Niestety w centrum nie chcieli mnie przyjąć bo nie miałam skierowania :( ale tak na korytarzu jakiś lekarz mi powiedział że skoro na Wołoskiej mam już termin to lepiej tam zostać i ew po operacji się do nich zgłosić. Dzisiaj dostałam wyniki ostatniej biopsji i byłam z nimi od razu u endokrynologa i jednak się okazało że natychmiast muszę mieć wycięte wszystko i tarczycę i węzły chłonne. W centrum onkologi mnie nie chcą bo nie mają oddziału położniczego.Jutro mają mi wyznaczyć nowy termin na Wołoskiej. Mogę ewentualnie zapłacić jakiemuś specjaliście za udział w operacji właśnie z tego centrum nie pamiętam nazwiska. Jakie to są kwoty wiecie może? I czy to warto? Boje się strasznie choć chyba najbardziej emocjonalnie przeraża mnie to że już teraz mi powiedzieli że ciążę trzeba będzie rozwiązać szybciej i od razu radioterapia. A to oznacza że nie będę miała kontaktu z dziećmi. A ile czasu nie będę mogła się do nich zbliżać? Pewnie wiecie. Żeby w końcu mieć na coś wpływ obcięłam dzisiaj włosy, i tak mi garściami wychodzą... Źle mi bardzo...
Chciałam na wizytę u onkologa, ale jak pan w rejestracji zobaczył moje wyniki to od razu nie chciał mnie zapisać tylko kazał łapać doktora na korytarzu
To mi się w głowie nie mieści!Nie zająć się błyskawicznie chorą ciężarną młodą kobietą?!!
Widać jestem już za stara,aby ten współczesny świat rozumem ogarnąć.Nic dziwnego,że moje dwie Córki nie chcą do PL wrócić.Mieszkają w UK.Jak starsza tam wyjechała za pracą w 2004 i miała nadżerkę z dysplazją, to zdiagnozowana i wyleczona została w przeciągu 6 -słownie sześć tygodni.W tym były święta Bożego Narodzenia i Nowy Rok.
Już więcej nie będę pisać,bo słowa,które cisną mi się na usta,mogą kogoś jeszcze urazić.Jednak nie o wulgaryzmach myślę.
Pozdrowienia dla asi_nadzieja.Ja wierzę,a nawet jestem pewna,że wszystko dobrze się skończy.Zawsze w takiej sytuacji podaję przykład mojego Brata.Zachorował w 1998 r i od razu bardzo złe rokowania.Tyle,że nie było jeszcze reformy "Służby" zdrowia,więc operacja i naswietlania były wykonane błyskwicznie.Potem,owszem dwie wznowy,ale od 6 lat jest uznany za wyleczonego.Na kontrole co 6 miesięcy oczywiście chodzi.
asia_nadzieja, nie chciano Cię zarejestrować w Co jako pacjentki pierwszorazowej?
Ja się leczyłam w CO u dr Kiprian i to jest wspaniała lekarka. Spróbuj jeszcze jutro rano zadzwonić do CO na informację i poproś o połączenie telefoniczne z dr Kiprian. Jest to możliwe, bo ja się konsultowałam w czasie leczenia z panią doktor.
Z tego co wiem, najtrudniejsze operacje laryngologiczne wykonuje Szpital Czerniakowski (prof Kukwa, dr Kukwa, dr Sobczyk i inni), szpital w Międzylesiu i Centrum Onkologii.
Pozdrawiam,
mamanel
Witaj Asia, też nie chce mi się wierzyć, że taką spychologie stosują, ale fakt, kobieta z nowotworem w ciąży to dla nich podwójny "kłopot" ale i wyzwanie.
Dzięki ciąży mam wrażenie, że mnie wszędzie pchano na"pierwszą", nie czekałam w kolejkach. Leczyłam się w IO w Gliwicach i sobie chwalę.
Jeśli chodzi o kontakt z dziećmi to naświetlania w tym nie przeszkadzają, i w trakcie i zaraz po możesz spokojnie mieć z nimi kontakt. Mnie udało się po 2 tyg. naświetlań wyskoczyć do domu na weekend, ale to był pierwszy i ostatni raz, ze względu na różne dolegliwości (miałam też chemie w trakcie naświetlań) wolałam być pod okiem lekarzy dla własnego dobra.
Starsza później odwiedzała mnie co tydzień więc dałam radę. Miałam komputer w szpitalu z Internetem więc młodszą podglądałam przez Skype. Jeśli Twoje maleństwo zostanie dłużej w szpitalu ze względu na wcześniejsze rozwiązanie to może i lepiej bo będzie miało najlepsza opiekę.
Wszystko na pewno zorganizujesz, mój mąż był na noworodka na zwolnieniu więc mógł zająć się dziećmi, a pomagała mu moja mama. Dacie radę!
Byle jak najszybciej zacząć naświetlania, teraz musisz myśleć o sobie, a z dziećmi czas nadrobisz, mówię to z doświadczenia, więc nie masz podstaw żeby mi nie wierzyć.
Jak masz jeszcze pytania to służę doświadczeniem.
Niestety w centrum nie chcieli mnie przyjąć bo nie miałam skierowania :(
Do lekarza onkologa nie jest wymagane skierowanie i jest to przewidziane przepisami prawa.
asia_nadzieja napisał/a:
W centrum onkologi mnie nie chcą bo nie mają oddziału położniczego.
W CO Instytucie w Warszawie leczonych jest wiele ciężarnych kobiet. W trakcie ciąży wykonuje się tam zabiegi operacyjne, jak i leczy te pacjentki chemioterapią. Oddział położniczy nie jest potrzebny: tam ciężarne chore leczą raka a nie rodzą dzieci.
asia_nadzieja napisał/a:
Mogę ewentualnie zapłacić jakiemuś specjaliście za udział w operacji właśnie z tego centrum nie pamiętam nazwiska. Jakie to są kwoty wiecie może? I czy to warto?
W Polsce za leczenie chirurgiczne nowotworów złośliwych nie płaci się - chyba, że na własne życzenie chory poddaje się zabiegowi w prywatnej klinice (odradzam: duże ośrodki referencyjne mają znacznie większe doświadczenie w chirurgii onkologicznej).
asia_nadzieja napisał/a:
Chciałam na wizytę u onkologa, ale jak pan w rejestracji zobaczył moje wyniki to od razu nie chciał mnie zapisać
Pan z Centrum Onkologii-Instytutu przy ul. Roentgena w Warszawie? Pan z rejestracji pacjentów pierwszorazowych?
Bluesy napisał/a:
Dzięki ciąży mam wrażenie, że mnie wszędzie pchano na"pierwszą", nie czekałam w kolejkach.
Tak są traktowane ciężarne chore w Centrach Onkologii w całej Polsce.
Witajcie! Niestety nikt w warszawie nie chce się podjąć pełnej operacji która jest mi wskazana. Ja nawet nie wiedziałam że lekarze mogą odmówić :( Mam wyznaczony termin na 17.10 na usunięcie węzła chłonnego chciałabym jeszcze do tego czasu skonsultować się w Gliwicach oni podobno mają największe doświadczenie w leczeniu tarczycy.Czy macie jakiś kontakt do kogoś kto przyjmuje tam prywatnie? Jeśli chce cokolwiek zdziałać to musi być to najbliższy tydzień. Onkolog u której wczoraj byłam powiedziała że boi się że to przerośnie szpital na Wołoskiej. Stąd jej propozycja Gliwic. Boje się tego wszystkiego strasznie bo skoro lekarze się boją to co ma zrobić pacjentka traktowana jak okaz naukowy - "a co pani sobie tutaj wyhodowała". Wczoraj mój młody mąż wylądował w szpitalu na intensywnej terapii z podejrzeniem zawału który na szczęście okazał się silnym nerwobólem, ale pokazuje to tylko w jakim stresie i niepokoju żyjemy. Może jednak lepiej poczekać do rozwiązania? Operacja ma być jak to mówią krwawa będzie potrzebna transfuzja krwi - a to realne zagrożenie dla dziecka. A mało jest dzieci które przeżywają w 23 tygodniu życia kiedy się rodzą :(
Asia
DSS napisała , że ciężarne pacjentki są traktowane priorytetowo to próbuj dzwonić bezpośrednio do CO w Gliwicach
A tu masz namiary
ZAKŁAD MEDYCYNY NUKLEARNEJ I ENDOKRYNOLOGII ONKOLOGICZNEJ
Rejestracja do poradni
- od poniedziałku do piątku w godz. 7:00 - 17:00
tel. (32) 278 93 16, 17
Jako że mój małżonek przyniósł mi łaskawie komputer do szpitala mam trochę czasu na nadrobienie zaległości
Jestem już po operacji - udało mi się ją mieć dzięki dobrej wolej wielu ludzi w szpitalu bielańskim.
Wycięto mi całość czyli tarczycę węzły chłonne centralne i boczne prawe. Niestety też 5 nerwów :(
Że niby były zaplątane w węzły i zmiany nowotworowe.
Na początku się bardzo tym zdenerwowałam bo nie mam czucia w 1/4 twarzy i wystąpił zespół Hornera.
I jakoś nikt nie kwapił się w szpitalu by mi to jakoś wytłumaczyć, ale na dzień dzisiejszy już się powoli przyzwyczajam.
Mam już również wyniki badania histopatologicznego niestety tak jak przypuszczano nowotwór złośliwy brodawkowaty typ pęcherzykowaty.
Z przerzutami do wszystkiego co wycieli. Trudna do przełknięcia prawda.
Operacja była 14.10 po tygodniu mnie wypuścili, po 5 dniach wróciłam z gorączką 40 stopni nie wiadomo od czego ale antybiotyk dali i przeszło.
A teraz w piątek okazało się że moja córka śpieszy się na świat i leżymy na patologii ciąży :(
plusem jest to że przy okazji podali mi Dexaven na rozwój płucek u naszej Tereski, bo ze względu na rozwój nowotworu pewnie poród zostanie przyspieszony. Ale to musi zdecydować onkolog. A wizytę mam w poniedziałek. Niestety prywatnie ale ufam że jednorazowo.
Więc teraz leżę i coraz bardziej przywykam do szpitalnego życia, jeszcze trochę w nim spędzę. Najtrudniej jest teraz mojej drugiej połówce, nie wiem jak mu pomóc. Został sam z Frankiem ja jestem dla niego mało czuła, na co on strasznie narzeka. A ja po tych wszystkich szpitalach mam taką awersję do bliskości nawet najmniejszej. I on nie ma skąd czerpać bo żona zawsze była taka ciepła i milutka, a tu ma kolce. a z drugiej strony tak mi brakuje tych iskierek miłości do mnie w jego oczach, widzę pustkę i zmęczenie. Ufam że to przejściowe ale i tak mi go szkoda. Ja niestety od ponad 10 lat mam zdiagnozowaną depresję, nauczyłam się z nią żyć dzięki dobrym psychologom i pracy nad sobą, ale teraz w komitywie nowotwór plus depresja przytłacza to mnie strasznie i powoduje że się zamykam i nie widzę ani sensu dalszego życia ani wizji ja zdrowa. Pomimo skarbu największego jaki jest Franek i ta malutka 1200g Tereska. Pocieszam się że wiem że to u mnie cyklicznie się pojawia i potem jest lepiej. Ale nie mam już skąd czerpać by wspierać tego ukochanego najmilszego i najdroższego. A może są tu młodzi mężowie którzy mają żony walczące? Może to by mu pomogło - kontakt z ludźmi którzy którzy wiedzą jak to jest od środka? Ja widzę jak bardzo was potrzebuję i jestem wdzięczna że jakimś cudem was znalazłam
Postaram się sensownie Tobie odpisać.Rozumiem,że Franek-to Twój mąż?Pozdrów go ode serdecznie ode mnie.Również połaskocz po piętce malutką Waszą córeczkę,moją imienniczkę.No,i wcale nie taka malutka.Ja gdy się urodziłam,a bylo to ho,ho i jeszcze dawniej też malutko ważyłam,a wyrosłam.I powiem więcej wcale nie chorowałam,a urodziłam się w domu.Inkubatorów jeszcze nie było,tylko termoforami mnie ogrzewali.
Co skutków ubocznych związanych z usunięciem nerwów,to nie martw.W miarę upływu czasu,będą coraz mniejsze.Poza tym zapytaj się o możliwości rehabilitacji.Masaże?Naswietlania?
Mój brat po operacji nowotworu slinianki wraz z mnóstwem węzłów chłonnych też miał usunięte nerwy.
asia_nadzieja napisał/a:
powoduje że się zamykam i nie widzę ani sensu dalszego życia ani wizji ja zdrow
i sama dałaś sobie odpowiedz,dlaczego masz żyć-
asia_nadzieja napisał/a:
Pomimo skarbu największego jaki jest Franek i ta malutka 1200g Tereska
Dodam,że wierzę iż przed Tobą jeszcze długie dobre życie.Mój brat żyje i ma się całkiem dobrze już kilkanaście lat od zachorowania.
Co do Twego męża,myslę że jest zmartwiony,na pewno przestraszony.Musi znaleść się w tej nowej sytuacji,ale czas działa na Wasza korzyść.Uzbrójcie się w cierpliwość.To tyle mojego pisania na forum.Jednak,jak chcesz sobie popisać ze starszą Panią mającą córki w Twoim wieku,to pisz na moją pocztę mailową.Zawsze odpowiem.
Pozdrowienia dla Was i dużo ,dużo dobrych życzeń,
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum