egoiści,
no własnie mam chyba ten sam etap - ulga i ukojenie, że Tata juz nie cierpi odchodzi i znów pojawia się bunt i złość z początku choroby, dlaczego mojego tatę to raczysko dopadło!!!! czy Wy kochani tez macie tak zmienne nastroje? Przy ludziach też się jakoś wstrzymuję z płaczem... ale sama gdy jestem i wieczorami/nocą ryczę:(:(:(
Ja przy bezpośrednim kontakcie z ludźmi wstrzymuje się z płaczem. Nawet nie muszę się wstrzymywać, bo nie mam takiego uczucia, że zaraz polecą łzy. Jednak kiedy gdzieś idę, jadę.. i pomyślę o Tatusiu, to zaczynam okropnie ryczeć :( Na przykład wyobrażę sobie go stojącego na chodniku blisko domu lub gdzieś, gdzie często bywaliśmy..
Chociaż najsmutniej jest wieczorem.. Kiedy idę spać, wtedy myślę o Tatku i łezki same lecą :(
Właściwie to ciągle przeplatają się różne nastroje, chociaż jak już mówiłam- dominuje teraz złość.
Ludzie odbierają mnie jako humorzastą i naburmuszoną osobę, a ja po prostu nawet nie mam siły i serca być miła.. Jestem nijaka.
Egoiści,
No mam bardzo podobnie...
Najbardziej ostatnio mnie dobija i denerwuje jak ludzie mnie osądzają... kilka osób juz mi powiedziało - ale trzymasz się widac nieźle, juz chyba doszłaś do siebie, bo wygladasz kwitnąco... a jak sie czuję jakbym co najmniej zdradziła pamięć Taty...
A jak mam wyglądać? Mam więcej czasu to sie wymaluję i od razu ludzie osądzają, że już się wspaniale trzymam... czuje to jak jakiś wyrzut, bo przecież pogrązona w żałobie powinnam być, wygladać jak upiór w operze, blada, zaryczana, nieumalowana, z podkrążonymi oczami...w wymiętolonym, niedbałym ubraniu... wtedy pewnie bym pasowała do ich stereotypu pogrązonej w żałobie...
Staram sie nie przejmowac ludzkim gadaniem, ale to jakos boli dodatkowo...
Płaczę wieczorami, nie przy ludziach...
niewiarygodne jest to, jak podobne są moje emocje do Waszych...
moje życie dzieli się na 3 etapy - w pracy przy ludziach, gdzie trzymam się normalnie, uśmiecham, wywołując niemałe poruszenie ponieważ nie chodzę przyobleczona w czerń. w domu - gdzie zastygam we wspomnieniach, analizowaniu, płaczu i czuję ból i tęsknotę tak silną, ze mam ochotę rozpaść się na kawałki. i wreszcie na cmentarzu, albo podczas kontrolnych wizyt w pustym już teraz domu Taty - tam , paradoksalnie, najmniej wierzę, w to, ze jego nie ma, ale czuję też, z świat mi się zatrzymał.
nie pamiętam już , która z Was napisała, że najgorsze są takie momenty, kiedy przebija do świadomości, to co się stało...bo przecież nie mamy non stop poczucia, ze Ich już nie ma.
Właściwie to są, tylko nie mozna ich przytulić, usmażyć dla nich naleśników z jabłkami, ani posłuchać, jak się śmieją. ...Boże drogi jak to boli
_________________ 17 sierpnia 2012, godz.12.20
Dziękuję za wszystko Tatuś. Do zobaczenia.
aga.f
Tak, ja mam tak - najgorsza jest ta myśl, że Taty nie ma... gdy zaczyna przebijać do mojej psychiki... wtedy ta myśl wywołuje normalnie u mnie panikę:(:(:( jest lęk, jest jest szok taki straszny:( kolatanie serducha, ścisk w żołądku, robi mi sie gorąco...
slabo...
tyle, że aga.f moja psychika w geście samoobrony chyba stara się nie dopuszczac zbyt często do takiej myśli... więc jakoś w miarę normalnie funkcjonuję... ja też nawet się dziwię, ze daję radę, bo przecież kiedyś normalnie non stop ryczałam i ryczałam jak tata był operowany, jak jechal na chemię, jak okazało się, że ma przerzuty... jak umierał... a teraz? Dla mnie to też zaskoczenie w sumie...
w pracy też zadziwiam wszystkich, bo przeciez powinnam wyć z bólu przy wszystkich... nie potrafię tak, nie chcę, a też czasami i w ferworze pracy normalnie zapominam, że Tata umarł wydaje mi sie to tak nierealne, niemożliwe... ma wrażenie, że 10 dni kiedy był w szpitalu i umierał oraz ten okres od śmierci do pogrzebu to jeden wielki sen... czuję się jakbym oglądała film...nie potrafię nawet tego uczucia dookreślić, ale to dziwne co się ze mna dzieje:(:(
dziewczyny podpisuję się pod tym co piszecie.
W pracy jakoś się trzymam, nawet śmieję. Do czarnych ubrań dołączyłam ciemny granat, więc nie wyglądam już jak typowa "żałobnica", a jak tylko do głowy przebije mi się myśl,że Tatuś nie żyje to zaczyna mi sie ,aż słabo robić, serce bije jak szalone, czuję ,że odpływam.
Czuję tęsknotę jak za kimś kto wyjechał i już dość długo już nie wraca, czuję ochotę usłyszeć Tatę, porozmawiać, dowiedzieć jak się czuje i nagle uzmysławiam sobie,że to niemożliwe ...... i wtedy bardzo boli:(((((((((
Madziulena,
KOchana, no widzę, że nasze odczucia są niemal identyczne...
I mi sie wydaje, że Tata gdzieś po prostu wyszedł, wyjechał, jest w szpitalu...
Nie ogarniaj myśli, że Go juz nie zobaczę:(
Ja jeszcze chodzę w żałobie, chociaż myślałam, że nie będę... Mama moja mi już mówiła, że mam przestać chodzic cała na czarno... nie wiem, jakoś chyba mam jeszcze taką potrzebę, czuję się z tym lepiej, nie wiem, noszę czerń, biało - czarne. Nawet moja mama nosi jaśniejsze stroje, co wcale nie oznacza, że nie rozpacza... stroje czarne nie są wyznacznikiem, ale akurat jakoś tak jeszcze czuję sie w nich lepiej...
Katarzynka36,
oczywiście,że czerń nie jest żadnym wyznacznikiem. To symbolika. Każdy z nas czuje inaczej.
Moja mama chodzi cała na czarno, nawet po domu. Ja nigdy nie lubiłam tego koloru, miałam dosłownie dwie czarne rzeczy. Teraz dołączyłam kolor granatowy,mam też dużo szarych rzeczy, które pewnie wprowadzę,ale nie mam wewnętrznego przyzwolenia na noszenie przez rok żałoby jasnych rzeczy. To moje odczucie , a równie dobrze rozumiem osoby, które nie noszą wcale żałoby- przecież żałoba i ból są w sercu.
Katarzynka36
tak mają wrażliwi ludzie, odczuwają i bardzo przeżywają. Czasem żałuję,że nie mam serca z kamienia, wtedy życie nie przerażałoby mnie tak jak teraz,ale dzięki wrażliwości nasze serca są otwarte na świat i ludzi ,
kolory nie mają znaczenia, załoba jest i zostanie na zawsze
niedawno dopiero zaczęłam o tym rozmawiać ale tylko z bratem , bo wiem ze on rozumie
dzisiaj mija rok,
az rok a wszystko jest tak, jakby to było wczoraj
wróciło z całą mocą,ze szczegółami ktore próbowałam wyrzucić z pamięci
nie jest lepiej !
chociaz na zewnątrz jest super , ale to tylko zewnętrzna skorupa
_________________ Nawet jeśli niebo zmęczyło się błękitem, nie trać nigdy światła nadziei.
te szczegóły potrafią zabić, potrafią wytrącić z pozornej równowagi, sprawiają ,że życie staje się nieznośne. Jak cieszyć się dniem i życiem przeżywszy chorobę, cierpienie i śmierć bliskiej osoby? Kiedy Tato żył była nadzieja- dziś cierpi,ale za parę dni będzie lepiej, jeszcze się będzie uśmiechał. Teraz wiem- los był dla niego okrutny. Nie miał szans na lepiej, tak naprawdę od samego początku było coraz gorzej
Niki mocno Cię przytulam w ten ciężki dla Ciebie dzień. Minął rok dziś kończy Ci się żałoba- w takich momentach widzimy jak bardzo umowne są ramy czasowe, a powiedzenie ,że czas goi rany można wyrzucić w kąt,
dużo serdeczności dla wszystkich ze smutkiem w serduchach
Niki,
Jesteś kolejną Osoba, która potwierdza, że im dłużej to wcale mniej nie boli... nawet jest gorzej, bo tęsknota rozrywa serce:(
Łudziłam się, że może będzie mnie bolało, ale czas upływa i jest coraz gorzej. Tak jak wspomniałaś Niki - u mnie zewnętrznie wygląda to w miarę, mam czas sie wymalować, mam czas bardziej zadbać o sobie (to tez forma odstresowania się...) nawet ludzi mi gadają ( ze zdziwieniem albo może nawet ironią), że wygladam kwitnąco, no a przecież nie powinnam... Co ja mam zrobić, że teraz mogę spac spokojnie, bo wiem, że Tatko nie cierpi? płaczę, wyję, ryczę przed snem odmawiając za Niego modlitwy, a potem padam jak zabita i śpię cały noc... Wcześniej gdy Tatko umierał prawie nie spałam przez dwa tygodnie:( W przez wcześniejsze 2,5 roku chodziałam spać o 3 w nocy przeszukując codziennie internet... blada z podkrązonymi oczyma, wypadającemu tonami od stresu włosami nie wygladałam dobrze... ale teraz znaniem wielu wyglądam 'za dobrze!", bo przeciez jestem w żałobie, więc powinnam wyglądac koszmarnie:(
A jak wewnątrz? to tylko ja wiem jak boli serce... jak wpadam w panikę, gdy pojawi sie myśl, że Tatuś jednak nie żyje
Niki, wiele razy mnie wspierałaś... dziękuję za to z całego serca i zyczę Ci wiele siły, szczególnie dzisiaj, w rocznicę śmierci... Niki, masz rację tą żałobe w sercu ma sie do końca swojego życia... To rana, która nigdy sie nie zabliśni, tylko z czasem - być może - przyzwyczaimi się do tego ogromnego bólu tęsknoty....
Moja żałoba trwa już prawie 10 miesięcy. Wiem doskonale, że będzie trwać do końca mojego życia. Żałoby nie da się zamknąć w ramach czasowych. Jest to stan powracający.
Kolor nie ma znaczenia. Ja chodzę w czarnym bo moje wnętrze jest smutne i czarne. Ale to jest mój wybór i moja decyzja. Czas mija a ból pozostaje i tylko świadomość dobija stwierdzeniem- nie ma Mamy!
Niki Tobie serdecznie dziękuję za pomoc jaką mi udzieliłaś na początku mojej żałoby
Pozdrawiam Was serdecznie
Za 1, 5 miesiąca będzie rok od śmierci Taty. Tęsknię o wiele więcej niż po pogrzebie, bo wtedy to był szok, niedowierzanie...Żałoba i tęsknota nigdy nie mija......Tatusiu tak bardzo za Tobą tęsknię...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum