Witajcie
Rak dopadł nas po raz trzeci.
W październiku mama robiła USG piersi, wyczuła guzek. Potem wszystko potoczyło się szybko. Kolejne badania i diagnoza rak piersi inwazyjny G2 piersi prawej. Pierwszy onkolog, profesor, obejrzał wszystkie wyniki i zdecydował. że najpierw podajemy chemię, potem operacja. Mama miała już chemioterapię po raku jajnika, bardzo źle ją zniosła, mimo, że była zdrowa i ponad dwadzieścia lat młodsza. Profesor podjął jednak decyzję o chemioterapii.
W TK, scyntygrafii nie ma żadnych niepokojących zmian.
Przyjechałyśmy na chemioterapię, przyjmowała nas młoda Pani Doktor, znowu przegląd wyników, nasza informacja o źle znoszonej chemii, doktor przepytała mamę na temat chorób współistniejących (cukrzyca, nadciśnienie, problemy z nerkami, nadczynność tarczycy), przy nas zadzwoniła po dodatkową konsultację i zapadła decyzja, że mamy przyjechać za dwa dni, zrobi USG i jeżeli guz będzie bez zmian, zakwalifikuje mamę najpierw do operacji.
Przyjechałyśmy, w USG guz bez zmian, termin operacji wyznaczony na 11 stycznia, 10 stycznia ma mieć wycinanego wartownika i w zależności od wyniku, albo usunięcie guza, albo mastektomia.
Trochę skołowaciałam od tych decyzji, ale być może ktoś też miał podobną sytuację.