Dziękuję Wam za wszystkie dobre słowa.
Tata stał się ostatnio bardzo niespokojny. W nocy wstawał, mama znalazła go na kolanach przy łóżku. Nie utrzymał moczu. Zadzwoniliśmy do lekarza i zaproponował podanie Midanium w dawce 5 mg co 4h. Po tej dawce tata odleciał i już w ogóle nie kontaktuje. Śpi z otwartymi oczami, nie jest spokojny, zaczyna mocno oddychać, a za chwilę prawie nie widać, czy o ogóle oddycha. Kręci głową, robi bezwiedne mimiki twarzy. Ogólnie - widok koszmarny. Mama siada przy jego łóżku i płacze trzymając go za rękę.
Nie jestem w stanie stwierdzić, czy nadchodzi śmierć, bo przez Morfinę i przede wszystkim Midanium nie wiem, jaki jest stan taty na prawdę.
Jedno wiem na pewno - strasznie by nie chciał tak "żyć".
_________________ "Wiele rzeczy można teraz odłożyć. Wiele może poczekać, ale czasu, który jest jeszcze nasz, wspólny - odłożyć na później nie można."
astro,
5 mg midanium to dość dużo, zwłaszcza że ostatnio Tata brał , o ile dobrze zrozumiałam 1 mg /dawkę? Ja prawdę mówiąc dałabym 2 mg i obserwowałabym, czy jest poprawa. Jeśli niezupełna, to zwiększyłabym po 4 godzinach do 3 mg i dalsza obserwacja. I tak dalej. Jeśli natomiast Tata dostał 5 mg zaraz po 1 mg, to nic dziwnego, że całkiem "odleciał". Może spróbujcie jednak na następną dawkę podać mniej...
_________________ "Zobaczyć świat w ziarenku piasku, Niebiosa w jednym kwiecie z lasu. W ściśniętej dłoni zamknąć bezmiar, W godzinie - nieskończoność czasu." - William Blake -
W poprzednich postach pisałaś o 1 mg - jak rozumiem - zwiększono dawkę?
Ja bym dała teraz 3 mg, jeśli nie będzie poprawy to za 4 godziny - 4 mg i potem, za kolejne 4 godz., jeśli nie będzie poprawy - 5 mg.
_________________ "Zobaczyć świat w ziarenku piasku, Niebiosa w jednym kwiecie z lasu. W ściśniętej dłoni zamknąć bezmiar, W godzinie - nieskończoność czasu." - William Blake -
Podaliśmy 2,5. I moim zdaniem tak jest lepiej. Póki co nie jest nerwowy i pobudzony.
Po 5 mg tata był kompletnie nieprzytomny.
W nocy spałam u rodziców i musiałyśmy z mamą wstawać co 1,5 godziny, bo tata się wybudzał i próbował odkaszlnąć wydzielinę, ale nie mógł - tak, jakby miał zwiotczałe mięśnie. Strasznie rzęziło mu w płucach. I musiało mu przeszkadzać, bo się krzywił. Podniosłyśmy trochę wyżej łóżko, ale nie może tego odkaszlnąć. Teraz też oddycha i słychać tą wydzielinę. Jak trochę udało mu się jej odpluć, to jest żółtawa, bardzo gęsta, z krwią.
Tata próbuje wyjść z łóżka, nie wiem po co bo nie potrafi powiedzieć. Podam mu dawkę 3,0 i zobaczymy, czy pomoże. Nie wiem tylko, co zrobić, żeby to odkaszlnął. Strasznie mu przeszkadza...
_________________ "Wiele rzeczy można teraz odłożyć. Wiele może poczekać, ale czasu, który jest jeszcze nasz, wspólny - odłożyć na później nie można."
Tu pewnie Madzia70 pomoże, ja póki co znalazłam to :
cytuję : "Przyczyny kaszlu można podzielić na odwracalne i nieodwracalne.
Do odwracalnych należą stany wzmożonej produkcji wydzieliny lub/i wzmożonej jej lepkości, co utrudnia jej wykrztuszenie. W takich przypadkach najważniejsze jest umożliwienie choremu efektywnego odkaszlnięcia wydzieliny. Można to uzyskać poprzez rozrzedzenie wydzieliny (leki zmniejszające lepkość, nawilżenie powietrza wdychanego) oraz ćwiczenia oddechowe poprawiające efektywność kaszlu (np. dmuchanie przez rurkę umieszczoną w butelce wypełnionej częściowo wodą). Oklepywanie pleców pozwala na mechaniczne uruchomienie zalegającej wydzieliny i poprawia efektywność kaszlu.
U chorych osłabionych, którzy mają problemy z efektywnym kaszlem, możemy, o ile stan ogólny na to pozwala, wykonać drenaż złożeniowy. Polega to na oklepywaniu pleców w pozycji leżącej na brzuchu tak, ażeby wydzielina mogła spływać z dróg oddechowych w stronę jamy ustnej. Należy ocenić stopień nawodnienia chorego, gdyż zaburzenia gospodarki wodnej powodują zmniejszenie ilości luźnej wydzieliny w drogach oddechowych i zastąpienie jej lepką wydzielina, którą trudno usunąć.
W przypadku towarzyszących stanów skurczowych dróg oddechowych, uniemożliwiających skuteczne odksztuszanie wydzieliny, wskazane jest zastosowanie leków rozszerzających oskrzela (w postaci doustnej, dożylnej lub z nebulizatora – w postaci wdychanej pary wodnej).
Zaburzenia oddychania i stany utrudniające efektywne odksztuszanie wydzieliny są bardzo często przyczyna zakażeń dróg oddechowych, co dodatkowo zwiększa objawy (kaszel, duszność). Należy zawsze o tym myśleć w takich stanach, nawet gdy nie ma podwyższonej temperatury (u chorych w zaawansowanej chorobie nowotworowej z obniżona odpornością może ona być w normie lub tylko nieznacznie podwyższona). Do rozważenia jest podanie antybiotyków z nebulizatora.
U chorych w terminalnym stanie choroby nowotworowej, którzy nie mają siły odksztuszać wydzieliny, gdy kontakt z nimi jest już ograniczony należy rozważyć podawanie leków przeciwkaszlowych, rozszerzających oskrzela i podawanie tlenu ( w warunkach domowych z koncentratora tlenu). O zastosowaniu odpowiednich, do stanu chorego w zaawansowanej chorobie nowotworowej, leków powinien decydować lekarz rodzinny lub hospicyjny.
Stany nieodwracalne, powodujące m.in. kaszel, to np. nieoperacyjny nowotwór górnych dróg oddechowych, którego wydzielina, masy martwicze, krwawienie powodują drażnienie receptorów śluzówkowych. U chorych w dobrym stanie ogólnym należy rozważyć zastosowanie radioterapii, która może doprowadzić do zmniejszenia masy guza i poprawić warunki oddychania i zmniejszyć objawy ze strony układu oddechowego. Czasami do rozważenia jest chemioterapia (np. w drobnokomórkowym raku płuca). Należy rozważyć wszystkie możliwości leczenia przeciwkaszlowego, gdyż przyczyn kaszlu może być więcej (np. towarzysząca infekcja dróg oddechowych, stany skurczowe, wysuszenia śluzówek wskutek odwodnienia itd.). Gdy nie ma innych możliwości leczenia kaszlu do rozważenia jest zastosowanie miejscowego znieczulenia śluzówek dróg oddechowych (leki miejscowo znieczulające podawane w postaci pary wodnej z nebulizatora) oraz leków przeciwkaszlowych. Te ostatnie stosuje się zazwyczaj jedynie u chorych w końcowym okresie choroby nowotworowej, gdy nie ma innej możliwości pomocy choremu. "
Podałam tacie 3,00 mg o godz. 10.00. Była pielęgniarka i powiedziała,że dobrze zrobiłam. Tata jest trochę bardziej świadomy, tzn. reaguje na głos i kiwa głową na zadane pytania. Oczywiście cały czas podsypia.
To jego wstawanie to chyba dlatego, że chce mu się siku i nie chce zrobić w pieluchę.
Lada moment ma być lekarz, powiem mu o tym rzężeniu wydzieliny. Może coś zaradzi.
Cały czas u taty chodzi nawilżacz (nebulizator) i jest nastawiony na chłodną parę. Dodajemy do niego olejek miętowy. Dodatkowo działa wentylator (wiatraczek), bo jest b. gorąco.
Martwię się kolorem tej odkrztuszanej wydzieliny - jest jakby podbarwiona krwią, jakby różowo-żółta. Czy to może się guz rozkładać? I co to znaczy? To źle, rozumiem ... zresztą co jest teraz dobrze ....
Aha. Wczoraj w pielusze zauważyłam dość dużo czegoś, co kolorem i konsystencją przypominało rozkruszoną kredę. Nie jest to krem, to chyba jakaś wydzielina ...
_________________ "Wiele rzeczy można teraz odłożyć. Wiele może poczekać, ale czasu, który jest jeszcze nasz, wspólny - odłożyć na później nie można."
Dziś już podajemy tacie 3,5 mg Midafenu. Jest spokojniejszy i więcej przysypia. W nocy był niespokojny, wychodził z łóżka.
Od nocy męczy go ciągła czkawka. Ma problem z odkrztuszaniem wydzieliny i to go strasznie męczy. Lekarz powiedział, żeby go na bok kłaść, to jedyne rozwiązanie ...
Od jutra zaprzestaniemy mu podawać nawadnianie przez kroplówkę. Pękła mu żyła od wenflonu. Żyły ma jak niteczki ...
To pewnie potrwa już tylko kilka dni.
Tata nie chciałby dalej tak żyć. To wiem. Jest mi strasznie przykro i bardzo się boję, ale wiem, że dla taty najlepsza byłaby już śmierć ... Najbardziej żałuję i nie mogę się pogodzić z tym, że nie można wyleczyć tego raka.
Czy mógłby mi ktoś napisać, jak mamy się opiekować tatą w upał? Ma wiatrak i nebulizator, tlen mu podajemy, ale sobie zdejmuje rurkę. Nie będę na siłę mu dawała, bo widocznie nie chce. Obcieram go mokrą szmatką. Nie wiem, czy mu zimno, czy ciepło.
Tata też nie chce dać sobie umyć buzi w środku.
Dziś ma lekki stan podgorączkowy, ok. 37,5-38 stopni.
Oddech ma krótki, często się krzywi na buzi.
[ Dodano: 2014-07-19, 16:15 ]
I jeszcze jedno pytanie. Czy chory w takim stanie potrzebuje całkowitej ciszy?
Dodam, że nie mam kontaktu z tatą praktycznie żadnego, tylko kiwanie głowy na proste pytania.
[ Dodano: 2014-07-19, 16:20 ]
Czy powinniśmy ssakiem usuwać wydzielinę? Czy ten ssak można wypożyczyć w hospicjum? Czy wprowadza się go ust, czy dalej - nie chcę tacie sprawiać dyskomfortu.
_________________ "Wiele rzeczy można teraz odłożyć. Wiele może poczekać, ale czasu, który jest jeszcze nasz, wspólny - odłożyć na później nie można."
Astro,
na pewno hałasy mogą sprawiać dyskomfort, ale sądzę, że przyciszone głosy nie są dla taty dolegliwe. Będzie Was prawdopodobnie słyszał do końca, dlatego warto do taty mówić - co wokół niego robicie, jak staracie się mu pomóc. I wszystko, co chciałabyś mu jeszcze przekazać.
Astro ja taką mokrą szmatkę wkładałam na chwilę do lodówki dłużej trzymała chłód, a oprócz tego stosowałam takie okłady co się na oczy stosuje i również trzyma w lodówce. Pomagało choć trochę ulżyć w gorącu.
Co do ciszy sądzę, że jest to kwestia indywidualna. U nas cisza pod koniec była czymś niedopuszczalnym.
Trzymajcie się.
Astro
Mój mąż podczas chemioterapii miał bardzo męczącą czterostopniową czkawkę, dyżurujący lekarz na onkologii, do którego telefonowałam z pytaniem co zrobić żeby ulżyć, bo leki nie pomagały, zaproponował wdechy i wydechy do przystawionego worka foliowego, nie wiem na czym to polega , ta metoda trąca trochę archaizmem i jakimś ludowym sposobem, ale pomagało.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum