Jakbyśmy chcieli leczyć wszystkich pacjentów wykonując antybiogram, to po dwóch latach nie mielibyśmy kogo leczyć, bo nikt by tego eksperymentu nie przeżył
Zwykle (tak jak w tym wypadku) stosuje się tzw. terapię empiryczną, czyli lekarz na podstawie swojej wiedzy i doświadczenia zleca antybiotyk, o którym wie, że powinien zadziałać. Najczęściej (tak jak w tym wypadku) jest on skuteczny. To są te wszystkie sytuacje, kiedy idziecie do gabinetu z kaszlem i gorączką, i wychodzicie z receptą na antybiotyk.
Antybiogram wykonuje się w przypadku oporności bakterii na podstawowe antybiotyki - kiedy są one nieskuteczne, albo infekcja uparcie nawraca kilka dni po leczeniu antybiotykami.
Wykonanie antybiogramu polega na pobraniu wymazu z zakażonego narządu, albo moczu, kiedy podejrzewamy zakażenie układu moczowego oporną bakterią, lub krwi, kiedy pacjent gorączkuje w sposób charakterystyczny dla wysiewu bakterii do krwi.
Następnie pobraną próbkę wysiewa się na różne podłoża i domniemane bakterie na nich rosną (albo nie). Trwa to jakiś czas, najczęściej już po kilku dniach (do tygodnia) można zaobserwować wzrost kolonii bakteryjnych. Jednak sam antybiogram można wykonać dopiero wtedy, kiedy bakterii jest na tyle dużo, że można na nich przetestować wiele antybiotyków, żeby sprawdzić, na który bakteria reaguje.
To wszystko sprawia, że wynik antybiogramu najczęściej dostajemy po ok. 10 dniach.
Dlatego sami rozumiecie, że część ludzi z infekcją, którzy mieliby czekać na antybiogram 10 dni, umarłaby w tym czasie w wyniku uogólnionego zakażenia.
Czego nikomu nie życzę, dlatego w prostych zakażeniach antybiogramu wykonywać nie zamierzam, podobnie jak moi koledzy po fachu