moja mama tez chciała być w domu i była. Nieważny jest komfort rodziny, liczy się chory. Dogadajcie się z pielęgniarką, ona będzie najbliżej was. to pielęgniarka paliatywna uczyła nas opieki, dawkowania leków i morfiny, zmieniała opatrunki, robiła wkłucia. Była codziennie .Lekarz był raz- po powrocie ze szpitala. Potem wszystko załatwiała z nim pielęgniarka. I to ona przygotowała mnie na śmierć mamy .Miała czas, choć wiem, że goniła od jednego pacjenta do drugiego, odbierała telefony, zarywała dla nas weekendy. Bardzo mi pomogła .Na końcu nie trzymałam się ściśle wskazówek a zwł. odstępów czasowych między kolejnymi dawkami morfiny - dla mnie wyznacznikiem był ból mamy i stany lękowe, które niestety przychodzą. Dziś wiem, że warto było spełnić życzenie mamy i doceniam, ze byłam przy jej śmierci. Dużo siły Wam życzę, bo tego potrzebujecie najbardziej. Ściskam ciepło .
[ Dodano: 2014-04-07, 19:41 ]
Napisałeś:
" pomimo tego, że wiatr już od dawna wieje w oczy - teraz sypie mocno piachem, a z czasem pewnie zacznie chwiać nogami - to mam nadzieję, że damy radę to wszystko psychicznie i fizycznie udźwignąć... "
Nie uwierzysz , ile w ludziach jest siły, zwłaszcza gdy widzą cierpienie bliskich. Udźwigniecie, jestem tego pewna... czytając twoje wpisy , czuję , że jeszcze pomożesz żonie. Szczęściara, że nie jest w tej trudnej sytuacji sama