, to by nie jadla. W szpitlau nikt nie pomoze, nie przysunie, ona powie, ze nie chce, to ja zostawiaja, skad ma brac sily. Ma wode w plucach, ktorej nie moga sciagnac, bo za duze ryzyko, dostaje tabletki na wysuszenie i antybiotyk, ale czy jest lepiej? Lekarze rozkladaja rece, ze moze bedzie lepiej, a moze nie. Ciocia ma przerzuty do jamy brzusznej juz (niestety nie wiem czy robili badanie przy pierwszym pobycie w szpitaluw w zwiazku z zapaleniem pluc czy to wyniklo juz z TK ktore miala mc temu przed operacja, ale wtedy nic nie mowila, tylko ze trzustka i watroba czyste). Zwapnione wezly w srodpiersiu przez zapalenie pluc powiekszyly sie i to one tak ja dusza, a lekarze nic nie moga zrobic. Ciocia jest na morfinie, wiec kontakt jest utrudniony, bo ma odloty. Praktycznie nie mowi, zadawalam tak pytania zeby odpowiadala tak lub nie glowa, zeby nie meczyla sie. I ogolnie jest zalamana psychicznie widac to. 3 tyogdnie temu byla na chodzie, na spacry chodzila, obiady gotowala, kolezanki na kawie byly.
Nie ma opcji, zeby miala opieke dochodzaca w domu, bo to nic nie da, ktos musialby z nia byc 24/7.
gosiagosiagosia bardzo mi przykro. Widać że choroba postępuje i stan cioci coraz bardziej się pogarsza. Morfina pozwala złagodzić bóle ale powoduje że ciocia jest otumaniona, czy ma odloty. Rozumiem że ciężko patrzeć jak w tak krótkom czasie chory tak się zmienia - to znaczy jak choroba go zmienia.
Dobrze że ciocia w jest w hospicjum, tam jakby nie było jest ktoś kto dogląda o każdej porze. Trzymaj sie, teraz ciężki okres przed wami....
Pozdrawiam serdecznie
_________________ Niech nasza nadzieja będzie większa od wszystkiego, co się tej nadziei może sprzeciwiać.
No wlasnie ciocia nie jest w hospicjum, jest w szpitalu. Lezy na sali z 5 innymi osobami na chodzie, pod rozpuszczonym na maksa tv i tu nikt sie nia nie przejmuja, aby pampersa zmienic i kroplowke.
Co do bolu, to nie wiem jak to jest, ale mimo tych plastrow ciocie nadal boli w boku gdzies, dlatego spi tylko na jednej stronie i tak zwinieta, ze masakra i to jest jedyna pozycja.
gosiagosiagosia sorry, zapomniałam że dopiero chcecie się o to hospicjum starać.
gosiagosiagosia napisał/a:
Lezy na sali z 5 innymi osobami na chodzie, pod rozpuszczonym na maksa tv i tu nikt sie nia nie przejmuja, aby pampersa zmienic i kroplowke.
To nie do przyjęcia. Nie da się porozmawiać z lekarzem żeby tu zareagował i coś z tym zrobił?
Trzeba jak najszybciej postarać się o hospicjum tam ciocia bedzie mieć więcej spokoju.
Pozdrawiam serdecznie
_________________ Niech nasza nadzieja będzie większa od wszystkiego, co się tej nadziei może sprzeciwiać.
Zdarzylam sie pozegnac, mimo ze miala problemy, to komunikowala, ze chce pic, choc nie miala juz sily, ale nawilzalismy usta i ze slomki wlewalismy po kropli wody do buzi. Jak chciala, zebysmy poszli juz, to machnela reka, wiec byla do konca swiadoma w jakims stopniu. Jest mi tak strasznie przykro, wiem ze ciocia chciala zyc. Jeszcze 2.5mca temu byla na komunii mojego dziecka i miala sie naprawde swietnie. Miala nadzieje, ze ja wylecza, ze operacja przedluzy jej zycie, wierzyla lekarzom ze szpitala, a w tym co zmarla nie chciala byc, chciala koniecznie zeby ja przeniesli tam, gdzie miala leczenie onkologiczne wczesniej.
Meczy mnie czy wszystko zostalo zrobione co moglo zostac, bo ciocia tak naprawde mimo braku przerzutow na plucach, to zmarla wlasnie z powodu niedywolnosci oddechowej, ktora postepowala. Jakby leczenie zapalenia pluc nie dawalo rezultatow i przez zwolnienia pluc bylo jak bylo. Ale ten sam szpital wypuscil wczesniej ciocie do domu, odciagneli wode, potrzymali kilka dni, przepisali antybiotyk i wypuscili do domu, mimo ze stan cioci nie byl wcale dobry i nie mial sie kto nia zaopiekowac. Wlasciwie od razu w domu nastapil kryzys i bylo coraz gorzej, ale ciocia juz chyba poddala sie na koniec, bo i bolalo przez wode w plucach i dusznosci miala straszne. To takie niesprawiedliwe :( Przynajmniej nie cierpi juz i jest ze swoim ukochanym mezem.
gosiagosiagosia bardzo mi przykro. U cioci nie było szans na wyleczenie, może dałoby się ewentualnie trochę przedlużyć życie a może i nie. To ciężkie do zaakceptowania ale może naprawdę tak lepiej, nie musi już cierpieć. A wy zrobiliście wszystko co było w waszej mocy.
Przyjmij wyrazy współczucia
_________________ Niech nasza nadzieja będzie większa od wszystkiego, co się tej nadziei może sprzeciwiać.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum