Krew mnie zaraz zaleje!
No na serio temu mojemu tacie to tylko na dupsko przyłożyć!!!
Dziś nie wiedział czy go zatrzymają jeszcze czy nie.
Przed 14 okazało się, że jednak zostanie - lekarka mu powiedziała, że jeszcze parę dni powinien pozostać, bo badania chcą wykonać.
A on mi tu przez telefon - że już ma dosyć, że cukier znowu mu badają a to przez sterydy mu na pewno rośnie, że chcą znowu dawać inhalacje a przez to krwioplucie wraca, że lekarka nic nie wie, a on jak go nie wypuszczą to w poniedziałek na własną odpowiedzialność wyjdzie!!!!!!!!!!
No więc tłumaczę mu, że tak trzeba, że jak chcą go zatrzymać jeszcze to pewnie powód mają, że dobrze, że chcą przebadać, upewnić się itp - jak do ściany...
Mam nadzieję, że pomarudzi, powyzywa i ulegnie.
Ja rozumiem, że ma dość, że chce do domu, ale niech sobie zda sprawę, że nie jest chory na przeziębienie.
Jadę do taty po 16, porozmawiam z nim.
On faktycznie nie jest świadomy chyba tego wszystkiego co się dzieje.
Tak myślę ,że powinnam trochę bardziej odkryć przed nim co z tym jego stanem, tylko czy:
-wtedy przemyśli wszystko i zrozumie, że to dla jego dobra, że musi walczyć i pozostać w szpitalu ile będzie trzeba
czy:
-zamknie się w sobie i już mu będzie w ogóle wszystko jedno.
No tak się zdenerwowałam...
A syn dwa dni praktycznie przespał, ale od dziś już nie gorączkuje i widać ,że już o wiele lepiej.
Jusia, spokojnie.
Primo po pierwsze: moze mozesz Tate zabrac na przpustke na weekend?
Secundo: czasem takie marudzenie jest wynikiem bezsilnosci. Twoj Tatus ma tak niewielki wplyw na to co dzieje, ze czasem taki bunt, ktory pozwala na ulude kontrolowania sytuacji jest najzwyczajniej krzykiem desperacji...ktory trzeba zrozumiec. Wiec pogadaj z Tatkiem, i ulagodz troche: daj mu moze pomyslec przez weekend, wez pod rozwage jego zdanie. I wpieraj go w tym. Jesli zdecyduje, ze nie chce dluzej lezec w szpitalu i podtrzyma ta decyzje - uszanuj ja. Wiem, ze byloby lepiej, zeby tam zostal, byl pod opieka i nadzorem...
_________________ Niemożliwość jest opinią. Możliwość jest stanem ducha.
Ja rozumiem doskonale tatę, jego bunt.
Zbyt wiele nerwów mnie kosztowało patrzenie na niego jak krwotoki ma, jak ledwo 2 kroki mógł przejść, jak trzęsie go gorączka.
Musi przyznać, że widzi teraz poprawę, nie robią mu żadnych zbędnych badań - to ratuje mu życie, daje chociaż szansę na jeszcze ciut czasu.
Wiem, że to on jest chory, to jego życie, jego decyzja, ale ja też to przeżywam i nie poddam się, będę walczyć - jeśli trzeba będzie to podwójnie!
Już wszystko jasne.
Tata, delikatnie mówiąc, zdenerwował się, że non stop ma tam zmianę lekarzy prowadzących.
I jak wrócił znowu na pulmonologię, to lekarka pomyliła go z inną osobą, mówiła do niego tak jakby nie miała pojęcia co mu robili za zabieg... .
Już mu trochę przeszło, powiedział, że jakoś da radę tam jeszcze trochę pobyć.
Dziś nie złapałam lekarza, mam nadzieję, że jutro mi się uda.
Nie wiem co się tam dzieje z tymi lekarzami. Decyzje zmieniają co pięć minut. Myślałam że tylko szwagrowi ale siostra mówiła że facet obok nie dostał chemii i powiedzieli mu że do domu. Ubrał się spakował czekał godzinę za papierami a tu nagle przychodzi lekarz i mówi że pędem do łóżka bo zaraz dostanie chemię.
Siostra potrzebowała na pewnym dokumencie potwierdzenie przez lekarza że jest chory na raka. Napisał na nim 2 zdania a zajeło mu to 2 godz(wspomnę tylko że juz drugi raz prosiła o jego wypisanie a on powiedział za pierwszym razem że tego nie wypisze).Stała pod drzwiami i jak je otwierali to widziała jak siedzą i piją kawę.A potem przyszedł przeprosić szwagra że tak się zachował w stosunku do żony ale nie wie gdzie ma "pierwsze wsadzić ręce".
MaFi, ja powiedziałam tacie, że wiem, że to bardzo frustrujące, bo chodzi o najważniejsze sprawy, ale z drugiej strony nie dziwię się lekarzom.W szpitalu jest duży ruch pacjentów.
Ja wiele razy wchodziłam do pokoju lekarskiego i mówiąc szczerze najczęściej widziałam ich ciągłą pracę.
I prawdą pewnie też jest,że "nie mają gdzie rąk wsadzić", bo każdy pacjent jest ważny, każdy chce się czegoś dowiedzieć.
Tylko, że nie jest fajnie jak lekarz nie ma czasu dla pacjenta, jak nie ma czasu na porządną rozmowę.
Ale takie są przykre realia...
No właśnie....słowa z nim nie zamienili a byli tam 5 godzin ciągle ich zbywał.Smutne to...
A z drugiej strony to oni muszą się nauczyć że jak ich wypchną drzwiami to trzeba wejść oknem albo nawet kominem(napisałam to jak Viola Kubasińska z BrzydUli).
Tak jak napisała jusia ,lekarze nie maja zbyt wiele czasu dla pacjenta choc moze i by chcieli (moze nie wszyscy )ale maja pewne limity i ograniczenia ktorych nie sa w stanie przeskoczyc aczkolwiek kazdy z nas jest sflustrowany ta obojetnoscia i niejednokrotnie mamy żal czasami jednak trzeba przygryzc jezyk ......
Niestety
A najgorsze jest to,że lekarze udzielają informacji najbliższym w biegu, często na korytarzu.Pewnie też macie takie doświadczenia.
Mojemu tacie,że ma raka lekarz powiedział przy wszystkich pacjentach na sali i przy mojej mamie,klepiąc tatę po ramieniu!
Gdy się o tym dowiedziałam zwróciłam temu lekarzowi uwagę,że takie wiadomości przekazuje się pacjentowi w gabinecie lekarskim i być może w obecności psychologa.On zmieszał się i mi na to powiedział,że widzi,iż mi przydałby się psycholog(widział,że byłam zdenerwowana)
Tak jak już wcześniej pisałam dla mnie zawód lekarza jest swoista misją i takie traktowanie pacjentów jest niedopuszczalne.
Życzę Jusiu, by tata spotkał się z życzliwością lekarzy w czasie pobytu w szpitalu.
Pozdrawiam serdecznie.
Jusia nie dziwie sie ze tata się denerwuje, bo w niektórych szpitalach traktują człowieka jak "przedmiot" delikatnie mówiąc. Ale dobrze ze ochłonął i zgodził sie zostac.
_________________ Są chwile, by działać i takie, kiedy należy pogodzić się z tym, co przynosi los. /Coelho Paulo/
Jusia napisz proszę co u Tatki?? Niby brak wiadomości to dobre wiadomości, ale wolę jak tu zaglądasz. Kochanie kiedyś ktoś napisał mi, że kłótnie (takie droczenie się) dobrze działają na dwie strony, i ja w to wierze, wiem że dla nas (rodziny) to ciężkie ale skoro osobie chorej ma ulżyć to niech po urąga i niech po nas jeżdżą ile wlezie..
Cała z Tobą M.
Tatko czuje się dobrze - o ile to tak można napisać.
Dają mu antybiotyki, leki przeciwzakrzepowe, na cukier, na sen co nie pomagają.
Dziś będę rozmawiała z lekarzem (mam taką nadzieję), to może czegoś konkretnego się dowiem w sprawie jeszcze jakiś badań i ich planów.
A tak w ogóle to dziś są urodzinki mojego tatusia - kończy 57 latek... więc mam nadzieję, takie moje małe życzenie dla Niego, że jeszcze z nami zostanie dłuższy czas!!
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum