1. Link do strony z możliwością wsparcia forum:
https://pomagam.pl/forumdss_2020_22

2. Konta nowych użytkowników są aktywowane przez Administrację
(linki aktywacyjne nie działają) - zwykle w ciągu ok. 24 ÷ 48 h.

DUM SPIRO-SPERO Forum Onkologiczne Strona Główna

Logo Forum Onkologicznego DUM SPIRO-SPERO
Forum jest cz?ci? Fundacji Onkologicznej | przejdź do witryny Fundacji

Czat Mapa forum Formularz kontaktowyFormularz kontaktowy FAQFAQ
 SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  AlbumAlbum
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat :: Następny temat
Dieta
Autor Wiadomość
Yang 


Dołączył: 09 Sie 2009
Posty: 5

 #1  Wysłany: 2009-08-10, 00:10  Dieta


Wybaczcie że się trochę wtrące, ale ostatnio zacząłem szukać informacji na temat raka, oraz możliwych form walki z nim (chora kuzynka). Z tego co się dowiedziałem, powstaniu raka można zapobiec dzięki właściwej diecie. Niestety w obecnych czasach ta właściwa, czysto ekologiczna dieta w dużej mierze warzywno owocowa, po prostu jest niedostępna lub ciężko dostępna i wyjątkowo droga. Jednak trzeba by poczynić szczególne starania by w sytuacji zachorowania na raka spożywać brokuły. Otóż liczne niezależne badania udowadniają skuteczność brokuł w przeciwdziałaniu jak i leczeniu raka. Szczególnie jest to potrzebne w przypadku chemioterapii, ponieważ brokuły spożywane w dużej ilości poprawiają skuteczność chemioterapii oraz zmniejszają jej toksyczność. Trochę informacji można znaleźć pod tym linkiem:
http://www.roik.pl/brokul...-przeciwrakowe/
http://www.biotechnolog.pl/news-194.htm
Jednym z kolejnych badań jest również zwiększenie skuteczności chemio i radio terapi w przypadku raka trzustki, czyli zastosowanie resveratrolu, czyli bioflawonoidu występującego w ciemnych winogronach, oraz robionych z nich winach
http://www.proekologia.pl...p?content.17973
Dostępne są również suplementy diety w postaci pigułek, jednak z powodów które niżej opisałem, śmiem wątpić w skuteczność syntetycznych produktów.

Zaś co do samego żywienia warto zapoznać się z tymi informacjami:
http://www.ochoroba.pl/ar...ia-przed-rakiem
Jednak to są wciąż uproszczone informacje, które nie zagłębiły się w sedno problemu. Otóż najczęstszą przyczyną chorób cywilizacyjnych są wolne rodniki tlenowe. Te zaś są eliminowane z naszego organizmu przez przeciwutleniacze (antyoxydanty z ang). Do najskuteczniejszych przeciwutleniaczy zaliczamy bioflawonoidy, oraz w kolejności wit C i E. Niestety ta wiedza chociaż już dawno odkryta i udowodniona wciąż nie dociera do świadomości większości lekarzy i dlatego wciąż nie potrafią pomóc skutecznie opierając się wyłącznie na informacjach które zdobyli na studiach medycznych.

Chciał bym poruszyć jeszcze jedną kwestie, otóż źródło pochodzenia substancji. Spotkałem się z wynikami badań, gdzie podawano pacjętom serwatkę jako źródło witaminy E i odnotowano znaczną poprawę stanu pacjętów z rakiem jelita grubego. Natomiast w innym badaniu pacjętom którzy dostawali syntetyczną witamine E zwiększyło się zachorowanie na raka aż o 28%. Wobec tego zamiast nam pomagać taka witamina zaszkodziła. Nie wiem jak jest z innymi witaminami, jednak z całą pewnością jeśli mamy wybierać między orginalnymi, czyli naturalnymi, a podróbkami, czyli syntetycznymi, to lepiej jest dostarczać organizmowi tych naturalnych.

A jeszcze jedna bardzo istotna informacja, na podstawie badań węgierskich uczonych okazało się że bioflawonoidy są substancjami zawartymi wyłącznie w organizmach roślinnych i tracą swoje właściwości poddane temperaturze poniżej 0 stopni i powyżej 40 stopni (czyli jak większość organizmów żywych). Wobec tego, jeśli ktoś je ważywa mrożonki, lub kompociki to z pewnością od tego mu się nie polepszy. Jednak jeśli zacznie spożywać surowe i najlepiej ekologiczne ważywa (z tego co się orientuje np brokuły można gotować na parze do 5 minut by zachować ich właściwości) i owoce (owoce najlepiej ciemne, np ciemne winogrono) to może liczyć na odczówalną poprawę ogólnego stanu zdrowia.

Warto również zapoznać się z dietą dr'a Gersona, która już w 1928 miała pierwszy udokumentowany przypadek wyleczenia zdiagnozowanego raka. Niestety metoda pomimo fenomenalnych efektów, oraz pełnej dokumentacji potwierdzającej skuteczność, została zabroniona w USA a twórca zginął w niewyjaśnionych okolicznościach. Całe szczęście nadal jest stosowana w meksyku i liczba osób wyleczonych nadal rośnie w tysiącach. A w sumie ogranicza się głównie do żywienia pacjęta owocami i ważywami (9 kg dziennie), oraz oczyszczaniem organizmu z toksyn i uzupełnianiu diety w niezbędne minerały.

Wybaczcie że się trochę rozpisałem, ale jest taki ogrom wiedzy jaka jest do przekazania. Wiedzy którą powinien zdobyć każdy by nie tylko mógł pomóc chorym w rodzinie, ale by samemu nie musieć borykać się z chorobą. Swoją drogą chciał bym polecić rewelacyjną książke Le Cren Frederic'a "Przeciwutleniacze. Rewolucja w medycynie XXI wieku" która zmienia radykalnie nasze podejście do chorób cywilizacyjnych, czyli również i do raka.

Mam nadzieje że trochę pomogłem niektórym osobom i zainspirowałem Was do samodzielnego poszukiwania wiedzy, a nie składanie losu swojego i swoich bliski na barki niewiedzy ludzi którzy każą na siebie nazywać lekarzami. Całe szczęście istnieją również lekarze z powołania, świadomi swojej niewiedzy i również poszukujący nowych nowatorskich rozwiązań, byle lepiej pomagać swoim pacjętom, a nie swoim kontom bankowym.

PS Natura zadbała byśmy żyli 120-140 lat w zdrowiu. Że tak nie jest to jest wyłącznie nasza wina.[/i]
 
rakar 



Dołączył: 27 Sty 2009
Posty: 119
Skąd: OLSZTYN
Pomógł: 11 razy

 #2  Wysłany: 2009-08-10, 15:38  


Człowieku, spadłeś mi z nieba. Będę uzdrowiony, i moja rodzinka i rodzinka rodzinki. Co , mi tam lekarze, na czym oni się znają. A tu proszę, brokuły będę wp****ł i będzie ok. Koniec z płaceniem składek zdrowotnych i chorobowych. Około 250,- zł miesięcznie przeznaczę na brokuły, i żadna cholera rakowa mnie nie weźmie.

Rzecz w tym, że przed stwierdzonym u mnie rakiem, spożywałem codziennie brokuły, bo odchudzałem się i były one częścią mojej diety, a i tak ten franc mnie dopadł. A za czasów młodości odżywiałem się wręcz książkowo, bo na wsi spożywało się tylko swoje produkty, produkowane na naturalnym nawozie, a mięso wieprzowe było 2x w roku (na Wielkanoc i B. Narodzenie) a resztą mięsa pozostawało na omastę.Natomiast w niedzielę zdrowego kuraka matka podawała, który przedtem biegał po podwórku, właściwie gdzie chciał, jeśli go jastrząb albo lis nie upolował.. No i ciężko się pracowało.

Człowiecze, chyba Cię z forum Prosalute pogonili i tutaj piszesz. Gdybyś więcej poczytał, porozmawiał z lekarzami, to wiedziałbyś, że jest szereg produktów równie zdrowych jak brokuły. Ale Tobie chodzi o Gersona.

Nim zaczniesz tu pisać, poczytaj inne posty o leczeniu na tym forum, a myślę, że już więcej z takimi rewelacjami nie wyskoczysz.
W końcu nie muszę czytać i nie gadać, może innym te wiadomości są przydatne.

_________________
www.rak-prostaty.pl
 
nena 


Dołączyła: 04 Mar 2009
Posty: 36
Pomogła: 3 razy

 #3  Wysłany: 2009-08-10, 19:17  Brokulki


Rakar- masz duzo racji w tym o piszesz, chce tylko troszke dodac od siebie.

Wspomniane brokuly- oslawione, zdrowe itd a tak do konca nie jest.
1.sa w nich(jak zreszta we wszystkich warzywach) pozostalosci pestycydow i innych srodkow ochrony. Wartosci te sa/powinny byc sprawdzane-jednak zdarzaja sie przekroczenia(wynikajace np z nie dotrzymywania kwarantanny czy zbyt wysokih dawek nawozow)
2. modyfikowane genetycznie- spor o wplyw na organizm czlowieka trwa a my to wcinamy az milo.

ps. malo kto zdaje sobie sprawez tego, ze zakazane kiedys chemiczne srodki ochrony roslin jakims dziwnym cudem szkodliwe byc przestaly i wracaja. Przykre jest niestety to, ze nie ma odwrotu, bez chemii nie urosnie juz nic.
 
Yang 


Dołączył: 09 Sie 2009
Posty: 5

 #4  Wysłany: 2009-08-10, 21:07  


rakar napisał/a:
[b]Człowieku, spadłeś mi z nieba. Będę uzdrowiony, i moja rodzinka i rodzinka rodzinki. Co , mi tam lekarze, na czym oni się znają. A tu proszę, brokuły będę wp****ł i będzie ok. Koniec z płaceniem składek zdrowotnych i chorobowych. Około 250,- zł miesięcznie przeznaczę na brokuły, i żadna cholera rakowa mnie nie weźmie.

Cieszę się że jest jeszcze w tobie tyle energii że aż tryskasz sarkazmem.
Niestety czytanie ze zrozumieniem jest bardzo trudną sztuką. Postaram się wyjaśnić to w prostrzych słowach.
Brokuły mają składniki które posiadają właściwości podobne do działania niektórych środków chemioterapełtycznych. Więc kiedy rak jest już obecny i niezbędna jest chemioterapia to brokuły wspomagają ją, jak również zmniejszają jej toksyczność dla organizmu. Wobec tego nieporządane skutki uboczne chemioterapii są słabsze oraz mniej liczne. Jednak nadal ta chemioterapia jest niezbędna by organizm mógł sobie poradzić z tak zaawansowanym stadium.

rakar napisał/a:
Rzecz w tym, że przed stwierdzonym u mnie rakiem, spożywałem codziennie brokuły, bo odchudzałem się i były one częścią mojej diety, a i tak ten franc mnie dopadł. A za czasów młodości odżywiałem się wręcz książkowo, bo na wsi spożywało się tylko swoje produkty, produkowane na naturalnym nawozie, a mięso wieprzowe było 2x w roku (na Wielkanoc i B. Narodzenie) a resztą mięsa pozostawało na omastę.Natomiast w niedzielę zdrowego kuraka matka podawała, który przedtem biegał po podwórku, właściwie gdzie chciał, jeśli go jastrząb albo lis nie upolował.. No i ciężko się pracowało.

Rzecz w tym, że nie powiedziałeś jak duży udział w twojej diecie miały te brokuły, ile kg dziennie ich zjadałeś, w jakiej postaci, z jakiego źródła są to brokuły, oraz co stanowiło resztę twojej diety. Kolejna sprawa mówisz "za młodu" ile to lat temu było? Może 2 lata a może 50? Kolejna sprawa to jak długo byłeś na diecie "brokułowej" zanim stwierdzono raka? W jakim stadium tego raka stwierdzono? Jak szybko się rozwija?
Może było tak, że dieta była nafaszerowana chemikaliami, np takie owoce i warzywka z supermarketu? Albo hodowane w hydrouprawie? A może brokuły były gotowane i to w śladowych ilościach? A może nowotwór już był wysoko rozwnięty zanim w ogóle zacząłeś spożywać brokuły?
Jak widać zbyt wiele jest tych niewiadomych. Dlatego robi się badania laboratoryjne i kliniczne by wyeliminować tego typu niewiadome i wykazać właściwość konkretnych czynników.
Kolejna sprawa to to, że same brokuły cudów nie zdziałają. Tak samo nie można dostarczać organizmowi wyłącznie witaminy C, chociaż ma bardzo pozytywny wpływ na organizm. Dieta musi być zróżnicowana i starannie dobrana do potrzeb, a potrzeby naszych organizmów, szczególnie chorych są olbrzymie.

rakar napisał/a:
Człowiecze, chyba Cię z forum Prosalute pogonili i tutaj piszesz. Gdybyś więcej poczytał, porozmawiał z lekarzami, to wiedziałbyś, że jest szereg produktów równie zdrowych jak brokuły. Ale Tobie chodzi o Gersona.

Lista produktów zdrowych jest bardzo długa, jednak każdy związek ma trochę inne właściwości. Pierwszy post był napisany w temacie o chemioterapii i dlatego też skupiłem się na samej chemii. Dlatego brokuły i ciemne winogrono są najdostępniejszymi i naskuteczniejszymi roślinami w których możemy znaleźć zbawienne efekty przy chemii.
Jeśli zaś chodzi o zdanie na temat dr Gersona (człowieka który nie zrażał się opiniami lekarzy tylko szukał rozwiązania), to nie rozumiem jego wymowy. Może rozwiniesz tą kwestie?

rakar napisał/a:
Nim zaczniesz tu pisać, poczytaj inne posty o leczeniu na tym forum, a myślę, że już więcej z takimi rewelacjami nie wyskoczysz.
W końcu nie muszę czytać i nie gadać, może innym te wiadomości są przydatne.

Jeśli bym uważał że właśnie te wiadomości by nie były innym przydatne to bym nie poświęcał swojego czasu na dzielenie się informacjami z innymi. Całe szczęście wiekszość ludzi słucha/czyta w ciszy i samodzielnie analizuje informacje. A jeśli bym wpierw natrafił na takie informacje na tym forum to bym ich nie powielał. Jednak nawet wiedza rewolucyjna, musi z czasem torować sobie drogę przez zabobony i archaizmy przeszłości.
Pamiętajcie że kiedyś ludzie nie wiedzieli o istnieniu bakterii czy wirusów ale i tak po swojemu tłumaczono choroby. Więc wciąż się uczymy o nas samych i o naszym otoczeniu, a wcześniejsze teorie są wciąż obalane dzięki kolejnym wynikom badań i eksperymentów. Za kilka lat miejmy nadzieje, część tej wiedzy przedostanie się do świadomości społeczeństwa.

nena napisał/a:
Wspomniane brokuly- oslawione, zdrowe itd a tak do konca nie jest.
1.sa w nich(jak zreszta we wszystkich warzywach) pozostalosci pestycydow i innych srodkow ochrony. Wartosci te sa/powinny byc sprawdzane-jednak zdarzaja sie przekroczenia(wynikajace np z nie dotrzymywania kwarantanny czy zbyt wysokih dawek nawozow)
2. modyfikowane genetycznie- spor o wplyw na organizm czlowieka trwa a my to wcinamy az milo.

Dlatego już na wstępie napisałem że "Niestety w obecnych czasach ta właściwa, czysto ekologiczna dieta w dużej mierze warzywno owocowa, po prostu jest niedostępna lub ciężko dostępna i wyjątkowo droga." Wybaczcie że cytuje samego siebie, ale widać ta wypowiedź zagineła w gąszczu informacji zawartych na początku.

Jeśli ktoś ma jakieś konstruktywne uwagi, to z przyjemnością wdam się w polemike. Wciąż przyswajam sobie kolejną wiedze i wciąż mam wiele do nauczenia się. Dlatego jeśli popełniłem jakieś błędy techniczne (brak wykształcenia biologicznego czy chemicznego) to proszę śmiało je podawać, tak bym przypadkiem swoją niewiedzą nie wprowadził kogoś w błąd.
 
JaInka 
PRZYJACIEL Forum



Dołączyła: 05 Lut 2009
Posty: 437
Skąd: Milanówek
Pomogła: 150 razy

 #5  Wysłany: 2009-08-10, 21:31  


Z dużą ostrożnością czytam o podobnych "odkryciach". Pamiętam, jak masło było winne większości chorób, a potem, jak powoli wracało do łask. Potem pomidory, margaryny, sałata, olej taki lub siaki, mięso białe czy czerwone...

Faktem jest, że miałam kiedyś w ręku mapę zachorowalności na konkretnego raka. To taki dość nowy wynalazek, że wrzuca się do komputera mnóstwo danych dotyczących diety różnych kultur oraz wyniki epidemiologiczne. I wychodza różne ciekawe rzeczy.

Najdziwniejsze - jak pamiętam - to były dla mnie dwa zjawiska.

Pierwsze: że w dzielnicach włoskich USA jest mniejsza zachorowalność na raka jelita grubego. Z powodu? Z powodu przestrzegania postów piątkowych i jedzenia raz w tygodniu ryby. Podczas gdy "zwykły" Amerykanin pożera straszne ilości mięsa, a ryb w ogóle.

I drugie: że Eskimosi mają problemy z powodu z kolei nadmiaru ryby w jadłospisie, (szczególnie tu chodzi o wędzona rybę, także rak jelita), ale po przeprowadzce do Kanady kompensują sobie chroniczny głód i umierają z powodów głównie wieńcowych (serce).

Wnioski:
1) uczono mnie, że człowiek jest wszystkożerny i niebezpieczne jest ograniczanie menu - nawet chleb lub ziemniaki mogą stać się rakotwórcze, jeśli są jedynym pożywieniem;

2) jestem głęboko przekonana, że instynktownie wiemy, co naszemu organizmowi jest akurat w tym momencie potrzebne.

Pamiętam z dzieciństwa wygryzioną przeze mnie i siostrę dziurę w tynku za drzwiami, gdzie nas stawiano w kącie. Albo upodobanie do spalonej skórki ciasta przy problemach żołądkowych. Pamiętam tez, jak zrobiłam pierwszy twarożek dla swojego dziecka, a on kategorycznie odmawiał zjedzenia. Więc ja namawiałam, potem odwracałam jego uwagę i ładowałam, a w końcu wywierałam presję. I co: zjadł i dostał paskudnej wysypki, bo okazał sie uczulony na koncentrat białka. Od tego czasu stałam się pokorniejsza.

A teraz ciągle słyszę od pacjentów, że mają "zachciewajki", jak kobiety w ciąży. I ja także, jak wsłuchuję się w organizm, to wiem, na co mam ochotę.

Brokuły może pomogły akurat tej osobie, która miała spory deficyt czegoś, co w brokułach jest. Na pewno warto jeść różne rzeczy, na pewno dobrej jakości. To wiedza zdroworozsądkowa. :lol:
 
Yang 


Dołączył: 09 Sie 2009
Posty: 5

 #6  Wysłany: 2009-08-10, 22:46  


Organizmy mówiły nam co potrzebujemy, jednak kiedyś. Obecnie jak mamy doczynienia z ekstraktami smakowymi i zapachowymi to i odpowiednio podane trociny będą nam smakować. Ponadto nasze organizmy stosują się do zwykłej zasady "jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma". Więc jeśli systematycznie karmimy siebie produktami nafaszerowanymi chemią, to w końcu nam to wszystko obojętnieje i już nie zwracamy uwagi na to. Jednak jeśli zadbamy o swoją diete i oczyścimy organizm, to znowu możemy zacząć wyczówać różnice i nabierać ochoty na lepsze jedzenie.
Swoją drogą to przypomniało mi się, jak testowałem jakość wędlin na moim psie. Ponieważ był bardzo wybredny, to np taka kiełbaska za 9.90 za kilogram była tylko powąchana. Jak kupiłem taką za 15zł to zjedzona ale niechętnie. A jak kupiłem taką za 21 zł naturalną, to prawie straciłem rękę, tak się rzucił na nią. Jak widać pies ma lepszy węch i smak i nie dał się tak łatwo chemią nabrać.

Zaś co do borkułów to z pewnością w naszych organizmach może brakować sulfofran'u. A co to oznacza, to w linkach w pierwszym poście jest dość dokładnie (i dość naukowo) wytłumaczone. W dodatku nie mówimy tutaj o przypadku, że ktoś jadł brokuły i mu się poprawiło, bo po prostu taki wynik mógł być zależy od szeregu innych czynników. Mowa jest o badaniach laboratoryjnych i naukowej analizy reakcji zachodzących wewnątrz organizmu.

Tak na marginesie to szperając po sieci natrafiłem na ciekawy komunikat na stronie GIS (Główny Inspektor Sanitarny)
http://www.gis.gov.pl/?news=120
Wynika z tego, że wyciąg z zielonej herbaty EGCG może blokować działanie leku Velcade. Tak więc jak widać, czasem rezultaty wyników badań potrafią być zaskakujące. Jednak przy chemioterapi lepiej nie ryzykować i nie zażywać wyciągu z zielonej herbaty, przynajmniej do czasu wyjaśnienia tej zależności.
 
nena 


Dołączyła: 04 Mar 2009
Posty: 36
Pomogła: 3 razy

 #7  Wysłany: 2009-08-10, 22:47  


JaInka- dobrze, ze to napisalas- to cholernie logiczne.
Ja mam podobne przemyslenia. Moj tato ma takie wlasnie "napady smakow", potrafi zajadac sie czyms co dawniej zjadal sporadycznie. Pamietam jak przy ktorejs kolejnej chemii zajadal sie winogronami, co wzbudzilo nawet zdziwienie lekarza.(pan je winogrona? i nie szkodza panu?)
Czasy "rakotworczych" pomidorow pamietam rowniez. Teraz mowi sie, ze pomidory sa cacy ale nie mowi sie, ze nie wszystkie- kto mial okazje zjesc pomidora z ogrodu wie jaka jest roznica smakowa miedzy nim i pomidorem szklarniowym, o wartosciach odzywczych i zawartosci substancji szkodliych potoczny zjadacz chleba nie mysli albo nie chce wiedziec.
Salata np - modna i na czasie, jem salate -bede zdrowa... az chce sie powiedziec: g...o prawda.
Yang- mnie nie przeszkadzaja Twoje rozmyslania o jedzeniu, jak dla mnie mozesz pisac, byc moze wpadniesz na cos na co ja nie wpadlam...? Zawsze warto sie czegos dowiedziec.

Odzywianie przy chorobie nowotworowej uwazam za bardzo wazne- powie ktos, ze mu wszystko jedno co je?
 
Yang 


Dołączył: 09 Sie 2009
Posty: 5

 #8  Wysłany: 2009-08-10, 23:18  


W sumie to chyba nie moim zadaniem jest wpadać na coś. Wygląda na to, że wiele odpowiedzi już udzielono, tylko mało kto je usłyszał. Ja po prostu staram się szukać różnych rzeczy w internecie, różnych publikacji, wyników badań, analiz naukowych i poskładać to w jakąś logiczną całość. Mając odpowiednią wiedze może uda mi się ją przekazać innym, szczególnie tym, na których mi zależy i być może przekonać ich by spróbowali o siebie zadbać.

A tak przy okazji, to jest artykuł który wyjaśnia parę kwesti o których tylko napomknąłem, a które być może niektórych skłonią do przemyśleń. W tym dziale, jest on polecany przez Forum DUM SPIRO-SPERO, a zowie się Nowotwory - leczenie naturalne bez magii i mitów. Jak to mówią, najciemniej pod latarnią.

Edit:
Cytat:
Pamietam jak przy ktorejs kolejnej chemii zajadal sie winogronami, co wzbudzilo nawet zdziwienie lekarza.(pan je winogrona? i nie szkodza panu?)


I to jest przykład niewiedzy lekarza. Na podstawie wyników badań nad resveratrolem określono że
Cytat:
Okazało się, że związek ten zakłócał aktywność mitochondriów - struktur wytwarzających energię potrzebną komórkom do życia. Poza tym, blokował pewne białka obecne w komórkach nowotworowych, które osłabiają skuteczność chemioterapii wypompowując leki na zewnątrz komórek.

W połączeniu z promieniowaniem, resveratrol nasilał powstawanie w mitochondriach wolnych rodników tlenowych - ubocznych produktów metabolizmu, które mają bardzo niszczący wpływ na komórki. Pod wpływem tej kombinacji, komórki raka trzustki częściej ginęły samobójczą śmiercią.

Chociaż nie wiem jakiego raka miał Twój tata, więc jeśli coś z przewodem pokarmowym, to faktycznie mogło to budzić zdziwienie, szczególnie po kolejnej chemii.
 
rakar 



Dołączył: 27 Sty 2009
Posty: 119
Skąd: OLSZTYN
Pomógł: 11 razy

 #9  Wysłany: 2009-08-10, 23:21  


To, co napisałem o spożywanych przeze mnie brokułach, jako składniku diety, to był taki pretekst do bezsensu spożywania szczególnie jakiegoś produktu, jako panaceum na jakąś dolegliwość. Nie pomijam jednak ich znaczenia, jeśli jest to pod kontrolą lekarza.

Urodziłem się i mieszkałem na wsi. Na prawdę znaczna część moich sąsiadów z usług lekarza korzystała sporadycznie, jak już musieli. A tak, uprawiali oni ludową medycynę, z dziada pradziada. Np. korzystali z porad imć pana Zagłoby i na ranę przykładali miąższ z chleba wymieszany z pajęczyną, albo siusiali własną uryną na ranę itd... Robili to na własną odpowiedzialność. O głupotach znachorskich i zabobonach już nie wspomnę, bo tego też nie brakowało. A jak ktoś z braku lekarskiego leczenia,np. młodo umarł? "Bóg dał - Bóg wziął"

Jestem przeciwny propagowaniu niekonwencjonalnych metod leczenia, reklamowaniu oficjalnych leków, zachwalaniu w szczególności jakiegoś produktu na coś, ponieważ schorowany człowiek odstawi to co mu przypisał lekarz, zacznie zażywać te "specyfiki" i często przyśpiesza swój kres na tym padole łez.
Niestety, wolny rynek pozbawia niektórych zdrowego rozsądku. Wszystko ma swoją cenę - jakaś trawa,ziele, owoc, bulwa, kłącze. Nawet naukowcy są do wynajęcia i piszą np. o wyższości margaryny nad masłem i odwrotnie. W internecie mamy taki ogrom wiadomości, że trzeba mieć rozsądne, odporne podejście do tego wszystkiego.

Mógłbym dużo więcej o tym napisać - wiem, niewiele to da! Mógłbym wejść w dyskusję o zawartości składników zdrowotnych w poszczególnych produktach, tylko po co? A zagooglaj sobie i znajdziesz multum informacji, nieraz sprzecznych z sobą.

Czy jeszcze jest coś zdrowego na tym świecie?

A poniżej coś do śmiechu, w temacie leczenia, autentyczne zdania z:

Historie chorób

Nasza medycyna niejednokrotnie może pochwalić się znacznymi osiągnięciami, czego świadectwem mogą być poniższe fragmenty historii chorobowych:


Pacjent ma dwoje nastoletnich dzieci, lecz poza tym nie wykazuje objawów choroby psychicznej.

Pacjent uskarża się na ból w klatce piersiowej po ośmiu miesiącach leżenia na lewym boku.

Podczas badania kolano było zaczerwienione i obrzęknięte, a na drugi dzień zniknelo.

Pacjentka nieustannie szlocha i płacze, wygląda także nieco depresyjnie.

Pacjentka cierpi na depresję od czasu pierwszej wizyty u mnie w 1996.

Wyjątek z wypisu ze szpitala: Żywy, ale bez mojego zezwolenia.

Wygladąjacy zdrowo zgrzybiały 70-letni mężczyzna, wysoce sprawny umysłowo, zaawansowany Alzheimer.

Pacjent odmówił sekcji.

Denat twierdzi że nie miał poprzednich historii samobójstw.

Pacjent twierdzi, że białe krwinki zostawił do badania w innym szpitalu.

Historia medyczna pacjenta wygląda zdumiewająco dobrze, przybrał jedynie na wadze 20 kg w ciągu trzech ostatnich dni.

Pacjent miał na śniadanie kanapki, a po południu anoreksje.

Notatka z konsultacji: Tak miedzy nami mowiąc, powinno nam się udać zapłodnić te pacjentkę.

Ponieważ pacjentka nie może zajść w ciążę z mężem, powinniśmy za niego nad nią popracować.

Pacjent nie ma czucia od palców stóp w dól.

Przebywajac na intensywnej terapii pacjentka została przebadana, prześwietlona i wysłana do domu.

Skóra pacjenta pozostala sucha i wilgotna.

Pacjent uskarża się na okazjonalne, ciągłe i nieprzerwane bóle głowy.

Pacjent wykazywał pełną przytomność i współpracę i nie odpowiadał na pytania.

Pacjentka stwierdziła że na zatwardzenie cierpiała przez większość życia do momentu rozwodu.

Badanie rektalne (analne) ujawniło powiekszoną tarczycę.

Obie piersi są rowne i reagują na swiatło.

Badanie genitaliów wykazało że pacjent był pochodzenia żydowskiego, poniewaz był oberżniety.

Skóra: nieco blada, ale obecna.

Badanie bioder wykonano pacjentce wieczorem w łóżku.

Pacjent byl skonsultowany także przez dr A., który stwierdził, że powinniśmy usiaść na tyłku i zgodzić się z jego diagnozą.

Pacjentka nie odczuwa sztywności ani dreszczy, choć jej mąż twierdzi że ostatniej nocy była wyjątkowo gorąca w łóżku.
_________________
www.rak-prostaty.pl
 
Yang 


Dołączył: 09 Sie 2009
Posty: 5

 #10  Wysłany: 2009-08-10, 23:53  


rakar napisał/a:
[b][color=green]To, co napisałem o spożywanych przeze mnie brokułach, jako składniku diety, to był taki pretekst do bezsensu spożywania szczególnie jakiegoś produktu, jako panaceum na jakąś dolegliwość. Nie pomijam jednak ich znaczenia, jeśli jest to pod kontrolą lekarza.

Pod kontrolą lekarza? Ależ oczywiście. Najlepiej kompetentnego, wyedukowanego, zdolnego do szukania informacji których nie posiada, a nie orzekanie na bazie swojej niewiedzy. Ponadto lekarza którego celem jest wyleczenie pacjęta, a nie utrzymywanie go w stanie "stałej dochodowości". Innymi słowy bardzo dobrego lekarza z powołania. Jednak i tak każdy lekarz mówi "przestrzegać diety". Niektórzy jeszcze dodadzą coś od siebie, czyli żeby dieta była wzbogacona np o buraczki. Jednak nie określą nam ilości, sposobu przygotowania, jakości produktów. Dlatego tą wiedze musimy zdobyć sami.

Cytat:
Urodziłem się i mieszkałem na wsi. Na prawdę znaczna część moich sąsiadów z usług lekarza korzystała sporadycznie, jak już musieli. A tak, uprawiali oni ludową medycynę, z dziada pradziada. Np. korzystali z porad imć pana Zagłoby i na ranę przykładali miąższ z chleba wymieszany z pajęczyną, albo siusiali własną uryną na ranę itd... Robili to na własną odpowiedzialność. O głupotach znachorskich i zabobonach już nie wspomnę, bo tego też nie brakowało. A jak ktoś z braku lekarskiego leczenia,np. młodo umarł? "Bóg dał - Bóg wziął"

W każdej plotce jest odrobina prawdy. Sikanie na rane jest właściwym sposobem jej oczyszczenia, jeśli nie mamy lepszej alternatywy. W moczu zdrowego człowieka nie powinny znajdować się cukry, białka, krwinki czerwone i krwinki białe oraz bakterie. Jednak jeśli jest możliwość, lepiej przemyć wodą utlenioną.
Jednak niektórzy ludzie na własną rękę, metodą prób i błedów odkrywali zdrowotne działanie niektórych ziół, owoców i warzyw, to oznacza, że to działanie musiało być bardzo silne, skoro obserwowano tak silne jej skutki. Po prostu współczesna medycyna dzięki skomplikowanym analizom potrafi odpowiedzieć na pytanie co i dlaczego. Dzięki temu można przy odpowiedniej technologi wyizolować konkretne związki i je wykorzystywać w leczeniu. I tak np zamiast zjeść kilogram danych owoców, wystarczy podać 1 mg związku by osiągnąć pozytywny efekt tego związku, bez konieczności obciążania organizmu wyizolowaniem go (szczególnie istotne przy problemach ze spożywaniem i trawieniem). Jednak z uwagi na trudności zachowania aktywności tych związków, wciąż jest to w fazie testowania, a nie rozprowadzania w aptekach jako lekarstwo pochodzenia naturalnego. Zresztą już wiele leków powstaje jako wyciągi z ziół. A przecież jeszcze kilkadziesią lat temu było by to nie do pomyślenia.

Cytat:
Jestem przeciwny propagowaniu niekonwencjonalnych metod leczenia, reklamowaniu oficjalnych leków, zachwalaniu w szczególności jakiegoś produktu na coś, ponieważ schorowany człowiek odstawi to co mu przypisał lekarz, zacznie zażywać te "specyfiki" i często przyśpiesza swój kres na tym padole łez.

Jest to bardzo istotna kwestia. Otóż lekarstwa są głównie do likwidowania objawów choroby, zostawiając problem poradzenia sobie z chorobą organizmowi. Natomiast wzmacnianie naszego organizmu za pomocą diety, ma na celu przede wszystkim likwidowanie przyczyny, a objawy przejdą same. Dlatego najlepiej stosować przepisane lekarstwa i wzmacniać organizm. Trzeba pamiętać, że nie ma tak, że zjesz 10 kg brokuł i rak ci zniknie. Rak powstaje latami i musi ginąć z czasem. Jedynie farmakologia jest tak drastyczna by spowodować radykalne zmiany. Ale i tak rak zdąży się uodpornić na chemie i przemutować by dostosować się do nowych warunków. W końcu po to jest chemia powtarzana, by w konsekwencji spowodować całkowite oczyszczenie.
Cytat:
Niestety, wolny rynek pozbawia niektórych zdrowego rozsądku. Wszystko ma swoją cenę - jakaś trawa,ziele, owoc, bulwa, kłącze. Nawet naukowcy są do wynajęcia i piszą np. o wyższości margaryny nad masłem i odwrotnie. W internecie mamy taki ogrom wiadomości, że trzeba mieć rozsądne, odporne podejście do tego wszystkiego.

No cóż pieniądz rządzi światem. Dlatego warto szukać niezależnych źródeł informacji, badań, które potwierdzą lub obalą przedstawione wyniki. I niestety takie zasypanie ludzi informacjami fałszywymi wytworzyło szum informacyjny który spowodował sceptyczne nastawienie większości ludzi i prawie uniemożliwił odnalezienie prawdziwych środków które naprawdę mogą pomóc. A na domiar złego, jeśli nawet pojawi się jakiś lek na chorobę, to zostaje opatentowany i sprzedawany za astronomiczne sumy a i tak pewnie nie zapewni że nie będzie nawrotów. W końcu produkt trzeba dalej sprzedawać by swoje biliardy zarobić.

PS Humor z zeszytów medycznych chyba nie jest właściwym tekstem w poważnej dyskusji na bardzo poważny temat? No chyba że tylko ja traktuje ten temat poważnie?
 
rakar 



Dołączył: 27 Sty 2009
Posty: 119
Skąd: OLSZTYN
Pomógł: 11 razy

 #11  Wysłany: 2009-08-11, 09:21  


Yang napisał/a:

PS Humor z zeszytów medycznych chyba nie jest właściwym tekstem w poważnej dyskusji na bardzo poważny temat? No chyba że tylko ja traktuje ten temat poważnie?

Ależ te zdania są jak najbardziej autentyczne, a że śmiesznie to wygląda? Jak widać, w konwencjonalnym leczeniu zdarzają głupawe sytuacje, nie tylko w niekonwencjonalnym - namolnym przekonywaniu do swoich słuszności, jak w tym kawale:
Na lekcji biologii pani pyta Jasia:
- Jaki pożytek mamy z gęsi?
- Smalec.
- I co jeszcze?
- Smalec.
- Jasiu, na czym śpisz w domu?
- Na łóżku.
- A co masz pod głową?
- Poduszkę.
- A co jest w poduszce?
- Dziura.
- A co wyłazi z dziury?
- Pierze.
- No właśnie. To powiedz Jasiu, co mamy z gęsi...?
- Smalec.

Na tym kończę dysusję.
_________________
www.rak-prostaty.pl
 
Mrakad 



Dołączył: 29 Sty 2009
Posty: 322
Skąd: Warszawa
Pomógł: 28 razy

 #12  Wysłany: 2009-08-11, 14:03  


W Internecie jest bardzo wiele stron poświęconych diecie dla pacjentów onkologicznych.
Zdrowy rozsądek podpowiada, że różne nowotwory mogą wymagać różnych diet. Ja np. mam unikać witaminy B6 a od jesieni do wiosny uzupełniać D3. Czy znacie poważne badania uzasadniające taką a nie inną dietę w danym nowotworze? Wiadomo, że to co jest dobre na wszystko nie jest dobre na nic.
_________________
Tylko dwie rzeczy są nieskończone: wszechświat oraz ludzka głupota, choć nie jestem pewien co do tej pierwszej.
Albert Einstein
 
mral 
PRZYJACIEL Forum



Dołączyła: 30 Sty 2009
Posty: 466
Pomogła: 75 razy

 #13  Wysłany: 2009-08-15, 18:27  


rakar napisał/a:

Urodziłem się i mieszkałem na wsi. Na prawdę znaczna część moich sąsiadów z usług lekarza korzystała sporadycznie, jak już musieli. A tak, uprawiali oni ludową medycynę, z dziada pradziada. Np. korzystali z porad imć pana Zagłoby i na ranę przykładali miąższ z chleba wymieszany z pajęczyną, albo siusiali własną uryną na ranę itd... Robili to na własną odpowiedzialność. O głupotach znachorskich i zabobonach już nie wspomnę, bo tego też nie brakowało. A jak ktoś z braku lekarskiego leczenia,np. młodo umarł? "Bóg dał - Bóg wziął"




W nawiązaniu:

Cytat:
Jak leczono i zapobiegano chorobom w dawnej Polsce
Autor tekstu: Karolina Stojek-Sawicka



1. Metody terapii i zabiegi profilaktyczne
Jedną z najbardziej podstawowych wartości w życiu człowieka jest zdrowie. Chorobę z reguły traktowano jako poważny problem społeczny i polityczny; ujmowano ją w kategoriach kary za indywidualne lub społeczne przewiny. Towarzyszyło jej zwykle poczucie niepewności i lęku. Chorego zaś postrzegano często jako osobę niezdolną do uczestniczenia na równych prawach w życiu społecznym i przyjmowano wobec niej postawy wykluczające. Dawniej choroba była tym groźniejsza, że nie potrafiono jeszcze dokładnie zidentyfikować objawów chorobowych, określić jej pochodzenia i natury. Przede wszystkim jednak nie wiedziano, w jaki sposób najlepiej jej przeciwdziałać i jak się przed nią uchronić. Jednym z najpopularniejszych dawniej środków leczniczych były upusty krwi. Od czasów antycznych zabieg ten należał do kanonu podstawowych metod terapii, zalecanych w wielu rozmaitych schorzeniach.

Cała ówczesna patologia i fizjologia opierała się na nauce o czterech cieczach (krwi, śluzie, żółci i czarnej żółci), które znajdując się w równowadze utrzymywały organizm ludzki w zdrowiu. Gdy równowaga ta zostawała naruszona, człowiek zaczynał chorować. Upusty krwi miały zatem na celu wydalenie nadmiaru jakiejś cieczy i przywrócenie równowagi w organizmie. Stosowanie obfitych krwiopustów doradzono przede wszystkim w przypadkach zachorowań, których źródeł dopatrywano się w nadmiarze „gorących humorów" lub patologicznym „rozgrzaniu organizmu", jak np. w różnego rodzaju gorączkach i w czasie zbyt gwałtownych stanów emocjonalnych. Najczęściej zabieg puszczania krwi polegał na chirurgicznym nacięciu odpowiedniej żyły, w wyjątkowych jedynie sytuacjach posługiwano się pijawkami. Otwierano różne żyły w zależności od rodzaju schorzenia, zwykle te znajdujące się w pobliżu źródła choroby, a więc np. w przypadkach schorzeń głowy, twarzy, oczu, uszu — żyły czołowe bądź skroniowe; przy wrzodach jamy ustnej, bólach zębów czy katarze — żyły wargowe i brodowe itd. Zalecano daleko posuniętą ostrożność w wykonywaniu upustów krwi tętniczej, obawiając się wywołania krwotoku.

Decydując się na zabieg upuszczenia krwi należało przestrzegać określonych pór roku i dnia. Termin wykonania go należało skorelować z położeniem gwiazd. Ponoć najlepiej było wykonywać krwiopusty na jesieni i na wiosnę, gdy księżyc znajdował się nowiu, ewentualnie w dzień pogodny, ale nigdy w czasie przerwy świątecznej, „chyba, że w wielkiej potrzebie". Dawniej wierzono bowiem, że układ ciał niebieskich i stan zdrowotny ludzkiego organizmu pozostają w ścisłych między sobą zależnościach. Upusty krwi traktowano często jako zabieg profilaktyczny i wielu osobom o gwałtownym usposobieniu wykonywano go rutynowano, zazwyczaj raz w roku na wiosnę. Puszczania krwi zabraniano jedynie wykonywania dzieciom, osobom w podeszłym w wieku i kobietom ciężarnym.

Ważną rolę w zabiegach profilaktycznych odgrywała również kwestia przestrzegania odpowiedniej diety. Odpowiednio dobrana pod względem ilościowym i jakościowym dieta i dostosowana do indywidualnych potrzeb osoby miała mieć ogromny wpływ na stan zdrowia naszych przodków, którzy często na skutek nadużywania rozmaitych trunków i niepohamowanego obżarstwa połączonego z nadmiernym spożywaniem potraw tłustych i słodkich, narażali się na różnego rodzaju dolegliwości. Nadmierne przejadanie i opijanie się powodowało zapaści chorobowe, przyspieszało procesy starzenia, a przede wszystkim czyniło człowieka bardziej skłonnym do grzechu i bardziej „podległym żądzy zmysłów".

Podstawą zdrowego odżywiania były dania proste, niezbyt mocno przyprawione. Zalecano wystrzegać się potraw bogatych w mięso, nazbyt mocnych i gorących, a także ograniczyć spożycie surowych warzyw i owoców. Zachęcano natomiast do spożywania różnego rodzaju ptactwa i ryb, które uważano za zdrowsze i smaczniejsze od czerwonego mięsa. Nieraz wskazywano na lecznicze właściwości profilaktycznych głodówek, wskazując na szkodliwość przejadania się i stanowczo odradzając spożywania zbyt obfitych posiłków na wieczór. Popijać spożywane pokarmy zalecano natomiast czystą wodę źródlaną, rezygnując całkowicie z trunków alkoholowych, zwłaszcza popularnego wówczas piwa i wina. Zalecano za to spożywanie różnych gatunków zbóż.

Uważano przykładowo, że pszenica pomagała w suchotach i łagodziła przebieg wielu chorób klasyfikowanych dziś jako dermatologiczne; żyto przynosiło ulgę w różnych ranach powstałych na skutek odmrożeń czy z pobicia; jęczmień zaś zalecano stosować w najrozmaitszych przeziębieniach, przy katarze, bólu gardła, zapaleniach i w różnego rodzaju gorączkach. Wielokrotnie podnoszono również lecznicze właściwości owsa, mającego zastosowanie w rozmaitych chorobach skórnych lub związanych ze schorzeniami ocznymi. Zwracano poza tym uwagę na szczególne wartości odżywcze i właściwości lecznicze otrąb, które uważano, że są najlepsze dla osób kaszlących, cierpiących na przewlekłą biegunkę, mających łupież lub wszy.

Do grupy składników o działaniu leczniczym, które należało włączyć do diety osób chorych należały również rozmaite warzywa, takie jak ćwikła, szparagi zalecane w przypadkach bólu głowy, oczu oraz w razie problemów gastrologicznych, rzodkiew wspomagająca pracę pęcherza czy chrzan łagodzący duszności w piersiach. Często rozpisywano się także o leczniczych właściwościach cebuli i czosnku, mających zastosowanie przede wszystkim w stanach zapalnych. W przypadku przeziębień leczono się głównie przy pomocy rozmaitych przetworów owocowych: agrestowych, malinowych, wiśniowych, czy morelowych. Zdawano sobie również sprawę ze wzmacniających właściwości kawy, która nadspodziewanie szybko w XVIII w. zdobyła uznanie w konserwatywnej pod względem upodobań kulinarnych Polsce. Napój ten stopniowo w ciągu tego stulecia wypierający, i to nie tylko na dworach szlacheckich, pijaną powszechnie na śniadanie polewkę piwną, i coraz powszechniej podawany po obiedzie lub wraz ze słodyczami na popołudniowych spotkaniach, stosowano również jako środek profilaktyczny. Uważano, że jest on najlepszy na problemy z trawieniem, na kaca, sądzono, że wspomaga pracę pęcherza i uspokaja.

Nawet jednak najlepsza dieta nie przynosiła pożądanego skutku, jeśli nie towarzyszyła jej pewna zmiana dotychczasowego trybu życia. W związku z tym zalecano uprawianie sportu i ruch na świeżym powietrzu, szczególnie jazdę konną i spacery. Doradzano unikania zbyt gwałtownych stanów emocjonalnych oraz długi i spokojny sen. Powszechnie rozpisywano się przy tym o konieczności zachowywania czystości i dbania o swój wygląd zewnętrzny, szczególnie zaś wychwalano lecznicze skutki zażywania częstych i różnorodnych kąpieli, zwłaszcza cieplicznych, które miały pomagać na krążenie i bóle reumatyczne. Zażywane regularnie kąpiele domowe uspokajały, łagodziły uporczywe bóle głowy, zapobiegały dolegliwościom spazmatycznym, bólom nerek, bezsenności i zawrotom głowy. W przypadku wielu chorób wystarczała jedynie drobna modyfikacja diety lub dotychczasowego stylu życia, by choroba ustąpiła. Jednak w razie poważniejszych problemów zdrowotnych konieczne stawało się sięgnięcie po bardziej skomplikowane lekarstwa pochodzenia roślinnego i zwierzęcego, a często nawet wsparcie dotychczas stosowanych metod leczeniem farmakologicznym.

2. Leki
Dawniej panowała szeroko rozpowszechniona nieufność do wszelkiego rodzaju medykamentów, mająca swoje źródło w metafizycznym widzeniu zjawiska choroby i jej interpretacji w kategoriach religijnych. Uważano, że stan zdrowia człowieka był zdeterminowany przez wpływ sił nadprzyrodzonych (np. układ planet), a sama choroba była znakiem danym od Boga i traktowano ją jako karę za popełnione grzechy. Daleko posunięta podejrzliwość względem leków miała swe źródło również w obawie przed skutkami ubocznymi aplikowanych lekarstw. Lekarze nie potrafiąc dokładnie określić przyczyny pochodzenia chorób, nie byli zgodni, jakie leki należy zażywać w określonych sytuacjach. Nie wszystkie poza tym i nie zawsze przynosiły dobroczynny skutek i okazywały się „prawdziwie pożyteczne". Z tego powodu najchętniej i najczęściej w dawnej Polsce stosowano leki proste, występujące w stanie naturalnym, powstałe w większości na bazie surowców roślinnych. Wzmiankuje się około stu pięćdziesięciu różnego rodzaju gatunków roślin o zastosowaniu leczniczym, wykorzystywanych do przygotowania wielu rozmaitych lekarstw, które w większości były łatwo dostępne na rynku lokalnym. Nie wszystkie z nich posiadają dziś potwierdzone i udokumentowane właściwości lecznicze, wiele nie jest stosowanych we współczesnej medycynie i wykorzystywanych do produkcji leków.

W przypisywanych roślinom znaczeniach i właściwościach mieszała się wiedza pochodząca z różnych źródeł: z ówczesnych koncepcji naukowych, z dawnych, często jeszcze średniowiecznych kompendiów, których treść weszła do kanonu wiedzy potocznej, czy z zasobów kultury „ludowej". W pełnym znaczeń sarmackim imago mundi opierającym się na zasadzie funkcjonalności wszystkich elementów Wszechświata, każda roślina posiadała swoje konkretne miejsce, dające się przede wszystkim tłumaczyć w kontekście kultury magicznej. Najczęściej stosowano rośliny, które dzięki swoim właściwościom pełniły funkcje oczyszczające organizm i odstręczające chorobę. Ich przykry zapach, smak (cebula, czosnek, kminek) lub ból, jaki sprawiały przy dotyku (pokrzywa) miały prowadzić do usunięcia choroby i dawały nadzieję na szybkie wyzdrowienie. Powszechnie wykorzystywano również zioła zachowujące wieczną zieleń liści (np. rozmaryn, ruta), które, ponieważ nie podlegały one zmianom zgodnym z rytmem czterech pór roku, łączono z ideą nieśmiertelności i wiecznego odradzania się.

Wśród najczęściej stosowanych surowców znalazły się m.in.: piołun, żywokost, dzięgiel, pokrzywy, krwawnik, lawenda, kopytnik, ziele tatarskie, bez czarny, widłak, pasternak, łopian, rosiczka, bylica, dziewanna, lubczyk, goździki, babka, majeran, rozmaryn, melisa, gałka muszkatołowa, mięta polna, prawoślaz, tamaryndowiec, omieg górski, gruszczyczka itd. Znajdowały one przede wszystkim zastosowanie w terapiach wspomagających leczenie infekcji dróg oddechowych, różnego rodzaju dolegliwości żołądkowych, nieżytów przewodów pokarmowych, bólów głowy oraz przyspieszających gojenie rozmaitych ran. Z surowców roślinnych przeważnie wykonywane były, posiadające działanie profilaktyczne, tzw. alexipharmaca, używane zwłaszcza w malignach czy melancholii i we wszystkich tych przypadkach, które wymagały lekarstw „pomnażających siły żywotne".

Leki sporządzane na bazie surowców roślinnych podawano pod różnymi postaciami: konfektów, ekstraktów, plastrów, proszków i maści, jako przyprawa do różnych potraw, w połączeniu z winem, piwem i wódką. Niektóre z nich stosowano również jako środki profilaktyczne chroniące przed siłami nieczystymi. Na przykład pisano, że piwonia „czary i wszystkie gusła czarownic odgania" oraz „duchy nieczyste z ludzi wygania". Radzono nosić zawsze przy sobie korzeń dzięgla dla ochrony przed czarami i odpędzenia uroków, w czasie „grzmotów wielkich" i „burzliwych wichrów" zalecano zaś rozpylać bylicę.

Rośliny wykorzystywane w celu ochrony przed mocami demonicznymi charakteryzowały się silnym, odurzającym zapachem i gorzkim smakiem, rosły z dala od ludzkich siedzib, w trudnych i często niedostępnych miejscach, i stąd w świadomości potocznej kojarzyły się ze światem podziemnym i bóstwami chtonicznymi. Działanie tych roślin zwykle wspierały powszechnie używane w omawianym okresie inne środki apotropeiczne, mające chronić przed złymi skutkami wywołanymi przez siły nieczyste: amulety, talizmany, przedmioty poświęcone, ochronne stroje itd. Wiara w interwencję czartowskich mocy i nadprzyrodzone źródła wielu chorób trapiących ówczesną społeczność przywoływała standardy średniowiecznego myślenia silnie osadzonego w kulturze magicznej.

Wśród medykamentów najczęściej wykorzystywanych i zalecanych na różne dolegliwości znalazła się również dość spora grupa prostych leków pochodzenia zwierzęcego. Zgodnie z tradycją starożytną przekazaną przez Pliniusza i utrwaloną przez średniowieczne i nowożytne autorytety, wierzono, że mięso zwierzęce ma pewne właściwości lecznicze. Szczególne znaczenie przypisywano sadłu wilczemu i wieprzowemu, z którego sporządzano różnego rodzaju maści na podagrę, bóle przewodów moczowych oraz środki higieniczne.

Różne leki wykonywano również z odchodów zwierzęcych, świńskie łajno na przykład pomagało w czasie porodów, w przypadku krwotoków z nosa i na gorączki, wróble lub szczurze z piwem było natomiast najlepsze na zatwardzenia, owcze wspomagało proces gojenia ran po odmrożeniach. Znaczenie ekskrementów w zabiegach leczniczych wynikało z przypisywanej im nieczystości, która według ówczesnych przekonań miała odstraszać wszelkie choroby. Istotne właściwości lecznicze przypisywano także niektórym organom lisów, jeży, zajęcy, królików domowych, jak np. skórze, głowie, wątrobie, śledzionie, mózgowi, zwłaszcza zaś sercu, które stanowiło symbol życia.

Często wykorzystywanym lekarstwem były starte na proch rogi jelenia, które ceniono nie tylko ze względów praktycznych jako lek wzmacniający, lecz również z uwagi na przypisywane mu znaczenia mityczne, alegoryczne i magiczne. „Okresowe zrzucanie i odzyskiwanie poroża dało asumpt do dostrzegania w nim symbolu cyklicznej renowacji świata. Wysoki wieniec rogów jelenia w mitycznym widzeniu świata narzucał też skojarzenie z drzewem życia i związek z mocami płodności i odrodzenia". Z innych zwierząt w celach leczniczych wykorzystywano również glisty ziemne stosowane w przypadku bólu zębów, chrząszcze noszone po spaleniu zawinięte w jedwabną chustkę na szyi, czy mrówcze jaja, które znajdowały szerokie zastosowanie w wielu różnych dolegliwościach.

Przekonanie o leczniczych właściwościach zająca i królika wyprowadzano z faktu, że były to zwierzęta lunarne, a przez to powiązane w pewien sposób ze światem podziemnym i demonicznymi siłami. Wierzono, że stosowanie okładów z mięsa i łajna świń, które uważano za zwierzęta nieczyste, żarłoczne, z lubością nurzające się w nieczystościach, może skutkować odstępstwem choroby. Przekonanie o leczniczych właściwościach wilka wyprowadzano zaś z drapieżnego, krwiożerczego, mocnego i dzikiego charakteru tego zwierzęcia, które miało symbolizować płodność i odrodzenie ku nowemu życiu.

W celach leczniczych wykorzystywana nader często była również skóra węża, której noszenie przywiązanej zalecano każdej brzemiennej kobiecie na „lekkie porodzenie". Uzdrowicielskie właściwości zrzucanej przez węża skóry wynikały z reprezentowanej przez niego idei nieśmiertelności, wiecznego odradzania się i skojarzenia z procesem regeneracji. Większość substancji wytwarzanych ze zwierząt była wykorzystywana na zasadach leków sympatycznych, np. tym, którzy na kamień chorowali, radzono nosić przy sobie kamienie, głowa zająca spalona na proch miała natomiast pomagać na strupy na głowie. Popiół pochodzący ze spalonych różnych organów zwierząt był niezwykle często wykorzystywany w przypadku kuracji wymagających przeprowadzenia zabiegów oczyszczających bądź rewitalizujących. Scjentystyczne przesłanki stosowania leków pochodzenia zwierzęcego oparte na empirycznych zasadach współistniały z różnymi opiniami, nierzadko o proweniencji magicznej, nader daleko odbiegającymi od ówczesnych standardów wiedzy naukowej.

Znacznie rzadziej, w porównaniu z lekami pochodzenia roślinnego i zwierzęcego, uciekano się natomiast do medykamentów sporządzanych na bazie minerałów, a zupełnie sporadycznie używano lekarstw farmakologicznych. Jednym z wyjątków tych ostatnich był alkohol służący głównie jako roztwór dla różnego rodzaju substancji. Z minerałów natomiast najczęściej w kompendiach medycznych wspominano o leczniczych właściwościach bursztynu, który wykorzystywano przy różnego rodzaju ocznych schorzeniach. Jednym z popularniejszych w XVIII w. zwyczajów posługiwania się minerałami w celach profilaktycznych było zawijanie ich w różne szmatki, wieszanie sobie na szyi lub kładzenie na noc pod poduszkę.

Najważniejsze miejsce w domowej apteczce zajmowały leki o działaniu przeczyszczającym. Metody humoralne polegające na obfitych upustach krwi oraz naprzemiennym stosowaniu środków wymiotnych i napotnych, zapewniające utrzymanie harmonii i równowagi między cieczami w organizmie, stanowiły bowiem w XVIII wieku wciąż jeszcze fundament myśli medycznej i podstawę różnych kuracji zdrowotnych. Za leki „purgujące" uważano przede wszystkim takie, których działanie wzbudzało „wypróżnienie stolcowe" i ewakuację wraz ze stolcem szkodliwych substancji z chorego organizmu; często jednak nazwą tą określano wszystkie medykamenty oczyszczające organizm ze złych humorów.

W charakterze leków przeczyszczających najczęściej stosowano tzw. rodzynki purgujące, różnego rodzaju proszki i pigułki o nieustalonym składzie, rozmaite „purgensy" w trunku, „lulepy" i „konfekty na womity", sporządzane ze sproszkowanego rabarbaru, hanyszku, manny, białek i następnie łączonych z winem. Powszechnie celem przeczyszczenia organizmu stosowano również różnego rodzaju enemy (lewatywy), „wstrzykiwane pod postacią płynów (wody lub wywarów ziołowych, z mleka, serwatki, soków, rosołów, wina) do kiszek za pomocą sikawek cyrulicznych". Obok „purgensów" szerokie zastosowanie spośród leków złożonych znalazły poza tym środki przeciwskurczowe, łagodzące objawy gwałtownych i bolesnych spazmów, które uznawano za przyczynę drgawek, kolek, bólów głowy i zębów, kaszlu, wymiotów itd. Osobną grupę pośród lekarstw „składanych" tworzyły wszelkie maści, olejki, balsamy i julepy „bardzo pożyteczne w sztuce lekarskiej" jako substancje oddziałujące na wszelkie zewnętrzne i wewnętrzne objawy chorobotwórcze.

Mieszkańcy dawnej Polski mieli zatem widać do dyspozycji wiele różnych lekarstw i środków terapeutycznych pomocnych w różnego rodzaju dolegliwościach i mogli w razie potrzeby odwoływać się do najróżniejszych zabiegów leczniczych wspomagających proces powrotu do zdrowia. Na wybór konkretnej metody mającej zagwarantować powrót do zdrowia wpływ miała ogólnie pojęta świadomość medyczna tamtych czasów, na którą złożyła się wcześniejsza wiedza i doświadczenie. W dużym stopniu wciąż jeszcze była ona oparta na wyobrażeniach potocznych, nakładały się na nią schematy wyjaśniające, czerpiące z różnych typów racjonalności, przede wszystkim z koncepcji symbolicznych oraz idei znakowości i funkcjonalności Wszechświata.

Postrzeganie świata jako zbioru znaków i jego analogie z ciałem człowieka wpływały w zasadniczej mierze na formułowanie określonych zaleceń odnoszących się do zasad postępowania w chorobie. W zasadach tych znalazły odzwierciedlenie zarówno kategorie i schematy poznawcze wywodzące się z ówczesnej filozofii, teologii i nauki, jak również struktury myślenia religijnego, czy nawet magicznego i mitycznego. W stosunku ludzi dawnych wobec spraw związanych z lekami odzwierciedlał się z jednej strony szeroki pogląd na świat, zdominowany przez wartości religijne i wiarę w siłę sprawczą Boga, z drugiej silne poczucie nieufności względem wszystkiego, co wykraczało poza znane i akceptowane kategorie interpretacyjne. Pewne zmiany w tym zakresie zaczął przynosić dopiero przełom wieku XIX i XX, choć i wówczas dawne wyobrażenia nie przestały wywierać decydującego wpływu na sposób myślenia.

Wybrana bibliografia:

Compedium medicum auctum to jest krótkie zebranie i opisanie chorób, ich różności, przyczyn, znaków, sposobów leczenia, także sposobów robienia wódek, olejków, ulepków, maści..., Częstochowa 1715.
Medyk domowy Samuela Beimlera doktora kurfalskiego i germersheimskiego fizyka nauczający domowemi i małokosztującemi lekarstwy leczyć choroby i owszem zdrowie zachowywać, wszytskim,
osobliwie tym potrzebny, którzy od medyków są odlegli, a prędkiego ratunku potrzebujący z niemieckiego na polski język przetłumaczony przez Jana Jerzego Jelonka..., b.m. 1749.
Apteka dla tych, co ani lekarza nie mają albo sposobu konserwowania zdrowia mianowicie dla tych spisana, co lekarza nie mają, apteki
nie znają, to jest szkoła salernitańska z łacińskiego wiersza metrem ojczystym przełożona w podróży z nienawiści próżnowania a z miłości ku ubogim chorym po wsiach mieszkającym, Warszawa 1749.
Dykcjonarz powszechny medyki, chirurgii i sztuki hodowania bydląt, czyli lekarz wiejski..., t. I — IX, Warszawa 1788.


źródło: http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,5669
_________________
Miejsce człowieka jest tam, gdzie jego wolność nabiera pełnego sensu.

Ks. prof. Józef Tischner
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  


logo

Statystki wizyt z innych stron
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group