"Polak Polakowi wilkiem"
Wiem piszesz to w emocjach , chcialabys bardzo ogarnac chorobe Tescia , ale sie nie da
Na tym forumm jest ogrom zyczliwych ludzi , a ze pisza prosto , konkretnie , to bardzo dobrze , nikt niczego nie owija w bawelne .Sa to ludzie z doswiadczenie i zmagajacy sie z choroba najblizszych .
Jest jeden niesamowity fakt .
Twoj post i odpowiedz o rokowaniach DumSpiro-Spero, byl mi osobiscie bardzo potrzebny.Szukalam tej statystyki od paru miesiecy.
Wczoraj DSS o napisala a dzisiaj o 7.45 odeszla Mama mojej przyjaciolki , diagnoza poczatkiem stycznia - nowotwor plaskonablonkowy pluc z przerzutami do mozgu ( 4 guzy)
Chora leczona wylacznie sterydami na wlasne zyczenie . Miala 74 lata.
Wiec zyla 8 i pol miesiaca.
To wiecej jak statystyki .
Kazdy przypadek jest inny ,kazdy organizm inaczej reaguje , w medycynie 2+2 nigdy nie jest 4
A i podobno kobiety sa silniejsze.
Moze te moje informacje przydadza Ci sie , napelnia nadzieja .
Nie zaluj ze tu zajrzalas , na pewno to forum ci sie przyda
Pozdrawiam goraco . 3maj sie
[ Dodano: 2012-09-25, 09:58 ]
A jeszcze napisze , ze odeszla w domu przy corkach i wnukach , w tle ulubina muzyka..........
Pepsi Twoje odczucia są naturalne,a złośliwościami się nie przejmuj.Tutaj na forum większość ludzi jest bardzo pomocna i życzliwa, więc nie ma czego załować,że tu zajrzałaś.Ja rozumiem to co napisałas,.Pozdrawiam
pepsi, ja tylko raz jeszcze powtórzę, że przykro mi z powodu nieporozumienia.
Twój pierwszy post wyglądał tak, jakbyś miała zaplanowany wyjazd i zastanawiała się co wybrać: ów wyjazd, czy bycie z chorym do końca, a jeżeli wyjazd, to czy teść "dotrzyma" do powrotu. Nie uściśliłaś, że chodzi o likwidację spraw tam, właśnie z uwagi na chorobę, co zupełnie zmienia sytuację i wymowę posta.
Zresztą, być może jestem przewrażliwiona. Sorki
Ale prawdą niestety jest, że statystyki, to tylko statystyki, a jak będzie w przypadku konkretnego pacjenta - tego nikt nie wie.
Być może Teściowi uda się pokazać statystykom "gest Kozakiewicza".
Życzę tego i Teściowi i Tobie.
_________________ Ten, który walczy z potworami powinien zadbać, by sam nie stał się potworem. Gdy długo spoglądamy w otchłań, otchłań spogląda również w nas.
Fryderyk Nietzche
Jesteśmy na tym Forum by pomagać, a nie oceniać - do tego ostatniego nikt z nas nie ma prawa.
Apeluję by się to na tym Forum więcej nie powtórzyło - jest to nieludzkie i naganne, a przede wszystkim bezpodstawne.
Odnośnie choroby nowotworowej, naszej lub naszych bliskich. Niestety fakt, że choroba się pojawiła nie zatrzymuje świata w miejscu. Nic się nie zmienia, wciąż inni muszą żyć, utrzymywać rodziny, zmagać się z życiowymi problemami, dbać o małe dzieci i o ich przyszłość.
W rzeczywistości mało kto może samodzielnie poświęcić się chorobie bliskiej osoby rzucając wszystko: pracę i zobowiązania. Niezależnie od tego jak przebiegnie choroba i czy zakończy się wyleczeniem czy śmiercią osoby chorej - otoczenie nadal będzie musiało żyć dalej: utrzymywać siebie, swoje dzieci, płacić rachunki. Nieludzkim jest oczekiwanie, że inni muszą "przerwać" swoje życie, osiągnięcia, narazić się na biedę i być może krzywdzenie z tego tytułu innych (np. swoich dzieci).
Oczywiście większość rodzin chorych stara się zreorganizować swoje dotychczasowe życie na rzecz chorego. To naturalne, że kochamy, chcemy choremu towarzyszyć, opiekować się nim, czuwać.
W tym celu rodzina jednoczy swoje siły - dzieli opiekę nad chorym i obciążenia z tym związane. Zazwyczaj przy chorym są ci, którzy: nie pracują, pracują lecz mogą pozwolić sobie na wzięcie urlopu (i nie zostać z tego tytułu następnie zwolnionym z pracy), pracują lecz mogą sobie pozwolić na utratę tej pracy (bo np. ktoś inny będzie w stanie utrzymać rodzinę).
Część rodzin potrzebuje czasu by się dostosować do nowej sytuacji, inni w ogóle nie mają możliwości bycia ze swym najbliższym chorym (np. osoby pracujące i mieszkające za granicą - mamy takich rodzin, mieszkających poza granicami naszego kraju, na naszym Forum bardzo wiele).
Pytania o rokowanie - w sytuacji gdy ktoś mieszka za granicą a jego bliski chory w Polsce - padają na tym Forum od kiedy ono istnieje. Są ludzkie i naturalne. I zawsze były tu przyjmowane ze zrozumieniem.
Wierzę, że tak będzie nadal.
Dziekuje... Madziu DSS nie ujelabym tego lepiej. Wszystko co piszesz jest calkowita prawda. Choroba bliskich to straszna rzecz, ale nie mozna tez "dac sie zwariowac"- jak mawia moja mama. Ona sama 2 lata temu pochowala swojego ojca, a mojego dziadka, ktorym opiekowalysmy sie wspolnie w ostatnim miesiacu jego zycia (rak zoladka). Moja mama byla przy nim i dla niego, ale zawsze mi tlumaczyla, ze musi tez starac sie zyc w miare normalnie. Nigdy nie wymagala od nikogo "zatrzymania" swiata, bo jej tata boryka sie z powazna choroba...Obecnie tez wspiera mnie i mojego meza, bardzo mu pomaga, bo ona jedyna(z naszego otoczenia) wie przez co moj maz teraz przechodzi.Namawia nas, zebysmy tez nie jezdzili codziennie do tescia, bo to i choremu czasem przeszkadza juz tez, a i po tacie widac czasem, ze juz ma nas dosyc:) ja ciesze sie tylko, ze u nas z tesciem potoczyly sie sprawy inaczej niz z moim dziadkiem np. Tesciu ma calodobowa opieke na oddziale paliatywnym, nie jest sam, zawsze ktos przy nim jest i nie cierpi. Poza tym nie czuje sie tez zle psychicznie, ze jego dzieci "musza przy nim robic" - jesli rozumiecie o co mi chodzi.A i mam ogromna nadzieje, ze taka opieka szpitalna wydluzy jego ososbiste statystyki...
Dzisiaj rozmawialam z tesciowa (bo tesciowa lezy w tym samym szpitalu od miesiaca, tylko na innym oddziale, wiec ich oboje dogladamy i wspieramy - z jednej strony troche sie cieszymy, ze mama z tata moga byc ze soba praktycznie 24h na dobe w tym trudnym czasie) i tata czuje sie dobrze i mam nadzieje, ze tak pozostanie jeszcze dluugo!!
Wyobrazcie sobie teraz co przezywa moj maz, oboje rodzicow w tym samym czasie w szpitalu...
Ananav wspolczuje Tobie i Twojej przyjaciolce z calego serca;(
Dziekuje i ciesze sie, ze sa tutaj tez zyczliwi ludzie i ze moge liczyc na wasza pomoc, wsparcie i obrone:) od razu lepiej sie czuje, wiedzac, ze nie zwariowalam zagladajac tutaj;)
Dziekuje i ciesze sie, ze sa tutaj tez zyczliwi ludzie i ze moge liczyc na wasza pomoc, wsparcie i obrone:) od razu lepiej sie czuje, wiedzac, ze nie zwariowalam zagladajac tutaj;)
Kochana po to jesteśmy i uwierz mi nie" zwariowałaś"ja również to przechodziłam i zawsze słuchałam własnego serducha
A pisząc na forach ,musimy "niestety"przełykać czasami gorzką pigułkę
Trzymam kciuki i myślę ,że nasze Forum będzie mogło Cię wspierać
w imieniu Twoim i swoim wlasnym zwracam sie do forumowiczow , ktorzy wypowiedzieli sie powyzej od powstrzymania sie od osadzania zarowno Ciebie, jak i innych osob.
Nikt z nas nie ma monopolu na racje,nikt nie jest w stanie ocenic caloksztaltu niepowtarzalnej sytuacji(bo kazda jest niepowtarzalna!!!) zwlaszcza na podstawie niklych danych z forum.
Zamiast osadzac, nalezy sprobowac spojrzec na sprawy potrzebujacej wsparcia osoby , ktora zmaga sie z wyraznie przerastajacymi ja problemami(a tak jest w przypadku chorob nowotworowych)szerzej, probujac ja zrozumiec.
Wiem, to trudne, bo nikt z nas nie jest w tej samej sytuacji
i naprawde trudno i chyba niewlasciwym jest wrzucanie wszystkiego do jednego worka.
Powstrzymanie sie od oceniania innych, jest jak mi sie wydaje, jednym z najtrudniejszych wyzwan dla istoty ludzkiej , ktora w swojej dumie dazy tego, zeby byc doskonala i najmadrzejsza.
To , ze przeszlismy przez morze cierpien nie upowaznia nas do patrzenia z gory na innych, ktorzy widza sprawy inaczej, lub sa po prostu na rozdrozu.
A teraz na temat.
Droga Pepsi!
Ja zdecydowalam sie do Ciebie napisac, pomimo Twojego wzburzenia,
gdyz znajdowalam sie niedawno w bardzo podobnej sytuacji jak Ty(choc nie tej samej).
Mieszkam za granica.
Najblizsza rodzina poinformowala mnie , ze z moim Tata, nie dzieje sie najlepiej, ma jakies niedowlady, czsami potrafi zaslabnac..
Mam swoje zycie, prace, daleko od Polski, wiec zadawalam sobie podobnie jak Ty pytania-
na ILE jest to powazny stan i kiedy pojechac..
urlop mam limitowany, w razie utraty pracy o nastepna nie jest lekko, pieniadze ktore zarabiam sa potrzebne nie tylko mnie samej ,ale i moim dzieciom- ot po prostu ..zycie. Tata mial bardzo dobra opieke na miejscu ze strony najblizszej rodziny, o to nie musialam sie martwic.
Kupilam bilet dopiero , gdy rodzina zawiadomila mnie ze Tata jest w szpitalu z powodu niedowladu i zaburzen mowy i nastepnego zaslabniecia.
Mialam wyleciec za tydzien, ale gdy rodzina nastepnego dnia zawiadomila mnie ze Tata znow upadl w szpitalu, zlamal reke bo znow zaslabl a lekarz stwierdzil ze choroba jest bardzo powazna i Tata ma czas limitowany-(szok!!) kupilam bilet tego samego dnia i bardzo przejeta wylecialam natychmiast do Polski.
Choroba nagle zaczela postepowac galopujaco.
Juz na miejscu wiedzielismy ze to dlugo nie potrwa.
Tata gasl z godziny na godzine.
Nikt jednak nie potrafil powiedziec kiedy nastapi smierc.
Oczywiscie, ze chcialam wiedziec, zeby byc z Tata do konca i zeby
zaplanowac sobie sprawy zwiazane z praca za granica. Hipokryzja byloby udawanie, ze moja praca mnie nie interesuje , ciesze sie kazda godzina spedzona z Tata.
Oczywiscie, ze sie cieszylam a raczej cierpialam razem z nim i cieszylam sie ze mozemy cierpiec RAZEM, ze nie jest z tym sam.
Gdy stan Taty okreslono jako terminalny(a raczej jeden z lekarzy to okreslil i akurat tylko on jeden mial racje- ale to juz zupelnie inna sprawa) i wydawalo sie ze ma w miare dobra opieke paliatywna wiec spakowalam walizke, pojechalam sie pozegnac z Tata i..... ..........zostalam w szpitalu z nim az do jego smierci, bo........
zobaczylam nagle, ze opieka paliatywna nie jest taka jak trzeba a Tata
cierpi z godziny na godzine coraz bardziej a wydawalo sie poprzedniego dnia , ze ciepienie zostalo opanowane.
Walizka rozpakowana, telefon do pracy...ufff... .......udalo sie, no, nie byli zadowoleni,ale tez nie wyrzucili mnie.
Zostalam az do pogrzebu.
Wnioski????
Ciesze sie do dzis, ze moglam byc przy nim do konca (to w koncu byl moj Tata)
Szok, ze wszystko ruszylo tak nagle -w ciagu1,5 miesiaca z miare zdrowego czlowieka zrobil sie terminalnie chory, nieslychanie cierpiacy staruszek.
Szok,ze umarl tak szybko.
Z opuszczeniem pracy udalo sie..... ale to nie byla moja zasluga, mialam po prostu szczecie.
Widzisz Pepsi, w moim przypadku decyzje byly trudne, musialam je czesto zmieniac, na szczescie z mojego punktu widzenia wlasciwe.
Zaryzykowalam z praca i nic sie nie stalo, ale mogloby byc inaczej.
Napewno Wam nie jest latwo.
Z tego co przeczytalam powyzej faktycznie w listopadzie moze byc za pozno.
Ale z drugiej strony wasz wyjazd z powodow bytowych moze byc bardzo wazny i trudno nie brac tego pod uwage.
To sa nieslychanie trudne sytuacje.
Mysle ze w tym wzgledzie najwazniejsza osoba jest teraz twoj maz-
i to on moze sobie zadac pytanie- jak sie bedzie czul, jak wroci w listopadzie i jego Tata nie bedzie juz zyl( co jest wysoce prawdopodobne z tego co opisalas) , czy poradzi sobie z brzemiennym pytaniem , dlaczego nie zostal(mam w najblizszej rodzinie takie osoby, ktore zadaja sobie tego rodzaju pytania).
Ale to nie znaczy, ze musi, ze ma jakis tam moralny obowiazek.
Moze wasz wyjazd jest na tyle wazny, ze bez niego mozecie skutecznie utrudnic sobie zycie??A moze jego Tata by nie chcial zeby syn dla niego zrujnowal sobie przyszlosc??
Kazda odpowiedz bedzie dobra, jezeli Twoj maz bedzie w zgodzie z soba samym.
Zycie czasami stawia przed nami tak niesamowicie wielkie wyzwania,
ze podjecie wlasciwej decyzji czasami jest wrecz niemozliwe.
Ale , niestety, musimy to robic.
Wasza, jakakolwiek by nie byla, bedzie na pewno tez gleboko przemyslana
i cokolwiek nie zrobicie, dacie sobie rade, wierze w to gleboko.
I chyba nikt na tym forum nie ma watpliwosci ze Twoj maz kocha swojego Tate a Ty chcesz wspierac meza i pomoc tesciowi jak tylko to mozliwe.
Zycze wytrwalosci, znalezienia spokoju w tej bardzo trudnej sytuacji
i wiary w innych ludzi, ktorzy z reguly sa zyczliwi , ale nie zawsze potrafia
poradzic... jestesmy tylko slabymi istotami ludzkimi wystawianymi czasami na bardzo ciezkie proby
Pepsi , przepraszam. Napisałam ten post, zanim napisałaś o co chodzi.
W mojej praktyce pomocy, spotkałam się z ludźmi, którzy pod byle jakim pretekstem zostawiali swoich bliskich w Hospicjach.
Jestem temu bardzo przeciwna, i stąd też mój post, zanim wyjaśniłaś o co chodzi. Bulwersuje mnie pozostawianie osób bliskich, w tak skrajnych przypadkach. Jest ich wielu...
Przepraszam, że tak nagle zareagowałam, ale wierz mi, chciałam zapobiec kolejnemu 'porzuceniu bliskiej osoby'
Sytuacje są tak różne, że czasami człowiek się myli, a chce jak najlepiej dla Wszystkich.
Przepraszam Cię, i życzę wszystkiego dobrego, Ania.
_________________ Przykro, że daje się osty...nie myśląc :(
Jeśli nikt takim czynem nie popełnia przestępstwa to jest to wyłącznie kwestia moralności. Jak ja się zachowam dobrze wiem, nie mam jednak prawa wymagać jakiegoś zachowania od innych. "Moja wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się Twoja".
_________________ www.rjforum.pl - Nowotwór jądra to nie wyrok! Masz wątpliwości? Dowiedz się więcej!
Na forum napisala kolejna zdesperowana osoba -to smutne. Autorka zadala proste pytanie, ktore zadawal sobie kazdy z Nas po uslyszeniu diagnozy :(
Proponuje zwrocic juz dyskusje na wlasciwy tor - zaoferujmy autorce wasparcie i pomoc - to czego oczekiwal kazdy z nas zakladajac tu temat
Jestem zdruzgotana - jak mozna wpedzac w poczucie winy kogos kto staje w obliczu takiej tragedii.
Autorko mam nadzieje, ze bedzie Wam dane spedzic jeszcze troche czasu z Tesciem nie znam Go co prawda, ale jestem przekonana, ze on martwi sie o Was - rozumie, ze macie zobowiazania i nie chcialby byscie stracili prace
Sa telefony, Skype mozecie sie przeciez kontaktowac
Kochani dziekuje za wstawienie sie za mna:)
Duzo rozmawiamy z mezem i on sam doszedl do wniosku, ze wyjedziemy majac nadzieje, ze bedzie dobrze. A zycie samo to zweryfikuje. Nam pozostaje sie tylko modlic i wierzyc. Ciesze sie tylko, ze moj maz sam, swiadom jest co moze sie stac, gdy nas tu nie bedzie, gdyz nie chcialabym, zeby obwinial mnie czy kogokolwiek innego. Bo tak naparwde on jest tutaj najwazniejszy, bo to jest jego Tata. Ale on sam mi powiedzial, ze takie jest zycie i ze nie mozna nagle przestac zyc, bo Tata choruje.
Nie ma zlych decyzji w obliczu takiej choroby, sa tylko decyzje trudne i trudniejsze.
Ja juz swoja odpowiedz na pytanie tutaj dostalam od DSS. Nie ma juz dluzej sensu roztrzasac tematu pierwszego mnie potraktowania - zdaza sie wszedzie;) nie zywie urazy, szczerze powiem mam wieksze zmartwienia niz obrazac sie tutaj na kogos. A ten kto osadzal na pewno juz pomysli dwa razy zanim rzuci osadem w kogos innego;)
Wspolczuje wszystkim tutaj, bo kazde z was tak samo jak ja boryka/l sie z problemem nas przerastajacym i tak naprawde mozemy sobie wmawiac wszyscy : ja to zachowalbym sie tak a nie inaczej(ja sama kiedys tak myslalam), ale zycie nam i tak udowodni, ze sie mylimy.
Pozdrawiam wszystkich i dziekuje!
[ Komentarz dodany przez Moderatora: DumSpiro-Spero: 2012-09-28, 10:55 ] Kolejny post wydzielono do » Działu Tymczasowego «
Pepsi, w tej strasznej chorobie każdy "przypadek" jest inny i nic nie jest pewne na 100%. Gdy mój Tata zachorował, najpierw wzięłam długi urlop w pracy, aby być z nim podczas i opiekować się nim po operacji, później, kiedy okazało się, że jest nawrót choroby, rzuciłam pracę, aby być przy nim i zrobić wszystko co trzeba, dla ratowania Jego życia. Rok temu w grudniu, lekarze twierdzili, że Taty stan jest beznadziejny i mówili, że nie doczeka kolejnych świąt (Wielkanocnych). Daj Boże doczekał i żywię głęboką wiarę w to, że doczeka i kolejnych Świąt Bożego Narodzenia. Czasem ludzie, którym dawano parę miesięcy życia, żyją latami, a inni niespodziewanie odchodzą... taka to choroba...nieprzewidywalna...a żyć trzeba dalej, pomimo, że ktoś bliski choruje. Ja przez pierwsze parę miesięcy po wykryciu u Taty przerzutów, byłam na skraju wyczerpania psychicznego i fizycznego. Żyłam tylko jego chorobą i leczeniem, to było dla mnie najważniejsze. Zadręczałam się, że to Jego dotknęło, nie mogłam tego w żaden sposób przetrawić. w szpitalach spędzałam całe dnie. Teraz również staram się robić co trzeba, ale jednocześnie nie zaniedbuję już pracy (po 'porzuceniu' poprzedniej, udało mi się zmienić pracę na nową i muszę ją szanować, mam małe dziecko na utrzymaniu) i w ogóle muszę przecież żyć, po prostu żyć, pomimo tej strasznej choroby, która dotknęła mojego Tatę. Jestem więc nadal przy Tacie, gdy trzeba, jeżdżę z nim do lekarzy, pilnuję wyników, załatwiam różne sprawy, ale nie zapominam także o sobie i swoich sprawach...a z Tatem staram się spędzać każdą wolną chwilę i okazywać, jak bardzo Go kocham i jak bardzo jest dla mnie ważny...Pozdrawiam Cię mocno i serdecznie, życząc siły i wiary!
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum