Dziękuję wszystkim za kondolencje - powiem szczerze, że w tym wszystkim jedyne co pozwala na odzyskanie choćby odrobiny pogody ducha to fakt - że Mama już nie cierpi, że tam gdzie poszła jest jej lepiej. Chociaż wydaje się, że poprostu wyjechała, że zaraz wróci to z tyłu głowy racjonalna część umysłu mówi, że to nigdy się już nie stanie. Nie usłyszymy już jej głosu, nie usłyszymy śmiechu, nie dotkniemy dłoni i nie przytulimy na zbliżający się dzień Matki. Jest to tak niewyobrażalnie ciężkie doświadczenie, że żadna choroba trwająca choćby najdłużej, żadna świadomość nieuchronnego końca nie jest w stanie człowieka do tego przygotować...
Zięciu drogi ale przecież Mama żyje, żyje w Waszej pamięci i żyć będzie tak długo, jak długo o niej pamiętacie.
Jesteś wspaniałym człowiekiem i dzięki Tobie wierzę, że jeszcze całkiem ten świat nie spsiał.
Wierzę w Życie po życiu, wierzę i czuję Jej obecność każdego dnia - ale to nie pomaga w tym aby ten dzień przeżyć lżej, łatwiej, mniej boleśnie...
Co do mojej wspaniałości nie przesadzajmy- każdy kto Kocha - poświęciłby dla najbliższej osoby WSZYSTKO aby tylko jej pomóc. Kochałem i Kocham moją Teściową jak Matkę - tak zresztą zawsze o niej myślałem jako o Mamie. Żałuję, że nie mogłem zrobić nic więcej, że nie mogłem wyrwać jej z objęć tej wstrętnej choroby. Szkoda że ta niemoc w obliczu choroby jest tak wielka...
Niestety muszę się jednak zgodzić z faktem, że ten świat "psieje". Odwrócili się od nas (ode mnie i od Żony) prawie wszyscy "przyjaciele". Życie brutalnie zweryfikowało komu można ufać, pokazało że radości dzielić można razem, smutkami zajmuj się sam. Jak to mówi powiedzenie "Boże chroń mnie od przyjaciół - bo z wrogami sam sobie dam radę"
niestety, tak w życiu jest . Moja teściowa zmarła tydzień temu. Dwa lata walczyła z nowotworem trzustki, ponad miesiąc temu dostała udaru. Prowadziła bogate życie towarzyskie, miała liczne kuzynostwo, często się odwiedzali. Od udaru teściowi zastaliśmy tylko my- wszyscy , którzy z nimi się bawili , nagle mieli pilniejsze sprawy. Za to na stypie stawili się w komplecie... Teraz znów siedzi sam. Przykre, że w ciężkich chwilach tak bardzo się zawodzimy
"Boże chroń mnie od przyjaciół - bo z wrogami sam sobie dam radę"
W pełni zgadzam się z Tobą :( Gdy wszystko jest bezproblemowe, poukładane, o tak, wtedy wokół nas sami życzliwi i oddani znajomi. Jeśli jednak jest inaczej, dopada nas "zaraza" to jakoś niewielu ma czas na, chociażby rozmowę telefoniczną. Ech...
Życzę dużo siły w tak trudnym dla Was czasie.
Pozdrawiam serdecznie.
Jeśli jednak jest inaczej, dopada nas "zaraza" to jakoś niewielu ma czas na, chociażby rozmowę telefoniczną.
To było u nas najczęściej - jak była zabawa i wspólnie spędzany czas w "beztrosce" - to wszyscy byli na telefon. Jak spotkaliśmy się po 2 miesiącach walki z "przyjaciółmi" - to każdy jeden tylko poklepać po ramieniu potrafił a następnego dnia ani przez następne 3 miesiące nie raczył nawet zadzwonić zapytać czy człowiek nie potrzebuje jakiegokolwiek wsparcia - choćby rozmową i głupim zapytaniem "czy coś Ci pomóc?", powiedzeniem "będzie dobrze".
Życie do tej pigułki żalu i bólu po stracie dodało "bonusa" - człowiek przekonał się czym różni się kolega od Przyjaciela - i tego jak być Przyjacielem dla drugiego Człowieka.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum