Przepraszam za off top, bo nie rak był przyczyną tego co się stało i co chcę opisać.
Chociaż.. w przebiegu choroby nowotworowej podobne wydarzenie również może mieć miejsce..
Jednak nikomu nie życzę by przez to przechodził, a przynajmniej - by postrzegał i odczuwał to tak jak ja..
pisane 2 dni temu
_______________________
Trzy dni temu
umarła moja ukochana babcia - umarła, ale wciąż żyje
nie żyje, ale oddycha
nie ma jej, odeszła - ale serce rozrywa jej teraz klatkę piersiową
Umarła czy żyje? Nie wiem.
Zawsze roześmiana, o przepięknych, wielkich orzechowych oczach - i gęstych, falujących blond włosach
zawsze opalona, modna i elegancka - wodzirejka na wszelkich spotkaniach towarzyskich
na co dzień w fartuchu dentystki
o do bólu irytujących przekonaniach politycznych - i w tym przebrzydle bezkompromisowa
zadzierająca nosek by dyrygować innymi i udawać, że ma więcej niż 1,58 m wzrostu
ciepła, kochająca i rozpieszczająca - swoich synów i swe wnuczki
na starość dalej piękna na buzi
i dalej wiecznie uśmiechnięta
i taka łagodna i bezbronna
Miała właśnie gościa, jak zawsze - jak to ona - jedną ze 100 swoich koleżanek; rozmawiały i -też jak zawsze- chichotały ze wszystkiego. I oglądały telewizję.
Bez słowa chwyciła się za głowę, przechyliła na bok i zwymiotowała. Karetka była po niecałych 10 minutach.
OIOM, intubacja, respirator. TK głowy i płytka z nagraniem wysłana karetką na cito, na konsultację. Konsylium w Akademii - i wyrok.
Poszło jedno z głównych naczyń. Mózg został praktycznie zniszczony. Krwiak zalał wszystko, a obrzęk dopełnił dzieła zniszczenia. 'Gruzy..' - rzekł wprost anestezjolog.
... zielony fartuszek, OIOM i płacz... Ukradkiem kliknięte zdjęcie komórką - kochanej uśpionej twarzyczki. Z marzeniem, by ją taką, choć taką, w jakikolwiek sposób zatrzymać.
Ciepła rączka, jak zawsze aksamitna w dotyku skóra, pomalowane perłowo-wiśniowym lakierem pazurki..
Wycałowane to wszystko i zamoczone przez niepokorny potok łez - lejący się strumieniami (czy je o to kto prosił czy nie)
No rozpacz, po prostu - zwykła, ludzka
Potem rozmowa z lekarzem i scenariusz:
obrzęk mózgu będzie narastał (spowoduje kolejne wewnątrzczaszkowe wylewy), szukając ujścia mózg może wydostać się poza jamę czaszki.. Zostanie uciśnięty pień mózgu i ustaną funkcje życiowe. Tętno będzie - w miarę narastania obrzęku - ustawicznie rosło, bo serce podejmie rozpaczliwie próby zapewnienia właściwego krążenia . Zacznie rosnąć gorączka, może i do 42 stopni. W końcu serce nie wytrzyma szaleńczego tempa. Ciśnienie zacznie spadać i ..
Ile to potrwa? Kilka dni około.
I jedno jeszcze: czy Ona samodzielnie oddycha?.. Jaką rolę pełni więc respirator? Nie, nie oddycha, odruch jest, ale słaby, nie wystarczy by żyła dalej bez intensywnej terapii
I nagle, jak sępy, pojawiają się pytania .. i krążą po głowie nieznośnie.
Czy Ona już umarła czy żyje jeszcze?..
Skoro mózg jest martwy.. Jeśli bez respiratora nie żyłaby już?..
Czy Ona odeszła, czy to już tylko Jej ciało?
Nie myśli, nie czuje (NIC, cokolwiek by z nią robiono), nie oddycha
Gdzie Ona jest? Jeśli jest dusza, to jest już
tam czy gdzie?..
Czy już Ją opłakiwać, pożegnać, czy też niepokoić się, jeździć tam, wypytywać o tętno, trzymać za rękę?..
...znów zielony fartuszek.. szybkie kroki, salka na OIOM'ie, ciemno, światełka przyciemnione, wieczór.. nikogo już odwiedzającego tu nie ma -
jest Ona, lub Jej ciało, serce wali strasznie, tętno 135, czoło spocone, ciało bardzo spuchnięte, obrzęk
usta na siłę szeroko otwarte, a w nich knebel z chyba 20 szt dużych gazików.. wepchniętych siłą w gardło
(ponoć piana leciała i duża ilość wydzieliny)
Ale... czy takie coś robi się
żywemu człowiekowi?.. Wypycha się go, knebluje, jak kukłę?...
Tak, tak, ona o tym nie wie i nic nie czuje
Więc chyba jednak odeszła, a to jest tylko
żywe jeszcze jej ciało?..
Jeśli jest Bóg, to odchodzi się gdy on wzywa.
Jestem teraz już pewna, że już
w t e d y Ją wezwał.
Bo nie widzę tu Boga, widzę.. respirator.
Sztucznie tłoczący w to biedne Jej ciało powietrze, przez co, zawsze w moich oczach miękkie i piękne, zniekształca się i -jak po torturach- przechodzi okropną przemianę..
Krzyk rozpaczy przynosi efekt - podano środek odwadniający, tak silnie, że obrzęki schodzą i knebel można już wyjąć
tylko buzia taka sucha, o ostrych rysach..
pisane dziś
_______________________
Po kolejnej dobie obrzęk mózgu sięga zenitu, serce galopuje strasznie, rzuca wręcz klatką piersiową - tętno sięga wartości 190.. Pot leje się z nie zmieniającej wyrazu twarzyczki
dochodzi do kolejnych wylewów w mózgu
Kolejny dzień : ..zielony fartuszek.. i straszny kochającemu sercu widok - główka na wznak już leży, skóra jest biała, wokół noska sine, podskórne wylewy - wszystko już tam stężało, głowa jest martwa.
Poniżej jest ciało, w zwykłym 'cielesnym' kolorze, ciepłe, takie samo...
Puls bardzo miarowy, serce uderza 91 razy na minutę.. jednak ciśnienie krwi drastycznie spada, w karcie odnotowano górną wartość 35, dolnej brak..
W tle widoku martwej, zastygłej twarzy widać niemiłosiernie i bez litości wpychający w klatkę piersiową powietrze respirator..
Kilka godzin później ciśnienie staje się niemierzalne i 25 marca o godzinie 5.40 serce staje.
~~ Odeszła, po raz drugi. Lub odeszło Jej ciało.
Teraz Jej dusza może odbyć w spokoju dalszą wędrówkę, bo pewnie musiała przystanąć w pół drogi i zaczekać aż ktoś się zmiłuje i odłączy respirator, albo aż proces umierania ciała rozwali w tym ciele serce w kawałki..
W akcie zgonu jako datę śmierci przyjmą dzień dzisiejszy..
Bliscy i lekarze ukradkiem wspominają, że umarła już
wtedy, gdy chwyciła się za główkę..
Tylko po co, po co ?! , tak strasznie maltretowano Jej ciało?...
Czy respirator przedłużał jej życie? Czy też przedłużył jedynie bezcelowo pracę jej organów?.. (niektórych, poza mózgiem rzecz jasna..)
Nie znajduję odpowiedzi - pytanie jest tylko retoryczne - bo... postąpiono
zgodnie z obowiązującym prawem.
Cztery dni temu
ja Cię kocham, a Ty śpisz...
Żegnaj, kocham Cię i zawsze będę.
***
Miała 80 lat.