1. Link do strony z możliwością wsparcia forum:
https://pomagam.pl/forumdss_2020_22

2. Konta nowych użytkowników są aktywowane przez Administrację
(linki aktywacyjne nie działają) - zwykle w ciągu ok. 24 ÷ 48 h.

DUM SPIRO-SPERO Forum Onkologiczne Strona Główna

Logo Forum Onkologicznego DUM SPIRO-SPERO
Forum jest cz?ci? Fundacji Onkologicznej | przejdź do witryny Fundacji

Czat Mapa forum Formularz kontaktowyFormularz kontaktowy FAQFAQ
 SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  AlbumAlbum
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat :: Następny temat
Monika_Maria_Marika - komentarze
Autor Wiadomość
Monika_Maria_Marika 



Dołączyła: 06 Sie 2014
Posty: 175
Skąd: Cieplice
Pomogła: 58 razy

 #1  Wysłany: 2014-08-07, 07:25  Monika_Maria_Marika - komentarze


>> Komentarze dotyczą tego wątku <<

_________________
Monika -------
Gdzie jest mój Tatuś?
 
dokryma 



Dołączyła: 20 Mar 2014
Posty: 206
Skąd: Toruń
Pomogła: 82 razy

 #2  Wysłany: 2014-08-07, 08:19  


Witaj Monika_Maria_Marika

Bardzo dobrze, że do nas trafiłaś.

To może od końca, palenie nie jest wskazane w ogóle, ale na pewnym etapie choroby ani nie zaszkodzi, ani nie pomoże ...

Więc nie ma sensu męczyć Taty, robić mu wyrzutów etc., jak znacząco zmniejszy się wydolność oddechowa, sam zaprzestanie, zobaczysz.

Pisałaś, że opiekuje się Tatą dobry specjalista, bo bardzo ważne.

Napisz trochę, jeśli chcesz oczywiście, jaki jest stan ogólny Taty, jak się czuje fizycznie i psychicznie, w wątku merytorycznym wklej wyniki badań.

No i jak Tata podchodzi do swojego stanu?

Z tego co piszesz, to dzielny człowiek który już jedną "walkę" wygrał, więc zapewne tak łatwo się nie podda w kolejnej...

Podczytujesz Forum - to dobrze, każda minuta spędzona tu na pewno Tobie, Wam pomoże.

Trzymaj się.
_________________
Mamcia NDRP V 2013 do V 2014
 
Monika_Maria_Marika 



Dołączyła: 06 Sie 2014
Posty: 175
Skąd: Cieplice
Pomogła: 58 razy

 #3  Wysłany: 2014-08-08, 19:39  


Witaj. Tak bardzo, bardzo się cieszę, że odezwałaś się do mnie.

Tatuś jest osłabiony po radioterapii, stracił 10kg w ciągu miesiąca (od stwierdzenia przerzutów w mózgu), z humorem też jest różnie. Ale już wczoraj było nieco lepiej, głos raźniejszy i humor lepszy. O dziwo - Tacie poprawił humor 24-godzinny pobyt w szpitalu w CO w Warszawie i udana punkcja płuca. Tatuś bardzo lubi lekarza, który się nim opiekuje i zawsze mu się "poprawia" na jego widok. Mnie zresztą też.

Tata wie, że jest chory nieuleczalnie, ale nie dopuszczam do niego myśli, że może szybko umrzeć. Cały czas mam przy nim dobry humor i mówię, że z taką chorobą też można żyć nawet kilka lat i że w tej chorobie bardzo jest ważne pozytywne nastawienie i zawsze dobry humor. Na szczęście żaden z lekarzy nie podzielił się z nim statystykami, ale myślę, że prędzej czy później Tata się dowie, że statystyki dają mu tylko miesiące. Dlatego cały czas mu opowiadam o przeczytanych tu historiach, kiedy lekarze progonozowali komuś 3 miesiące, a on żył 1,5 roku, albo prognozowali tygodnie, a żył pół roku. A wszystko dlatego, że chory po prostu miał dobry humor, dbał o siebie i był jak najlepszej myśli.

Tatuś mieszka w Warszawie na Ursynowie, do CO ma dwa przystanki i to jest plus tej sytuacji.

Minusem jest zaś to, że ja mieszkam w Cieplicach, 500km od niego i tutaj mam pracę, męża, dzieci... Ale staram się często jeździć do Rodziców, codziennie z Nimi rozmawiam.

W lipcu byłam kilkakrotnie w Warszawie, w sierpniu też będę, jadę za tydzień. A potem we wrześniu na dłużej i tak w każdym miesiącu, ile się da. Na szczęście mam jeszcze sporo urlopu, a Szef jest wyrozumiały i rozumie sytuację.

Na początku wydawało mi się, że Tata powinien wiedzieć wszystko i że dobrze to zniesie - zważywszy, że od dawna mówił, że odchodzenie jest tak samo naturalne jak narodziny i że nie trzeba się takimi rzeczami martwić, bo stanowią naturalną kolej rzeczy. Ale obserwując Tatę i jego stres na wiadomość, że są to przerzuty, intuicyjnie postanowiłam "odroczyć wyrok" w nieokreśloną dalszą przyszłość. Nie wiem, czy to dobrze - może nie powinnam tak robić :(

Nie wiem, jak postępować - poruszam się po omacku, czasem jak słoń w składzie porcelany.

Tatuś - całe życie bardzo samodzielny, a nawet despotyczny - nie może znieść mojej troskliwości i opieki. Tak łatwo go urazić :(

Nie wiem co dalej - co robić, jak pogodzić obowiązki codzienne i naturalną chęć przebywania z Tatą - pogodzenie tego bardzo utrudnia 500 kilometrowa odległość.

No dobrze, nie marudzę już więcej. Bardzo przepraszam. Rozgadałam się.
Pozdrawiam serdecznie - Monika
 
Ptaszenio 
PRZYJACIEL Forum


Dołączyła: 18 Kwi 2014
Posty: 1239
Skąd: Wrocław
Pomogła: 277 razy

 #4  Wysłany: 2014-08-08, 20:06  


Monika, nie przepraszaj. Po to jest wątek kciukowy, żebyś wyrzucała z siebie takie emocje. Myślę, że tata ze swoim racjonalnym podejściem do życia i smierci nie tyle boi się końca, co cierpienia. Powtarzaj mu, że obecnie ból można skutecznie łagodzić. Trzymajcie się :)
 
dokryma 



Dołączyła: 20 Mar 2014
Posty: 206
Skąd: Toruń
Pomogła: 82 razy

 #5  Wysłany: 2014-08-11, 08:20  


Jasne, że tu możesz pisać ile chcesz, po to jest ten wątek.

Absolutnie zgadzam się z Ptaszenio , że Tata raczej zdaje sobie sprawę ze swojego stanu, a jeśli nie ze stanu, to z tego, że należy się pogodzić z tym co nieuchronne ...

Choroba - zawsze jest zaskoczeniem i dla pacjenta i dla rodziny, zwłaszcza ta, z którą zmagają się tu wszyscy ...
Dlatego nie Ty jedna masz wrażenie błądzenia po omacku i bycia "słoniem w składzie ..." większość z nas zapewne jak zaczynała, czuła się podobnie...

Tym bardziej, trzeba być wsparciem, ale też tego wsparcia oczekiwać, po to my jesteśmy.

Ty znasz Tatę najlepiej i wiesz, ile chciałby wiedzieć ...
Myślę, że nic na siłę, wyczujesz moment, albo i nie będziesz miała szansy ( tak było u nas ), a jeśli nie, to trudno, trzeba zostawić sprawy własnemu biegowi.

Jedyne co można zrobić na pewno, to samemu przygotować się jak najlepiej do walki z trudnym przeciwnikiem, jakim jest rak, tak, aby zapewnić choremu maksimum pomocy, komfortu zarówno fizycznego, jak i psychicznego, i po prostu być przy nim.

Jest jedna rzecz w tej chorobie - tu sobie pozwolę na wyrażenie osobistej opinii - niestety nie mogę znaleźć odpowiedniego określenia - więc określę to mianem "pozytywnej"w tym całym nieszczęściu - która pozwala nam, rodzinom i nierzadko chorym, na poświęcenie czasu - tego darowanego - na załatwienie ważnych spraw, pogodzenie się ze zwaśnionymi, na refleksje, na uczucia, na słowa które może nigdy nie zostałyby powiedziane, usłyszane .... etc.
Tego nie mają Ci, po których śmierć przyszła nagle ...
I tylko od nas zależy jak ten czas wykorzystamy.

I pamiętaj o tym co pisała Ptaszenio żadnego bólu, w chorobie.

Życzę Tobie i Twojej rodzinie dużo siły i cierpliwości, przed Wami trudny okres.
Trzymajcie się.
_________________
Mamcia NDRP V 2013 do V 2014
 
Monika_Maria_Marika 



Dołączyła: 06 Sie 2014
Posty: 175
Skąd: Cieplice
Pomogła: 58 razy

 #6  Wysłany: 2014-08-12, 20:21  


Chce się wyć.
Dziś byłam w sklepie i nagle wszystko mnie zaczęło denerwować, myślałam, że wyjmę coś w wózka i zacznę tym walić wszystkich dookoła.

W pracy nie mogę się zebrać, skupić, nagle zaczynam się trząść i każdy dźwięk wydaje mi się zbyt głośny - rani mi coś tam głęboko, w srodku ucha.

Dlaczego nie mogę pomóc?
Dlaczego nie mogę być w Warszawie z Tatą cały czas?
To straszne, ale czasem mam wrażenie, że łatwiej byłoby mi to znieść, gdyby Tata dalej pił, awanturował się, był agresywny. Teraz jest biednym, wychudzonym, przerażonym cżłowiekiem, łagodnymi i dobrym, który wszędzie szuka nadziei na dłuższe życie. I dlatego to jest takie straszne. Nie do wytrzymania.

Chciałabym umrzeć razem z nim. Wiem, że to głupie i straszne, ale tak czuję. Może wtedy byłoby mu łatwiej, mniej by się bał, gdybym cały czas była z nim, poszła z nim razem na drugą stronę.
_________________
Monika -------
Gdzie jest mój Tatuś?
 
jolapol 


Dołączyła: 25 Lip 2012
Posty: 272
Pomogła: 69 razy

 #7  Wysłany: 2014-08-12, 22:13  


W rozsypce troszkę jesteś. To normalne. Złość się, płacz, jeśli możesz- rozmawiaj z mężem. Niestety, musisz przejść przez ten etap. Będziesz wściekła, wściekła na siebie, ale- pomysł zdrowo rozsądkowo- jak niby mogłaś zaradzić tej podstępnej chorobie?? Nie ma twojej winy w tym , ze tata choruje i nie ma twojej winy w tym , że mieszkasz z rodziną daleko. Nie rób sobie wyrzutów! jedyne co możesz, to zaakceptować to ,co was spotkało. Przecież nie ma tu grzechu "zaniechania". Troszcz się też o siebie. I pogódź się z tym, czego zmienić nie możesz.
 
dokryma 



Dołączyła: 20 Mar 2014
Posty: 206
Skąd: Toruń
Pomogła: 82 razy

 #8  Wysłany: 2014-08-13, 08:20  


Monia :tull:

Pamiętaj, po to jest to Forum, żeby pomagać, wspierać, zarówno w tej najważniejszej kwestii merytorycznej, bo niestety tak często brakuje odpowiedniego kontaktu lekarz-pacjent-rodzina i tych ważnych informacji, interpretacji wyników badań, rokowania etc.
Ale jest również po to, by wspierać w nie mniejszym stopniu w sensie "duchowym", psychicznym, wspierać, dodać otuchy, zwyczajnie stworzyć możliwość do wygadania się.
Bardzo często jest tak, jak to było w moim przypadku, że chciałabym się w jakiś minimalny choć sposób odwdzięczyć za otrzymaną pomoc i mimo tego, że nie udało się mojej Mamci i nam wygrać z "paskudem", to zostałam, by wspierać innych, zdobywać cenne informacje na "wszelką ewentualność" .... i polecam każdemu, żeby został, nie rezygnował nawet po przegranej walce.

Monika_Maria_Marika napisał/a:

Teraz jest biednym, wychudzonym, przerażonym cżłowiekiem, łagodnymi i dobrym, który wszędzie szuka nadziei na dłuższe życie. I dlatego to jest takie straszne. Nie do wytrzymania.


Miałam to samo, to normalne, zwłaszcza jeżeli chory,"przed" był silnym, niezależnym, twardym człowiekiem - jak np. moja Mamcia. Też serce mi pękało na milion kawałków jak ją widziałam w terminalnym stadium choroby.
Nic nie poradzisz, i wbrew pozorom ( czytałam w głównym ) nie mniej wyrzutów, że się uśmiechasz, że normalnie rozmawiasz z ludźmi ... ładujesz sobie w ten sposób sama akumulatory!
Wiem, że to trudne, jeśli nie może się być przez cały czas przy ukochanej osobie, ja na szczęście nie wiem, nie doświadczyłam, miałam możliwość wciąż być blisko i nawet mogłam Mamcię odprowadzić, a z drugiej strony odebrał ją mój Dziadziuś - jej Tata.

Monika_Maria_Marika napisał/a:
Chciałabym umrzeć razem z nim. Wiem, że to głupie i straszne, ale tak czuję. Może wtedy byłoby mu łatwiej, mniej by się bał, gdybym cały czas była z nim, poszła z nim razem na drugą stronę.


Nie, tak nie da rady.
Ale jestem pewna, że tak jak po moją Mamę, przyszedł bliski jej sercu człowiek, tak po Twojego Tatę, też ktoś bliski przyjdzie, jak już będzie pora.

A na razie, wspieraj Tatę tak jak możesz i sytuacja Ci na to pozwala.

Trzymaj się dzielnie.
_________________
Mamcia NDRP V 2013 do V 2014
 
Monika_Maria_Marika 



Dołączyła: 06 Sie 2014
Posty: 175
Skąd: Cieplice
Pomogła: 58 razy

 #9  Wysłany: 2014-09-08, 18:14  


Dziś doła mam totalnego.

Tatuś czuje się gorzej, tzn. nie boli go nic prócz nóg, ale mózg odmawia mu współpracy. Jest coraz gorzej z pamięcią, z logiką, jednocześnie gdzieś chce iść, trochę jakby był w fazie maniakalnej. Przyspieszyłam swój przyjazd do Rodziców - jadę w czwartek.

Drugi cios trafił mnie w pracy. Rozmawiałam swego czasu z szefem, że kiedy się zrobi naprawdę źle, na terminalną fazę choroby i odchodzenie Taty wezmę miesięczny urlop bezpłatny. I wydawało mi się, że się zgodził.

A dziś się dowiedziałam, że się na miesięczny urlop bezpłatny nie umawialiśmy. Czuję się ogłuszona, tak, jakby osunęło się coś pode mną. Perspektywa tego urlopu dawała mi poczucie wzglednego bezpieczeństwa i oparcie - że wokół mnie są dobrzy ludzie, że wspaniale trafiłam pod każdym względem, że zawsze mogę liczyć na życzliwość i pomoc. A teraz nie wiem, jak to się skończy i co mam robić.

A najgorsze jest to, że mam wrażenie, że to ja zawiniłam i zawiodłam z każdej strony, że jestem jednocześnie wyrodną córką, bo nie jestem z Tatą, kiedy mnie potrzebuje i jednocześnie wyrodnym pracownikiem, bo działam na niekorzyść firmy i szefa, chcąc wziąć miesięczny urlop, kiedy powinnam pracować :(
_________________
Monika -------
Gdzie jest mój Tatuś?
 
dokryma 



Dołączyła: 20 Mar 2014
Posty: 206
Skąd: Toruń
Pomogła: 82 razy

 #10  Wysłany: 2014-09-09, 08:45  


:tull: cóż można Ci mądrego powiedzieć, czego byś sama nie wiedziała ....

Nasuwa się tylko jedno stwierdzenie - albo dwa :
"samo życie"i " life is brutal..."

Można Cię tylko wspierać myślami (chociaż).

Ale nie wolno Ci myśleć, że jesteś ani wyrodną córką - bo nie możemy przewidzieć przyszłości i tego kto, kiedy i na co zachoruje etc. ....

Ani w pracownikiem, bo czytając powyższe, nie jesteśmy w stanie czasami normalnie, wydajnie pracować.
Nie jesteśmy robotami ....

Pamiętaj, Tata jest w tym wszystkim najważniejszy i jego walka, więc jeśli przyjdzie Ci stanąć przed dylematem ( oby nie ) praca, czy Tata ? To chyba będziesz wiedziała co wybrać.

Trzymaj się, i postaraj się odegnać te straszne myśli.

Ps. Zawsze możesz zapytać pracodawcę czy lepsze jest zwolnienie lekarskie w takiej sytuacji ?! ( to zależy od tego, na ile możesz sobie wobec niego pozwolić ).

Powodzenia.
_________________
Mamcia NDRP V 2013 do V 2014
 
misiak 


Dołączyła: 16 Lis 2012
Posty: 770
Pomogła: 96 razy

 #11  Wysłany: 2014-09-10, 12:23  


Jesteś wspaniałą osobą i w to musisz uwierzyc, choc wiem z dośwaidczenia, ze to trudne.
Zycie jest skomplikowane, są chwile radości i płaczu. I nic dziwnego, ze masz doła.
Nie jesteś sama, bo ja też mam życie skomplikowane. Czasami zadaję sobie pytanie -czy kiedyś nadejdzie dzień, ze powiem"jestem szczęśliwa", tak w 100%.
Zapomnialam juz od dawna jak to sie żyje -czyli, wyjść gdzieś choc na glupie lody. Mózg przestaje chyba mysleć i pora na jego urlop, tylko jak tu to zrobić? Właśnie urlop sie skończył , a mózg nadal przemęczony :uuu: .
Pozdrawiam.
_________________
http://www.forum-onkologi...t976.htm#217751
 
Monika_Maria_Marika 



Dołączyła: 06 Sie 2014
Posty: 175
Skąd: Cieplice
Pomogła: 58 razy

 #12  Wysłany: 2014-09-10, 18:19  


Bardzo, bardzo Wam dziękuję. Jesteście mądre, współczujące i bardzo pomocne. Jeszcze raz dziękuję i życzę Wam dużo siły i szczęścia w życiu.
_________________
Monika -------
Gdzie jest mój Tatuś?
 
dokryma 



Dołączyła: 20 Mar 2014
Posty: 206
Skąd: Toruń
Pomogła: 82 razy

 #13  Wysłany: 2014-09-11, 08:28  


:tull: Dzięki za miłe słowa. Dla Ciebie _littleflower_

Dasz radę Kochana, będziemy Cię wspierać myślami.

A póki co, ciesz się każdą chwilą, każdym lepszym dniem Taty ...

W ogóle trzeba się cieszyć z każdej, nawet najdrobniejszej rzeczy, każdego miłego gestu, uśmiechu obcej osoby ...

Bo przecież ŻYCIE składa się właśnie z takich setek małych kawałków tworzących mozaikę dnia codziennego....

posłuchaj :

http://www.youtube.com/watch?v=iCdWN4mqKps

Trzymaj się.
_________________
Mamcia NDRP V 2013 do V 2014
 
dokryma 



Dołączyła: 20 Mar 2014
Posty: 206
Skąd: Toruń
Pomogła: 82 razy

 #14  Wysłany: 2014-09-17, 14:10  


Poproś o przeniesienie ostatnich postów do wątku kciukowego, wystarczy umieścić w wątku taką informację.

Co do reszty .... to podtrzymuję moje poprzednie wypowiedzi, dot. tego, że musisz przede wszystkim sobie pomóc.

Czasami ( jak mawiała moja Mamcia ) "dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane" ... Ty chcesz dobrze, ale nie zawsze dobrze wychodzi.

Fakt jest taki, że obcujesz z (podobno) dorosłymi osobami, w pełni władz umysłowych (mniemam że tak) i NIE możesz brać za ich postępowanie i działania odpowiedzialności.

Drugim faktem jest zarazem to, że choroba w rodzinie - nawet w najbardziej zgodnej, kochającej, potrafi siać spustoszenie, bo nie umiemy, nie wszyscy umieją sobie z nią radzić, a co dopiero w sytuacji kiedy delikatnie mówiąc sytuacja rodzinna - pozostawia jakieś niedociągnięcia.

Zadbaj o siebie, i chociaż to bardzo przykre, trudne dla Ciebie - to postaraj się jednk nie brać tak wszystkiego do siebie.

I pomyśl o specjaliście, zapytaj w Hospicjum, tam zawsze jest psycholog. Podpowie, pomoże.

Trzymaj się.
_________________
Mamcia NDRP V 2013 do V 2014
 
mufaso83 



Dołączyła: 09 Sty 2013
Posty: 722
Pomogła: 110 razy

 #15  Wysłany: 2014-09-19, 20:20  


bardzo Ci współczuje
jesteśmy w podobnej sytuacji, też ja mam wszystko na głowie, chorobę mamy, ojca, utrzymanie swojego i Jej domu, bo tam brat 40 letni na garnuszku chorej mamy. do tego noworodek....
rozumiem rozdarcie, tą cholerną niemoc i wszystkie te negatywne uczucia, które masz ochotę wykrzyczeć, ale czasami aż brakuje słów....
rozumiem i wspieram
_________________
Omnia tempus habent
Mamcia 03.07.1955 - 14.12.2015
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  


logo

Statystki wizyt z innych stron
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group